Święty Romuald, potomek książęcej rodziny
Honestów, urodził się we Włoszech w mieście
Rawennie. Wychowany w zbytkach zamożnego rodzicielskiego
domu, wiódł do 20. roku lekkomyślne życie. Łaska
Boża była jednakże z nim i nie dozwoliła mu zginąć
w tym odmęcie światowych uciech. Już wtedy miał
pociąg do samotności i w myśliwskich wycieczkach
wśród lasów roił o szczęściu pustelniczego życia,
całkowite jednak swe nawrócenie zawdzięczał
straszliwemu wypadkowi. Ojciec jego, człowiek dumny i
popędliwy, zabił w pojedynku swego bliskiego krewnego.
Romuald był świadkiem tej sceny i tak się przeraził,
że udawszy się do klasztoru św. Apolinarego,
postanowił tam przepędzić czterdzieści dni na
pokucie, jak wówczas prawa kościelne za zabójstwo
przepisywały. Nie popełnił co prawda sam zabójstwa,
jednakże dobrowolnie przyjął na siebie tą pokutę,
już to dlatego, że był przy tym obecny, już też, aby
ojcu prędzej u Boga wyjednać przebaczenie.
Do posługi, raczej do towarzystwa i pomocy dodano mu
jednego z laików. Braciszek ów, zaznajomiwszy się z
nim bliżej, nie przestawał namawiać Romualda, aby się
wyrzekł świata i ratując swą duszę, na zawsze
pozostał w klasztorze, na co Romuald śmiechem tylko
odpowiadał. Pewnego razu rzekł braciszek: "Co mi
dasz, gdy ci świętego Apolinarego żywym pokażę?".
Bez żadnego namysłu odrzekł Romuald: "Przyrzekam, że
na zawsze pozostanę w klasztorze". "Dobrze -
powiedział braciszek - tej nocy czuwać będziemy w
kościele, a ujrzysz Świętego".
Czuwali więc i modlili się. Nagle około północy
kościół zajaśniał przepysznym blaskiem, ołtarz
Matki Boskiej, w którym stała trumna świętego
Apolinarego, rozwarł się, wieko spadło i na kościół
zstąpił Święty w biskupim ubiorze, okadził wszystkie
ołtarze złotym turybularzem (kadzielnicą), po czym
wrócił na miejsce, skąd był wyszedł. Widzenie
znikło, wrażenie jednak pozostało i Romuald tak się
nim przejął, że niezwłocznie prosił o przyjęcie do
zakonu. Obleczony w zakonną sukienkę, starał się
Romuald wszystkich prześcignąć w umartwieniu i
ćwiczeniach duchownych. Gorliwość jego była tak
wielka, że opieszałym współbraciom robił gorzkie
wyrzuty, czym ściągnął na siebie tyle niechęci, że
po trzech latach musiał opuścić klasztor, po czym
udał się na puszczę do niejakiego Marynusa, w pobliżu
Wenecji. Pustelnik ten przyjął go uprzejmie, ale
obchodził się z nim nader surowo, obarczał go bowiem
różnymi ciężkimi pracami, a oprócz tego kazał mu
codziennie głośno odczytywać wszystkie 150 psalmów
Dawidowych.
Romuald znosił wszystko z naśladowania godną
cierpliwością, aż wreszcie jego pokora tak wzruszyła
pustelnika, że go uściskał i odtąd obchodził się z
nim prawdziwie po ojcowsku, nie wystawiając go na dalsze
próby.
Po pewnym czasie przyłączyło się do Marynusa i
Romualda kilku mężów spragnionych ucieczki od świata
i odtąd wspólnie spędzali czas na modlitwie,
pobożnych ćwiczeniach i pracy ręcznej. Największą
pobożnością zajaśniał wkrótce Romuald, toteż nawet
Marynus poddał się pod jego zwierzchnictwo. Romuald
też żywił towarzyszy, orząc i siejąc zboże, sam
zaś pościł surowo cały rok, nie jedząc nic więcej,
jak raz na dzień garść gotowanej tatarki. Szatan,
zazdroszcząc mu spokoju sumienia, wielce go trapił
pokusami, przywodząc mu na myśl bogactwa ziemskie,
które porzucił, a gdy to nie pomogło, często budził
go w nocy i trapił bezsennością. Trwało to przez
pięć lat, aż wreszcie nic nie wskórawszy, ustąpił.
Po pewnym czasie doniesiono Romualdowi, że jego
ojciec, odbywający pokutę w klasztorze, chce się znowu
rzucić w odmęt światowych uciech. Chcąc temu
zapobiec, postanowił wrócić w rodzinne strony, aby
jednak odejść z puszczy, musiał użyć podstępu,
gdyż ludność tamtejsza nie chciała go puścić. Jej
przywiązanie do niego graniczyło prawie z szaleństwem,
bo gdy się dowiedziano, że chce odejść, postanowiono
go zabić, aby zachować przynajmniej jego zwłoki.
