KAZANIE
O lekceważeniu sobie gróźb Bożych przez
niedowiarków (1)
O. PAWEŁ SEGNERI SI
––––––––
Złe źle potraci (Mt.
21, 41).
I. Czyż dlatego dziś
wstąpiłem na mównicę, aby przepowiadać kary miastu, ze wszech miar dobremu i
pełnemu zasług? Ach nie, o Panie! – Jeżeli chcesz, ażebym Ci służył za Jonasza,
to poślij mnie do jakiej Niniwy, miasta występnego, miasta bezecnego i
bezbożnego, a pośpieszę tam chętnie według Twej woli i będę mu głosił straszną
zagładę. Lecz skoro posłałeś mnie do miasta katolickiego, to zapewne chcesz,
bym mu przepowiedział powodzenie, długie trwanie, pełnię pokoju i bogate żniwa?
Chciałbym tak uczynić; lecz któż mnie upewni, że na to zasługuje? Oto! – co
widzę: Przewrotność wszędzie się szerzy, coraz bardziej się rozpościera i
panoszy. To mnie napawa obawą, byś i ty N. nie ściągnęło na się zapalczywości
Bożej. Nie wiem, co się stanie; – to jednak bezwzględna wola Pańska, bym ci
jasno ten wyrok ogłosił: Złe, źle potraci.
U Boga nie ma względów na
starożytność rodu, na zasługi przodków; kto zgrzeszył, poniesie karę. Czy było
kiedy miasto milsze Niebu nad Jerozolimę? – Bóg zaszczepił tę najukochańszą
winnicę swoją na dziwnie uroczych górach Palestyny, ogrodził ją Prawem, otoczył
swą pieczą jako murem kamiennym, oczyścił z cierni i zarośli, które ją
głuszyły, wytępił spośród niej Kananejczyków, Amonitów, Amorejczyków i inne
ludy bałwochwalcze. Jako wieżę strażniczą umieścił tam świątynię, jako prasę
postawił w niej ołtarz i nie szczędził wydatków i starania, by ją jak najlepiej
wyhodować: Co jest, com więcej miał czynić winnicy mojej, a nie
uczyniłem jej? (2). – Mimo to
czymże ona teraz? – Chodźcie, a oglądajcie! – Oto zupełnie zielskiem pokryta! A
z jakiego powodu? – Nie chciała nędznica uwierzyć dzisiejszej pogróżce: Złe,
źle potraci. Po co te groźby, po co te groźby? – Nie
przyjdzie na nas złe (3), oto
słowa, które od czasów Jeremiasza niewierni Izraelici mieli zawsze na ustach.
Prorocy na wiatr do nich mówili (4). – Ci
słudzy Pańscy – mówili sobie – chcą nas przestraszyć. Używajmy życia, bawmy
się, cieszmy się. Ach, zuchwały ludu! Albo nad takim narodem nie
pomści się dusza moja? (5) –
mówi Pan. Niedługo zobaczycie gniew Boży nad sobą. Weźmy sobie ten przykład za
naukę, Chrześcijanie; niejeden z nas może gardzi Bogiem, jako niezdolnym do
pomsty; niejeden może sobie powiada: Nie przyjdzie na nas złe, nie
przyjdzie na nas złe. Wiecie, com postanowił uczynić tego poranku?
Zawstydzić owych niedowiarków i udowodnić im, że gromy spadną na nich dlatego,
że sobie drwią z grzmotów.
II. Jednym z najważniejszych
dowodów niezmierzonej dobroci i miłosierdzia Bożego są – według mego zdania –
te straszne groźby, którymi chce Stwórca przywieść grzeszników do upamiętania i
zbawić ich. Nie ma ochoty karać ten, kto często na groźbach poprzestaje.
Dlatego przepowiednie kar można by nazwać tarczą zagrożonego, ponieważ grzeszny
ma czas do ucieczki i może chłosty uniknąć. Stąd twierdzi św. Augustyn: Gdyby
nas Bóg chciał karać, nie upominałby nas tyle wieków naprzód. Niechętnie karze,
kto wcześnie wskazuje drogę do ucieczki. Zaprawdę, nie chce cię uderzyć ten,
kto woła na ciebie: Strzeż się (6).
Gdyby więc Bóg z upodobaniem
karał, nie wysyłałby grzmotu przed piorunem, błyskawicy przed grzmotem. Nigdzie
nie czytamy, aby kiedy Pan Bóg karał przed upomnieniem. Posyłał On w różnych
czasach Proroków do narodu wybranego. Co uczynił, chcąc przepowiedzieć ludowi
swemu napad nieprzyjacielski? Kazał Izajaszowi bez sukien chodzić po mieście (7). Albo co uczynił, gdy przepowiadał
uprowadzenie w niewolę pokoleń izraelskich? Kazał Jeremiaszowi chodzić w
kajdanach po Jerozolimie (8). Gdy chciał
uwiadomić Żydów o przyszłym oblężeniu i najstraszniejszym głodzie, rozkazał
Ezechielowi przez trzysta dziewięćdziesiąt dni leżeć na lewym boku i jeść
suchy, sproszkowany gnój wołów, pomieszany z chlebem (9). Podobnie później różne plagi rozmaicie przepowiadał. Chciał
przez to upomnieć naród, by opłakiwał swe winy, poprawił życie i uniknął w ten
sposób Jego zagniewanej prawicy. Gdy się nad tym zastanawiał pobożny król
Dawid, te rzewne wypowiedział słowa: Dałeś znak bojącym się Ciebie,
aby uciekali od oblicza łuku, aby byli wybawieni mili Twoi (10). I dziwna rzecz, że ludzie nie wierzyli
Bogu: im więcej On groził, że złe źle potraci, tym bardziej Go obrażali, jak
gdyby mieli niezatartymi zgłoskami wyryte w sercu to przewrotne zdanie: Jeżeli
nie zobaczę, nie uwierzę (11).
I cóż się działo, moi drodzy Chrześcijanie? – Niedowiarstwo ludzkie zmuszało
Boga, że spuszczał kary zapowiedziane.
