Najazdy tatarskie na Polskę zaczęły się w roku
1241. Po kilkunastoletniej przerwie, kiedy zabliźniły
się rany zadane naszej ziemi przez tę straszną
klęskę, spadła na nią nowa nawała mongolskiej
dziczy. Było to pod koniec roku 1259. Czerń tatarska
zniszczyła najpierw ziemię lubelską, po czym
wtargnęła w Sandomierskie, przeszedłszy Wisłę pod
Zawichostem. Były tu podówczas dwa klasztory zakonu
św. Franciszka serafickiego: franciszkanów i klarysek,
że jednak klaryski w połowie r. 1259 przeniosły się
do Skały pod Krakowem, w chwili najazdu tatarskiego byli
w Zawichoście tylko franciszkanie. Los ich musiał być
istotnie tragiczny. Tradycja franciszkańska zachowała
spis imion zakonników reguły św. Franciszka,
zamordowanych przez Tatarów w Zawichoście i pochowanych
przy tamtejszym kościele św. Damiana. Imiona tych
błogosławionych brzmią: Bartłomiej, gwardian;
Stanisław, doktor teologii; Filip, spowiednik;
Aleksander, kaznodzieja, eksprowincjał; Stefan,
definitor prowincji; Dionizy, zakrystian; Tomasz,
kaznodzieja; Elekt, diakon; Otto, subdiakon, oraz bracia:
Wisław, Urban i Kazimierz, Horda tatarska napadła na
nich, gdy się modlili w publicznym chórze kościoła
św. Damiana, i wszystkich w pień wycięła, a potem
zniszczyła opuszczony klasztor klarysek.
Z Zawichostu ruszyli Tatarzy i połączone z nimi
ruskie hufce pod wodzą Wasilka, brata księcia
halickiego Daniela, i Lwa, syna Daniela, na warowny
Sandomierz, w którym zamknęła się garstka rycerstwa i
tysiączne tłumy okolicznej ludności. Sandomierz
bronił się skutecznie przez kilka dni, ale w końcu
został zdobyty przez zdradziecki podstęp, jaki
doradzili książęta ruscy. Nastąpiła krwawa rzeź
zarówno załogi zamkowej jak i ludności, która w
Sandomierzu szukała schronienia. Współczesna kronika
ruska tak opisuje te wypadki: "Ludzie . . . zobaczywszy
Tatarów w mieście jęli uciekać do zamku, lecz nie
mogli zmieścić się we wrotach, gdyż most przed
wrotami był wąski, a jedni podusili się sami, drudzy
zaś pospadali z mostu w rów jak te snopy. Rowy były
głębokie i napełniły się trupami i można było
stąpać po trupach jakby po moście. Były zaś w
grodzie (zamku) namioty słomą kryte, które zapaliły
się same od ognia, po nich i gród zaczął się palić.
W grodzie tym była cerkiew z kamienia wielka i cudowna
(kościół Najświętszej Maryi Panny, dzisiejszy
katedralny), gdyż była zbudowana z białego ciosowego
kamienia. Ta była napełniona ludem, wierzch jej z
drzewa zajął się i ona spaliła się, a w niej
mnóstwo ludzi; ledwie żołnierze zdołali z grodu
wybiec. Nazajutrz zakonnicy i księża świecy. . .
odśpiewawszy mszę, zaczęli komunikować się, najpierw
oni, potem bojarzy (panowie) z żonami i dziećmi
tudzież wszyscy od małego do wielkiego, i zaczęli
spowiadać się, jedni przed mnichami, drudzy przed
księżmi i diakonami, albowiem mnóstwo ludu było w
grodzie. Potem zaś wyszli z grodu z krzyżami, świecami
i kadzielnicami, poszli też bojarzy i bojarzynie,
ubrawszy się w szaty godowe; słudzy zaś bojarscy
nieśli przed nimi ich dzieci, i był płacz wielki i
lament. Wypędzonych z grodu posadzili Tatarzy na błoniu
nad Wisłą, i siedzieli dwa dni na błoniu. Potem
zaczęli ich wszystkich zabijać, płeć męską i
żeńską zarówno i nie pozostał z nich ani jeden".
