KAZANIA O MĘCE PAŃSKIEJ
III. KAZANIE
UCZESTNICTWO ŚW. JÓZEFA W KRZYŻU (1)
KS. ANTONI LANGER SI
Treść: Krzyż i
cierpienie jest drogą, którą mądrość Boża prowadzi wybranych swoich do
świętości. W ogniu cierpień wewnętrznych ukształtowała się niezrównana świętość
Józefa, osobliwie zaś wzrosły trzy jego cnoty: wiara, nadzieja i miłość. W
męczeństwie Józefa św., podobnie jak i w męce Chrystusa, trzy przede wszystkim
odznaczają się rzeczy: czystość jego cierpień, trwałość ich i pełność. – I. W
czystości jego cierpień przebija się heroiczność wiary. Józef, choć
sprawiedliwy i niewinny, jednak cierpi wiele, a cierpi, litując się nad
ubóstwem i prześladowaniem Jezusa, którego w dziecięcej Jego postaci Bogiem być
uznaje. – II. Trwałość cierpień, ani na chwilę nie opuszczających Józefa aż do
końca życia, wydoskonala w nim niezachwianą nadzieję w Opatrzność Bożą. – III.
Miłość wieńczy pełnię cierpienia. Ta miłość ku Chrystusowi Panu, która była w
Józefie bardzo wielka, potęgowała niewypowiedzianie jego niekrwawe męczeństwo
serca. – Zachęta do ufności w pomoc św. Józefa.
––––––––––––
"Przepowiadamy
Chrystusa ukrzyżowanego, Żydom wprawdzie zgorszeniem, a Grekom głupstwem, lecz
samym wezwanym... mocą Bożą i mądrością Bożą". 1 Kor. I, 23-24.
Tajemnica ukrzyżowanego Chrystusa, powód zgorszenia
dla niewiernych Żydów, przedmiot wzgardy dla rzekomo oświeconych, a w gruncie
rzeczy zaślepionych pogan, jest w oczach chrześcijanina arcydziełem mądrości i
potęgi Bożej.
I rzeczywiście, podczas gdy widome Człowieczeństwo
straszne cierpi męki, niewidzialne Bóstwo Jezusa spełnia najwspanialsze cuda;
każde owszem cierpienie, każda poszczególna sromota, jaką Żydzi Zbawcę chcą
okryć, jest chwalebnym zwycięstwem nad potęgą piekieł. Niezwyciężona mądrość i
potęga Boża umie do spełnienia swych zamiarów zaprządz samą zbrodnię i
przewrotność wrogów. O, jakże sprawdza się tu słowo Apostoła, że wybrał Bóg
głupstwa świata, aby zawstydził mądre, a mdłe świata Bóg wybrał, aby zawstydził
mocne, i podłe świata i wzgardzone wybrał Bóg, aby zniszczył to, co u
świata jest pełne chwały (2). Spojrzyjcie na krzyż! Przez długie wieki był kaźnią
hańbiącą zbrodniarzy, dziś jest symbolem tryumfu – i miliony serc otaczają go
najgłębszą czcią i miłością gorącą; dla Jezusa osobliwie miał być pogardy
przyczyną – czym się stał? Duch Boży daje nam odpowiedź: Sam się poniżył,
stawszy się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej, dlaczego i Bóg wywyższył
Go i darował Mu imię, które jest nad wszelakie imię (3).
Ta sama zasada była i prawem uświęcenia, które
Chrystus Pan wybranym nałożył: krzyż w Jego szkole stał się modłą doskonałości
i drogą wiecznej chwały. Uczy nas o tym wyraźnie Paweł św., że tylko ten będzie
ukoronowany wieczną chwałą, który w swej duszy ukształtował Jezusa i stał się
wiernym obrazem Ukrzyżowanego: Które przejrzał i przeznaczył, aby byli
podobni obrazowi Syna Jego (4). Stąd im
większy stopień doskonałości, do jakiego nas łaska Boża woła, tym cięższy krzyż
i liczniejsze utrapienia, którymi nas doświadcza. Sam Chrystus Pan dokładnie o
tym świadczy, gdy powołując Pawła św. na godność Apostoła i do onej wielkiej z
nią złączonej doskonałości, jako przyczynę wywyższenia podaje wielki krzyż mu
zgotowany: Ten mi jest naczyniem wybranym... bo mu ja ukażę, jak wiele
potrzeba mu cierpieć dla imienia mego (5).