To niedowiarstwo sprowadziło
potop na ziemię, bo zepsuty świat nie poprawił się, gdy Noe wzywał do pokuty (12). Ono sprowadziło na rozpustnych mieszkańców Sodomy
deszcz ognisty, bo się z Lota śmiali, gdy im tę karę głosił (13). Niedowiarstwo zatopiło upartych Egipcjan w morzu
Czerwonym, bo się nie upamiętali, pomimo tylu poprzednich i cudownych plag. Ono
było przyczyną śmierci dla mnogiej liczby Izraelitów na puszczy, gdyż
wzgardzili upomnieniem Mojżesza, który tę klęskę zapowiedział (14). Ono wytraciło Asyryjczyków pod Betulią, bo sobie
drwili ze słów Achiora (15). Obecne
klęski musimy przypisać również naszemu niedowiarstwu. Ach! kochani Słuchacze!
w tym wieku łono nasze szarpią straszne boleści, grzbiet nasz ugina się pod
ciężkimi razami. My jednak sobie mówimy, że nie trzeba się tak bardzo lękać: Nie przyjdzie na nas to złe: nie przyjdzie na nas to złe.
Tak? – Może chciałbyś, grzeszniku, wprzód widzieć Boga na tronie niebieskim,
Boga znającego twe winy, Boga zagniewanego, mającego dość siły, by karał
przestępstwa, a wtedy dopiero uwierzysz?
Chciałbyś może widzieć, że
Pan Bóg nie tylko grozi, ale i karze rzeczywiście? Cieszę się z tego i
zaspokoję twe pragnienie. Nie będę w tym celu przenosił myśli twoich w ubiegłe
stulecia; przypatrz się tylko współczesnym wypadkom, ponieważ świeże zdarzenia
więcej poruszają, niż przeszłe.
III. Czy Bóg w naszym wieku
nie okazał dowodnie, że nie tylko upomina, ale także i karze? – Zapewne nie
chcesz tego przyznać, gdy mówisz: Nie przyjdzie na nas złe?
Przecież masz oczy; patrz na te strumienie krwi, patrz na te stosy ciał i kości
ludzkich! – Ślady zaciekłych wojen wszędzie są widoczne. Pokaż mi w tej
nieszczęśliwej Europie królestwo, prowincję, księstwo albo miasto, które by
nie słyszało ponad swymi bramami wznoszącego się odgłosu bębnów, dźwięku trąb,
tętentu konnicy? – Włochy, Hiszpania, Francja, Germania, Flandria, Anglia nie
cieszyły się błogim pokojem i nie kładły się do snu bez troski. Ileż dusz
zginęło w tych powszechnych zamieszkach? – Kto je zdoła policzyć? – Wystarczy
powiedzieć, że samo zdobycie Ostendy kosztowało osiemdziesiąt tysięcy ludzi,
którzy polegli wśród strasznej walki. Z tego jednego wypadku osądź, ile to
klęsk spadło na Europę w różnych miejscowościach, wśród rozmaitych i zaciętych
stronnictw, przez tak długi czas, jeżeli wzięcie Ostendy, pierwsze smutne wieku
naszego zdarzenie, tyle ofiar pociągnęło za sobą. Lecz po cóż mówić o tym,
czego już nie widzimy? – Ileż to zamków, niegdyś kwitnących, przedstawia teraz
smutną dla oka ruinę? – ileż to zielonych niegdyś pól teraz leży odłogiem, ileż
to wsi dawniej ludnych, stoi teraz pustkowiem, ileż to widzimy bogatych miast,
leżących obecnie w gruzach? Czyż to nie jest dopełnieniem owych gróźb Bożych: Jeżeli pogardzicie prawa moje, dobędę miecza za wami i będzie ziemia
wasza pusta, a miasta wasze zburzone (16). Dlaczego, nędzny człowiecze, mówisz: Nie
przyjdzie na nas złe. Otwórz oczy i przebiegnij pokrótce myślą owe
lata, kiedy całe narody stawały do boju. Za dni naszych ustawiczne są
zaburzenia, to w Niemczech, to w Portugalii, to w Kolonii, to w Anglii, to w
Paryżu, to w Neapolu, to w Polsce. Jednemu pochłonęły te zamieszki majątek,
innego pozbawiły dostojeństw, tego wtrąciły do więzienia, tamtemu zamieniły
pałace w perzynę i gruzy, innego pozbawiły życia lub go niesławą okryły. W
którymże wieku było więcej tych smutnych wypadków, sporów, haniebnych spisków,
ohydnych zdrad, okrutnych zabójstw i szpetnych niegodziwości? W naszej Italii
może obecnie stosunkowo mniej złego się dzieje, ale pamiętne są u nas jeszcze:
zniszczenie Monferatu, spustoszenie Mantui i smutna klęska Turynu. Lecz kto by
chciał z ciekawości przypatrzyć się bliżej, co cierpią gdzie indziej katolicy
od heretyków, albo co gorsza, chrześcijanie od chrześcijan, ten na ów widok
zadrżałby z trwogi. Co by powiedział, oglądając na ziemi polskiej krwawe zagony
Turków i Tatarów, których tam sułtan sprowadził? Lecz gorszymi od samych Turków
i Tatarów byli dla Polaków Polacy; wspomnę tylko Kozaków, butnych rokoszan.
Nieszczęśliwe Niemcy! Widać jeszcze w waszym łonie dymiące się szczątki po owym
pożarze, który wzniecił zwycięski wróg Gustaw, kiedy przebiegał wasze
prowincje, szybko jak błyskawica, niszcząc i zagarniając w krótkim czasie
Würzburg, Bambergę, Moguncję, Augsburg, całą Frankonię, Szwabię, Palatynat. A
Turek rozpanoszył się we Waradynie, Nitrii, Nowarynie; a iluż nadto krajom
chrześcijańskim zamierza nałożyć jarzmo podłej niewoli? Ustawicznie niepokoi
nasze morza, pustoszy i niszczy nasze porty, zdobywa nasze posiadłości. Gdyby
szumiące morze nie głuszyło łez Kandii (Krety), zdobytej przez Turka, to morze,
które zewsząd ją oblewa, natenczas gorzko żaliłaby się na jarzmo barbarzyńskie
i wycisnęłaby strumienie łez z ócz naszych. Oto wiek, który spoglądał na tyle
zmian politycznych, który widział tylu książąt uwięzionych i wygnanych! Lecz co
gorsza, wiek nasz widział króla starej dynastii, króla Anglii, skazanego na
śmierć przez własnych poddanych. Nie przyjdzie na nas złe? Kto uniknął miecza,
ten zginął od głodu. Tu muszę zawołać z Jeremiaszem: Jeżeli wynijdę w
pole, oto pobici mieczem, a jeśli wnijdę do miasta, oto zmorzeni głodem
(17). Świadczą o tych nieszczęściach
zrujnowane rodziny po miastach, zniszczone gminy i ludzie niegdyś bogaci, a
teraz żebracy bez dachu. Lecz czy te klęski były może jeszcze za małe, że niebo
przydaje do nich nieurodzaj? Niedawno temu, w mieście węgierskim Budzie,
zamiast deszczu padał na ziemi ołów i tak spełniła się dosłownie następująca
pogróżka: Niechaj będzie niebo, które nad tobą jest, miedziane, a
ziemia, którą depcesz, żelazna (18). Przeciwnie u nas sprowadziła nieurodzaj ogromna powódź, co się często
zdarza. Wskutek tej klęski widzieliśmy wszędzie zgłodniały i niezdolny do pracy
lud. Ja sam byłem podówczas w stolicy chrześcijaństwa, kiedy biedacy kostnieli
na ulicach od zimna, a wycieńczeni głodem, padali na ziemię i wreszcie
umierali. Takie sceny pojawiały się codziennie po kilka razy, bo liczba
nędzarzy daleko przewyższała liczbę tych, którzy nieśli ratunek. Cóż dopiero
musiało się dziać w tych okolicach, w tych miasteczkach i wsiach, gdzie była
bez porównania większa nędza, a mniejsza pomoc? Nie spełniłaż się tu widocznie
przepowiednia: Niechaj skarze Pan niedostatkiem, zimnicą (19). A wy powiadacie: Nie przyjdzie na nas złe?
