Św. Mikołaj przyszedł na świat około r. 1249 w Castro d'Angelo w
Marchii ankońskiej we Włoszech; rodzice jego ubodzy długo błagali Boga, nim
ich upragnionym obdarzył synem. Przez cześć do św. Mikołaja z Bari, do
którego relikwii pielgrzymkę odprawili z prośbą o potomstwo, dali chłopcu na
chrzcie św. imię Mikołaja; otrzymał zaś przydomek z Tolentino, bo w tej
miejscowości ostatnie spędził 30 lat życia na służbie Bożej. Pierwsze
wychowanie i pierwsze kroki na drodze cnoty chrześcijańskiej zawdzięczał
Mikołaj troskliwości swego ojca Compagno i tkliwej pobożności swej matki
Amaty. Dziwną też posiadał skłonność do bogobojności; godziny całe spędzał na
modlitwach wśród natężonej uwagi. Ubogich sprowadzał do domu rodzicielskiego,
aby się z nimi dzielić posiłkiem dla siebie przeznaczonym. W duchu
umartwienia pościł o chlebie i wodzie kilka dni w tygodniu. Obdarzony takimi
przymiotami serca był ulubieńcem swych rodziców i wszystkich, co go poznali.
Nie mniej odznaczał się zdolnościami umysłu; wrodzoną bystrością i wielką
pamięcią przyswajał sobie szybko nie małe zasoby wiedzy; właśnie dla swych
zdolności i dla swej cnoty pozyskał kanonikat przy kościele Salwatora w
Tolentino, nim był jeszcze ukończył swe nauki. Stanowisko kościelne, jakie
zajmował, nie zaspokajało pragnień jego duszy; czuł, że Bóg doskonalszej od
niego domaga się służby za dary i łaski, jakiemi go obsypywał.
Nieznaczna na pozór okoliczność miała wpłynąć na dalsze życie Mikołaja.
Usłyszał przypadkowo kazanie pewnego Augustynyanina na słowa św. Jana (List
2, 15): Nie miłujcie świata, ani tego, co jest na świecie. Tak się przejął
nauką zakonnika, że bezwłocznie udał się do jego klasztoru z prośbą o
przyjęcie. Przeor nie miał powodu odmawiać Mikołajowi, który słynął z swej
pobożności i cnoty. Nowicyat był dla młodego brata zakonnego sposobnością do
rozwinięcia całego ogromu umartwień i doskonałości. Ledwie liczył lat 18,
kiedy jako Augustynyanin złożył uroczyste śluby.
Odtąd żył tylko największem zaparciem siebie. Jakby najniższym był sługą,
w każdym współzakonniku widział swego pana i przełożonego; spełniał wszystko
bez najmniejszego wahania, co tylko mu polecili. Nigdy ani przelotnego nie
zdradził niezadowolenia; nie znał wprost uniesienia do gniewliwości; obojętny
na pochwały lub nagany zawsze zachował na obliczu swem wyraz radości
wewnętrznej.
Ciało umartwiał w sposób bezwzględny; lata całe nie spożywał mięsa, unikał
nawet nabiału, aby w niczem nie dogadzać pragnieniom grzesznych pożądliwości.
Sypiał na gołej ziemi, kładąc kamień pod głowy; ciągle nosił łańcuch żelazny,
który wciskał mu się w ciało. Biczował siebie często aż do krwi. Na uwagi, że
przecież ulżyć powinien nieludzkiej prawie surowości, odpowiedział: Nie
zostałem zakonnikiem na to, aby szukać wygody i spełniać lada zachcianki swe.
- Gdy w chorobie z rozkazu przełożonych miał się posilić mięsem, w imię
posłuszeństwa spożył mały kawałek, prosił jednak ze łzami w oczach, aby go
nie zmuszano do złamania dotychczasowej wstrzemięźliwości, bo i bez takiego
pożywienia wróci do zdrowia. Odstąpił tedy ów przełożony od swego żądania,
Mikołaj zaś wkrótce odzyskał swe siły, stargane chorobą.
Życie duchowe, gotowość do poświęcenia zajaśniały jeszcze więcej w
Mikołaju z chwilą, w której otrzymał w Cingola święcenia kapłańskie. Naukami,
napomnieniami zdobywał dusze grzeszników dla Boga; odwiedzał chorych,
więźniów, aby być im pomocą w sprawach zbawienia i pokuty. Uczynki swe dobre,
Msze święte miał zwyczaj w ofierze składać Bogu za dusze zmarłych; jak na
ziemi wielu sprowadzał do cnoty i na drogę łaski, tak w czyśćcu wielu duszom
otwierał podwoje do wiecznej szczęśliwości. Piekło zgrzytało na widok coraz
to częstszych klęsk w walce o dusze ludzkie. Złe duchy prześladowały podobno
świętego zakonnika na każdym kroku; mianowicie często znosić musiał umyślne
przeszkody podczas modlitwy. Rozlegały się dziwne, a nagłe hałasy; powiadają,
że razu pewnego podczas modlitwy Mikołaja w kościele taki powstał zamęt i
rumot, jakoby mury świątyni się miały zawalić. Podobno musiał zakonnik nieraz
dotkliwe znosić zniewagi; na ciele miał, jak mówią, nieraz pręgi od uderzeń,
któremi mścili się szatani; jednej nocy takie poniósł Mikołaj gwałtowne
karania, że przytomność z bólu stracił; jakby nieżywego znaleźli go nad ranem
bracia zakonni; od tego czasu chromał też na jedną nogę.
