Modernizm w książce polskiej
KS. DR MACIEJ SIENIATYCKI
PROFESOR UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO W KRAKOWIE
––––––––
III.
Kościół w pojęciu modernistów
Czym jest, zdaniem modernistów, Kościół katolicki
dziś, a czym być powinien?
Kościół dzisiejszy, zdaniem modernistów, to
instytucja, która bezwzględnym posłuszeństwem, wynikającym ze ślepej,
nierozumującej wiary trzyma wiernych w automatycznej uległości (str. XVI). Skąd
nabył Kościół tej żądzy panowania? "Organizacja kościelna jest
przesiąknięta od dołu do góry duchem rzymskiej państwowości" (str. XVI).
"Tradycja Kościoła urabiała się na gruncie Rzymu, rzymskiego prawa i
rzymskiej państwowości. Więc nic dziwnego, że na gruncie tym powszechność
pojętą została, jako panowanie nad światem" (str. 142). W tym celu
przepisy i prawdy religii ujęte zostały przez Kościół w "żelazny łańcuch
logiki". W ten sposób zapanował intelektualizm w religii. "Panować –
znaczy zgiąć człowieka we wszystkich zakresach jego życia pod ferułą prawa. Podstawą
prawodawstwa jest religia, tym mocniejszą podstawa będzie, im ściślej prawdy i
przepisy religii spojone będą ze sobą żelaznym łańcuchem logiki. Stąd skłonność
do racjonalizowania religii" (142). W innej nieco formie wyraża Autor tę samą
myśl: "Hierarchia kościelna ugrzęzła w pysze świadomości posiadania
prawdy, jak gdyby przedstawicielom jej i kierownikom danym było uczestniczyć w
jakimś nieistniejącym sakramencie wiedzy logicznej; nie świętością działa ona,
lecz logiką, chciałaby podbijać umysły albo niezbitą siłą dowodów swej prawdy i
boskości, albo siłą materialną tam, gdzie dowody owe są bezsilne" (141).
Czym jest papież? Papież jest nieomylnym jako
wyraziciel consensus fidelium, jako organ Kościoła całego... "Papież
przeto powinien by być servus servorum Dei – zamiast tego stał się
monarchą nieodpowiedzialnym, samowładnym. Jest to dziełem tych wszystkich, w
których interesie to leżało, więc przede wszystkim samych papieży, dalej
najwyższej biurokracji kościelnej, wreszcie teologów, którzy w ten sposób
systemy swoje przykrywają osłoną nieomylności papieskiej i kanonizują je"
(315). Daleko radykalniej jest ta myśl rozwinięta na str. 317: "Ewolucja
Kościoła Rzymskiego odbyła się w kierunku centralizacji i bezwzględnego
autokratyzmu – i dziś papież, przywilejem nieomylności obdarzony, gotów jest w
każdym kaprysie swoim natchnienie Ducha Świętego upatrywać, w takim zaś
usposobieniu utrzymują go, własny interes na myśli mając, dygnitarze-karierowicze
i teolodzy, ażeby wszczepiwszy mu w duszę swoje własne poglądy i dążenia, nadać
im powagę większą i moc". Co jest prawdą, "stanowią... rzymscy
monsignorowie... osobistym tylko interesem kierowani, narzucają oni ludziom do
wierzenia rzeczy, rażące nie tylko wyćwiczony przez naukę zmysł prawdy, ale
niekiedy nawet zmysł moralny... Najgroźniejsze dla wiary niebezpieczeństwo stąd
wynika, że duch krytyki wkroczył we wszystkie sfery teologii a władze kościelne
ducha tego nie rozumiejąc, a innej nań odpowiedzi jak skargi, przeklinania,
albo gwałtowne a bezskuteczne represje nie znajdując, przyczyniają się do
utrudnienia warunków, wśród których działać muszą ci, co do Kościoła
należą" (300).
Jakim powinien być Kościół według recepty modernistów?