– O ślepoto, która nie chcesz uznać klęsk, zarazy i śmiertelności, grasujących
w całej Europie! Kto wie, czy to nie owa pobłażliwa dobroć Boża kazała przez
cały miesiąc świecić na niebie złowrogiej komecie w naszym wieku? Jej
przypisywano, że w jednym miesiącu, wnet po sobie, zeszli z tego świata:
Papież, dwóch królów, hiszpański i szwedzki, cesarzewicz, matka cesarzowej,
wielki sułtan turecki i inni mocarze ziemscy. Lecz ja sądzę, że ona jeszcze
większe klęski zapowiadała; albowiem niebo nie do jednego przemawia stanu, gdy
otworzy swe usta. Lud tłumaczy sobie to zjawisko nadzwyczajne tylko na
niekorzyść książąt, bo nie rozumie języka niebieskiego, po swojemu go sobie
objaśnia, uwalnia od klęsk plebejuszów, do których sam należy. Wszak zaraz po
tym zjawisku wybuchła zaraza, która zniszczyła tyle kwitnących krajów Europy i
dotychczas niszczy. Gdyby ktoś w tej chwili mógł zajrzeć naraz w kilka miejsc,
zobaczyłby wiele matek, oniemiałych z żałości, ochrypłych dla jęków bolesnych
po utracie dziatek, zobaczyłby martwych towarzyszy swego życia. Jakież
przerażenie ogarnia umysł na widok niegdyś tak pięknych, tak wesołych i ludnych
miast, które teraz napełnia brud, w których słychać jęki okropne, na widok
miast, zamienionych w pustynię? Gdziekolwiek okiem rzucisz, zobaczysz wokoło
chorych bez nadziei lub umierających bez ratunku. Wozy pełne trupów krążą
codziennie po mieście, jak gdyby w tryumfie obwoziły śmierć, tym bledszą, im
sroży się zuchwalej. Mieszkaniec każdego niemal domu wyrzuca z okien smutny
podatek śmierci. Ten oddaje przyjaciół, ów panów, ten małżonkę, ów siostry, ten
rodziców, w obawie, że może rychło sam pójdzie za tymi, którzy z rana wybrali
się na drogę wieczności.
Gdybyś mnie zapytał, gdzie
to w tym wieku wybuchła najpierw okropna zaraza, wskazałbym ci Sycylię; stąd
rozeszła się po całej Europie. Italia za dni naszych złożyła temu aniołowi
śmierci hojną daninę, bo milion trupów. Następnie wskazałbym ci Francję,
Hiszpanię i Dalmację, Kandię, a nadto Anglię, Polskę, Korsykę, Sardynię,
Katalonię. W krajach tych przez długi czas były widoczne ślady strasznej
śmiertelności, jak na morzu widać po burzy liczne szczątki rozbitych okrętów.
Czyż to nie jest oczywistym spełnieniem tych groźnych słów: Rozmnoży
Pan plagi twoje, plagi wielkie i trwałe, choroby złe i ustawiczne, a drogi
wasze spustoszeją (20). Co na
to powiesz? czy się jeszcze będziesz upierał przy swym niedowiarstwie? Nie
przyjdzie na nas złe? A jakiego ty krom tego żądasz dowodu, byś
uwierzył, że Bóg złe źle wytraci? Chciałbyś może widzieć
ziemię zalaną wodami? Idź do Flandrii! Chciałbyś widzieć pola zniszczone
ogniem? Pytaj się o to Neapolu! Chciałbyś widzieć ludzi, których pochłonęło
trzęsienie ziemi? Idź do Kalabrii! Jak przerażający widok przedstawia się w
tych okolicach ciekawemu wzrokowi! Oto ciemne chmury dymu, złowroga ulewa
popiołów, szeleszczące odłamy skał, strumienie siarki, ogniste płomienie,
straszny łomot walących się domów, zwierzęta zapadające się w przepaść! Lecz co
ja mówię zwierzęta? Nie tylko zwierzęta, ale całe gromady ludzi ginęły w
głodnej paszczy ziemi, która od czasu do czasu się otwierała. Nie chcę niczego
pominąć milczeniem. Czyż nie tkwią świeżo dotąd w pamięci okropne klęski, które
spadły na mieszkańców Raguzy i Rimini? Obydwa te ludy – dziś przypada rocznica
tych zdarzeń – wcale nie spodziewały się nieszczęścia, które ich spotkało przed
kilku laty. Oddawali się rozmaitym zajęciom, kupowali, sprzedawali i mieli
nadzieję, że będą uroczyście i wesoło obchodzili także Wielkanoc. Lecz
niestety, jakże smutną Paschę święciły te miasta! Zdaje się, jakby dziś jeszcze
słychać było odgłos jęczących ludzi, którzy uciekali z domów na pola, z pól do
zabudowań, mając ciągle pod swymi stopami trzęsienie ziemi, przy boku śmierć, a
przed oczyma pogrzeb. Czyż to nie jasna rzecz, że ten śmiertelny przestrach
owych ludzi jest zupełnym i całkowitym spełnieniem następującej przepowiedni
Bożej: (21) I będzie żywot twój
jakoby wiszący przed tobą. Będziesz się bał i w nocy i we dnie, a nie będziesz
wierzył żywotowi twemu. Po ranie będziesz mówił: Kto mi da wieczór? a w
wieczór: Kto mi da zaranie? dla strwożenia serca twego, którym się strachać
będziesz i dla tego, co widzieć będziesz oczyma twymi? Więc dobrze;
mów sobie dumny człowiecze: nie przyjdzie na nas złe, nie przyjdzie.
