KAZANIE
na uroczystość Serca Jezusowego
O ofierze Serca Jezusowego w Najświętszym Sakramencie
(Mówione w Krakowie u
PP. Wizytek 1871 r.)
O. MARIAN MORAWSKI SI
"Chrystus umiłował nas i wydał samego
siebie za nas obiatę i ofiarę Bogu na wonność słodkości"
(Efez. 5, 2)
Miłość i ofiara, najmilsi w Chrystusie, są
nierozdzielnie połączone. Miłość jest to korzeń w głębi serca ukryty, ofiara
zaś z niej jako kwiat na jaw wyrasta, i świadczy o istnieniu i żywotności
korzenia. Taka jest myśl Apostoła, który tak w słowach przytoczonych, jak i na
innych miejscach zwykł uważać ofiarę jako owoc i zarazem jako dowód miłości. I
tak w liście do Galatów podobnymi słowy pisze o Zbawicielu: "Umiłował
mnie i wydał samego siebie – to jest ofiarował się – za mnie"
(Galat. 2, 20). I sam też Boski Mistrz miłości, ten stosunek między miłością a
ofiarą zatwierdza, i swoją, ze wszystkich najdoskonalszą, na krzyżu spełnioną ofiarę
stawia na dowód najdoskonalszej miłości: "Większej nad tę miłość żaden
nie ma, aby kto duszę swą położył za przyjacioły swoje" (Jan. 15, 13).
Przeto, najmilsi, dzisiaj, gdy nam uroczystuje sama miłość Zbawiciela, miłość
upostaciowana w Sercu cierniami uwieńczonym, o ofierze mówić będziemy. A ponieważ
to Boskie Serce, we wszystkich tajemnicach miłości czczone, najbardziej
uwielbiamy w najprzedniejszym z dzieł miłości, w tajemnicy Ołtarza, dlatego
mówić mamy nie o ofierze krzyżowej, nie o ofierze duchownej, którą przez całe
życie za nas gorzał, ale tylko o ofierze, którą spełnia na naszych ołtarzach
sama miłość Serca Jezusowego. Uważać będziemy stan ofiary Jezusa Pana w
najświętszej Hostii, tak ze względu na zewnętrzne okoliczności, jak na wnętrzne
Jego uczucia, i z tych uwag poznawać będziemy, jaka ma być ofiara nasza, jakiej
ofiary od nas żąda Jego ofiara i miłość Jego. – Zdrowaś Maryjo.
Ofiara, najmilsi bracia, jest wyniszczeniem.
Dosyć spojrzeć pobieżnie przez wszystkie wieki na dzieje ludzkości. U
wszystkich narodów, we wszystkich religiach ukazuje nam się obrządek nad
wszystkie inne górujący jako główny czyn religii społeczeństwa, polegający
zawsze na jakimś zniszczeniu, zabijaniu bydląt, paleniu kadzideł lub czymś
podobnym. Ma się rozumieć, nie każde zniszczenie jest ofiarą, ale tylko takie,
które się czyni na cześć Boga, w imieniu ludu, aby uznać najwyższe Jego
panowanie nad wszelkim stworzeniem i ubłagać Go ludziom. Stąd to gdy w
przenośnym znaczeniu dajemy nazwę ofiary naszym prywatnym sprawom lub nawet
wnętrznym aktom, tylko takie uczynki ofiarami zowiemy, które są trudne,
bolesne, słowem, które są jakimś choć częściowym wyniszczeniem samego siebie, z
utratą rzeczy nam drogiej, z przytłumieniem uczuć serca, w szlachetnym celu, tj.
dla czci Bożej lub dobra bliźniego. Ale tu mowa o ofierze w ścisłym znaczeniu,
tj. o zniszczeniu rzeczy widomej, przez kapłana przedstawiciela ludu, na cześć
Boską wykonywanym. Takie ofiary miał stary zakon, ale to były tylko figury;
takie ofiary miało pogaństwo, ale to były świętokradztwa.