Ale zapyta ktoś: jak to? więc miłość Boża nie zna już
innego narzędzia do uświątobliwienia wybranych, nad krzyż pełen hańby i sromu?
czy może Bóg tak wielką radość znajduje w jękach swego ludu? – Tak jest,
najmilsi! krzyż każdy przynosi wprawdzie ze sobą boleść i cierpienie – nad tymi
Pan Bóg się nie cieszy; ale raduje się Boskie Jego serce, gdy w duszach
strapionych z krzyża potrójne wykwita życie – życie wiary, nadziei, miłości.
Serce świętych to wspaniała świątynia Bóstwa, wspierająca się na tych trzech
cnotach, niby na trzech filarach. I właśnie rylcem niejako, który je wewnątrz
nas rzeźbi, są strapienie i boleść. O! ileż trzeba znojów i pracy, by ten gmach
w duszy wystawić! ileż wzgardy i prześladowania, ucisków i cierpień, by przyozdobić
cudowną przystań Ducha Świętego w sercu człowieka! Im większy Święty, tym przez
większy ogień utrapień Pan Bóg go przepuszcza. Pocieszająca to prawda.
Chciałbym ją uwydatnić na wielkim, dziś nam uroczystującym Świętym.
Jakkolwiek bowiem w naukach naszych mamy się zająć
Jezusem cierpiącym, jednakże i wysoka cnota w cierpieniu Józefa św. woła, byśmy
ją też dzisiaj sławili. Józef św., ukrzyżowany nie na ciele, ale na duszy, tak,
że po Chrystusie Panu i Pannie Najświętszej słusznie mu się najbliższa palma męczeństwa
należy – oto przedmiot, który w szereg rozważań o Męce Pańskiej wpleciemy.
Pokażę wam, jak serce Józefa św. w ogniu cierpień ukształtowało się w
przepiękną Bożą świątynię, wspartą na niezachwianej wierze, bezgranicznej
ufności i wielkiej miłości. W męce Chrystusowej trzy przede wszystkim
odznaczają się rzeczy; czystość Jego cierpień, trwałość ich i pełność.
Podobnież i wewnętrzne męczeństwo św. Józefa te same nosi znamiona. a) W
czystości jego cierpień przebija się heroiczność wiary; b) ich trwałość
wydoskonala niezachwiana nadzieja, c) a miłość wieńczy pełnię
cierpienia.
Oto treść dzisiejszego rozmyślania. Jakiż zaiste
wzniosły przykład dla nas w Józefie św.! By więc godnie go naśladować, udajmy
się wpierw o pomoc do Najsłodszego Serca Boskiego Zbawcy. Z tej szkoły
cierpliwości czerpmy gorącą modlitwą dar zrozumienia, rozmiłowania się i
naśladowania cnót Jezusowego Piastuna. Prośmy o tę łaskę przez orędownictwo
Maryi, by nam Ona ukazała skarby cnót swego Oblubieńca, jakie wraz z Nią zebrał
na bolesnej drodze cierpień tego życia. – Zdrowaś Maryjo.
I.
Pierwsze znamię cierpień Chrystusowych to ich czystość. W całej historii, opisującej nam
bolesną drogę od Betlejem aż do Golgoty, nie masz śladu winy. Sam sędzia
pogański uznaje i publicznie ogłasza niewinność Jezusa. Jest to niewinny
Baranek, który nosi winę swych braci; Kapłan, który ofiarą krwi własnej niszczy
grzechy świata. Albowiem przystało – mówi Apostoł – abyśmy
takiego mieli najwyższego Kapłana, świętego, niewinnego, niepokalanego,
odłączonego od grzeszników, i który się stał wyższy nad niebiosa (6).
Ta sama niewinność towarzyszy też Józefowi św. na
drodze utrapień. Niepojęta ona zaiste – i nie dziw! Józef bowiem święty to nie
naczynie wybrane, jak Paweł św., by nosić tylko imię Chrystusowe przed narody i
królmi i syny Izraelskimi – ale naczynie wybrane, któremu Bóg powierzył
największe, najczystsze, najświętsze skarby nieba: Syna swego jednorodzonego,
Świętego świętych, i panieńską godność Niepokalanej Dziewicy. Tym wyniesieniem
Józefa mierzyć też należy i jego niewinność. By pojąć ją, trzeba zgłębić pełnię
świętości Syna Bożego, niebieską krasę czystości Najświętszej Matki zrozumieć.
