Było to w roku 1027. Obok umierającego starca
klęczał nadobny młodzieniec i z rzewnym płaczem
całował jego ręce. Konający podniósł z wysiłkiem
rękę, położył ją na głowie młodzieńca i rzekł:
"Synu mój, wiesz, jakom wiele złego od tylu lat
kosztował. Ale do Boga nie możemy przyjść inaczej,
jeno przez wiele utrapień. A jeżeli te utrapienia
cierpią ci, którzy przykazania Pańskie chowają, co
dziać się będzie z tymi, którzy żyją bez bojaźni
Bożej jak nierozumne zwierzęta? Zapamiętaj to sobie i
słuchaj słów moich: Unikaj świata, bo pełno na nim
złości i chytrości. Miej zawsze Boga przed oczyma,
Jemu jednemu służ, nie wdawaj się ze złymi, trzymaj
się swego nauczyciela, czcij i kochaj go jak ojca".
Tak mówił konając święty biskup Bernard z
Hildesheimu do bogobojnego młodzieńca Benona, który
przybył wraz ze swym mistrzem, aby otrzymać ostatnie
błogosławieństwo od Świętego. Słowa umierającego
wziął sobie Benon głęboko do serca. Już pod
kierownictwem swego bogobojnego mistrza zakosztował
owoców życia cnotliwego, a teraz z miłości Zbawiciela
postanowił opuścić wszystko, co świat kocha, i drogą
ubóstwa i pokory zdążać do Nieba. Zamiar ten wyjawił
swej bogobojnej matce Besuli, która mu dała
błogosławieństwo, po czym wstąpił do klasztoru
świętego Michała w Hildesheimie.
Jak żył w bojaźni Pańskiej, jak wiernie Zbawiciela
swego naśladował, dowodzi to, że bracia zakonni obrali
go opatem, chociaż liczył dopiero 32 lata; wybór ten
tak go atoli przeraził, że żadną miarą nie chciał
go przyjąć, mówiąc, że woli być prostym mnichem.
Mimo to musiał im ustąpić i dopiero po trzech
miesiącach zdołał sobie uprosić, że innego, a jak on
mówił, zdolniejszego obrano. Schronił się wtedy z
powrotem z wielką radością do swej celi zakonnej, aby
z dala od świata myśleć jedynie o zbawieniu swej
duszy, aliści ku niemałemu swemu przerażeniu
dowiedział się, że go obrano kapelanem cesarskiej
kaplicy w Goslar. Na godność tę wybierano jedynie
najgodniejszych i najuczeńszych mężów, bo zazwyczaj
była ona wstępem do godności biskupiej. Benon
wiedział o tym, toteż tylko z wielką trudnością dał
się nakłonić do przyjęcia tej godności.
Odziedziczywszy po ojcu, który był bogatym hrabią,
znaczne dobra, większą ich część darował
Kościołowi. To samo uczynił z wszystkimi dochodami
swego urzędu. Jedynym bogactwem jego, którego
pożądał, były dobre uczynki i coraz lepsze poznanie i
ukochanie Pana Boga. Tymczasem święty Hannon,
arcybiskup koloński, z którym zawarł najszczerszą
przyjaźń, nie szczędził zachodów, by Benonowi oddano
biskupstwo Miśni. Gdy to nastąpiło, święty Benon z
płaczem przyjął tę wysoką godność, bo ta jest
właściwość Świętych, że stronią od tego, za czym
świat goni, a szukają tego, od czego świat ucieka.
Świat szuka honorów, zaszczytów, bogactw i rozkoszy,
Święci natomiast szukają upokorzenia, pogardy,
ubóstwa, pokuty i umartwienia.
Im niegodniejszym biskupiego urzędu czuł się Benon,
tym większe Bóg przezeń zsyłał błogosławieństwa.
W diecezji swojej przywrócił dawną karność
kościelną, na kapłaństwo powoływał tylko godnych
mężów, rok w rok wizytował diecezję i wszystko, co
miał, rozdawał na ubogich, a sam żył ubogo jak
apostoł. Z wielką gorącością ducha opowiadał słowo
Boże, szedł nawet do ludów pogańskich w sąsiedztwie
diecezji i wielkie mnóstwo nawrócił do wiary
Chrystusowej.
