"Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza"
(Mt. 19, 6).
Małżeństwo chrześcijańskie
jest zarazem umową i Sakramentem. Jest ono umową, więc przy jego zawarciu,
jak przy każdej umowie, aby była ważną, muszą być zachowane pewne warunki;
jest też Sakramentem, stąd do Kościoła tylko należy określenie owych warunków,
które mają o ważności małżeńskiej umowy stanowić.
Może się zdarzyć, że jakaś
para chrześcijańska zawrze między sobą małżeństwo nieważnie, gdyż już przed
ślubem istnieje do tego przeszkoda, wówczas, po stwierdzeniu takiego faktu
przez Kościół, mniemani małżonkowie, nie tylko mogą się rozejść, ale mają
prawo na zawarcie związku z inną osobą, gdyż ich pierwszy związek był tylko
pozornym.
Ale, skoro czyjeś małżeństwo
zostanie i ważnie zawarte, i przez wspólne pożycie dopełnione, wówczas
już przez żadną władzę rozerwane być nie może; w Kościele Chrystusowym
rozwodów nie ma.
Że wrogowie religii, o poglądach
materialistycznych, występują ostro przeciw nierozwiązalności chrześcijańskiego
Małżeństwa, temu się nie dziwmy, ale smutnym jest, gdy katolicy, którzy
głoszą się za wierzących, nie rozumieją, dlaczego Kościół na rozwody nie
zezwala.
1) Gdy Chrystus Pan przyszedł
na ziemię, świat ówczesny i w swym prawodawstwie, a jeszcze więcej w swych
obyczajach, doszedł do zupełnego rozluźnienia węzłów małżeńskich. W Rzymie,
za czasów cesarstwa, prawie każde małżeństwo kończyło się rozwodem; a i
u żydów, zbyt szeroko poczęto tłumaczyć Mojżeszowe prawo o rozwodowym liście
i dawano go często dla bardzo błahej przyczyny.
I tylko człowiek, który był
Bogiem zarazem, mógł stanąć przeciw temu ogólnemu prądowi i ogłosić z całą
stanowczością prawo, które się ówczesnemu światu wydawało niemożliwym do
wykonania.
Oto, razu pewnego, przyszli
do Jezusa faryzeuszowie, kusząc Go, i mówiąc: "Godzili się człowiekowi
opuścić żonę swoją dla którejkolwiek przyczyny?". Na to odpowiadając
Jezus rzekł im: "Nie czytaliście,
iż który stworzył człowieka od początku, mężczyznę i niewiastę stworzył
je i rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, i złączy się z żoną swoją
i będą dwoje w jednym ciele. A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało. Co
tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza" (Mt. 19, 3-6).
Wówczas faryzeusze stawiają
zarzut: "A przecież Mojżesz, poseł Boży pozwalał na rozwody!". A
Jezus taką im daje odpowiedź: "Mojżesz dla twardości serca waszego
(dla powstrzymania was od żonobójstwa) dopuścił
wam opuszczać żony wasze; lecz od początku nie było tak" (Mt.
19, 8). Teraz trzeba powrócić do prawa pierwotnego, ustępstwo zrobione
czasowo, zostaje zniesione, małżeństwo odtąd ma być nierozwiązalne! I "ktobykolwiek
opuścił żonę swą, a pojąłby inną, cudzołóstwa się dopuszcza przeciwko niej.
A jeśliby żona opuściła męża swojego, a szłaby za drugiego, –
cudzołoży" (Mk 10, 11-12).
W tych słowach Zbawiciel
ogłosił jasno nierozerwalność węzła małżeńskiego. Dopóki przeto prawowita
żona żyje, nie wolno mężowi chrześcijańskiemu pod żadnym warunkiem brać
innej; tak samo, jak długo mąż prawy żyje, chrześcijańska żona nie może
wyjść za innego. Inaczej, byliby winnymi zbrodni cudzołóstwa, zbrodni wielożeństwa
i wielomęstwa i tym samym musieliby być wyłączeni z pośród wiernych Chrystusowych.
Takie jest prawo przez Boga ogłoszone, taka jest Wola Boża i Kościół w
żaden sposób zmienić jej nie może.