Ach! jakiż rozum zbliżyć się do nich potrafi?... Jakże więc czystą, świętszą od
Aniołów musiała być dusza Józefa św.!
Ale cierpienie to probierz świętości. Jeżeli więc
Paweł św. tyle musiał cierpieć dla imienia Chrystusowego, będąc Mu tylko
wybranym naczyniem, oh! najmilsi, ileż wycierpi Józef św., bez porównania
wyższy w godności od Apostoła narodów. Jakoż, ledwo Bóg go wybrał, a już
chodzić począł z Chrystusem drogą wzgardy i opuszczenia, drogą ubóstwa i
troski, drogą gorzkich prób i trwogi rozdzierającej serce. Jeszcze się Zbawca
nie narodził, a już Józef św. z Nim i dla Niego zbiera pogardę. Spójrzcie na
Betlejem. Puka od podwoi do podwoi, prosząc o gościnę, a wszędzie tylko
szorstką odmowę spotyka; przyszedł do swoich, a swoi go nie przyjęli. Niebawem
rodzi się Zbawca. I oto znowu znak, któremu sprzeciwiać się będą. Zazdrość
Herodowa szuka wprawdzie Dziecięcia, ale ona niemniej dotyka Józefa św. Uciekać
musi bez zwłoki w ziemie dalekie, gdzie między ludem pogańskim czeka go większe
jeszcze ubóstwo, większa zelżywość i wzgarda. Oh, najmilsi! jakiż to kielich goryczy
dla czułego serca Józefa – kielich, który mu przecie i nadal towarzyszem
będzie. Ach, jakże pełen niedostatku ten domek egipski, a później nazaretański!
ileż tu ojcowskie serce Józefa nie wycierpiało, nie mogąc Dziecinie zapewnić
odpowiedniego życia! A przecie to ten, którego Bóg sam zowie sprawiedliwym (7).
Gdzież więc źródło tych cierpień? O, nie pytajcie!
Wiara, wiara heroiczna je ożywiała – z niej one tryskały. Józef św. patrzał na
Jezusa... zamiast słów, pełnych mądrości, widział tylko ciche łzy i słyszał
dziecięce westchnienia; zamiast zdumiewających cudów wszechmocy, otoczony był
znakiem słabości; nie widział jeszcze nawet tej chwały, która Jezusa na krzyżu
otaczała, gdy martwa natura Bóstwo Jezusowe stwierdziła – ale mimo tego silnie
wierzył, że to Dziecię ubożuchne, odepchnięte przez wszystkich i w ucieczce
szukające zbawienia, jest Królem nieba i ziemi, rozkoszą Boga i Aniołów,
źródłem piękności i skarbów; wierzył, że Ono jest mądrością Bożą, która uczyła
przez wieki proroków; wierzył nareszcie, że Ten, co wraz z nim trudził się
ciesiołką, skinieniem woli świat stworzył i tylu wdziękami go ubogacił.
O heroizmie wiary, przewyższający wiarę Piotra, który
tylekroć był świadkiem Bożej mocy i chwały Jezusa! heroizmie, większy nad wiarę
Pawłową, obudzoną siłą mocy Zmartwychwstałego, potężniejszy nad wiarę
Męczenników, którzy tyle cudów Chrystusowych widzieli i sami w Jego imieniu
działali! Józef św. świadkiem był tylko upokorzeń i niedoli Jezusa, jednakże w
duchu wiary nie zawahał się bark podstawić pod krzyż Odkupiciela. On cierpiał,
a cierpiał dlatego, że był złączony z Chrystusem przez wiarę. Nie będąc jeszcze
świadomym Bożych tajemnic, opuścić chciał Zbawcę; skoro jednak uwierzył słowom
Anielskim, już go odeń nic oderwać nie mogło. Szedł za Jezusem, dźwigał Jego
krzyż, poddawał się z radością i dziękczynieniem wszelkim cierpieniom.
Jakże my mali jesteśmy wobec tego heroizmu Józefowego
cierpienia!... Postąpmy wszakże dalej w rozważaniu życia Opiekuna Jezusa.