To, com ci opowiedział, możesz własnymi oglądać oczyma, alboś czytał o tym w
publicznych pismach, lub słyszałeś z ust wielu wiarogodnych świadków. Wypadki
te bowiem tysiącami ust roznosi wieść po świecie, tak, że wiadomość o nich nie
jest żadną chlubą, a przeciwnie nieświadomość w tym kierunku uchodziłaby za
wielką hańbę.
IV. Ach, ja nieroztropny:
czemu się tyle męczyłem, aby zawstydzić niewierzących, kiedy trzeba być chyba
ślepym, aby nie widzieć tych okropnych klęsk, które codziennie na nas spadają!
A przeto, moi Słuchacze, niewłaściwie się wyraziłem, mówiąc, że nie chcemy
wierzyć, dopóki nie zobaczymy. Powinienem był raczej powiedzieć, że nie chcemy
wierzyć, chociaż widzimy. A to właśnie jest owym wielkim niedowiarstwem, o
którym mówi Jeremiasz: Ubiłeś je, a nie boleli, ani chcieli wierzyć
(22). Oto, jak postępują sobie
grzesznicy, gdy słyszą groźby, żartują sobie z nich, mówiąc, że nie widzą ich
spełnienia. Gdy potem P. Bóg spuszcza kary, oni w zatwardziałości swej nie chcą
wierzyć, chociaż już na sobie doświadczają: Ubiłeś je, a nie chcieli
wierzyć. Lecz dlaczego się tak dzieje, o święty Proroku? Czyż nie
widzą przed oczyma karzącej prawicy? czyż nie doświadczają namacalnie jej
ciosów? Dlaczego więc nie wierzą w karzącą sprawiedliwość Boga? Zaprzali
się Pana i mówili: Nie masz go (23). Wierzą, że to kara rzeczywiście sroga, ale nie wierzą, że ona
pochodzi od Boga. Nie wierzą, że to Bóg zsyła owe wojny, drożyzny, mory,
powodzie, pożary, zaburzenia, trzęsienia ziemi. Zaprzali się Pana i
mówili: Nie masz go. Czy Faraon nie widział najdokładniej kar, które
spadały ustawicznie na jego głowę? czy nie widział ciemności, które pochłonęły
światłość dzienną? gradu, który strącał liście z drzewa? szarańczy, która
pożarła łany zbóż? wrzodów, które okrywały ludzi? zarazy, która zabijała
zwierzęta? Istotnie, widział to wszystko; a jakichże ten przewrotny król nie
używał wybiegów, aby nie uznać prawdy, którą sami jego dworzanie wyznawali: Palec Boży jest tu (24)?
Zwołał zewsząd najsławniejszych czarnoksiężników, chcąc zbadać, czyby nie można
tych nadzwyczajnych zjawisk przypisać jakiej innej, ręce, chociażby nawet
diabelskiej. Szukał, śledził, namyślał się, rozkazywał magom, aby i oni podobne
czynili znaki. Zamieniali więc laski w węże, barwili wodę krwią, wywabiali żaby
z rzek, zgromadzali muchy w powietrzu. A gdy w końcu widział, że czarownicy
uznali się za zwyciężonych, czy ustąpił? Nie chciał sobie z głowy wybić, aby
cuda Mojżeszowe nie miały być czarodziejską sztuką. Tak to uporczywie odrzucają
grzesznicy karzącą sprawiedliwość Boga, nie chcąc jej w żaden sposób uznać. Nie
twierdzę, jakoby chrześcijanie powszechnie dochodzili do tej zatwardziałości i
ślepoty ducha, co Faraon, boby to było z mej strony przesadą. Lecz również i
oni wśród nieszczęść z trudnością uznają prawicę, która ich karze. Wy to dobrze
wiecie. Gdy głodny wilk wpadnie do waszej owczarni i porwie owcę, przypisujecie
to niedbalstwu stróża. Gdy ogień gwałtowny ogarnie wasze zagrody, wy składacie
winę na złośliwego sąsiada. Gdy ciało wasze niszczy uporczywa febra, wy
obwiniacie o nieumiejętność lekarza. Czyż wszystkich wojen, które się srożą,
nie przypisujemy chciwości panujących, dążących do powiększenia swych państw
albo poddanym, którzy chcą zrzucić z siebie ciężkie jarzmo niewoli? Rozpasanym
żołnierzom przypisujemy zniszczenie wiosek, grabież miast; nieświadomości
hetmanów porażki i klęski wojenne; nieuwadze, nieostrożności żeglarzy rozbicie
okrętów i stratę towarów; chciwości urzędników nieznośne podatki i ucisk ludu;
niesprawiedliwości sędziów przegranie procesu i utratę ojcowizny. Jeszcze się
tym nie zadowalamy, lecz posługujemy się nadto czczymi słowami: los, przygoda,
przypadek. Gdy ktoś ze skały spada w przepaść, gdy się topi w rzece, ginie
wśród pożaru albo znajduje śmierć pod gruzami walących się domów, nazywamy to
smutnym przypadkiem. Lecz jeszcze nie dosyć. Trwając w uporczywym
niedowiarstwie, chcielibyśmy wyczytać w gwiazdach nasze losy i klęski, i
przypisujemy takowe raczej martwym istotom niż Bogu żywemu. O ślepoto i
głupoto ludzi przewrotnych i szalonych, którzy widząc karę, nie chcą uznać jej
sprawcy i przyczyny! Ubiłeś je, a nie chcieli wierzyć, zaprzali się
Pana i rzekli: Nie masz go.
V. Nie łudźmy się, Chrześcijanie,
nie łudźmy się, bo to rzecz bardzo niebezpieczna. Nie chcę tu mówić obszerniej
o gwiazdach, które nie są sprawcami, lecz co najwięcej mogą być tylko znakami
nieszczęść, i to często zawodzącymi; wynik zależny od naszej wolnej woli.