Mimo to nie był wolny od ciężkich doświadczeń i
cierpień. Ówczesny cesarz Henryk IV dopuszczał się
strasznych okrucieństw na ludzie saskim, skutkiem czego
Sasi powstali przeciw niemu, chcąc zrzucić ciężkie
jarzmo. W ten sposób i na biskupstwo Benonowe spadła
pożoga wojny i wszelakie klęski, święty biskup nie
mieszał się do tego, ale okrutny cesarz posądzał go o
zmowę z buntującymi się Sasami i napadł na jego
stolicę, kazał spustoszyć miasto i najbliższe
okolice, a Benona uprowadzić do Czech. Odtąd zapanował
nad krajem okrutny rozlewca krwi Burkhard. Niedługo
później wybuchł słynny spór między cesarzem
Henrykiem IV a papieżem Grzegorzem VII. Zaślepiony
cesarz nie chciał posłuchać upomnień Ojca świętego
i z nienawiści ku niemu posunął się tak daleko, że
zwołał zebranie niegodnych, przez siebie ustanowionych
biskupów, którzy złożyli papieża z urzędu. Na to
zebranie wezwał cesarz także świętego Benona, ale ten
nie tylko nie dał się użyć do walki przeciw
papieżowi, lecz udał się do niego do Rzymu. Pomimo to
w kilka lat później pozwolił mu cesarz wrócić na
stolicę biskupią. Gdy św. Benon przybył do Miśni,
duchowieństwo i lud z wielkim triumfem wprowadzili św.
biskupa do kościoła, gdzie wstąpiwszy na ambonę,
wygłosił kazanie tak gorące, że wszyscy słuchacze
wzruszyli się do głębi duszy.
Począł tedy znowu pilnie chodzić około zbawienia
owieczek swoich, wielkie bowiem było spustoszenie
pomiędzy wiernymi, a niektórzy wrócili nawet do
bałwochwalstwa. Święty Benon, aczkolwiek już dobrze w
latach podeszły, chodził od wsi do wsi, od miasta do
miasta, nawołując do pokuty i nawrócenia się. Powaga
jego oblicza i moc słowa poruszała wszystkie serca,
całymi gromadami zbiegali się zatem na kazania,
cierpliwie znosząc głód i pragnienie, byle tylko móc
usłyszeć świętego męża. Pewnego razu w dzień
nadzwyczaj gorący zebrało się wielkie mnóstwo pogan,
a nie było nigdzie wody na ugaszenie pragnienia.
Święty biskup, ufny w moc Boską, uderzył pastorałem
w ziemię i zaraz wytrysło w tym miejscu źródło
żywej wody. Po dziś dzień źródło to zowią
"świętą studzienką", a miejsce, gdzie się stał
cud, "miejscem świętym".
W 96. roku życia, nie czując się już zdolnym do
dźwigania brzemienia biskupiego urzędu, udał się
święty Benon do Naumburga i tam w samotności zaczął
się gotować na śmierć, której dzień wiedział z
objawienia Boskiego. Dnia 16 czerwca roku Pańskiego
1106, otoczony duchownymi, którym dawał piękne
upomnienia, umarł śmiercią sprawiedliwego. Pochowany
został w tumie miśnieńskim. W roku 1270 podniesiono
jego ciało z grobu i włożono do wspaniałej trumny.
Papież Hadrian IV ogłosił go Świętym. Gdy w Saksonii
poczęło się szerzyć kacerstwo luterskie, książę
bawarski Albert V kazał relikwie świętego Benona
przenieść do Bawarii i złożyć uroczyście w katedrze
monachijskiej, gdzie po dziś dzień odbierają cześć
od wiernych.
Nauka moralna
Pokora jest tą wielką cnotą, za pomocą której
rozumem uznajesz, a siłą woli przyznajesz, czym jesteś
istotnie. Żadna inna cnota nie jest ci tak koniecznie
potrzebna jak cnota pokory, abyś poznał samego siebie i
zdołał uznać, czym jesteś wobec Boga i bliźnich,
albowiem tak tylko odkryć możesz prawdziwą drogę
życia, którą ci postępować należy.
Bez pokory nie zdołasz pojąć, czym są kardynalne
cnoty: wiara, nadzieja i miłość. Święty Benon obok
cnoty pokory miał jeszcze jedną cnotę, że uznawał
jako jedyną prawowitą kościelną władzę namiestnika
Chrystusowego, tj. papieża. Wolał się narazić na
nieprzyjaźń i zemstę cesarza, aniżeli opuścić
widzialną głowę Kościoła, wiedział bowiem dobrze,
że tym sposobem idzie za wolą i wskazówkami Jezusa
Chrystusa, który sam świętego Piotra na stolicy
duchownej osadził, a papieży tym sposobem uznał za
jego i swoich następców.
Modlitwa
Boże i Panie mój, niewidzialny Stróżu Kościoła
świętego, spraw miłościwie, abyśmy wszystko wiernie
uznawali, co dla dobra i zbawienia naszego przez Ciebie
ustanowione zostało. Przez Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po
wszystkie wieki wieków. Amen.
Św. Benon, biskup
Urodzony dla nieba 16.06.1106 roku,
Wspomnienie 16 czerwca
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.