Nie tak dawno temu, gdy w
ostatnią niedzielę Roku Liturgicznego przygotowywałem się do odprawienia
Mszy dla kilku rodzin, w pewnej "misyjnej" kaplicy miało miejsce interesujące
zdarzenie. Gdy przygotowywałem ołtarz do Mszy, jeden z przebywających tam
mężczyzn zapytał mnie: Ojcze, czy będzie Ksiądz odprawiał Mszę na uroczystość
Chrystusa Króla, czy Mszę Ostatniej Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego?
Było to słuszne pytanie. Znałem kilkoro z obecnych tam osób, ale nie wszystkich
i być może niektórym z nich przyszło na myśl, że odprawiam Msze według
Indultu Ecclesia Dei (czego
nie robię i jeden z powodów, dla których tego nie robię, stanie się wkrótce
całkiem oczywisty). Zapewniłem pytającego, że będzie to Msza na Ostatnią
Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego, z czego wydał się on być zadowolonym.
Powodem powstania tego pytania
jest to, że w nowym kościele cykl liturgiczny kończy się liturgią święta
Chrystusa Króla i wszelkie odniesienie do Ostatniej Niedzieli po Zesłaniu
Ducha Świętego zostało wyeliminowane. Jest to normalne dla tych, którzy
przestrzegają "zrewidowanego"
liturgicznego kalendarza i uczęszczają na Novus Ordo Missae.
Istnieje pewna liczba katolików, nadal związanych
z Neokościołem, którzy uczęszczają na łacińską Mszę odprawianą przez księdza,
posiadającego pozwolenie na jej odprawianie (na mocy Indultu Ecclesia
Dei) używając zrewidowanego w 1962 roku
rzymskiego Mszału. Msza, w której oni uczestniczą w ostatnią niedzielę
Roku Kościelnego jest (i jest to bardziej niż prawdopodobne) Mszą Ostatniej
Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego, gdyż w ostatnią niedzielę października
obchodzili już Święto Chrystusa Króla. Zauważcie,
że jesteście świadkami następującej sytuacji: ci sami ludzie, pod tym samym
sztandarem posłuszeństwa stosują dwa odmienne kalendarze liturgiczne. Nic
dziwnego, że Kościół utracił Swój wpływ we współczesnym świecie – sami
katoliccy wierni są podzieleni w sprawie
kultu oraz co do praktycznej wiary z niego wynikającej. Musi być to szczególnie
uciążliwe dla indultowców (tj.
tych, którzy regularnie uczęszczają na "Indultową" Mszę), ponieważ
muszą zastanawiać się, jaki kalendarz stosować każdego dnia: czy ten z
Mszału 1962 roku, czy może ten wydany przez współczesny Rzym? Czy przestrzeganie
jednych przepisów jest "bardziej katolickie" niż stosowanie się do tych
drugich? I co istotniejsze, czy powinni obchodzić uroczystość Chrystusa
Króla dwa razy do roku? Ach,
ale trochę odszedłem od mojego tematu.
Kiedy modernistom udało się
pod koniec lat sześćdziesiątych "postawić na głowie" codzienne życie katolików
przez okaleczenie liturgicznego kalendarza, wysunęli propozycję zmiany
daty obchodów wielu tradycyjnych świąt z ich honorowych, utrwalonych przez
wieki dni (lub w kilku przypadkach ustalonych stosunkowo niedawno) na
jakieś inne dni roku według ich własnego wyboru. To nie tylko zmieniło
sposób, w jaki katolicy oddawali cześć i modlili się przez wieki (nowy
kalendarz dla nowego kościoła), ale
także rozwinęło w nich nowego duszpasterskiego ducha, skłaniając ich do
myślenia i modlenia się w sposób odmienny od tego, jak katolicy czynili
to przez stulecia. Ta druga uwaga ma szczególnie doniosłe znaczenie dla
moich rozważań o zmianie daty obchodów uroczystości Chrystusa Króla.