Dlatego mądrze poucza nas Jeremiasz, byśmy na nie nie zważali: A
znamion niebieskich nie bójcie się, których się boją poganie (25). Lecz zwrócę uwagę waszą na stworzenia już to
rozumne, już to nierozumne, już to żyjące, już to nieżywotne, które bywają
czasami narzędziami zapalczywości Bożej przeciwko nam. Powiada Izajasz Prorok: Rózgą gniewu Pana i kijem Jego są (26). Dlaczegóż więc zważamy jedynie na rózgę, która nas
siecze, a nie chcemy widzieć ręki, która nią kieruje? Głupi to człowiek, który
otrzymawszy od nieprzyjaciela cięcie mieczem, mówi, że go miecz uderzył, a nie
wróg. Nie dziwilibyśmy się dziecku, gdyby mówiło, że trzcina je bije, a nie
nauczyciel. Zbrodniarz, skazany wyrokiem panującego na powieszenie, nie nazwie
przecież wykonawcę tego wyroku, czyli kata sprawcą swej śmierci. Kiedy wśród
chłost nie chcemy uznać Boga, kiedy nawet mówimy, że Go nie ma w niebie,
podobni jesteśmy do głupiego i nieroztropnego psa, gryzącego wściekle ów
kamień, który go uderzył, a nie troszczącego się wcale o rękę, która kamień
rzuciła. Dlaczego się tak dzieje między nami? Bo nie chcemy wejść w siebie,
upamiętać się i przyznać do winy. Przypisując nieszczęście innym przyczynom,
nie zastanawiamy się nad wielkością występku, dla którego ponosimy karę. Nie
myślimy o sprawiedliwości Bożej, która nas chłoszcze i tak powoli pozbywamy się
tej wrodzonej bojaźni i przeświadczenia, że Bóg jest Panem świata, który widzi
każdy nasz występek i zapisuje każdą naszą zbrodnię. Bojaźń tę chciałby
grzesznik usunąć ze swej duszy, gdyby mógł, wedle słów Psalmisty: Rzekł
głupi w sercu swym: nie masz Boga (27). W tekście greckim słowo Bóg (Elochim) oznacza Boga, który
wszystko widzi, za wszystko karze; a więc głupi powiada niejako w sercu swoim,
że nie ma mściciela na niebie. Grzesznikowi bowiem wstrętną jest wiara, że
istnieje Bóg, który zażąda liczby z włodarstwa naszego; uznaje on tylko Boga
miłosiernego, łaskawego i dobrego. Wyrazy: "Bóg sprawiedliwy"
palą go, dręczą, niepokoją, dlatego wśród chłosty popada w zatwardziałość.
Zamiast przypisać ją głównemu sprawcy, tj. Bogu, przypisuje ją ludziom. Gdy nie
może ludziom, przypisuje ją ślepemu losowi lub przynajmniej gwiazdom. I tak
łudzi się ciągle nieszczęśliwy i pochlebia sobie wpośród własnych złości: Ubiłeś je, a nie chcieli wierzyć. Zaprzali się Pana i mówili: nie masz
go.
VI. Gdybyśmy rzeczywiście
wierzyli, moi Słuchacze, że Bóg nas karze za grzechy, czyżbyśmy brnęli w nie
coraz głębiej? Trzeba tu koniecznie zapłakać ze św. Cyprianem: Oto Bóg
zsyła plagi, a nie masz bojaźni Boga; oto spadają na nas razy i bicze z góry, a
nie masz między nami obawy i niepokoju (28). Czyż nie poucza nas o tym codzienne doświadczenie?
Jakże mało poprawiają się ludzie wśród obecnych klęsk! Owszem wskutek zarazy
pomnażają się rabunki i zaciekłe gniewy, wskutek głodu rośnie niesprawiedliwość
i lichwa; wojna sprowadza rozpustę i rozwiązłość: I dałem wam
zdrętwienie zębów we wszech mieściech waszych, – mówił Bóg przez Amosa do
swego ludu – i niedostatek chleba po wszech miejscach waszych, a nie
nawróciliście się do mnie, mówi Pan. Jam tez zahamował od was deszcz, a nie
nawróciliście się do mnie. Karałem was wiatrem palącym, a nie nawróciliście się
do mnie. I uczyniłem, że przyszła zgniłość obozów waszych w nozdrze wasze, a
nie wróciliście do mnie, mówi Pan (29). Kto z was, moi Słuchacze, może mi powiedzieć, kiedy król Baltazar
odbywał swą ucztę świętokradzką i zbrodniczą, opisaną u Daniela? Uczynił
Baltazar wielką ucztę dla dworzan swoich. Czy sądzicie, że się to
stało w czasie godów weselnych albo może na przyjęcie znakomitych monarchów,
albo z powodu zawarcia korzystnego pokoju lub podbicia licznych narodów?
Powiada św. Hieronim (30), że się to
działo wtenczas, kiedy go ze wszystkich stron obległ Cyrus: Tak dalece
zapomniał się król, iż w czasie oblężenia trawił czas na biesiadach.
Bluźnierca ów zapijał wśród licznego orszaku nałożnic z naczyń, zabranych ze
świątyni jerozolimskiej, nie zważając wcale na jęki nieszczęśliwych, którzy
lecieli w przepaść z murów; pił na zdrowie wszystkich ojczystych bogów,
uczynionych z metalu, marmuru i drzewa, jak mówi św. Jan Chryzostom: Pił
wino i chwalił bożków złotych, srebrnych, spiżowych, żelaznych, drewnianych i
kamiennych (31). Jak smutny
przedstawiał widok potop, który Bóg spuścił na ziemię, ażeby ją oczyścić ze
wszystkich jej brudów! A przecież mimo tych olbrzymich wód, jeden z synów Noego
myślał o nieczystych rozkoszach. Jak smutny i ponury widok owego ognia, którym
Bóg ukarał Sodomę za przeklętą rozpustę! A mimo tego córki Lota nie wahały się
dopuścić kazirodztwa. Lecz nie szydźmy sobie z obcych nieszczęść, byśmy kiedyś
nie musieli zapłakać gorzko nad własnymi. Powiedzcie, Słuchacze, czy widać u
nas znaczną poprawę po tych chłostach, które spadły na kraj nasz? Zdaje mi się,
że możemy tu zawołać do Boga z Izajaszem: Otoś się Ty rozgniewał i
zgrzeszyliśmy (32). Co to
znaczy? Pojąłbym łatwo te słowa, gdyby był Prorok powiedział: Zgrzeszyliśmy
i rozgniewałeś się, a nie przeciwnie. A jednak tak się dzieje
istotnie, jak Prorok powiedział. Wyjdźcie na ulicę i przypatrzcie się, czy po
tych wszystkich klęskach zmniejszył się bezwstyd w obcowaniu albo
niesprawiedliwość w sprzedaży? Wejdźcie do domów, a przekonacie się, ile tam
kłótni między braćmi i zawiści między rodzinami. Wstąpcie do sypialni i
uważajcie, czy się zmniejszyły nieczyste mowy i rozpusta między małżonkami.
