Umiłowany przez Boga ród Odrowążów dał Polsce
niemal równocześnie w Iwonie i Prandocie
świątobliwych i gorliwych o dobro Kościoła pasterzy,
w błog. Czesławie
i św. Jacku
wielkich apostołów, a w błog. Bronisławie (żyła około roku Pańskiego 1259) pierwszą
patronkę.
Błog. Bronisława, według tradycji stryjeczna
siostra błog. Czesława i św. Jacka, urodziła się na
Śląsku Opolskim około roku 1203. Córka możnego i
bogatego rodu, obdarzona niezwykłą urodą, mogła była
pełnymi rękoma czerpać z radości świata, ale
umiłowawszy pobożność i niewinność, wzgardziła nim
i w szesnastym roku życia poświęciła się Bogu w
klasztorze norbertanek na Zwierzyńcu pod Krakowem.
Założycielem zakonu Premonstratensów czyli
Norbertanów był św.
Norbert, arcybiskup magdeburski. Potomek znakomitego
rodu, kanonik i kapelan cesarza Henryka V, przez jakiś
czas prowadził życie bardzo światowe. Nawróciwszy
się, pracował zrazu jako wędrowny kaznodzieja pokutny,
po czym w roku 1120 założył pierwszy klasztor swego
zakonu w Prémontré (Praemonstratum) pod Laon we
Francji. Regułę przyjął św. Norbert augustiańską,
właściwą zakonom tzw. kanoników regularnych,
stanowiących niejako przejście od, kanoników zwykłych
do właściwych zakonów. Różnica między nimi a
zakonami opartymi o regułę benedyktyńską polegała na
tym, że gdy te służyły głównie własnemu
uświęceniu lub misjom, zakony kanoników regularnych
zwracały więcej uwagi na zadania duszpasterskie. Te
same cele i zadania wskazał swemu zakonowi św. Norbert:
głównym zadaniem swoich synów duchownych uczynił
kaznodziejstwo i duszpasterstwo, ale równocześnie
nałożył na nich obowiązek pracowania nad własnym
uświątobliwieniem, wskazując im jako środek surowe
umartwienia i modlitwę. Poza tym - prawie na równi z
pracą nad własnym zbawieniem - zalecał im pieczę o
ubogich i gościnność.
Zakon premonstrateńśki rozpowszechnił się szybko w
całej katolickiej Europie, zwłaszcza w Niemczech,
dokąd go przeszczepił św. Norbert, gdy został
arcybiskupem magdeburskim; stąd dostał się rychło za
rządów arcybiskupa Jakuba ze Żnina do Polski,
zyskując pierwszą fundację na obszarze archidiecezji
gnieźnieńskieji w Kościelnej Wsi pod Kaliszem. Szybko
również, bo jeszcze za życia św. Norberta, powstała
żeńska gałąź jego zakonu. Pierwsze ich klasztory na
ziemiach polskich powstały koło połowy wieku XII;
najwcześniejszy był prawdopodobnie krakowski, fundacji
Jaksy z Miechowa.
Reguła norbertanek była bardzo surowa. Ubiorem ich
był biały wełniany habit i czarna zasłona, którą
okrywały głowę; mieszkały w celach, w których nie
było podłóg ani pieców, wskutek czego często
dotkliwie cierpiały od zimna. Nie wolno im było
posiadać żadnej osobistej własności, ani też
utrzymywać żadnych stosunków ze światem, tak, że
nawet odwiedziny krewnych mogły przyjmować tylko za
kratą i w obecności innych zakonnic. Obowiązane były
do ścisłego milczenia i samotności, a oskarżonym nie
wolno było odpierać zarzutów. Czas wolny od
nabożeństwa poświęcały norbertanki szyciu i haftom
kościelnym, przędzeniu lnu i wełny, oraz pracom
gospodarskim w klasztorze i w ogrodzie.
Bronisława, przywdziawszy habit, po niedługim czasie
przewyższyła świątobliwością życia wszystkie
siostry zakonne. To, co u większości ludzi
przywiązanych do świata i jego rozkoszy budzi strach i
odrazę: posty, nocne czuwania, ustawiczna modlitwa,
upokorzenia, było dla niej codziennym, najmilszym
zajęciem, nie tylko bowiem ściśle zachowywała
najdrobniejsze ustawy zakonne i zatapiała się w
modlitwie i rozpamietywanki męki i śmierci Zbawiciela,
ale ponadto umartwiała swoje niewinne ciało ścisłym
postem, sypianiem na twardej podłodze, czuwaniem, ostrą
włosiennicą, rózgami, nie pozwalając mu brać
przewagi nad duchem wzniesionym ku Bogu.