Niewątpliwym faktem pozostaje
to, że Jezus Chrystus zawsze był czczony w Kościele jako Król oraz że posiada
ten tytuł na mocy prawa, dziedzictwa i zasługi. W Nowym Testamencie, od
Zwiastowania aż do Jego śmierci na Krzyżu, słowo król
jest bezpośrednio powiązane z życiem i posłannictwem naszego ukochanego
Zbawiciela. Aż do czasów współczesnych, nie istniał odrębny liturgiczny
sposób na uczczenie Chrystusa jako Króla, chociaż niektórzy mogą argumentować,
że publiczna Procesja z Palmami w Niedzielę Palmową miała w zamyśle zwrócić
uwagę na ten fakt. Jakkolwiek by nie było, to dopiero w 1925 roku, papież
Pius XI ogłaszając encyklikę Quas primas
(O ustanowieniu Święta Chrystusa Króla), wprowadził Święto Chrystusa Króla
z jego własnym Officjum i Mszą.
Ojciec Święty wyjaśnił przyczyny
ustanowienia tego święta: Należy przypominać ludziom o ich obowiązkach
wobec Jezusa Chrystusa jako Pana i Władcy i że Jego panowanie rozciąga
się na ich życie prywatne i społeczne. Papież zauważył, że "... nawałnica
zła nawiedziła świat, ponieważ bardzo wielu ludzi usunęło Jezusa Chrystusa
i Jego najświętsze prawo z własnych obyczajów i życia prywatnego, rodzinnego
i publicznego; … i w przyszłości nie zajaśnieje pewna nadzieja stałego
pokoju między narodami, dopóki tak jednostki, jak państwa stronić będą
i zaprzeczać panowaniu Zbawcy Naszego...".
Używając nadanej mu Władzy
Apostolskiej, papież Pius XI zarządził, aby święto Chrystusa Króla było
obchodzone w ostatnią niedzielę października – w niedzielę sąsiadującą
z uroczystością Wszystkich Świętych oraz z Dniem Zadusznym (uroczystości
te przypadają odpowiednio 1 i 2 listopada). Nie bez przyczyny wybrano właśnie
tę datę; uczyniono tak dlatego, aby
ugruntować doniosły duszpasterski przekaz dla katolików naszych czasów.
Obchodząc uroczystość Królewskiej godności Naszego Pana w przededniu Wszystkich
Świętych i Dnia Zadusznego, uznajemy, że Jezus Chrystus króluje w niebie,
po prawicy Swojego Ojca, i że stamtąd
panuje, nie tylko nad wiernymi na ziemi, ale też nad świętymi w niebie
i duszami w czyśćcu. Doktryna Mistycznego Ciała Chrystusa jest nam ukazana
w bardzo namacalny sposób, gdy przypomina się nam, że tylko ci, którzy
chętnie poddadzą się rządom tego łagodnego
Króla będą mogli dzielić z Nim wieczne szczęście.
Oprócz tych eschatologicznych
myśli – myśli, które poprzez obchodzenie tego święta przy końcu października
z pewnością zakorzenią się mocno w sercu i duszy każdego – jest również
kilka bardzo "przyziemnych" rozważań. Czcząc Jezusa Chrystusa jako Króla,
wyznajemy, że jest On Królem nad nami, naszymi rodzinami i nad wszystkimi
narodami świata, bez względu na to, czy uznają to, czy też nie. Gdy w tym
szczególnym, uroczystym dniu odnawiamy nasze poświęcenie
Jego Najświętszemu Sercu, trzykrotnie wołając: Króluj nam, Chryste!
publicznie uznajemy Jego miejsce w naszym życiu, w życiu naszych rodzin
i (jak to powinno mieć miejsce) także w społeczeństwie. Nasz świat naprawdę
byłby lepszy, gdyby wszystkie narody świata czciły Chrystusa jak Króla i
umożliwiły Kościołowi prawdziwą wolność pracy dla zbawienia całego rodzaju
ludzkiego. Święto Chrystusa Króla, obchodzone w tym samym dniu i z tą samą
myślą, jaka przyświecała papieżowi Piusowi XI, z pewnością przyczyni
się do przyśpieszenia tego szczęśliwego dnia, gdy wszyscy ludzie będą żyć
pod łagodnym i miłującym władztwem Jezusa Chrystusa – Króla. Ten dzień
szybko nadejdzie, jeżeli każdy katolik na całym świecie będzie codziennie
czcił Chrystusa Króla całym swoim sercem,
umysłem, duszą i ciałem.
Czy rzeczywiście przesunięcie
daty publicznych obchodów święta Chrystusa Króla na inny dzień kalendarzowy
naprawdę ma jakieś znaczenie? Tak i moderniści dobrze o tym wiedzieli.