Kościół w pojęciu modernistów to stowarzyszenie braci
i sióstr, dążących do świętości; jedynie prawda i łaska łączy wiernych. Święci
rządzą w Kościele i stanowią, co jest prawdą. Papież i biskupi są tylko organem
Świętych tak co do prawd, w które trzeba wierzyć, jak i co do praw, których
trzeba słuchać. Władzy w ścisłym słowa znaczeniu nie posiadają, są primi
inter pares. "Kościół nie zna poddaństwa, a zna tylko
braterstwo". "W Kościele nie ma miejsca dla autorytetu", bo w Kościele
winna panować wolność. "Wolne poddanie się Prawdzie tkwi w istocie idei
Kościoła, która nie znosi «ani wymuszonej jedności, bo to kłamstwo, ani wymuszonego
posłuszeństwa, bo to śmierć»". "Idealny Kościół jest harmonią
indywidualnych wolności" (280). Kościół idealny to ten, "którego
członkowie dążą do świętości, a święci stanowią o tym, co jest prawdą, a co
fałszem" (299). "W owym idealnym Kościele najwyższa powaga
doktrynalna papieża i biskupów polegałaby nie na szczególnej jakiejś biegłości
teologicznej, ale na tym, że poddawaliby się oni Duchowi Świętemu i organem
Ducha będąc, tłumaczyliby wiernym, co im za pokarm służyć ma i co jako truciznę
odrzucić powinni"... Jednak nie papież rządziłby Kościołem, ale święci, on
byłby tylko wykonawcą ich woli: "W Kościele idealnym papież uważałby
siebie i byłby rzeczywiście organem ducha, ożywiającego ciało Chrystusowe, a że
duch ten najżywiej i najpiękniej objawia się w świętych, więc święci rządziliby
Kościołem, ściślej mówiąc, rządziłby papież w ich imieniu" (317).
Papież jest tylko tłumaczem prawa, które Duch Święty
wyrył w sercach świętych: "on jest związany tą żywą księgą". "W
Kościele są żywi i umarli, a głos papieża powinien być głosem żywych, czyli
najlepszych, świętych – i tylko wówczas papież jest nieomylny" (309).
* * *
Przytoczone poglądy modernistów na Kościół cechuje ten
sam aprioryzm, co i w innych kwestiach przez nas już omówionych. Konstruuje się
zupełnie dowolnie, a priori, bez dowodów i bez oglądania się na fakty
pojęcie Kościoła, a jeśli temu pojęciu nie odpowiada istniejący dzisiaj Kościół
katolicki, wymyśla się papieżowi, hierarchii kościelnej, teologom itd. Żaden z
modernistów nie pyta, czy jego konstrukcja Kościoła jest zgodna z Pismem św., z
tradycją, z historią... A przecież Kościół katolicki podaje się za instytucję
pozytywną, boską – twierdzi, iż jego hierarchia jest z ustanowienia
Chrystusowego. Nieomylność papieską w rzeczach wiary i obyczajów ogłasza jako
dogmat wiary. Swe twierdzenia udowadnia pozytywnymi argumentami. Przecieżby należało
wprzód ocenić te argumenty, zanim się zacznie swoje ulubione koncepcje za
pewniki podawać i wymyślać tym, którzy w nie nie chcą wierzyć. Bo jeśli na
koncepcjach apriorystycznych oprzemy Kościół, to po modernistach przyjdą inni z
mądrzejszymi jeszcze koncepcjami i znowu trzeba będzie zmieniać pojęcie i
ustrój Kościoła. Że takie eksperymenty do ruiny Kościół doprowadzić muszą,
rzecz jasna jak na dłoni. A i to widoczne, że jeśli Chrystus ustanowił Kościół,
nadał mu pewną formę i chciał, by w tej formie pozostał do końca świata
niezmieniony, to przecież byłoby świętokradztwem chcieć zmienić te formy według
ludzkich pomysłów. Moderniści, chcąc wprowadzać reformy, burzące zupełnie podstawy,
na których Kościół stoi, tym samym odsłaniają przekonanie, iż Kościół jest
tylko instytucją ludzką. Ale w takim razie trzeba było argumenty, które Kościół
podaje na udowodnienie swego boskiego początku, odeprzeć, wykazać ich nicość –
a potem dopiero swych przekonań bronić. Dziwić się temu, że papież, biskupi,
teologowie i wierni, przekonani o boskości i niezmienności swego Kościoła, są
głuchymi na nawoływania modernistów do oparcia Kościoła na ludzkich
apriorystycznych pomysłach, kiedy oni wierzą, że Kościół katolicki stoi na
zasadach boskich – temu dziwić się trąci naiwnością. Przecież człowiek, któryby
swe przekonania, zwłaszcza religijne zmieniał, zanim go kto przekona, iż te
przekonania są mylne, byłby co najmniej lekkomyślnym. Moderniści nie usiłują
nawet wykazywać, że zasady, na których opiera się Kościół i hierarchia są mylne
lub mylnie interpretowane, lecz swe apriorystyczne koncepcje Kościoła
przeciwstawiają instytucji, głoszącej się boską, instytucji mającej za sobą 20
wieków istnienia, która niezliczone rzesze Świętych wychowała, która swą
organizacją i wewnętrzną siłą tyle herezji zwalczyła, upadek tylu systemów
przeżyła, tyle wrogich napaści przetrzymała... Wszak Święci, których Kościół
wydał, a którzy według modernistów mają w Kościele rządzić i prawdy nauczać, na
tysiące się już liczą, a nigdzie nie słychać, by kiedykolwiek stanowili, co jest
prawdą, a co fałszem lub by rządzili Kościołem, ale historia poucza, że byli
najposłuszniejszymi dziećmi Kościoła, dogmaty przez papieża czy sobory
ogłoszone przyjmowali z największą czcią jako prawdy Boże, prawom przez papieży
wydanym byli posłusznymi jak dzieci rozkazom rodziców. Więc jedno z dwojga:
albo Święci Kościoła katolickiego nie są prawdziwymi Świętymi, albo Kościół
razem ze swą organizacją, który owych Świętych wychował, jest instytucją boską.