II.
W męce Pańskiej drugie uwydatnia się znamię – jej długość. Z narodzeniem Chrystusa
rozpoczyna się historia Jego cierpień – owszem, ona je poprzedza. W całym życiu
Jezusa spotykamy tylko ubóstwo, poniżenie, prześladowania, zazdrość i zaciętą
nienawiść, która czyhała na Jego sławę i życie nawet, aż do chwili, w której na
drzewie krzyża opuszczony przez Ojca, odstąpiony przez uczniów i przyjaciół,
wyszydzony przez wrogów, oddał Ojcu ducha.
Ta sama też dola była udziałem Józefa. Był on
naczyniem Bożym wybranym. Toteż ledwo go Bóg uczynił oblubieńcem najczystszej
Matki Syna swojego i powiernikiem tajemnic, już Józef ogrójec swój znalazł.
Tajemnica Bożej miłości, spełniona w nieskalanym łonie Najświętszej Dziewicy, a
osłoniona przed nim milczeniem doświadczającym ze strony Boga i pokorą Maryi,
była dlań powodem walki, nad którą cięższej nie znajdziesz, bo walki duchowej,
tym dotkliwszej dla niego, iż w grę tu wchodziła wysoka miłość i szacunek dla
nieskalanej cnoty Maryi. Anioł tylko mógł znękane serce Józefa pocieszyć, co
też istotnie uczynił, na to wszakże tylko, by je do nowych przygotować
strapień. Ubóstwo stajenki, złowrogie Symeonowe proroctwo, trwoga przed
morderczą Heroda ręką – to tylko cząstka zaledwie tych trudów i obaw, które
Józef św. przeszedł wśród niebezpiecznej ucieczki do Egiptu i długoletniego tam
pobytu, przepełnionego niedostatkiem, urąganiami i szyderstwami. A cóż dopiero
mówić, najmilsi, o ubożuchnym domku Nazaretańskim, w którym znowu ochłodą był
krzyż, coraz cięższy i dotkliwszy, aż do utraty Boskiej Dzieciny w
Jerozolimskiej pielgrzymce? I tak płynęło dzień po dniu życie, w którym Józef
św. smutkiem obarczony rozmyślał, co może więcej ofiarować Panu nad swe krzyże
i własne cierpienia.
A pośród tych długotrwałych walk, jak u Jezusa, tak i
u Józefa św. widzimy stałość niezachwianą. Serce jego podobne do niewzruszonej
skały wśród burzliwego oceanu. Spokój w nim dziwny panuje. Żadna pogarda go
zachwiać, żadna niedola osłabić nie zdoła; sama nawet gorycz krzyża jest mu
najsłodszą pociechą, bo ją cierpi dla Jezusa. I skądże, pytam, ta stałość
nieugięta brzemieniem tylu cierpień? Ach! ona tryska z ufności w Opatrzność
Bożą, z tego silnego przekonania, że ani włos z głowy nie spadnie bez woli Ojca
Niebieskiego. Tak jest, ufność oświecona wiarą, że wielka to chwała cierpieć
dla Niego, ufność ożywiona przykładem Maryi, Jej miłością wzmocniona, ten
heroizm ducha u Józefa św. zrodziła. O! cóż to za błogie chwile dla niego, gdy
słodkie spojrzenie Maryi mówiło mu niejako do duszy: To wszystko – wszystko dla
naszego Jezusa!
Ufność w rzeczy samej to charakterystyczna cnota św.
Józefa. Kiedyż to bowiem my najłatwiej ufność tracimy, czy nie wtedy, gdy
chłostą i uciskiem, krzyżem i kaźnią Pan nas nieustannie doświadcza? gdy
utrapienie jedno ściele niejako drogę drugiemu? gdy przyszłość w tak czarnych
zakryta obłokach, że ani promyk nadziei tej ciemności duszy nie rozjaśni
światłem pociechy? Ach! jakże łatwo wtedy człowiek, nieodstępnym tym smutkiem
przygnębiony, zapomina o dobrotliwej Bożej Opatrzności, o cierpieniach Jezusa,
o Maryi, tej miłościwej Matce utrapionych! jak łacno, zanurzony we własnej
boleści, narzeka tylko, że Bóg go opuścił, że nie ma dlań miłosierdzia,
litości, ba – bluźni nawet Ojcowskiej ręce Bożej, która doświadcza jedynie, by
ukoronować cnotę chwałą i szczęściem wiecznym. Słabością naszą, upadającą pod
brzemieniem krzyża, mierzmy heroizm ufności Józefowej – mierzmy miarą tej
ufności, jaką Bóg sam złożył w Józefie, gdy pieczy jego skarby nieba powierzał.
