STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

czwartek, 10 września 2015

Święty Mikołaj z Tolentynu, Wyznawca

Święty Mikołaj z Tolentino    Św. Mikołaj przyszedł na świat około r. 1249 w Castro d'Angelo w Marchii ankońskiej we Włoszech; rodzice jego ubodzy długo błagali Boga, nim ich upragnionym obdarzył synem. Przez cześć do św. Mikołaja z Bari, do którego relikwii pielgrzymkę odprawili z prośbą o potomstwo, dali chłopcu na chrzcie św. imię Mikołaja; otrzymał zaś przydomek z Tolentino, bo w tej miejscowości ostatnie spędził 30 lat życia na służbie Bożej. Pierwsze wychowanie i pierwsze kroki na drodze cnoty chrześcijańskiej zawdzięczał Mikołaj troskliwości swego ojca Compagno i tkliwej pobożności swej matki Amaty. Dziwną też posiadał skłonność do bogobojności; godziny całe spędzał na modlitwach wśród natężonej uwagi. Ubogich sprowadzał do domu rodzicielskiego, aby się z nimi dzielić posiłkiem dla siebie przeznaczonym. W duchu umartwienia pościł o chlebie i wodzie kilka dni w tygodniu. Obdarzony takimi przymiotami serca był ulubieńcem swych rodziców i wszystkich, co go poznali. Nie mniej odznaczał się zdolnościami umysłu; wrodzoną bystrością i wielką pamięcią przyswajał sobie szybko nie małe zasoby wiedzy; właśnie dla swych zdolności i dla swej cnoty pozyskał kanonikat przy kościele Salwatora w Tolentino, nim był jeszcze ukończył swe nauki. Stanowisko kościelne, jakie zajmował, nie zaspokajało pragnień jego duszy; czuł, że Bóg doskonalszej od niego domaga się służby za dary i łaski, jakiemi go obsypywał.
   Nieznaczna na pozór okoliczność miała wpłynąć na dalsze życie Mikołaja. Usłyszał przypadkowo kazanie pewnego Augustynyanina na słowa św. Jana (List 2, 15): Nie miłujcie świata, ani tego, co jest na świecie. Tak się przejął nauką zakonnika, że bezwłocznie udał się do jego klasztoru z prośbą o przyjęcie. Przeor nie miał powodu odmawiać Mikołajowi, który słynął z swej pobożności i cnoty. Nowicyat był dla młodego brata zakonnego sposobnością do rozwinięcia całego ogromu umartwień i doskonałości. Ledwie liczył lat 18, kiedy jako Augustynyanin złożył uroczyste śluby.
   Odtąd żył tylko największem zaparciem siebie. Jakby najniższym był sługą, w każdym współzakonniku widział swego pana i przełożonego; spełniał wszystko bez najmniejszego wahania, co tylko mu polecili. Nigdy ani przelotnego nie zdradził niezadowolenia; nie znał wprost uniesienia do gniewliwości; obojętny na pochwały lub nagany zawsze zachował na obliczu swem wyraz radości wewnętrznej.
   Ciało umartwiał w sposób bezwzględny; lata całe nie spożywał mięsa, unikał nawet nabiału, aby w niczem nie dogadzać pragnieniom grzesznych pożądliwości. Sypiał na gołej ziemi, kładąc kamień pod głowy; ciągle nosił łańcuch żelazny, który wciskał mu się w ciało. Biczował siebie często aż do krwi. Na uwagi, że przecież ulżyć powinien nieludzkiej prawie surowości, odpowiedział: Nie zostałem zakonnikiem na to, aby szukać wygody i spełniać lada zachcianki swe. - Gdy w chorobie z rozkazu przełożonych miał się posilić mięsem, w imię posłuszeństwa spożył mały kawałek, prosił jednak ze łzami w oczach, aby go nie zmuszano do złamania dotychczasowej wstrzemięźliwości, bo i bez takiego pożywienia wróci do zdrowia. Odstąpił tedy ów przełożony od swego żądania, Mikołaj zaś wkrótce odzyskał swe siły, stargane chorobą.
   Życie duchowe, gotowość do poświęcenia zajaśniały jeszcze więcej w Mikołaju z chwilą, w której otrzymał w Cingola święcenia kapłańskie. Naukami, napomnieniami zdobywał dusze grzeszników dla Boga; odwiedzał chorych, więźniów, aby być im pomocą w sprawach zbawienia i pokuty. Uczynki swe dobre, Msze święte miał zwyczaj w ofierze składać Bogu za dusze zmarłych; jak na ziemi wielu sprowadzał do cnoty i na drogę łaski, tak w czyśćcu wielu duszom otwierał podwoje do wiecznej szczęśliwości. Piekło zgrzytało na widok coraz to częstszych klęsk w walce o dusze ludzkie. Złe duchy prześladowały podobno świętego zakonnika na każdym kroku; mianowicie często znosić musiał umyślne przeszkody podczas modlitwy. Rozlegały się dziwne, a nagłe hałasy; powiadają, że razu pewnego podczas modlitwy Mikołaja w kościele taki powstał zamęt i rumot, jakoby mury świątyni się miały zawalić. Podobno musiał zakonnik nieraz dotkliwe znosić zniewagi; na ciele miał, jak mówią, nieraz pręgi od uderzeń, któremi mścili się szatani; jednej nocy takie poniósł Mikołaj gwałtowne karania, że przytomność z bólu stracił; jakby nieżywego znaleźli go nad ranem bracia zakonni; od tego czasu chromał też na jedną nogę.    Bohaterskie wprost życie św. Mikołaja uzacnił Bóg darem cudów, zachwyceń i widzeń nadprzyrodzonych. Objawiały mu się nieraz dusze z czyśćca nieznane, które go wzywały o pomoc dla siebie. Gdy w chorobie dziwny go strach ogarnął z obawy, że może zbliża się ostatnia chwila życia, zwrócił się z pełną ufnością do Najśw. Maryi Panny o potrzebną opiekę. Matka Boża mu się wtenczas ukazała, ukoiła niepewność sługi swego, a kawałkiem chleba przez Siebie przeżegnanym wróciła mu zdrowie. Sam Mikołaj widział gwiazdę jaśniejącą, która z miasta rodzinnego przesuwała się do Tolentino; zakonnik inny, obdarzony duchem proroczym, poczytał tę gwiazdę jako znamię Mikołaja, wskazujące na miejsce jego grobu. Podobno i po śmierci świętego zakonnika miała się pokazywać, widzialna dla licznych tłumów. Liczne cuda rozgłaszały sławę wiernego sługi Bożego. Małgorzacie z Tolentino wyprosił u Boga życie dla dziatek, które dotąd nieżywe na świat przychodziły; uzdrowił modlitwą Werydanę niewiastę, garbatego Jana de Monticulo krzyżem św. uleczył od kalectwa. Już na łożu śmiertelnym uzdrowił niejaką Blundę, która od lat 15 straciła była wzrok i słuch.
   Sterany pracą, wycieńczony umartwieniem, przedstawiał Mikołaj jakoby chodzący szkielet: duch tylko silny podtrzymywał udręczone ciało. Sześć miesięcy przed swą śmiercią niebiańskie śpiewy zapowiadały przyszłą chwałę Mikołaja w wieczności. Cztery dni przed śmiercią przywołał do łoża swych współbraci w zakonie, błagając ich o przebaczenie danych przez siebie sposobności do uraz. Niczego sobie wprawdzie nie wyrzucam, mówił, a jednak może przed Bogiem nie jestem bez winy. Przebaczcie mi więc wszystko, czemkolwiek was dotknąłem, a Bóg miłościwy tem chętniej przebaczy wam winy popełnione. Dzień przed śmiercią kazał sobie podać krzyż, w którym znajdowała się odrobina z krzyża Jezusowego; wpatrywał się w wizerunek Chrystusowy, powtarzając często słowa św. Pawła: Pragnę być rozwiązanym i być z Chrystusem (Filip. i. 23). W chwili śmierci rozjaśniło się oblicze Mikołaja radością niebiańską, bo ujrzał Zbawiciela i Matkę Bożą oraz św. Augustyna, wzywających go do wesela niebieskiego. Umarł dnia 10 września roku 1308. Papież Eugeniusz IV policzył Mikołaja w poczet świętych w r. 1446.
 