Wstawiając do soborowego dokumentu Sacrosanctum Concilium
ideę zmiany kalendarza, moderniści uzyskali aprobatę dla szeroko zakrojonej
"rewizji" liturgicznego życia
Kościoła. Każdą zmianę poprzedzał nowy slogan: aggiornamento,
mający oznaczać, że to duch czasu domaga się tych zmian. Niewiele ich obchodziło
potępienie tego ducha przez Kościół, które znalazło się w Syllabusie
Błędów wydanym z polecenia papieża Piusa IX. Zdanie 80 uczy nas, że
żądanie, by Rzymski Biskup i Kościół pogodzili się z duchem czasu,
jest całkowicie błędne. "Duch
czasu" i panowanie Chrystusa Króla nie mogą koegzystować, jak łatwo to
można zademonstrować poniżej:
Przede wszystkim zmiana
ta dokonała się po upływie niewiele ponad czterdziestu lat od ogłoszenia
encykliki Quas primas. Jest
to kompletne zlekceważenie nakazów Papieża wyrażonych w encyklice. Takie
działanie jasno demonstruje pogardę, jaką dla tradycji Kościoła mają moderniści,
bez różnicy na to, kiedy się ona ustaliła.
Po drugie, usuwając Mszę
z Ostatniej Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego i zastępując ją świętem
Chrystusa Króla, wyeliminowano również jeden z wielkich "negatywów" "starego
Kościoła". "Duch czasu" wolałby, abyśmy skończyli z chorobliwymi myślami
o śmierci i sądzie, a zastąpili je "radosnymi myślami" – np. o
niebie. Tradycyjnie koniec Roku Kościelnego symbolizuje koniec naszego
życia. Ewangelia czytana Ostatniej Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego
(1)
kieruje nasze myśli do rozważań nad Czterema Rzeczami Ostatecznymi (śmiercią,
sądem, niebem albo piekłem), a to
zachęca nas z kolei do żalu za grzechy (usposobienia niezbędnego podczas
nadchodzącego okresu Adwentu) i postanowienia, by być bardziej świętszym
przed Bogiem. Jednakże, gdy ta Ewangelia zostaje wyeliminowana z modlitewnego
życia katolików (celowo), a liturgia
mówi jedynie o radościach nieba, to wtedy to zbawienne coroczne memento
jest zatracone, ze szkodą dla wszystkich.
Jak widać, usunięcie z zakończenia
Roku Kościelnego myśli o naszej śmiertelności, o doniosłości Ostatecznego
Wytrwania w stanie łaski aż do końca i o Sądzie Ostatecznym powoduje
również, że znika potrzeba życia każdego dnia jak prawdziwy poddany Królestwa
Chrystusa.
Co więcej, wraz z przesunięciem
tego święta duchowieństwo i świeccy przyswajają sobie nowego ducha duszpasterskiego.
Zamiast uznania Chrystusa za wiekuistego Sędziego całej ludzkości (na co
jasno wskazuje Ewangelia Ostatniej Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego),
jest On teraz widziany w bardziej "pozytywnym" świetle: jest On Królem
niebios, miejsca, dokąd pewnego dnia trafi każdy,
bez względu na swoją wiarę czy system moralny. Jezus nie osądza nas, ale
On wita nas, pomimo wielu naszych słabości, i w ten sposób (moderniści
chcą, byśmy tak mówili, myśleli i wierzyli) wszyscy pójdą do nieba i będą
tam wraz z Nim szczęśliwie królować. Alleluja, czyż tego nie wiesz.
Wszystkie te rozważania implikują
istnienie odmiennego ducha eschatologicznego, jaki nigdy nie był znany
w Kościele rzymskokatolickim od czasów apostolskich. Ten nowy duch jest
częścią aggiornamento: nowy duch czasu, do
którego Kościół i Jego dzieci muszą wszystko dostosować. Współcześni katolicy
obchodząc święto Chrystusa Króla według planu modernistów, już nie oddają
czci w sposób, w jaki powinni to czynić katolicy. Z tej przyczyny doznają
oni, podobnie jak i cały świat, moralnych
cierpień. Spójrzcie tylko na to, co stało się w naszym kraju, w Europie
i wszędzie indziej od czasu skażenia tej uroczystości: życie katolików
stało się bardziej przyziemne, doczesne; "katoliccy" politycy dostosowali
się do "ducha czasu"; Chrystus, Jego
Kościół i Jego prawa nie są już respektowane w społeczeństwie; rozwody
stały się jeszcze powszechniejsze (i zalegalizowane nawet we Włoszech);
nowa Unia Europejska chce być tak daleko, jak to tylko możliwe od najmniejszego
nawet wspomnienia o "jarzmie" religii
i nauce Jezusa Chrystusa. Śliska pochyłość staje się z każdym dniem bardziej
śliska.