U nas chrześcijan, najmilsi, u nas tylko
jest jedyna prawdziwa ofiara, Bogu nieskończoną cześć a ludziom wszelkie
zbawienie przynosząca. Tą ofiarą, jak wiemy, jest śmierć krzyżowa Syna Bożego,
w której ofiarnikiem i ofiarą jest sam Bóg-człowiek, a ofiarowaniem śmierć
dobrowolnie podjęta. Ta ofiara gdy się raz spełniła, stało się zadosyć
najobfitszej sprawiedliwości Bożej za niezliczone świata przestępki – ale
miłości, najmilsi bracia, nie stało się zadosyć. Serce Jezusa żądało, aby ta
sama ofiara, w oczach każdego z nas, nie raz lecz co dzień na każdym miejscu
się powtarzała, co jest najcelniejszym miłości czynem i dowodem. I istotnie, co
dzień po całym świecie powtarza się, raczej odtwarza się ofiara krzyżowa, już
nie krwawa, jak na krzyżu, bo już okup grzesznego świata wypłacony, bo już Bóg
przebłagany – ale niekrwawa, jak przystoi zakonowi łaski, i miłością samą
gorejąca, czysta, święta, nieskończenie drogocenna: tak iż Bóg pięknością i
wonnością jej niejako zachwycony, odrzuca wszystkie inne ofiary: "Nie
mam chęci do was – mówi Pan Zastępów do starozakonnych ofiarników przez
usta Malachiasza proroka – i daru nie przyjmę z ręki waszej: bo od wschodu
słońca aż do zachodu wielkie jest imię moje między narody, a na każdym miejscu poświęcają
i ofiarują imieniowi memu ofiarę czystą, bo wielkie jest imię moje między
narody" (Malach. 1, 10-11).
Ale jeśli w tajemnicy Ołtarza jest
prawdziwa ofiara, musi też być prawdziwe i rzeczywiste wyniszczenie.
Lecz jakimże sposobem Chrystus, który, jak mówi Pismo, raz "zmartwychpowstawszy
już więcej nie umiera" (Rzym. 6, 9), jakimże, mówię, sposobem
wyniszczać się może w ofierze Mszy św.? Ach! Jakim sposobem Jezus wyniszcza się
na ołtarzu?! Spojrzyjmy na ołtarz, najmilsi, na tę drobną hostię – jeżeli mamy
iskierkę wiary w duszy i iskierkę miłości w sercu – a jużeśmy zrozumieli. Oto
kapłan, widomy namiestnik prawdziwego wielkiego Kapłana naszego, wymówił słowa
sakramentalne, i tymi słowy, gdyby mieczem ofiarniczym, jak mówią Święci
Ojcowie, ofiarę żywą wprawił w stan wyniszczenia, do śmierci zgoła podobny,
bliski stanowi ofiary zabitej. Patrzmy tylko – oto Król królów i Pan
panujących, Sędzia żywych i umarłych, słońce miasta niebieskiego, rzeczywiście
leży na ołtarzu, jak ofiara zabita, w postaci rzeczy martwej, w postaci
pokarmu! Podobnie jak baranek ofiarny zabitym być musiał, zanim go pożywali,
którzy w ofierze uczestnictwo mieli, tak samo i nasz niepokalany Baranek,
mieczem słów sakramentalnych dosiągniony, składa wszelkie a wszelkie ślady
życia, przybiera postać istoty martwej, aby tak móc być pożywanym od
uczestników tej świętej ofiary. Nie tylko więc mistycznie, w podobieństwie,
bywa zabitym, lecz rzeczywiście, o ile to stan pokarmu wymaga, wyniszczonym
zostaje. Jest więc św. ofiara nasza na ołtarzu żywą, razem i zabitą; wszystkie
członki ma w najświętszej Hostii, a nie rusza się i żadnego znaku życia nie
objawia; rozlane są wdzięki na ustach Jego (Ps. 44, 3) – jak mówi Psalm – a
głosu żadnego nie wydaje. Najpiękniejszy urodą między synami ludzkimi, ma
kształt okruszyny chleba! Jeszcze więcej powiem: tak zupełnie jest śladów życia
wyzuty, że każdy może Go dowoli brać, przenosić, miotać, czynić z Nim co tylko
się podoba, używać Go nawet do niegodziwych, bezbożnych i świętokradzkich celów
– i w samej rzeczy niestety piekło nauczyło ludzi nadużywać w taki sposób tego
cudu miłości. Ach! nie jestże to, najmilsi, prawdziwe wyniszczenie,
zdumiewający stan śmierci, przedziwna ofiara? Tak jest, w istocie, bo to jest
ofiara właściwa miłości, ofiara Serca Jezusowego, a miłość, jak dobrze mówią,
jest przemyślna, wymysły serca są zawsze przedziwne, a najprzedziwniejszym
wymysłem najmiłościwszego Serca jest właśnie ten, że będąc nieśmiertelnym,
znalazł sposób co dzień za nas umierać i w tym stanie ofiary zabitej na
ołtarzach naszych trwać wiekuiście, i co dzień, jak zechcemy, od nas być
pożywanym.