Silna wiarą, pewnym krokiem szła ku doskonałości
chrześcijańskiej wąską i stromą ścieżką rad
ewangelicznych: czystości, posłuszeństwa i ubóstwa.
Wyrzekłszy się przez ślub czystości swojego serca i
ciała, wyzbywszy się przez ślub posłuszeństwa swojej
woli, niemniej ofiarnie wypełniała ślub ubóstwa,
gdyż oderwała swoje serce nie tylko od dóbr
materialnych, ale i wszelkich doczesnych względów
duchowych. Pełna prawdziwej pokory chciała być
najniższą między siostrami w zakonie; dlatego,
ścieląc się pod ich stopy, prosiła, aby ją deptały,
jako nędzny i nikczemny proch ziemi, a przez to
wzniosła się na szczyt ubóstwa w duchu, które
zalecił nam Chrystus słowami: "Błogosławieni
ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo
niebieskie" (Mat. 5,3).
Za te wysokie cnoty obdarzył ją Bóg wielu
nadprzyrodzonymi łaskami, a przede wszystkim łaską
gorącej i wzniosłej modlitwy. Spędzała na niej
długie godziny, zatopiona w rozważaniu gorzkiej męki
Zbawiciela oraz życia i cnót Najświętszej Maryi
Panny, do której pałała gorącym nabożeństwem.
Zdarzało się wtedy, że ogarnięta modlitewnym zapałem
unosiła się cudownie ponad ziemię.
Modlitwą, w której sobie najbardziej upodobała,
był różaniec. Było to w kilka lat po jej wstąpieniu
do klasztoru, gdy pewnego dnia przyszedł do niej św.
Jacek, aby ją nauczyć tego nowego sposobu oddawania
czci Matce Bożej. Bronisława, porwana przedziwną
pięknością tej modlitwy, praktykowała ją odtąd
gorliwie przez całe życie i krzewiła ją z zapałem
wśród zakonnic swego klasztoru.
W ten sposób na modlitwie, umartwieniach i pracy
spędziła błogosławiona Bronisława w ciszy
klasztornej lat około piętnaście, aż wreszcie
spodobało się Bogu włożyć na jej barki ciężki
krzyż, który dźwigać musiała do samej śmierci.
Krzyż ten, to urząd przełożonej, powierzony jej przez
siostry zakonne, który - sam przez się trudny i
uciążliwy - sprawować musiała w okresie nieustannych
zamieszek i wojen domowych oraz straszliwych najazdów
tatarskich, na ciągłej niemal tułaczce poza
klasztorem.
Po raz pierwszy musiała go opuścić na długie lata
podczas pierwszego najazdu Tatarów na Polskę w roku
1241. "W roku 1240 - pisze jeden z historyków
naszych - hordy tatarskie rzuciły się na
południowo-zachodnią Ruś i niewstrzymane niczym
dotarły aż pod Kijów, a zniszczywszy do szczętu
starą stolicę Rusi, zajęły Włodzimierz, Halicz i
Kamieniec, i w styczniu r. 1241 stanęły na granicach
Polski i Węgier. Bolesław Wstydliwy, książę
sandomierski, zebrał garść żołnierzy najemnych i
rycerstwo polskie i pod Opolem, pomiędzy Sandomierzem a
Lublinem, stawił czoło najeźdźcom, ale na próżno.
Przed taktyką i przemocą tatarską pierzchły polskie
zastępy, sam zaś książę uszedł z rodziną do
Krakowa. Mongołowie poszli na Sandomierz. Dnia 13
lutego, w środę popielcową, zdobyli i zniszczyli
miasto, wycinając w pień mieszkańców i moc ludu
okolicznego, którzy się tu schronili, po czym wzdłuż
północnego brzegu Wisły ruszyli w ziemię krakowską.