2) Wszak pierwszym zadaniem
Kościoła jest przechowywać do końca świata nieskażoną naukę Chrystusa Pana;
i niezłomność, z jaką Kościół bronił praw Bożych w przeszłości, jest gwarancją
podobnej niezłomności na przyszłość. Żądze mogą nurtować serca ludzkie
i bunt podnosić przeciw dogmatowi, instynktom ich przeciwnym, dogmat jednak
pozostanie niezmienny; Kościół katolicki
może wszystko poświęcić prócz sprawiedliwości i prawdy, i gdy występuje
w obronie dogmatu, wtedy, choć nań będą nacierać mędrcy z sofizmatami,
mówcy z szumnymi wywodami, możni z mieczem, – Kościół zniewagę zniesie,
lecz powie przez usta, mające przywilej
głoszenia prawdy: "Tak twierdzę na wieki, a na poparcie mych słów, znajdę
krew tysięcy męczenników".
I im bardziej dogmat się
sprzeciwia zepsutej ludzkiej naturze, tym więcej bohaterskiej odwagi i
stałości okazuje Kościół w jego obronie. A właśnie dogmat nierozerwalności
małżeńskiej jest tak bardzo przeciwny namiętnościom, że gdyby Kościół był
instytucją ludzką, dawno już siły by go opuściły, zabrakłoby mu odwagi,
sto razy by on ustąpił, aby uniknąć prześladowań. Wszak stałość Kościoła
w obronie nierozerwalności małżeńskiej
była w średnich wiekach jedną z głównych przyczyn jego walk z władcami
Europy. Nie ustąpił jednak ani Papież Mikołaj I-szy Lotariuszowi, ani Urban
II-gi – Filipowi I, ani Innocenty III-ci Filipowi Augustowi. A kiedy Henryk
VIII angielski postawił ultimatum:
"Rozwód lub odszczepieństwo – rozłączycie mnie z żoną lub ja się odłączę
od Kościoła", – Rzym się nie uląkł, lecz odpowiedział: "Raczej jedno odszczepieństwo
więcej, niż jedna prawda mniej; różnowierstwa przechodzą, prawda
jest wieczna; niech raczej jeden naród odłączy się, a prawda Boża pozostanie
na wieki".
I dziś tak samo Kościół w
prawie nierozerwalności małżeństwa chrześcijańskiego, ważnie zawartego
i spełnionego, jest zawsze nieugięty; powtarza zawsze ewangeliczne: non licet (Mt. 14, 4) – nie godzi
się, nie wolno rozłączać tego, co Bóg złączył! Ta niezłomna stałość Kościoła
w obronie prawdy nosi wyraźne piętno boskości, a fakt, że jedynie Kościół
katolicki wytrwał przy tym dogmacie (bo i schizma i herezja poświęciły
go dla żądzy i słabości), fakt ten dodaje mu blasku i sławy!
Ten jeden wzgląd, że nierozerwalność
małżeńskiego węzła pochodzi z Woli Bożej i dlatego Kościół nie ma prawa
jej zmienić, a tylko bronić
jej obowiązany, – ten jeden wzgląd powinien wystarczyć dla wierzącego chrześcijanina,
by poddać się z uległością temu prawu. Co bowiem działa najmędrszy, najsprawiedliwszy
i najlepszy Bóg, musi być słuszne i pożyteczne dla ludzi.
Atoli ludzie tym się nie
zadowalają, lecz chcą bliżej poznać, czemu to rozwody mają być złe i zakazane.
Dlatego przypatrzmy się jeszcze rozwodom w świetle zdrowego namiętnościami
nie zaślepionego rozumu.
1) Otóż najpierw rozwód poniża
małżonków. Podczas gdy nierozerwalność małżeńska podnosi życie moralne,
zobowiązując człowieka do szlachetnych usiłowań, do poprawy natury swojej,
do dzielnego znoszenia przygód wspólnego żywota, – to możliwość rozwodu
to życie poniża, bo nie zobowiązuje do niczego i pozostawia wrota otwarte
ku samolubstwu i wszelkim kaprysom.
Kto się łączy pod wpływem
szczerej miłości, ten łączy się na zawsze; związek trwały – to potrzeba
każdej duszy, poważnie biorącej to wielkie, a niestety tak często lekko
brane, słowo: miłość. W naturze naszej leży, że gdy głęboko kochamy, chcemy
tę miłość naszą unieśmiertelnić, chcemy,
by nawet śmierć, która kiedyś rozłączy ciała, uszanowała węzeł dusze łączący.