Weźcie udział w zabawach wieczornych, by zobaczyć, czy tam mniej teraz
bluźnierstwa w opowiadaniu albo próżności w słowach. Idźcie na wieś, aby się
przekonać, czy ustało pijaństwo i gry namiętne. Wstąpcie na chwilę do kościołów
i uważajcie, czy teraz mniej w nich nieuszanowania, czy mniej niewłaściwych
rozmów i spoglądań? I czyż my wierzymy, że za grzechy nasze Bóg zesłał te
wszystkie klęski? Nie, kochani Słuchacze! Ustami może przyznajemy, lecz w sercu
nie wierzymy: Ubiłeś je, a nie chcieli wierzyć. Zaprzali się Pana i
mówili: Nie masz go. Wierzmy, Bracia, wierzmy, bo to święta prawda.
Wyznajmy, że Bóg jest, że jest Sędzią naszym, że jest sprawiedliwym,
piorunowładnym. Starajmy się Go przebłagać na każdy dzień.
VII. Wiemy doskonale, że
niektórzy gorliwie to czynią; lecz którzyż to są? To ci, którzy bynajmniej nie
spowodowali tych klęsk, to najniewinniejsi, najmniej skalani występkami,
najpobożniejsi. Niestety, winowajcy nic o tym nie myślą! Czy wiecie, co się w
tych wypadkach dzieje? To samo, co zaszło na okręcie nieposłusznego proroka
Jonasza. Na widok niespodziewanej, gwałtownej burzy, o której Pismo św.
opowiada, przelękli się bardzo wszyscy żeglarze i podróżni, chociaż byli
niewinni. Z natężeniem sił spuszczali żagle, wyrzucali ciężary z pokładu, by
ulżyć okrętowi. Ten biegł do steru, tamten chwytał za wiosło, inny za liny.
Wszyscy płakali, wołali i wzdychali do Boga. Tymczasem winowajca spał spokojnie
na pokładzie zagrożonego statku, nie zważając wcale na świst wiatrów, szum fal,
huk grzmotów, trzask piorunów i wołania marynarzy. A Jonasz spał snem
twardym (33). Potrzeba było,
aby nań sternik dopiero zawołał, poruszył i obudził go słowami pełnymi
wyrzutów: I przystąpił ku niemu sternik i rzekł mu: Co ty tak twardo
śpisz? Wstań i wzywaj Boga twego, może snadź rozmyśli się Bóg o nas, a nie
zginiemy (34). Jakżeż się
nieraz lękam, Słuchacze, aby między nami nie było podobnie! Niebo grozi
znakami, gniewa się, burzy i chce nas zagubić, a któż tymczasem stara się go
przebłagać? Oto niewinni, którzy cierpią z powodu drugich. Oni to łzami,
jałmużnami, włosiennicą, dyscypliną i wszelkimi innymi środkami starają się
uciszyć tę burzę. A cóż czynią winowajcy, lichwiarze, mściwi, rozpustnicy? –
Ach, zamiast się obudzić, zasypiają twardo w lenistwie duchowym wśród swych
nieprawości! Kochani Chrześcijanie, czy nie ma między wami żadnego Jonasza, dla
którego win groźne burze przeciwko nam powstają? Pokażcie mi go, jeżeli jest,
gdyż chciałbym się doń zbliżyć i wzbudzić go słowy owego gorliwego i rozsądnego
sternika: Co ty tak twardo śpisz? Chciałbym mu powiedzieć: Wstań, wstań, wzywaj Boga Twego, może snadź rozmyśli się Bóg o nas, a
nie zginiemy. Ach, grzeszniku, ktokolwiek ty jesteś, czemu tak twardo
śpisz, co za nierozum i głupota ogarnęła cię? Co chwila spadają na nas z nieba
nowe kary, a ty tak śpisz twardo? Dlaczego się nie uciekasz do Boga, dlaczego
Mu się nie polecasz? jeszcześ się nie ocucił? Wstań, wstań, obudź się biedny
grzeszniku! powstań przecież raz z tego zgubnego letargu! Powstań i porzuć
sprośne uczynki, ponieważ Bóg za nie chłoszcze ciało nasze straszną zarazą.
Powstań, a zawrzyj raz pokój, gdyż Bóg za kłótnie pustoszy kraj nasz! Powstań,
a oddaj lichwę, ponieważ Bóg za chciwość naszą spuszcza nieurodzaj na niwy
nasze! Wstań wreszcie, wstań, wzywaj Boga Twego, może snadź rozmyśli
się Bóg o nas, a nie zginiemy. Prawdopodobnie Bóg dopóty nie wzruszy
się, dopóki nie będą Go błagali o litość ci, którzy Go rozgniewali.
VIII. Nie chciałbym ja być
owym nieszczęśliwym Jonaszem, który śpię wśród burz i nie ruszam się, podczas
gdy innych do pokuty wzywam. Ach, Panie, jeżeli widzisz, że ja Twój gniew
wywołałem, oto jestem, rzuć mnie do morza, by tylko ocaleli wierni Twoi słudzy!
Drżę na myśl, że taki św. Dominik, – dobroczyńca rodu ludzkiego, który na swych
barkach podtrzymywał zagrożony Kościół, gdy przybywał do jakiego miasta,
obawiał się, by nie był dla niego zgubą. Dlatego, nim wstąpił w jego bramy,
zatrzymywał się, padał na kolana i rzewnie błagał Pana, by dla jego grzechów
nie karał surowo mieszkańców. Cóż tedy ja uczynię, najnędzniejszy grzesznik?
czy nie powinienem słusznie się lękać, że jestem Jonaszem, którego poszukują?