Długosz zaś pisze: "Tyle wtedy pod mieczem
barbarzyńców wylało się krwi chrześcijańskiej, że
ze wzgórza, na którym zamek jest zbudowany, do Wisły,
co wedle zamku płynie, krew ciekła jakby potokiem i
woda Wisły krwią się zabarwiła".
Owi "zakonnicy" i "mnisi", o których mówi
kronika ruska i którzy wraz z innymi padli ofiarą
rzezi, byli dominikanami z klasztoru św. Jakuba w
Sandomierzu. Tradycja głosi, że było ich czterdziestu
dziewięciu z przeorem Sadokiem na czele. Błogosławiony
Sadok, jeden z wybitniejszych misjonarzy wschodnich
średniowiecza, miał być potomkiem rycerskiego rodu z
ziemi krakowskiej. Wstąpiwszy do zakonu kaznodziejskiego
udał się w roku 1221 w towarzystwie dwóch braci
zakonnych do Bolonii, gdzie się zebrała pierwsza
generalna kapituła zakonu. Św. Dominik wysłał go
stamtąd wraz z bratem Pawłem i trzema innymi na Węgry,
celem nawracania pogańskich Kumanów, zamieszkujących
znaczne obszary w dorzeczu Cisy. Po kilku latach gorliwej
i wielce owocnej pracy apostolskiej; puścił się
błogosławiony Sadok wraz z towarzyszami w dalszą
drogę na wschód, na Mołdawię i Wołoszczyznę, które
były główną siedzibą Kumanów, i mimo prześladowań
szerzył tam wiarę chrześcijańską z takim
powodzeniem, że między wielu innymi przyjęło ją
także dwóch książąt. Niestety, wszystkie ich
wysiłki obrócił w niwecz najazd Tatarów. Paweł z
wielu towarzyszami został zamordowany, a błogosławiony
Sadok, uchodząc przed daremnym męczeństwem, powrócił
do Polski i osiadł w Sandomierzu, gdzie został obrany
przeorem.
Tradycja opisuje śmierć czterdziestu dziewięciu
męczenników inaczej niż źródła dziejowe, podaje
bowiem, że Tatarzy wymordowali ich w kościele
klasztornym św. Jakuba, leżącym poza murami miejskimi.
Przepiękna legenda głosi, że Bóg w niezgłębionym
miłosierdziu swoim w cudowny sposób zwiastował im
śmierć męczeńską, która ich czekała. Oto w noc
poprzedzającą napad Tatarów na Sandomierz na dźwięk
dzwonu wszyscy bracia jak zwykle zebrali się o północy
w kościele, a gdy przeor Sadok z nabożeństwem
odprawił Jutrznię, jeden z nowicjuszów począł
czytać martyrologium. Młodzieniaszek ten, przeczytawszy
imiona świętych męczenników, których pamiątka
przypadała na następny dzień, zobaczył w księdze
złotymi literami wypisane słowa: "W Sandomierzu
męczeństwo czterdziestu dziewięciu męczenników".
Struchleli bracia zbiegli się wokół przeora, on zaś,
spojrzawszy na napis, który im zwiastował śmierć,
zaczął ich podnosić na duchu i wzywać do modlitwy i
pokuty. Pokrzepieni jego słowami upadli wszyscy na
kolana i odprawiwszy spowiedź, przyjęli ostatnie
sakramenta św., gotując się na śmierć, która
wkrótce nadeszła, bo gdy po mszy św. błogosławiony
Sadok zaintonował pieśń "Salve Regina" -
"Witaj Królowo, Matko miłosierdzia", a zakonnicy
podjęli ją chórem, wpadli do kościoła z ogromnym
wrzaskiem Tatarzy i roznieśli ich na szablach. Podanie
mówi, że jeden z braci, przeląkłszy się śmierci,
uciekł z kościoła i skrył się na strychu, ale na
widok ginących współbraci zawstydził się swego
tchórzostwa i wrócił na dół, aby razem z nimi
otrzymać koronę męczeńską.