Ale, gdy z góry się wie, że rozwód jest możliwy, wówczas małżeństwo zawierane
w tym przewidywaniu, że z czasem może owładnąć sercem inne uczucie, byłoby
urągowiskiem samej miłości. Miłość dająca się, a zastrzegająca już, że
kiedyś może będzie chciała się wycofać, wykazuje, iż nie jest prawdziwą
miłością; dar uczyniony z siebie, z zastrzeżeniem możności odebrania, jest
fałszywym darem.
Toteż żądanie, by serce nie
było nieodwołalnie związanym, nie można inaczej nazwać, jak niskim egoizmem;
tylko wstrętne samolubstwo może mieć odwagę mówić osobie rzekomo ukochanej,
że wierność będzie trwała tak długo, jak długo w związku tym widzieć będzie
szczęście; lecz gdy serce ostygnie
z pierwszego zapału, u nowego źródła wypadnie mu szukać zaspokojenia.
I podczas gdy nierozwiązalność
zastrzega małżonków przeciw pokusom, pociągającym miłość ku innemu przedmiotowi,
to możliwość rozwodu przeciwnie: dodaje odwagi niewiernemu sercu, mówiąc
mu: "idź, kędy miłość cię pociąga, gdzie wiodą zmysły, odzyskaj utraconą
swobodę!". Tym sposobem mężczyzna i kobieta za sprawą rozwodu poniżają
się.
2) Ponieważ trwałość małżeństwa
jest warunkiem istnienia rodziny, więc rozwód rodzinę całkiem rozbija.
Dziecko nie patrzy osobno
na ojca, osobno na matkę, ono widzi rodziców w ojcu i matce razem. Dla
niego stanowią oni jednostkę, z którą czuje się związanym, do której należy,
którą kocha; stąd zerwanie związków między nimi zrywa też ten idealny i
święty związek, który istniał między nim a rodzicami. Dziecko spodziewa
się, że póki nie wyrośnie, chować się będzie przy boku ojca i matki razem,
a także w późniejszym wieku nieraz do ogniska domowego zawinie, aby odświeżyć
wspomnienia lat dziecinnych. Dlatego
drży na myśl, aby śmierć którego z rodziców nie zniweczyła tych złotych
marzeń rodzinnych.
Toteż gdyby rodzice sami,
jeszcze przed śmiercią, to uczynili, gdyby własnowolnie porzucili to, co
na zawsze miało im być drogim, i z obcymi ludźmi się powiązali, tego dziecko
nie przeboli!
Co gorsza! nieszczęsne dzieci
rozwiedzionych rodziców w miłości matki czerpać będą nienawiść ku ojcu,
z ust ojca uczyć się będą złorzeczyć matce, już od zarania życia przepojone
będą goryczą i jadem; w ich duszach będzie się wciąż toczyła straszna walka
między ich obowiązkiem dziecięcym szacunku i posłuszeństwa, jaki się rodzicom
należy, a wstrętem, jakiego będą doznawały do rozwiedzionych rodziców za
tę krzywdę moralną, jaką oni swoim rozejściem się im
wyrządzili.
Dlatego to, jak stosunek
między rodzicami i dziećmi z natury jest nierozerwalny, tak samo natura
wymaga, by ze względu na dziecko, związek rodziców nie ulegał rozerwaniu.
3) Ale przede wszystkim rozwody
są ruiną dla społeczeństwa. Społeczeństwo bowiem opiera się na rodzinach,
one są miarą jego wartości i siły; – tymczasem rozwód tę – jak przed chwilą
powiedziałem – podstawową jednostkę społeczną, jaką jest rodzina, rujnuje.
Podstawą porządku społecznego
– to obowiązek, obowiązek poznany przez rozum, a przyjęty przez wolę; prawo
zaś rozwodu jest praktycznym triumfem tej ohydnej zasady, iż wolno jest
baczyć bardziej na uczucie niż na obowiązek; a dzięki podobnej zasadzie
społeczeństwo się kazi.