Wszak moderniści twierdzą, iż Święci są najpodatniejszymi na wpływy Ducha
Świętego – oni najlepiej widzą prawdę – a oto owe tysiące Świętych uświęciło
się pod kierunkiem papieży, biskupów, karmiło się dogmatami przez owych papieży
ogłoszonymi, za normę życia brało przepisy Kościoła przez papieży wydane lub
zatwierdzone, wcale nie słychać, by im było za ciasno, za duszno w tak
urządzonym Kościele. Za czasów wielu z tych Świętych nie wszyscy niestety
papieże i biskupi odznaczali się świętością życia, scholastyka panowała
wszechwładnie, a przecież to nie przeszkadzało ich uświęceniu się i nie
spotykamy nigdzie przykładu, by się z pod władzy papieża i biskupów chcieli
wyzwolić, tak jak nasi moderniści, pod tym pozorem, "że hierarchia nie
świętością działa, lecz logiką". Powiedzą mi może moderniści, że czasy
dzisiejsze wymagają i od Świętych innych cnót, niż czasy ubiegłe; dzisiejszy
stan kultury stawia sobie inny ideał świętości, niż dawniejszy. Odpowie za mnie
wielki papież Leon XIII: "Tylko ten tak może mówić, kto przeocza słowa
Apostoła: których przejrzał i przeznaczył, aby byli podobni obrazowi Syna
Jego (Rom. 8, 29). Nauczycielem i wzorem wszelakiej świętości jest
Chrystus; do Jego nauk ma się stosować, kto chce być zbawionym. A Chrystus się
nie zmienia z biegiem wieków, ale jest Ten sam wczoraj i dziś i na wieki".
I katoliccy Święci zachowali swój indywidualny
charakter. W pismach Świętych napotykamy rozmaite poglądy na metody uświęcenia,
od prostych, nieraz naiwnych wynurzeń aż do najgórniejszych wzlotów w krainę
mistyki – ale wszystko to trzymane w ramach katolickich pojęć o dogmacie, o
objawieniu, cudach, o Kościele, papieżu itd. Niechże więc i dzisiejsi moderniści
zachowają indywidualność kultury, poglądów, metod – ale wszystko w ramach
dzisiejszego Kościoła, a wtedy przyczynią się do głębszego zrozumienia prawd Bożych
i dróg zbawienia, sprowadzą nowy rozkwit myśli religijnej i wielce się sprawie
Bożej przysłużą! Reforma, jaką chcą wprowadzić w Kościele, nie jest reformą,
ale zburzeniem starego Kościoła, a stawianiem nowego na całkiem innych zasadach.