Lecz to dopiero, że tak powiem, zewnętrzny
stan ofiary; zajrzymy teraz do wnętrza tego Serca ofiarniczego. Mówiłem już
przedtem, że aby wyniszczenie jakie było prawdziwą ofiarą, musi być wykonane na
cześć Majestatu Boskiego, i za cały lud, który w tej ofierze uczestniczy. W
starym zakonie, gdy ofiarą były bydlęta nierozumne, ten cel ofiary mógł być
tylko myślą ofiarnika zamierzony; lecz w Najświętszym Sakramencie, ponieważ
sama ofiara jest rozumna i ma Serce nieskończoną miłością ku Bogu i ku ludziom
pałające, więc też sama do tego celu swego ofiarowania najdoskonalej się
odnosi, sama poświęca się na uczczenie nieocenione Boskiego Majestatu, na
dziękczynienie za otrzymane ludziom dary i na uproszenie nowych, na
przebłaganie gniewu Boskiego za grzechy całego świata. O, gdybyśmy mogli pojąć,
co się dzieje w tym Sercu Ofiarniczym! O Jezu w Sakramencie wyniszczony, gdybyś
nam odkrył, jak niegdyś świętej Małgorzacie, Serce Twe w hostii św. utajone,
cóż byśmy ujrzeli! Pała to Serce Twe w tym stanie ofiary niepojętą nam miłością
ku Ojcu Twemu i pragnieniem niezmiernym Jego chwały; wyniszcza się ciągle w
uwielbieniu Jego Majestatu, a przy tym miłością ludzi, miłością każdego z nas z
osobna, pragnieniem naszego uświęcenia i zbawienia nieustannie goreje. Wszak
innej myśli, innego pragnienia nie ma w Twym Sercu, o Jezu tu obecny, boś tu
jest ofiarą, ofiarą prawdziwą i doskonałą, a inne cele, inne dążenia nie
przystoją ofierze. Lecz tymi dwoma płomieniami, pragnieniem chwały Ojca i
pragnieniem naszego zbawienia, tak bardzo pałasz, że gdybyś był śmiertelnym,
zgorzałbyś zupełnie; ale nieśmiertelnym będąc, wiecznie gorejesz całopaleniem
na wonność słodkości!
Najmilsi w Chrystusie! od początku
Kościoła, ale osobliwie za dni naszych zadaniem chrześcijanina jest być ofiarą.
Życie prawdziwego ucznia Chrystusowego, zwłaszcza dzisiaj, jest życiem ofiary
tj. życiem wyniszczenia, życiem śmierci. "Albowiemeście umarli, –
mówi Apostoł do chrześcijan – a żywot wasz ukryty jest z Chrystusem w Bogu"
(Koloss. 3, 3). Jakże się to ma rozumieć? Ukazałem trzy rzeczy należące do
ofiary i w ofierze najsłodszego Serca w Sakramencie miłości najdoskonalej
odwzorowane. Tymi zaś są: wyniszczenie samej ofiary, poświęcenie jej na chwałę
Bożą i poświęcenie jej na pożytek duchowny ludzi. Otóż te trzy rzeczy w sercu
każdego prawego chrześcijanina istnieć muszą: musi każdy z nas, najmilsi,
poświęcić się całkowicie chwale Bożej, na wzór Serca Jezusowego, pałać nade wszystko
pragnieniem czci Bożej, ma się rozumieć, nie próżnym lecz czynnym pragnieniem;
musi poświęcić się dla zbawienia dusz; aby zaś te dwa warunki wypełnić, musi i
trzeci dodać, tj. siebie się zaprzeć, o sobie zapomnieć i siebie zgoła
wyniszczyć, dopiero będzie prawdziwą i miłą Jezusowi ofiarą. A dlaczego każdy
tak musi? Dlatego najpierw, że Chrystus tak żąda, żąda tak przedziwnym
przykładem swoim, który nam umyślnie co dzień przed oczy stawia, aby serca
nasze porwać; żąda też wyraźnymi słowy: "Przyszedłem puścić ogień na
ziemię – mówi – i czegóż chcę, jedno aby był zapalon" (Łk. 12,
49). "Jeśli kto chce za mną iść, niech sam siebie zaprze" (Mt.
16, 24). "Jeśli kto nie ma w nienawiści nawet... duszy swojej, nie może
być uczniem moim" (Łk. 14, 26). Po wtóre dlatego też, że tak rzecz
sama wymaga, osobliwie okoliczności, w których nas postawiła Opatrzność. Dziś
synowie tego świata, wrogi Kościoła Bożego, potężnie skupieni, wielkie czynią
dla sprawy szatana ofiary, z dziwną wytrwałością i zawziętością poświęcają się
dla swych niegodziwych zamiarów. Nie są to wprawdzie ani istotne poświęcenia,
bo nie są święte, ani prawdziwe ofiary, bo nie zmierzają do chwały Bożej i zbawienia
ludzi, lecz przecież ze strony wyniszczenia i zaparcia siebie są nieraz cięższe
i trudniejsze od tych, których się od nas Chrystus domaga.