Święty zaczął udawać szalonego, kazał sobie ogolić
głowę, i jak dawniej pościł, teraz zaczął jeść i
pić, puszczono go tedy wolno. Nie zwlekając, pobiegł do
Rawenny i pozostał tam tak długo, dopóki ojciec nie
wyrzekł się zupełnie świata. Gdy się rozeszła
wieść o powrocie Romualda, natychmiast wielka liczba
mężów stawiła się pod jego duchowne kierownictwo,
którym Święty, hojnie wspierany przez wielu
książąt, a zwłaszcza cesarza Ottona III, zbudował
kilka klasztorów. W jakiś czas później zakonnicy z
klasztoru Klassis jednogłośnie obrali go opatem.
Romuald niechętnie przyjął ten urząd, objąwszy go
jednak, wypełniał swoje obowiązki z największą
ścisłością i surowością. To było powodem, że
zakonnicy poczęli wyboru swego żałować, a w końcu
stawili mu opór, wskutek czego po dwóch latach Święty
złożył swój urząd i pojechał z cesarzem Ottonem do
Rzymu. Właśnie w tym czasie starosta tamtejszy,
Krescencjusz, podmówił miasto Tivoli do otwartego buntu
przeciw cesarzowi. Wskutek wstawienia się Romualda
cesarz ułaskawił buntowników. Przebaczył nawet
Krescencjuszowi, ale potem za radą swego ulubieńca
Tamma złamał przysięgę i skazał go na śmierć.
Wtedy Romuald tak czule i tak silnie przemówił
cesarzowi do serca, że rozpłakawszy się, odwołał
wyrok, a za pokutę nie tylko sowite rozdał jałmużny,
lecz nawet boso odbył pielgrzymkę.
Sprawa ta wielce wsławiła świętego Romualda. Wielu
z otoczenia cesarskiego wyrzekło się świata i oddało
pod duchowne kierownictwo Świętego, a liczba jego
uczniów tak wzrosła, że mówiono o nim, jakoby chciał
cały świat w klasztor zamienić. Zakonnikom swoim
przepisał regułę świętego Benedykta i dał im białe
habity, gdyż miał raz widzenie, jakoby w takim ubiorze
jego zakonnicy wstępowali do Nieba. Potwierdził ten
zakon papież Aleksander II.
Miał święty Romuald zwyczaj, że kiedy zakonników
swoich gdzie wysyłał, dawał im przez siebie
pobłogosławiony chleb, jabłko lub też co innego. Gdy
je dawano chorym, przychodzili do zdrowia.
Licząc już przeszło sto lat, kazał sobie św.
Romuald w pobliżu klasztoru Val di Castro zbudować dom
pustelniczy, w którym odosobniony od świata postanowił
oczekiwać śmierci. Umarł dnia 19 czerwca roku
Pańskiego 1027, mając lat 120. W roku 1466 otwarto na
zlecenie papieża Pawła II trumnę jego i znaleziono
ciało całkiem nienaruszone.
Nauka moralna
Święty Romuald przez pierwsze dwadzieścia lat
prowadził wprawdzie życie lekkomyślne, ale za to sto lat pokutował.
Dawnym swym życiem tak się brzydził, że po
pięćdziesięciu latach pokuty jeszcze nie śmiał
stanąć przed Bogiem. Gdybyśmy rozważyli nasze życie
i wspomnieli, że nie pokutujemy, jakim strachem
napełnić nas powinna ta myśl, że lada chwila możemy
stanąć przed sądem Boga! I jak się ostoimy? Jeżeli
stajemy przed sędzią ziemskim, dobieramy sobie adwokata,
czyli obrońcę. Przed Sędzią niebieskim potrzebny nam koniecznie taki adwokat,
a jego imię "cnota"
i "dobre uczynki".
Biada, komu brak tych obrońców, bo jakkolwiek Bóg jest
miłosierny, wszakże zarazem jest sprawiedliwy i w
wyrokach swych nieodmienny. Tu na ziemi Bóg nam jeszcze
przebacza, pozwoli się przeprosić, pozwoli odbywać
pokutę, jaką sami na siebie nałożymy. Na drugim
świecie już nic dla siebie samych uczynić nie możemy
i tylko odbieramy nagrodę lub karę. Nagrodą jest
Niebo, karą czyściec lub piekło. Zagrzęźli w błocie
tego świata nie rozróżniamy nawet wieczności od
doczesności. Święty Romuald pokutował wiek cały, a
cóż znaczy sto lat wobec wieczności, nigdy nie mającej końca? Jesteśmy wszyscy stworzeni do
szczęśliwej wieczności, jeśli przeto utracimy
sukienkę niewinności, pokutujmy i naśladujmy św.
Romualda dopóty, dopóki nam Bóg dobrotliwy nie
przebaczy i będziemy mogli stanąć wobec Niego bez
drżenia. "Bracia
- mówi Piotr święty - starajcie
się, żebyście przez dobre uczynki pewne czynili
wezwanie i wybranie wasze!" (2 Piotr 1,
10).
Modlitwa
Wstawienie się za nami świętego Romualda opata,
niech nas Panie miłosierdziu Twojemu poleci, ażebyśmy
to, co własnymi zasługami osiągnąć nie możemy, za
jego wstawieniem się otrzymali. Przez Pana naszego
Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi.
Amen.
Św. Romuald, założyciel zakonu Kamedułów
Urodzony dla świata 907 roku,
Urodzony dla nieba 19.06.1027 roku,
Wspomnienie 7 lutego
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.