Zachęcam tych katolików,
którzy są ciągle przywiązani do Neokościoła, którzy uczęszczają na łacińską
Mszę (poprzez Indult – regularnie lub okazjonalnie) i którzy w rezultacie
stosują dwa różne kalendarze liturgiczne, by porzucili nowy kalendarz i
jego ducha, a praktykowali tylko Wiarę naszych przodków – tradycyjną Wiarę
rzymskokatolicką. Gdy zaczną to czynić, spostrzegą, że będą musieli porzucić
Neokościół, jeżeli nie z innej, to tylko
z tej przyczyny, że kościół ten codziennie "przesuwa ich" [(zmieniając
ich sposób myślenia)] wzdłuż ścieżki "ducha czasu": ducha świata, który
nie jest duchem Chrystusa Króla. (2)
Ks. Kevin Vaillancourt
Tłumaczył Mirosław Salawa
Przypisy:
(1) Oto treść, usuniętej przez modernistów z liturgii na ostatnią niedzielę roku liturgicznego, Ewangelii:
"Dalszy ciąg Ewangelji według św. Mateusza, 24, 15-35.
- Onego czasu: Mówił Jezus uczniom swoim: Gdy ujrzycie
brzydkość spustoszenia, która jest opowiedziana przez Daniela Proroka,
stojącą na miejscu świętem, kto czyta niech rozumie: wtedy, którzy są w
Żydowskiej ziemi, niech uciekają w góry: A kto na dachu, niechaj nie zstępuje,
aby co wziął z domu swego, a kto na roli, niech nie wraca brać sukni swojej.
A biada brzemiennym i karmiącym w one dni. A proście, aby uciekanie wasze
nie było w zimie, albo w szabat. Albowiem na on czas będzie wielki ucisk,
jaki nie był od początku świata aż dotąd, ani będzie. A gdyby nie były
skrócone one dni, żadne ciało nie byłoby zachowane: ale dla wybranych będą
skrócone dni one. Wtedy jeśliby wam kto rzekł: Oto tu jest Chrystus, albo
tam: nie wierzcie. Albowiem powstaną fałszywi Chrystusowie i fałszywi prorocy:
i czynić będą znaki wielkie i cuda, tak iżby w błąd zawiedzeni byli (jeśli
może być) i wybrani. Otom wam opowiedział. Jeśliby tedy wam rzekli: Oto
na puszczy jest, nie wychodźcie: oto w tajemnych gmachach, nie wierzcie.
Albowiem jako błyskawica wychodzi od wschodu słońca i ukazuje się aż na
zachodzie, tak będzie i przyjście Syna Człowieczego. Gdziebykolwiek było
ciało, tam się i orłowie zgromadzą. A natychmiast po utrapieniu onych dni,
słońce się zaćmi i księżyc nie da światłości swojej: a gwiazdy będą padać
z nieba i moce niebieskie poruszone będą. A na on czas ukaże się znak Syna
Człowieczego na niebie: i wtedy będą narzekać wszystkie pokolenia na ziemi:
I ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego w obłokach niebieskich z mocą
wielką i majestatem. I pośle Anioły swoje z trąbą i głosem wielkim: i zgromadzą
wybranych Jego ze czterech wiatrów od krajów niebios aż do krajów ich.
A od figowego drzewa uczcie się podobieństwa: gdy już gałąź jego odmładza
się i liście wypuszcza, wiecie, iż blisko jest lato: także i wy, gdy ujrzycie
to wszystko, wiedzcie, iż blisko jest we drzwiach. Zaprawdę powiadam wam,
iż nie przeminie ten naród, ażby się stało to wszystko. Niebo i ziemia
przeminą, słowa moje nie przeminą".
(2) Por. Dr M. A., Chrystus Król a czasy obecne.
(Przypisy od red. Ultra montes).
Za: www.ultramontes.pl