O! gdyby serce nasze było pełne tej ufności, którą się
odznaczał Opiekun Jezusa, z jakimże zaprawdę spokojem moglibyśmy we wszelkich
strapieniach wołać z Prorokiem: W Tobiem, Panie, nadzieję miał, niech nie
będę zawstydzon na wieki (8).
III.
Lecz nie tu koniec świętości ukrytej w pokornym sercu
Józefa św. Cudowną jest jego wiara, dziwną nadzieja, ale nadmiarem cudów jest
jego miłość ku Jezusowi. Ach, gdybym mógł wam ją określić! Nie – to niepodobna,
bo ona w nieskończoność sięga. Rzucę więc przynajmniej słaby promyk na nią, a z
godności, do jakiej Bóg wyniósł Józefa św., poznamy cały tej miłości ogrom.
Gdy
Chrystus Pan powierzał Kościół Piotrowi, domagał się odeń po trzykroć
oświadczenia miłości i to większej od miłości reszty Apostołów: Szymonie
Janów, miłujesz mię więcej niźli ci? (9). Jeżeli
Chrystus tak upominał się o miłość tego, któremu Kościół powierzał, o ileż
gorętszą musiał Bóg rozniecić miłość w sercu tego, któremu oddał ulubionego
Syna w opiekę? Miłość, jaką sam kochał Syna swego, przelał niejako w serce
Józefa – miłość najwyższą, cudowną, nieograniczoną – miłość niższą tylko od
miłości Maryi. Miłość serca pełnego łaski, w którym przedziwna miłość ojcowska
i boska wzajem się łączyły i przenikały – ach! co to za przepaść niezgłębionego
ukochania! Owoż zmierzcie ją, jeśli możecie; pojmijcie, co niepojęte!
Wszelako inne jeszcze, łatwiejsze do zrozumienia,
wskażę wam miłości Józefowej znamię.
Miarą ukochania jest zawsze cierpienie dla umiłowanego
i za umiłowanego. I oto Józef św. ile nie wycierpiał dla Chrystusa i za
Chrystusa! Zali istotnie pełność jego cierpień nie zbliża się do pełności
cierpień Chrystusowych? Ach! jakże bogata była męka Jezusowa w boleści i smutki!
Nie było członka w świętym Jego ciele, któryby nie był zraniony; zmysł każdy
cierpiał niewypowiedzianie, duszę przepełnia gorycz na widok wzgardy ludzkiej,
szatańskiej nienawiści, obrażonej zazdrości i opuszczenie tak wielkie, że z
piersi Jezusa wydarł się ów okrzyk boleści: Boże mój, Boże mój, czemuś mię
opuścił? (10).
Zaiste, wielkie jak morze było skruszenie Chrystusa!
Józefa cierpienie prawda, nie dosięga tej miary, ale bo też i boleść Maryi pod
krzyżem jej nie dorównała. Jednakże jak boleść Maryi na Kalwarii przewyższyła
wszelkie udręczenia ludzi, tak męczeństwo Józefa św., obejmujące całe życie
jego, niepojęte jest i niewysłowione.
Patrzcie tylko na ubóstwo jego. Małe to słówko:
ubóstwo – ale brzemienne w trudy, w uciski, w niedostatki, w smutki i troski,
osobliwie dla ojcowskiego serca pełnego miłości. Ubóstwo – to dla Józefa niekrwawe
męczeństwo. Patrzcie na niski stan i położenie jego – oh! to nowe niewyczerpane
źródło wzgardy i upokorzeń wszelkiego rodzaju! Ale to jeszcze niczym.