Na wiadomość o tym pochodzie zebrała się szlachta
krakowska pod dowództwem swojego wojewody Włodzimierza,
aby stawić czoło pogaństwu. Pod wsią Wielkim
Turskiem, niedaleko Połańca, napadnięto spoczywającą
właśnie hordę. Uderzenie rycerstwa polskiego było tak
natarczywe, że Mongołowie, rozbici z początku,
zaczęli uciekać, zostawiając całą zdobycz
Krakowianom. Ale kiedy ci zajęli się rozdzielaniem
łupów, nadbiegły ponownie hufce tatarskie i bitwa
skończyła się klęską naszych. Z tym wszystkim
poniósł nieprzyjaciel w tym spotkaniu tak ciężkie
straty, że cały zagon cofnął się aż pod Sieciechów
i tam oczekiwał posiłków. Nadeszły rzeczywiście
rozprószone po kraju oddziały, sam Batuchan objął
naczelne dowództwo i wysłał jeden zagon ku Łęczycy i
Kujawom, z główna siła zaś pociągnął na Kraków,
okolice najżyźniejsza i najludniejsza wtedy, niszcząc
biskupie dobra Prandocin i Rzechów. W Krakowie nie było
nikogo, który by obroną mógł kierować. Właściwy
władca tej ziemi, Henryk Pobożny, siedział w ojczystym
swoim księstwie wrocławskim i tam gotował się do
rozpaczliwej walki z pogaństwem. Na zamku krakowskim
znajdował się tylko młody Bolesław sandomierski z
matką swoją i żoną św. Kingą. Rycerstwo krakowskie
samo musiało więc myśleć o sobie. Pomagał Bolesław
Wstydliwy, za posagowe pieniądze św. Kingi werbując
zaciężnych żołnierzy, a wsparci tą pomocą
Krakowianie postanowili raz jeszcze w polu szczęścia
doświadczyć. W niedzielę Białą, w drugiej połowie
marca, przyszło do bitwy pod Chmielnikiem, która
skończyła się zupełną klęską Polaków. Polegli
obaj wojewodowie, sandomierski Włodzimierz i Pakosław
krakowski, dwóch kasztelanów i kwiat rycerstwa.
Przerażenie straszliwe padło na całą ziemię
krakowską. Kto mógł uciekał do Moraw lub Węgier, w
góry i lasy, książę Bolesław z niewielką drużyną
zbrojnych poszedł na tułactwo, Kraków opustoszał
zupełnie i tylko w warownym klasztorze św. Andrzeja
zamknęła się garść ludzi, gotując się do
rozpaczliwej walki z pogaństwem. W niedzielę Kwietnia,
dnia 24 marca, stanął nareszcie Batuchan w stolicy
małopolskiej i zupełnego doznał zawodu. Zamiast
bogactw spodziewanych i łupów, zastał miasto
wyludnione, domy opuszczone i warownię, którą trzeba
było dopiero zdobywać.
W tych strasznych dniach błogosławiona Bronisława
okazała niezwykły hart i spokój ducha. Gdy Tatarzy
stanęli pod Krakowem, pomna swoich obowiązków wobec
sióstr ujęła w rękę krzyż i na ich czele opuściła
klasztor, udając się w pobliskie lasy, pełne
skalistych wąwozów i jaskiń, podobno odtąd zwane
"Panieńskimi Skałami".
Tym czasem Tatarzy, odparci od murów kościoła św.
Andrzeja, złupili i spalili Kraków oraz okoliczne
sioła, zburzyli kościół i klasztor zwierzyniecki, po
czym ruszyli w dalszą drogę na zachód. Gdy wieść o
tym dotarła do lasów, norbertanki wróciły na
Zwierzyniec. Na widok dzieła zniszczenia opadły im
bezradnie ręce, a do ich serc począł się wkradać
smutek i zwątpienie, jedynie tylko błogosławiona
Bronisława nie upadła na duchu i bezzwłocznie zabrała
się do pracy, aby odbudować zniszczony klasztor i
zgromadzić z powrotem, co się było rozpierzchło. Musi
być teraz nie tylko przełożoną, ale i pocieszycielką
podległej jej Bożej gromadki, musi dbać o jej
schronienie i wyżywienie, musi doglądać budowy nowej
siedziby zakonnej, ale tej pracy za mało jej jeszcze.
Przecież wokół niej wszystko leży w popiołach, po
których tułają się tysiące nieszczęśliwych. A
więc i dla nich musi stać się matką: przytula
sieroty, karmi zgłodniałych, odwiedza chorych, zjawia
się wszędzie, gdzie potrzebują pociechy i pomocy. Lud
podkrakowski nigdy nie zapomniał Bronisławie dobroci i
miłosierdzia i przez długie wieki, z pokolenia na
pokolenie, wiernie przechowywał tradycję jej cnót.