Prawda, że przyszedłem do tego miasta w tym celu, by mu dobrze czynić. Niech
przeto Bóg nie dopuści, bym miał ściągnąć dla win moich na ten gród jakie
nieszczęście! Wolę raczej umrzeć! Oto jestem u Twych najświętszych stóp i
oddaję się na ofiarę dla przebłagania Twego gniewu. Jeżeli dla moich występków
jestem godzien śmierci, to ubij mię, rzuć na mnie pioruny, byleś tylko innych
nie karał! Pragnąłbym wprawdzie żyć jeszcze i Tobie służyć; lecz jeżeli me
życie miałoby ściągnąć kary na ludzi, to mię zabierz, Panie, spośród żyjących!
Część druga
IX. Gdyby nasze
niedowiarstwo tylko doczesne kary na nas sprowadzało, kary przemijające, byłoby
to jeszcze mniejszym złem; lecz co gorsza, że będzie ono dla nas przyczyną
wiecznego potępienia w życiu przyszłym. Jakież usprawiedliwienie znajdziesz,
ludu chrześcijański, potępiając się wiecznie? Powiedz, jeśli co masz,
abyś się usprawiedliwił, wołam do ciebie słowami Izajasza (35). Powiedz, co podasz na swą obronę? Czy się wymówimy
tym, jakoby nas Pan Bóg nie przestrzegał wcześnie przed owym groźnym niebezpieczeństwem?
Ileż to ustawicznie daje nam natchnień i wskazuje środków, iluż to udziela nam
łask, jakichże nie używa sposobów, byśmy się zbawili? Czyjaż tedy wina, jeżeli
Jemu na przekór chcemy się potępić? Dotychczas staliście tutaj jako słuchacze,
uważając na me słowa; czy nie prawda? Chciałbym teraz uczynić was sędziami
wyrokującymi; lecz pierwej posłuchajcie następującego wypadku: Walens z
wygnańca został wyniesiony na tron cesarski. Kiedy umocnił swe panowanie,
okazał się niewdzięcznym względem Boga, bo począł prześladować katolików, a
popierać Arian. Kościół św. znajdował się w niepocieszonym smutku, był
rozdwojony i szarpany jakby pazurami dzikiego wilka. Wzruszony jękami Bóg,
ulitował się wreszcie i wzbudził przeciw wschodniemu cesarzowi barbarzyńców północy.
Walens wyruszył w pole z licznym wojskiem przeciwko nieprzyjacielowi.
Dowiedział się o tym jeden święty pustelnik, nazwiskiem Izacjusz, mieszkający w
rozpadlinach skał i opuszczając z natchnienia Bożego swe samotne ustronie,
wyszedł na spotkanie cesarza. Zbliżył się do Walensa, jadącego na czele
wielkiej liczby jezdnych i pieszych żołnierzy i zawołał donośnym głosem:
Cesarzu, rozkaż otworzyć kościoły katolickie, któreś zamknął, a wrócisz
zwycięzcą, inaczej umrzesz. Słyszał to Walens, lecz uważając Izacjusza za
szaleńca, niegodnego odpowiedzi, jechał sobie dalej. Mąż Boży nie traci otuchy,
lecz wychodzi również dnia następnego na spotkanie cesarza i podniesionym
głosem znowu doń przemawia: Cesarzu, rozkaż otworzyć zamknięte przez siebie
kościoły katolickie, a wrócisz zwycięzcą, inaczej zginiesz. Zmieszał się
bezbożny Walens, słysząc powtórnie tę samą groźbę; sprzeczne uczucia zawładnęły
jego sercem. Słuchać podobnych upomnień wydawało mu się słabością; z drugiej
zaś strony sądził, że byłoby to lekkomyślnością wcale na nie nie zważać.
Ostatecznie postanowił ze względu na dobro publiczne odbyć wspólną naradę w tej
sprawie. Jednakowoż jego najzaufańsi powiernicy, którzy byli Arianami, kazali
mu ukarać tego mnicha, gdyby się jeszcze raz zjawił. I oto dnia trzeciego
pokazuje się Izacjusz, pełen ufności w swoje posłannictwo, przerzyna szeregi
wojska w pochodzie, dąży wprost do cesarza, chwyta za wodze jego rumaka,
zatrzymuje go i woła głośno: Powracam, cesarzu, chcąc cię jeszcze upomnieć, byś
otworzył katolickie kościoły, któreś pozamykał, a tak odniesiesz zwycięstwo;
przeciwnie umrzesz. Obok drogi, gdzie stał Izacjusz, znajdowała się ogromna
przepaść, najeżona kolcami i cierniem. Rozgniewany cesarz kazał w nią strącić
pustelnika i odbywał dalej pochód w tym przekonaniu, że mnich znalazł
równocześnie śmierć i pogrzeb w czeluści strasznej. Nie mógł jednak stłumić
wewnętrznego niepokoju i wyrzutów sumienia, które potępiało ten okrutny czyn.