A Kościół Boży, najmilsi bracia, wobec
takiej armii piekielnej, czyż nie potrzebuje ofiar, ofiar doskonałych i
wszelkiego rodzaju, ofiar pieniężnych, ofiar prac umysłowych, ofiar zdrowia i
sił, ofiar krwi? Prawda, pełen jest Kościół takich, którzy łączą jakieś
pragnienie chwały Imienia Bożego i staranie się o zbawienie bliźnich z
troszczeniem się o siebie, o własne wygody i zyski. Takich nie potępiam, byleby
miłość własna w ich sercach nie strącała z istotnego pierwszeństwa miłości i
bojaźni Bożej; ale tacy, mówię, nie są na wzór Serca Jezusowego, według żądań
Jego miłości, prawdziwymi ofiarami, bo chociaż przyczyniają się do chwały
Bożej, do dobra bliźniego, jednak siebie się nie zaparli, siebie nie wyniszczyli;
i ten wrodzony egoizmu zaród skrzywia zawsze cokolwiek ich dobre zamiary,
czyni, że ich dzieła są niezupełne, niedoskonałe – słowem psuje ich ofiarę. O,
gdyby ci wszyscy byli prawdziwymi ofiarnikami, gdyby wyzuwszy się z osobistych
względów, mężnie i całkowicie serca swe i wszystko samemu Bogu i dla samego
Boga i zbawienia dusz poświęcali, o jakżeby się przemieniła postać świata!
jakżeby pogromieni zostali mieczem prawdy wrogi Chrystusowe! jakżeby święciło
się Imię Ojca niebieskiego i królestwo Jego szerzyło się na ziemi!
Nie traćmy przecież otuchy, najmilsi
bracia, bo choć niewielu jest takich ofiarników stosunkowo do mnóstwa
chrześcijan, są przecież tacy za dni naszych, są, Bogu dzięki, liczniejsi, jak
we wielu z poprzednich wieków, są tacy, co np. aby pogańskie plemiona do
Kościoła przyłączyć, opuszczają na zawsze kraj, rodzinę, mienie, i płyną za
morza i w dzikich krainach, wśród wszelkich niedostatków, zdrowie, siły, życie
nawet, zbawieniu tych dusz opuszczonych poświęcają; są, co wszystek czas,
spokój, majątek na sprawy Kościoła jedynie zużywają; bez względu na żadne
zyski, słowem i piórem wiary św. bronią i przeciwników gromią. Są wreszcie,
którzy na głos Zbawiciela wszystko a wszystko porzucają, a zaparłszy samych
siebie i wziąwszy na ramiona krzyż swój, idą za Jezusem w ubóstwie, w
czystości, w wyzuciu własnej woli, jedni modlitwie i pokucie oddani, drudzy
pielęgnowaniu chorych, inni dziatek wychowaniu, inni pracom apostolskim poświęceni;
bo, dzięki Bogu, i za dni naszych, jakkolwiek świat bezbożny lub nieświadomy
temu przeczy, i za dni naszych znajdują się prawdziwi zakonnicy i do końca
świata znajdować się będą. Otóż ci wszyscy, najmilsi, są prawdziwymi
ofiarnikami; ci wszyscy idą za wzorem Jezusa, wyniszczającego się z miłości ku
nam, i wyniszczają się z miłości ku Niemu. Na tych to stoi Kościół, dla nich to
Kościół zowie się czystą oblubienicą Boga bez zmarszczki i zmazy. Oni to są
godni imienia chrześcijan, bo są podobni do Chrystusa, który duszę swą za nas
położył.
A my, najmilsi w Chrystusie, czy nie
pójdziem za nimi? Czy nas nie porywa piękność i szlachetność ich poświęcenia,
lub raczej sama miłość Chrystusa, która ich porwała? Czy nam coś w sercu nie
wyrzuca opieszałości naszej? Może mówimy sobie: a ja cóżem dla Kościoła
uczynił, jakżem się wywdzięczył Jezusowi Panu za to, że mnie umiłował aż do
końca, aż do śmierci krzyżowej? Jakim czołem powtarzać Mu będę przy Komunii
świętej: Jezu, kocham Cię nade wszystko, z całego serca, z całej duszy?