Przypomnijcie sobie pierwszą boleść, kiedy to
najczystszą Oblubienicę postanowił opuścić. Cóż to za męczarnia serca! Przy
Maryi miał raj pełen niebieskich słodyczy; a przecie obowiązek sumienia domagał
się od niego wyrzeczenia się tak błogiego życia. Podobne, lecz nieskończenie
większe męczarnie przebyło serce Józefa, gdy Boska Dziecina, idąc za wolą Ojca
Niebieskiego, przez pozostanie w świątyni uwolniła się niejako z pod jego
opieki. Jakże bolesnym uczuciem wezbrało wówczas serce Józefa! Nie była to
nierozsądna bojaźń, by Dziecięcia nie spotkało jakie nieszczęście; przekonany
był bowiem o Boskiej Jego mądrości i potędze. Lecz była to raczej ogromna
boleść miłości, opuszczonej przez Umiłowanego – boleść bojaźni, która wyczekiwała
bliskiej już godziny ofiarnej. Gdyby nie słabość umysłu i serca niezdolnego
przejrzeć do dna tej strasznej ofiary, pokazałbym wam jeszcze gorycz boleści
Józefa św., gdy mordercza ręka Heroda ścigała Dzieciątko. Oh, najmilsi! jednak
te serca katusze wszelki umysł ludzki przechodzą, w żadnym słowie swego wyrazu
nie znajdą. A co dopiero mam powiedzieć o owym nieustannym męczeństwie,
wypływającym z ustawicznego wpatrywania się w Jezusa? Jego cierpienia odbijały
się strasznym echem w sercu Józefa i ciężko je tłoczyły. On wiedział, że te
krzyże tylko słabym zaczątkiem walk i ofiar przyszłych; rozumiał, że, jako
zadanie, Bóg nań włożył, by na ołtarz krzyża przygotować Baranka Bożego. Duchem
zespolony z Jezusem, sercem też dzielił każdy trud Jego, każdą zniewagę i
boleść, wszystkie męczarnie, szyderstwa, urągania; owszem, on nie raz jeden,
lecz nimi ustawicznie był przybijany do krzyża.
O bezmiarze męczeństwa! Gdy inni Męczennicy w Jezusie
czerpali pociechę i ulgę, Józef św., podobnie jak i Maryja Królowa Męczenników,
tam raczej męki swe potęgowali! By pojąć ogrom męczeństwa Józefa, trzeba,
najmilsi, dobrze zrozumieć wielkość jego miłości. Miłość mierzy się cierpieniem,
a cierpienie miłością – i oto obydwoje u Józefa św. były w najwyższym,
najdoskonalszym stopniu. Tak więc w kilku słowach skreślona przedziwna
tajemnica miłości Józefa.
A teraz, jakież w nas ten Święty obudzi wrażenie swą
świętością, tylu doświadczoną cierpieniami? Czyż serca naszego nie napełni
niezachwianą ufnością w jego opiekę i pomoc? Wszak on cierpieniami własnymi,
dla Jezusa poniesionymi, tak blisko stanął serca Jego Bożego, że ono mu niczego
odmówić nie zdoła. Czyż zatem o litości jego ku nam mielibyśmy wątpić? O nie,
najmilsi! tą samą miłością, jaką obejmuje Jezusa, i nas też on kocha, bośmy
Chrystusowymi braćmi, zdobyczą i chwałą. Zresztą i on – jak mówi Paweł św. o
Chrystusie Panu (11) – dlatego też cierpiał, by użalić się nad nami, wiedząc
z doświadczenia, jak ciężkim brzemieniem jest krzyż.
Dlatego, najmilsi, słuchajmy miłościwego głosu
Opatrzności Boskiej, która nas w strapieniach do Józefa wysyła: Idźcie do
Józefa! Tak, gdy brzemię grzechów, cięższe nad ziemskie strapienia, was
gniecie, idźcie do Józefa! on was z tych strasznych wyswobodzi więzów.
Gdy nawałnica pokus w sercu zahuczy, idźcie do Józefa! on was zasłoni
potężną swą pieczą przed pociskami piekła. Gdy znowu pogarda, poniżenie,
sromota na was natrą, idźcie do Józefa! on was obroni! umocni. Gdy
ubóstwo z całym orszakiem trosk wam dokuczy w tej ziemskiej pielgrzymce, idźcie
do Józefa! on wie, jakim ono ciężarem rodzicielskiemu sercu – u niego
znajdziecie pociechę i pomoc.
Tak – idźmy do Józefa wszyscy, zlejmy nań nasze
troski. Wy, czyste dziewice, polećcie jego opiece anielski kwiat waszej
niewinności, by nad nią czuwał, jak kiedyś nad niebiańską czystością Maryi.