Wszelkie oświadczanie ze strony modernistów, iż chcą Kościołowi katolickiemu
iść z pomocą przeciw atakom nowoczesnej kultury jest albo udanym, albo jeśli
jest szczerym, to nie widzą zgubnych konsekwencyj, do jakich ich system
doprowadziłby Kościół katolicki. Kościół, któryby powstał na zasadach modernistycznych,
jeśli w ogóle te zasady mogą stworzyć konkretną społeczność religijną, co jest
rzeczą bardzo wątpliwą, nie byłby już Kościołem Chrystusowym, ale tworem 20
wieku, opartym na zasadach częściowo protestanckich a głównie na dzisiejszych u
wielu światopoglądach agnostycyzmu, pozytywizmu, z przymieszką mistycznych
marzeń. Kościół ten nowy mógłby mieć i papieża, i biskupów, ale ci byliby marionetkami
tylko, mógłby mówić o dogmatach, objawieniach, o nadprzyrodzonej religii, ale
byłyby to nazwy, z których dawna treść uleciała, raczej wyrazy bez treści –
więc jakże można by zgodnie z prawdą twierdzić, że dawny Kościół nie został
zmieniony, a tylko udoskonalony? Nie, nigdy, dawny Kościół zostałby zburzony, a
na jego gruzach powstałoby zgromadzenie religijne 20 wieku, rozpoczynające erę
swego istnienia od pojawienia się modernistów.
W kościele modernistów Święci "rządzą i stanowią,
co prawda, a co fałsz. Normą ich życia to natchnienia Ducha Świętego".
Pomijając, że Chrystus ustanowił papieża głową całego
Kościoła i najwyższym, nieomylnym jego nauczycielem w rzeczach wiary, którego
tedy rządom i Święci winni się poddać i jego orzeczenia dogmatyczne za prawdę
uznawać, pomijając to, mówię, zasada owa modernistów sprowadziłaby anarchię
zupełną w Kościele, rozbiłaby na proszek Kościół, uczyniłaby go Kościołem
niewidzialnym.
Święci mają rządzić i nauczać, bo Świętymi rządzi Duch
Święty! Ależ to samo jota w jotę wymyślili protestanci, kiedy, nie chcąc mieć
Kościoła pośrednikiem między sobą a Bogiem, twierdzili i twierdzą, że każdy od
Ducha Świętego odbiera natchnienia, w co ma wierzyć i jak postępować.
I co się stało? Natworzyło się mnóstwo sekt, sobie
przeciwnych, sprzecznych we wierze, a każda z nich rzekomo bezpośrednio z Duchem
Świętym się komunikowała. Cóż bowiem naturalniejszego, jak że człowiek własne
ulubione myśli bierze w chwili podniecenia religijnego za natchnienia i
objawienia Ducha Świętego? Tak by się stało i w Kościele katolickim, gdyby
zasady modernistów znalazły zastosowanie. Świętych, odbierających od Ducha
Świętego objawienia, namnożyłaby się moc wielka, bo naturalnie nie byłoby wtedy
normy świętości, a nikt nie śmiałby zakwestionować świętości tego, który wprost
przez Ducha Świętego jest prowadzony. Rzecz prosta, że za świętych podawaliby
się wizjonerzy, marzyciele, przewrócone głowy, malkontenci, a nieraz i
doskonale się maskujący oszuści, każdy pragnąłby swój koncept świętości
narzucić drugiemu za normę postępowania. Powstałaby anarchia i rozbicie Kościoła
na sekty. Przypuścić bowiem, że wszyscy na jedno by się zgodzili, ten tylko
może, kto bez żadnych dowodów przyjmuje, że wszyscy byliby rzeczywiście
prawdziwymi świętymi, przez Ducha Świętego kierowanymi. Ależ Duch Święty nie
dał nigdy zapewnienia, iż z pominięciem władzy kościelnej, a nawet wbrew jej
nakazom, sam bezpośrednio będzie świętych prowadził, a historia uczy, iż
uważający się za bezpośrednio przez Ducha Świętego kierowanymi popadali w
najpotworniejsze błędy tak co do wiary, jak i moralności. Święci katoliccy na
jedno się zgadzają we wierze, ale dlatego tylko, że odbierają tę wiarę za
pośrednictwem papieża i biskupów.
A papież i biskupi czym by byli w takim Kościele, gdzie
by Święci rządzili i stanowili o prawdzie?
Mieliby tytuł bez władzy żadnej, dawaliby firmę
towarowi przez świętych wyrabianemu. Nie mogliby się nigdy Świętym sprzeciwić, bo
by to znaczyło sprzeciwiać się Duchowi Świętemu. Albo by musieli świętością
przewyższać najwyższych świętych, by odbierać większe od innych objawienia, a
jeśli nie, to zdać się na ich łaskę i niełaskę i być wykonawcą ich poruczeń –
rola nie do pozazdroszczenia! Prawdziwi rządcy Kościoła byliby niewidzialnymi.