Czynnikiem, co reguluje siły
społeczne, jest powaga [(autorytet)] i władza, tymczasem rozwód je również
podkopuje; bo poddając sądowi dzieci postępowanie ojca i matki, on profanuje
tę pierwiastkową ogniska domowego powagę, której publiczne władze są tylko
naśladowaniem i rozszerzeniem.
Rozwody wreszcie uzbrajają
przeciwko sobie całe rodziny; gdy jedne z nich przesądzać będą winę występnego,
drugie szukać jej nie omieszkają w niewinnym; wskutek tego płomienie gniewu
i złości będą się szerzyły coraz dalej, mącąc spokój publiczny, podkopując
społeczeństwo.
I nie myślmy, że przy istnieniu
rozwodów, tylko w ostateczności do nich by się uciekano. Sama ich możliwość
mnożyłaby liczbę małżeństw niedobranych, bo lekkomyślnie zawartych; i rozwodzono
by się dla powodów coraz błahszych, bo rozwód rozswawola bydlę ludzkie,
a bydlę to jest nienasycone. Najlepszym tego potwierdzeniem są dane statystyczne;
wykazują one, że liczba rozwodów tam, gdzie są dozwolone, wciąż nieproporcjonalnie
wzrasta. Wobec tego niektórzy socjologowie i politycy, nie z pobudek religijnych,
a tylko społecznych, żądają już nierozerwalności małżeństwa. A z tego widzimy,
jak prawo Boże, którego stróżem jest Kościół, jak ono jest mądre i pożyteczne!
U wielu jednak powstaje głos
buntu: jak to – mówią oni – małżeństwo może być nierozerwalne? Wszak zdarzają
się położenia straszne, dla których wyjściem może być tylko rozwód lub
męczeństwo.
Bywają kobiety przykute do
niegodziwych mężów, którzy je znieważają, katują, a wreszcie opuszczają;
czyż takie kobiety młode, pełne życia, muszą żyć w czystości zakonnej,
ponieważ związek małżeński jest nierozwiązalny?
Bywają mężczyźni, młodzi,
którzy ożenili się nieszczęśliwie lub przez żony zostali opuszczeni; czyż
tacy ludzie muszą także, dopóki żony nie umrą, być skazani na celibat,
nie mając doń żadnego powołania, dlatego, że prawo chrześcijańskie potępia
rozwody?
Takie marnowanie młodych
sił w nudzie samotności przymusowej, w pustce bezcelowego żywota – to gwałt
niedorzeczny! I cóż na to odpowiemy?
Odpowiemy, że w istocie z
ustawy nierozerwalności małżeństwa wynikają niekiedy dla jednostek nie
małe cierpienia, – ale to nie jest wcale wystarczającym powodem, aby tę
ustawę obalić, skoro ona wiedzie społeczeństwo ludzkie po drodze postępu!
Lepszą jest ofiara, lepszym męczeństwo kilku, niż
zagłada tysięcy. Interes jednostki musi zawsze ustępować wobec interesu
społeczeństwa.
Zapewne: kto wiarę stracił,
a rozum namiętnością ma przyćmiony, ten mnie nie zrozumie, ale ja się w
tej chwili odzywam do wierzących chrześcijan.
I jeżeli kogo z was nierozerwalność
małżeńska postawi czasem w bolesnym położeniu, szukajcie do dźwigania swego
krzyża pomocy w łasce Bożej! a gdyby czasem komu nasuwała się pokusa zerwać
z Kościołem i skorzystać z cywilnego prawodawstwa, taki niech wspomni,
że "Bóg nie będzie nas sądził wedle
prawa, które daje Państwo, ale wedle prawa, które On Sam daje" (św. Jan
Złotousty).
Dewizą chrześcijańskich małżonków
winny być te słowa Chrystusa Pana, które na początku przytoczyłem: "Co
Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza!".
Amen.
Ks. Kazimierz Naskręcki, Życie nadprzyrodzone. Krótkie nauki o Sakramentach świętych i modlitwie. Warszawa 1936, ss. 300-306.
Pozwolenie Władzy Duchownej:
Nihil obstat
A. Wyrębowski S. Th. M.
Censor
Nr. 1623
Varsaviae, die 19 Martii 1935 anni.
Vicarius Generalis
Notarius
Dr. V. Majewski
Za: http://ultramontes.pl/Rozwody.htm