Najmilsi w Chrystusie, dosyć rozpatrzeć się w stosunkach naszych, aby poznać,
jakim sposobem dla Boga i dla bliźniego poświęcić się możemy. Nie masz bowiem
stanu w Kościele, nie masz stanowiska w społeczeństwie, w którym nie można by
stać się zupełną ofiarą, na chwałę Bogu i bliźniemu na zbawienie, doskonałym
całopaleniem na wonność słodkości.
Czegóż więc brakuje, że takimi nie
zostajemy? Ty wiesz, o Panie, czego brakuje, Ty znasz nasz niedostatek; miłości
Twojej, o Jezu, miłości Twojej nam brakuje, tej miłości gorącej, czynnej, wytrwałej,
mężnej, ofiarnej, tej miłości, która Świętych tworzy, o której w Pieśniach nad
Pieśniami mówisz: "Mocna jest jako śmierć miłość... pochodnie jej
pochodnie ognia i płomieni" (Pieśn. 8, 6). A gdzież się udamy po tę
miłość, jak nie do Serca Twego, o Jezu, źródła wszelkiej świętej miłości? O
Serce Boskie, ognisko nieogarnionej miłości, ofiaro miłości wiecznie gorejąca,
niechże od Ciebie zaczerpniemy tego ducha ofiary, który tak rzadkim jest na
świecie i nie skądinąd, tylko od Ciebie zaczerpnąć możem. Niechże nas zapali
ten płomień miłości, który ze siebie na ziemię miotasz i tak pragniesz, aby się
zapalił. O Serce Jezusa, daj, aby serca nasze z Tobą i dla Ciebie stały się
ofiarami Bogu miłymi. Amen.
O. Marian Morawski SJ
–––––––––––
Ks. Marian Morawski SI (b. prof.
Uniwersytetu Jagiellońskiego), Kazania i szkice. Kraków 1921, ss.
101-107.
(Pisownię i słownictwo
nieznacznie uwspółcześniono). (1)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolenie Władzy Duchownej:
NIHIL OBSTAT.
J. Urban S. I.
L. 5610/21.
POZWALAMY DRUKOWAĆ.
Z KSIĄŻĘCO-BISKUPIEJ KURJI
Kraków, dnia 20 maja 1921.
†
Adam Stefan
X. Wład. Miś
Kanclerz.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypisy:
(1)
Por. 1) O. Marian Morawski SI, a) O nabożeństwie
do Najświętszego Serca Jezusowego w stosunku do dogmatu i kultu katolickiego. b) Dziewięć nauk o Sercu Jezusowym, jako Sercu Kościoła. c) Kazanie na uroczystość Serca Maryi.
2) O. Artur Vermeersch SI, Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusa w
praktyce i w teorii.
3) Św. Małgorzata Maria Alacoque, Akt poświęcenia
się Sercu Jezusowemu.
4) O. Brunon Vercruysse SI, Przewodnik prawdziwej
pobożności czyli nowe praktyczne rozmyślania na każdy dzień roku o życiu Pana
Naszego Jezusa Chrystusa.
5) O. J. V. Bainvel SI,
Kult Serca Bożego. Teoria
i rozwój.
6) O. Maurycy Meschler SI, Trzy podstawy życia duchownego.
7) Henryk Edward kard. Manning, Arcybiskup
Westminster, O sprawach Ducha Świętego
działającego w duszy człowieka.
8) O. Fryderyk William Faber, Postęp duszy, czyli
wzrost w świętości.
9) O. Jan Tauler OP, Ustawy duchowe. Dzieło z XIV
wieku.
10) O. Mikołaj Łęczycki SI, Pobudki do unikania grzechu
śmiertelnego i kilka innych rozważań pobożnych.
11) Ks. Wawrzyniec Scupoli, Utarczka duchowa czyli
nauka poznania, pokonania samego siebie, i dojścia do prawdziwej doskonałości
chrześcijańskiej.
12) Bp Jan Piotr Camus, Duch świętego Franciszka
Salezego, czyli wierny obraz myśli i uczuć tego Świętego.
13) Ks. Dr. Mikołaj Gihr, Ofiara Mszy świętej. Wykład
dogmatyczny, liturgiczny i ascetyczny dla duchowieństwa i świeckich.
14) Ks. Alfons Rodriguez SI, O doskonałości
chrześcijańskiej.
15) Św. Alfons Liguori, Uwielbienia Maryi.
16) Ks. Maciej Sieniatycki, Zarys dogmatyki
katolickiej.
(Przyp.
od red. Ultra montes).