Bo jest rzeczą niepodobną człowiekowi prywatnemu orzec na pewne, kto jest
świętym, a kto nie. Tylu prawdziwie świętych jest nieznanych oku ludzkiemu, tylu
znowu hipokrytów może, przynajmniej przez jakiś czas, przywdziewać płaszczyk
świętości. I jak tu wobec tego rozeznać?
Z tych rozważań wypływa, iż nic bardziej
niepraktycznego, nic bardziej utopijnego nie można sobie wymyślić jak koncepcja
kościoła modernistów. Trzeba nie znać natury ludzkiej z jej ułomnościami,
trzeba żyć jedynie w świecie ułudy, czystego ideału, który tylko w niebie
między samymi Świętymi da się zrealizować, by sądzić, że zasady modernistów
mogłyby stworzyć Kościół lub nie rozbić już istniejącego. Trzeba atoli
przyznać, że idea Kościoła, jaką stworzyli moderniści, płynie konsekwentnie z
ich pojęcia objawienia i stosunku człowieka do Boga. Skoro człowiek
bezpośrednio od Boga odbiera wewnętrzne objawienia, to żadnej kierującej władzy
nie potrzebuje. Duch Święty zastępuje wszelką władzę. Duch Święty działa tym
wydatniej, im człowiek mniej przeszkód mu stawia, oczyszczając się z grzechów.
A więc Święci są najdoskonalszymi organami Ducha Świętego, przeto i najlepszymi
nauczycielami objawionej nauki i świętości życia. Oni tedy kierować winni
wszystkimi, którzy się złączyli w stowarzyszenie religijne, w Kościół. Ale cóż
zrobić z papieżem, z biskupami, z hierarchią kościelną w ogóle? Nie można jej
znieść, bo by to wyglądało zbyt radykalnie i nikt by wtedy nie uwierzył, że
kościół modernistów to Kościół katolicki, więc trzeba zostawić dawną władzę, z
imienia, ale bez atrybucji władzy. Trzeba jednak wymyślić im jakie zajęcie.
Otóż mają tylko śledzić objawienia Świętych, nic nie poprawiać, nie ograniczać,
nie dawać wskazówek, ale te objawienia porządkować, segregować, tworzyć dla
nich terminologię, ujmować w dogmaty oczywiście tylko przejściowe. Mają być
historykami tylko nadwornymi i filozofami kościoła modernistów, ale nie
rządcami lub nauczycielami wiary, bo to należy do Świętych!
Są to wszystko ludzkie wymysły, na których mógłby się
może oprzeć kościół jaki pomysłu ludzkiego, ale nigdy Kościół Chrystusowy,
instytucja boska, z hierarchią pozytywnie przez Chrystusa ustanowioną, z prawami
mu przez Chrystusa nadanymi. W Kościele tym nie ma miejsca na zrealizowanie
pomysłów modernistycznych.
Gdyby moderniści usiłowali swe koncepcje kościoła
popierać powagą Pisma św., tradycji czy historii, byłoby może wskazanym na tym
miejscu dowieść, że kościół na ich pomysłach oparty sprzeciwia się stanowczo i
Pismu św. i tradycji, i faktom historycznym, i że z tymi autorytetami zgadza się
jedynie organizacja i nauka Kościoła katolickiego, dziś istniejącego. Moderniści,
już to z powodu fałszywych poglądów na Pismo św. i tradycję, już to, iż rozumieją,
że byłby to trud Syzyfa powoływać się na te powagi, nie usiłują na nie się
powoływać, przeto i nas zwalniają od odpierania koncepcji modernistycznych
wspomnianymi powagami. Zresztą łatwo je znaleźć można w każdej dogmatyce
katolickiej, w historii Kościoła katolickiego, tudzież w obszernej już dziś i
bardzo gruntownej literaturze o początkach Kościoła katolickiego (1).
Co zaś sądzić o apriorystycznych modernistów koncepcjach
kościoła, już widzieliśmy. Inwektywy na papieża i hierarchię Kościoła
katolickiego, już to przez modernistów, już to przez Autora w jego książce
rzucane, gminne przezwiska i ogólnikowe, bez podania faktów, zarzuty nie nadają
się do poważnej dyskusji i naukowej repliki.
Ks.
Dr M. Sieniatycki.
–––––––––––
"Przegląd Powszechny",
Tom CXXXII (październik, listopad, grudzień 1916) ss. 73-82. Kraków 1916.
Przypisy:
(1) Por. moją pracę: Początki
hierarchii kościelnej. Lwów 1912.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVII, Kraków 2017
(PDF)