Tyle tradycja, bez wątpienia błędna, bo kościół
św. Jakuba nie nosi żadnych śladów gwałtu ni
pożaru, a zakonnicy, którzy podczas oblężenia
Sandomierza znajdowali się na zamku, musieli być
dominikanami, gdyż innych klasztorów nie było wówczas
w Sandomierzu.
Szczątki czterdziestu dziewięciu męczenników mają
leżeć w kościele św. Jakuba, ale miejsce ich
pogrzebania nie jest znane. Papież Bonifacy VIII w roku
1295 polecił, aby Kościół polski obchodził
pamiątkę męczenników sandomierskich w dniu 2 czerwca,
a papież Pius VII pozwolił odprawiać mszę o
błogosławionym Sadoku i jego towarzyszach całemu
zakonowi kaznodziejskiemu.
Nauka moralna
Umrzeć musisz i umrzesz tylko raz, a nie wiesz kiedy
i jak umrzesz. Nie wiesz, gdzie i w jakim stanie umrzesz.
Umrzesz wcześniej, niż się spodziewasz. Jak nie
podobna w jednej chwili nauczyć się rzemiosła,
którego się kto nigdy nie uczył, tak nie podobna w
jednej chwili zapomnieć rzemiosła, któremu się kto
zawsze oddawał. Jakże może w sobie wzbudzić miłość
Pana Boga przy śmierci ten, kto Go przez całe życie
nienawidził? Jakże znienawidzisz przy śmierci grzech,
w którym całe życie się kochałeś? Za zdrowia nie
nawykłeś do cnoty, czyż w chorobie staniesz się
cnotliwym? Po śmierci sąd - a po osądzeniu będziesz
albo zbawiony, albo potępiony. Teraz czyń, co cię
naówczas napełni radością, a unikaj tego, czego byś
przy śmierci żałował. Przy bramie wieczności
zostawisz wszystkie dobra swoje. Sława twoja nie
pójdzie z tobą do grobu, uciechy twoje zamienią ci
się potem w gorycz, a nieporządna miłość - w
nienawiść. Nie weźmiesz z tego świata nic z sobą,
tylko dobre lub złe uczynki; dobre dla nagrody, złe dla
kary. To, co ci się teraz za życia podoba, dręczyć
cię będzie przy śmierci, to, co ci się teraz nie
podoba, stanie ci się miłym w chwili śmierci. O
śmierci, o sądzie - o zbawienie - o potępienie!
Umarły jestem, jeżeli się nie lękam złej śmierci;
zanadtom przywiązany do życia, jeżeli się zbytecznie
śmierci obawiam. Nie kocham Jezusa, jeżeli nie pragnę
śmierci, niegodny jestem zbawienia, jeżeli się nie
boję potępienia. Źle używam czasu i łaski, jeżeli
się nie gotuję na śmierć szczęśliwą.
Nie potrzebował błogosławiony Sadok i jego
towarzysze długiego przygotowania na śmierć, albowiem
całe ich życie pracowite i bogomyślne było najlepszym
przygotowaniem do szczęśliwej śmierci. Nie wiązało
ich też nic innego z tym życiem, jak tylko wola Boga,
toteż kiedy ich Bóg powołał do siebie, z radością
szli na to wezwanie. Czy gotów jesteś na śmierć?
Pamiętaj, że śmierć przychodzi jak złodziej!
Modlitwa
Boże i Panie mój, spraw miłościwie za przyczyną
Męczennika Twego, błogosławionego Sadoka i towarzyszy
jego, abyśmy zawsze na śmierć byli przygotowani i
każdego czasu gotowi byli stanąć przed obliczem
Pańskim. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
Bł. Sadok i jego towarzysze,
Urodzony dla nieba 1259 roku,
Beatyfikacja 1295 roku,
Wspomnienie 2 czerwca
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.