Bohaterskie wprost życie św. Mikołaja uzacnił Bóg darem cudów, zachwyceń i
widzeń nadprzyrodzonych. Objawiały mu się nieraz dusze z czyśćca nieznane,
które go wzywały o pomoc dla siebie. Gdy w chorobie dziwny go strach ogarnął
z obawy, że może zbliża się ostatnia chwila życia, zwrócił się z pełną
ufnością do Najśw. Maryi Panny o potrzebną opiekę. Matka Boża mu się wtenczas
ukazała, ukoiła niepewność sługi swego, a kawałkiem chleba przez Siebie
przeżegnanym wróciła mu zdrowie. Sam Mikołaj widział gwiazdę jaśniejącą,
która z miasta rodzinnego przesuwała się do Tolentino; zakonnik inny,
obdarzony duchem proroczym, poczytał tę gwiazdę jako znamię Mikołaja,
wskazujące na miejsce jego grobu. Podobno i po śmierci świętego zakonnika
miała się pokazywać, widzialna dla licznych tłumów. Liczne cuda rozgłaszały sławę wiernego sługi Bożego. Małgorzacie z
Tolentino wyprosił u Boga życie dla dziatek, które dotąd nieżywe na świat
przychodziły; uzdrowił modlitwą Werydanę niewiastę, garbatego Jana de
Monticulo krzyżem św. uleczył od kalectwa. Już na łożu śmiertelnym uzdrowił
niejaką Blundę, która od lat 15 straciła była wzrok i słuch.
Sterany pracą, wycieńczony umartwieniem, przedstawiał Mikołaj jakoby
chodzący szkielet: duch tylko silny podtrzymywał udręczone ciało. Sześć
miesięcy przed swą śmiercią niebiańskie śpiewy zapowiadały przyszłą chwałę
Mikołaja w wieczności. Cztery dni przed śmiercią przywołał do łoża swych
współbraci w zakonie, błagając ich o przebaczenie danych przez siebie
sposobności do uraz. Niczego sobie wprawdzie nie wyrzucam, mówił, a jednak
może przed Bogiem nie jestem bez winy. Przebaczcie mi więc wszystko,
czemkolwiek was dotknąłem, a Bóg miłościwy tem chętniej przebaczy wam winy
popełnione. Dzień przed śmiercią kazał sobie podać krzyż, w którym znajdowała
się odrobina z krzyża Jezusowego; wpatrywał się w wizerunek Chrystusowy,
powtarzając często słowa św. Pawła: Pragnę być rozwiązanym i być z Chrystusem
(Filip. i. 23). W chwili śmierci rozjaśniło się oblicze Mikołaja radością
niebiańską, bo ujrzał Zbawiciela i Matkę Bożą oraz św. Augustyna, wzywających
go do wesela niebieskiego. Umarł dnia 10 września roku 1308. Papież
Eugeniusz IV policzył Mikołaja w poczet świętych w r. 1446.
Nauka
Umiał ocenić św. Mikołaj marność dóbr doczesnych, dlatego porzucił świat, aby pójść śladami Jezusa przez umartwienie i cnoty. Gdybyś i ty umiał osądzić nicość świata, znikomość zaszczytów, próżność radości ziemskich, nie goniłbyś tak usilnie za ich uzyskaniem, nie lgnąłbyś do nich z taką żarliwością grzeszną. Słusznie mówi Mędrzec Pański: Marność nad marnościami i wszystko marność (Ekl. i. 2); w niczem nie znalazł zaspokojenia swych pragnień, wszystko na ziemi go zawiodło, a zwróciło do Boga.
Doświadczenie uczy, że radości, zaszczyty, ponęty, te wszystkie rzekome
dobra doczesne prędzej przemijają, aniżeli się spodziewamy; że nieraz się
kończą w chwili, kiedy właśnie ich używać zamierzamy. Pozostawiają po sobie
jakiś niesmak, jakiś niepokój; nie przyczyniają się do najmniejszego
szczęścia, chyba do zagłuszenia głosu sumienia, który czy rychlej, czy później
znowu się odezwie silniej i groźniej niż przedtem. Nawet wśród używania dóbr
doczesnych nie przestaje dręczyć robak niepokoju tych, co o Bogu zapominają.
Czytamy przecież wyraźnie w Piśmie św.: Śmiech będzie zmieszan z żałością, a
koniec wesela smutek posiada (Przyp. 14. 13). A jakiż jest los tych, co światu hołdowali i jego rozkoszom znikomym?
Gdzież są ci, pyta św. Bernard, co przed chwilą jeszcze z nami byli? Cóż z
nich zostało oprócz prochu i robaków? Jedli, pili, używali - a dzisiaj
przebywają w piekle! Nie łudź się pozorami! Pamiętaj, że szczęście osiągniesz
jedynie przez dobra wieczne!