Ojcowie i matki! powierzcie mu najkosztowniejsze skarby z nieba wam powierzone,
dusze dzieci waszych, by i one pod jego opieką rosły, jako Boża Dziecina, nie tylko
w latach, ale w mądrości i łasce u Boga i ludzi. Wreszcie wszyscy, którzy
jesteście obciążeni niedolą i smutkiem, upokorzeniem czy prześladowaniem, do
niego się ucieknijcie; tam znajdziecie niewyczerpane skarby mocy i pociechy. A
wszyscy, wszyscy bez wyjątku, zlećmy mu przede wszystkim ostatnią chwilę
ziemskiej pielgrzymki, byśmy, jak on, mogli w słodkich objęciach Maryi, w
rozkosznym pocałunku Jezusa oddać dusze Stwórcy. Niech on, wraz z Jezusem i
Maryją, przy łożu naszym stanie, by nam z ciemności doczesnego życia oświecić
drogę do wiecznej jasności nieba, z uciemiężającej niedoli pielgrzymstwa
naszego przeprowadzić do rozkosznych zachwyceń niebieskiej ojczyzny, z nieustannych
walk przenieść do słodyczy wiecznego pokoju i chwały na łonie Boga. Amen.
–––––––––––
Kazania ks. Antoniego Langera
T. J., Kraków. NAKŁADEM WYDAWNICTW
APOSTOLSTWA MODLITWY. 1903, ss. 216-226. (a)
(Pisownię i słownictwo
nieznacznie uwspółcześniono.)
Przypisy:
(1) Mówione w uroczystość św.
Józefa d. 19 marca.
(2) 1 Kor. I, 27-28.
(3) Filip. II, 8-9.
(4) Rzym. VIII, 29.
(5) Dz. Ap. IX, 15. 16.
(6) Żyd. VII, 26.
(7) Mt. I, 19.
(8) Ps. XXX, 2.
(9) Jan XXI, 15.
(10) Mt. XXVII,
46.
(11) Żyd. V, 2.
(a) Por. 1) Ks. Antoni
Langer SI, a) O męce Pana Jezusa. Krzyż udziałem Boga. b) Chrystus
przed sędziami. c) Kazanie o
Kościele. d) Kazanie na uroczystość Opatrzności Boskiej. e) Kazanie
na uroczystość św. Barbary. f) Kazanie
na I Niedzielę Adwentu. O miłości Pana Jezusa. g) Kazanie na uroczystość
Imienia Jezus. h) Św.
Tomasz z Akwinu i dzisiejsza
filozofia. i) Rozwój wiary. j) Pojęcie o Bogu w chrześcijaństwie i u filozofów. k) Kardynał Jan
Chrzciciel Franzelin i jego znaczenie w katolickiej nauce.
2) Ks. Piotr
Semenenko CR, Męka i Śmierć Pana naszego Jezusa Chrystusa.
3) O.
Guillaume Stanyhurst SI, Boga nieśmiertelnego w śmiertelnej ludzkiej naturze
cierpiącego święta historia, wyjątkami nauki obyczajowej z Pisma św. i Ojców
Kościoła objaśniona, dla użytku chrześcijan prawowiernych.
4) Ks. R. G.
Clarke SI, Rozmyślania o życiu i nauce Pana Jezusa.
(Przyp. red. Ultra montes).
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolenie
Władzy Duchownej:
Facultas R. P. Provincialis.
––––
Cum opus, quod inscribitur «Kazania ks. Antoniego Langera T. J.»
aliquot Societatis Nostrae censores recognoverint et in lucem edi posse
probaverint potestate nobis facta ab A. R. P. N. Ludovico Martin, Praeposito
Generali, facultatem concedimus, ut typis mandetur: si iis, ad quos pertinet,
ita videbitur.
In
quorum fidem has literas manu nostra firmatas et sigillo officii nostri munitas
dedimus.
Cracoviae die 15 Martii a. D. 1903.
L. S.
Vl.
Ledóchowski S. J.
––––––––
Nr. 3000.
IMPRIMATUR.
Ab
Ordinariatu Principis Episcopi.
Cracoviae, die 22 Junii 1903.
F. Gawroński,
V. g.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------