W tych ciężkich chwilach jedyną jej podporą była
modlitwa, której oddawała się w zupełnej samotności
na jednym z wzgórz, które otaczają Zwierzyniec, zwanym
Sikornikiem. Tam czerpała odwagę do dalszej walki, tam
zmagała się ze zwątpieniem i pragnieniem pozbycia się
obowiązków, które nieraz wydawały się jej za
ciężkie - i odnosiła nad sobą wspaniałe zwycięstwa,
wychodząc z walki silniejszą niż była. W nagrodę za
to Chrystus rozpięty na krzyżu rzekł do niej pewnego
dnia: "Bronisławo, krzyż twój jest krzyżem moim,
ale też i moja chwała będzie twoją chwałą".
Nowy klasztor i kościół stanął około roku 1252 i
na nowo skupił rozprószone siostry zakonne.
Bronisława, uwolniona od obowiązków przełożeńskich,
oddała się teraz modlitwie i zwykłym obowiązkom
zakonnym. Minęło jeszcze kilka lat spędzonych na
surowych umartwieniach, ustawicznej pracy i
wyniszczające i ciało płomiennej modlitwie. Ziemskie
życie Bronisławy, tak bogate w owoce świętości,
dobiegało już kresu. Opatrzona śś. sakramentami,
pożegnawszy się z siostrami zakonnymi, zasnęła
Bronisława szczęśliwie w Panu 29 sierpnia roku 1259.
Istnieje legenda - za którą idzie wielu
żywotopisarzy - jakoby błogosławiona Bronisława
umarła na Sikorniku podczas ucieczki przed Tatarami.
Tradycja to błędna, gdyż zagony drugiego najazdu
tatarskiego wdarły się na ziemie polskie pod koniec
roku 1259, a pod Krakowem stanęły dopiero wczesną
wiosną następnego roku.
Szczątki Błogosławionej pochowano w kościele
klasztornym i zamurowano bez śladu. Z biegiem lat
pamięć o tym miejscu zupełnie zaginęła, mimo to
jednak jej cześć u ludu nigdy nie zamarła, a do
cudów, które spełniła za życia, wciąż przybywały
nowe; podanie mówi, że za jej przyczyną umarli wracali
do życia, a głusi, ślepi i chromi odzyskiwali zdrowie.
Norbertanki spisywały je troskliwie, ale zapiski te
uległy zniszczeniu w pożarach z lat 1528 i 1587. W
kilkanaście lat później, w roku 1604, ksieni Dorota
Kacka, odbudowując spalony kościół, postanowiła
powiększyć go o dzisiejsze prezbiterium. Gdy robotnicy
przystąpili do rozbierania wschodniej ściany
kościoła, natrafili na rozpadlinę, w której usadowił
się rój pszczół. Zaciekawieni tym, nie zważając na
ich zaciekłą obronę, uczynili wyłom w murze i dotarli
do wnęki, w której znajdowała się mała,
spróchniała trumienka. Były to zaginione relikwie
błogosławionej Bronisławy.
Po odbudowaniu kościoła w roku 1612 przełożono je
do nowej trumienki z żelaznymi okuciami i ponownie
ukryto w murach, obok ołtarza św. Anny. Spoczywały tu
odtąd spokojnie, otoczone powszechną czcią, ale w
kilkadziesiąt lat później, po spaleniu kościoła i
klasztoru przez Szwedów w roku 1655, pamięć o nich
ponownie zaginęła. Natrafiono na nie dopiero w roku
1782, podczas odnawiania kościoła przez ksienię
Magdalenę Otfinowską. Przeniesiono je wtedy do nowej
trumienki cynowej, którą wpuszczono w drugą dębową,
i zamurowano w tym samym miejscu, oznaczywszy je tablicą
marmurową z napisem, aby je uchronić przed
zapomnieniem.
Cześć Błogosławionej, kwitnąca dotąd
nieprzerwanie przez długie wieki, wzmogła się teraz w
niezwykły sposób, ale starania o beatyfikację z powodu
panującego w kraju zamętu politycznego, podjęto
dopiero około czterdzieści lat później, za ksieni Ewy
Stobieckiej. Wydały one pomyślny skutek, albowiem w
roku 1839 św. Kongregacja Obrzędów zatwierdziła
cześć oddawaną błogosławionej Bronisławie i
ustanowiła pacierze kapłańskie dla polskich
klasztorów norbertanek oraz Mszę św. ku jej czci dla
diecezji krakowskiej. W kilkadziesiąt lat później
przyjął błogosławioną Bronisławę do brewiarza i
mszału cały zakon premonstrateński. Uroczystość jej
przypada na dzień 1 września.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.