   Nauka

    Umiał ocenić św. Mikołaj marność dóbr doczesnych, dlatego porzucił świat, aby pójść śladami Jezusa przez umartwienie i cnoty. Gdybyś i ty umiał osądzić nicość świata, znikomość zaszczytów, próżność radości ziemskich, nie goniłbyś tak usilnie za ich uzyskaniem, nie lgnąłbyś do nich z taką żarliwością grzeszną. Słusznie mówi Mędrzec Pański: Marność nad marnościami i wszystko marność (Ekl. i. 2); w niczem nie znalazł zaspokojenia swych pragnień, wszystko na ziemi go zawiodło, a zwróciło do Boga.
   Doświadczenie uczy, że radości, zaszczyty, ponęty, te wszystkie rzekome dobra doczesne prędzej przemijają, aniżeli się spodziewamy; że nieraz się kończą w chwili, kiedy właśnie ich używać zamierzamy. Pozostawiają po sobie jakiś niesmak, jakiś niepokój; nie przyczyniają się do najmniejszego szczęścia, chyba do zagłuszenia głosu sumienia, który czy rychlej, czy później znowu się odezwie silniej i groźniej niż przedtem. Nawet wśród używania dóbr doczesnych nie przestaje dręczyć robak niepokoju tych, co o Bogu zapominają. Czytamy przecież wyraźnie w Piśmie św.: Śmiech będzie zmieszan z żałością, a koniec wesela smutek posiada (Przyp. 14. 13). A jakiż jest los tych, co światu hołdowali i jego rozkoszom znikomym? Gdzież są ci, pyta św. Bernard, co przed chwilą jeszcze z nami byli? Cóż z nich zostało oprócz prochu i robaków? Jedli, pili, używali - a dzisiaj przebywają w piekle! Nie łudź się pozorami! Pamiętaj, że szczęście osiągniesz jedynie przez dobra wieczne!