Lecz cóż się tymczasem dzieje? Ledwie że wojsko ruszyło z miejsca, a oto trzej
młodzieńcy, odziani w śnieżne szaty, spuścili się w przepaść i wyciągnęli z
niej Izacjusza całkiem zdrowego i nietkniętego. Ci trzej nadobni młodzieńcy
byli duchami anielskimi w ludzkiej postaci, gdyż nagle zniknęli. Cudownie zaś
ocalony pustelnik rzucił się na ziemię, złożył serdeczne dzięki Bogu, następnie
dopędził cesarza, lecąc w swej gorliwości i miłości bliźniego jakoby na
skrzydłach po spadzistej drodze i rzekł do Walensa z obliczem gorejącym:
Sądziłeś, że umrę wśród przepaści? Oto jestem i na nowo cię upominam, byś się
upamiętał, otworzył świątynie katolickie, jeżeli chcesz odnieść zwycięstwo;
inaczej umrzesz. Czy rozumiesz? – Umrzesz! – Lecz któżby uwierzył? Nawet to
czwarte wezwanie nie zmiękczyło zatwardziałego cesarza. Kazał on pojmać Izacjusza
i oddać dwom senatorom, Saturninowi i Wiktorowi, by go strzegli aż do powrotu z
wyprawy, a wtedy otrzyma zasłużoną karę. – Tak? odpowiedział wówczas Izacjusz
słowami, których niegdyś w podobnej okoliczności użył sprawiedliwy Micheasz
prorok do bezbożnego Achaba: Ty powrócisz, by mnie ukarać? Idź, a jeżeli
powrócisz, to bądź przekonany, że Bóg nie przemawiał ustami moimi. Wydasz bitwę
nieprzyjaciołom, lecz nie sprostasz im, ustąpisz, uciekniesz, a wreszcie
wpadniesz w ich ręce i spalisz się niespodziewanie w ogniu. – Jak
przepowiedział Izacjusz, tak się stało. Cesarz wyruszył do boju, wydał
nieprzyjacielowi bitwę, lecz poniósł klęskę, a uciekając z rozproszonym
wojskiem, schronił się pod słomianą chatę; by się ukryć przed pogonią
nieprzyjaciół. Ci jednak odkryli go, podłożyli ogień pod strzechę i żywcem
spalili cesarza. Izacjusz dostał się na wolność z wielką swoją chwałą, a ci
dwaj senatorowie, którzy go strzegli, wybudowali mu dwa klasztory. A teraz
osądźcie, moi Słuchacze, czy cesarz Walens mógłby na dniu ostatecznym
publicznie spierać się z Bogiem i utrzymywać, że nie z własnej winy wpadł do
ognia, lecz że przyczyną tego Bóg? Co wam się zdaje? Czy wtenczas Izacjusz nie
zmusiłby go do milczenia? Milcz, rzekłby, milcz, zuchwalcze! Czyż po czterykroć
nie podawałem ci łatwego środka do ocalenia życia i duszy twojej? Ty jednak,
zatwardziały w złościach, opierałeś się natchnieniom Bożym, a dla mnie byłeś
katem okrutnym. Jak śmiesz teraz żalić się, bezbożniku? Powiedzcie mi otwarcie,
Słuchacze, co sądzicie? Kto by miał słuszność na sądzie ostatecznym? cesarz,
czy Izacjusz? Nie prawda, że ten ubogi pustelnik? Jeżeli tak, to ten wyrok jest
także przeciwko wam wydany, grzesznicy! Czy może Bóg będzie sprawcą waszego
potępienia, dokąd sami prostą drogą dążycie? Iluż to Izacjuszów na sądzie
ostatecznym zamknie wam usta i zawstydzi was? Uczynią to przede wszystkim
kaznodzieje, nie mówiąc już o innych ludziach, którzy was również za życia
przestrzegali. Darujcie, że ja także, najnędzniejszy robak, będę musiał na owym
dniu wystąpić przeciwko wam i bronić sprawiedliwości Bożej, mówiąc, że
wstępowałem bardzo często na tę mównicę, zaklinałem was na Boga, abyście wy
rozpustnicy zaniechali grzesznych miłostek, jeżeli chcecie uniknąć ognia
wiecznego. Was zaś młodzieńców prosiłem, byście unikali złych towarzystw; was
kupców, byście nie oszukiwali; was obmówców, byście naprawili sławę, odebraną
bliźniemu; was mściwi, byście się pogodzili i zawarli pożądany pokój. Jeżeli
nie usłuchacie tych zbawiennych napomnień, czy będziecie mogli uskarżać się na
Boga, bronić i usprawiedliwiać się? Bóg ze swej strony wszystko dla was
uczynił, co było potrzeba. Dzisiejszego jeszcze poranku powtarza przez usta
moje, że złe, źle potraci; ukarze was nie tylko w tym życiu,
lecz także i w przyszłym, jeżeli się nie poprawicie. Nie mówcie, że chętnie
usłuchalibyście moich przestróg, gdybyście na pewno wiedzieli, że w przeciwnym
razie spotka was zguba. Nie mówcie, że mi nie możecie wierzyć, podobnie, jak
sobie postąpił Walens, który się wstydził usłuchać biednego, bosego, nieznanego
z życia i rodu pustelnika. Nic mu nie pomoże ta wymówka; jeżeli bowiem
upomnienie zgadza się z prawem Bożym, z Księgami świętymi i nauką Ewangelii,
należy mu dać wiarę, bez względu na to, kto nas upomina, czy człowiek uczony czy
prostak, święty czy grzesznik. Ja, moi drodzy Słuchacze, jestem grzesznikiem,
nieukiem i najmniejszym z tych, którzy tak chlubnie z tej kazalnicy
przemawiają. Lecz Ewangelia daje mi to głębokie przekonanie, że unikniecie
piekła, jeżeli poprawicie swe życie występne; inaczej nie. Czy rozumiecie mię?
Inaczej się potępicie. Czegóż się jeszcze ociągacie? Trzeba się prędko zabrać
do czynu, bo dla niejednego z was może to już ostatnie upomnienie i ostatnia
trąba (novissima tuba). Może wasi Izacjusze powrócili już do was, nie po
dwa lub po cztery razy, lecz po dziesięć i dwanaście razy, a zatem może już
ogień blisko waszej strzechy. Szybko tedy, szybko się nawróćcie, bo to może dla
was już ostatnia przestroga. Bóg grzmiał już tyle razy nad waszymi głowami;
jeżeli więc spadnie na was grom, wasza to będzie jedynie wina.
O. Paweł Segneri SI
–––––––––––
O. Paweł Segneri T. J., Kazania wielkopostne. Przełożył
z włoskiego Ks. Dr. Jakób Górka, Profesor Seminarium Biskupiego w Tarnowie. Z
przedmową Tłómacza. Tom I. Tarnów 1902. NAKŁADEM
TŁÓMACZA, – DRUKIEM J. PISZA W TARNOWIE,
ss. 234-251. (a)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono.)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolenie Władzy Duchownej:
W
rękopisie: "Kazania wielkopostne" O. Pawła Segneri'ego T. J.
tłumaczone
z włoskiego na polski język przez Ks. Dr. J. Górkę,
nie
znajduje się nic przeciwnego nauce Kościoła katolickiego.
Ks.
Jan Jaworski
Cenzor
pism treści religijnej.
L.
4973.
Pozwalamy
drukować.
ORDYNARIAT
BISKUPI.
Tarnów 14. grudnia 1901.
(L.
S.)
†
Leon
BISKUP.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypisy:
(1) Na piątek po drugiej niedzieli Wielkiego Postu.
(2) Iz. 5, 4.
(3) Jerem. 5, 12.
(4) Jer. 5, 13.
(5) Jer. 5, 29.
(6) Serm. 38 de Sanct.
(7) Iz. 20, 2.
(8) Jer. 2, 2.
(9) Ez. 4, 15.
(10) Ps. 59, 6.
(11) Job. 20, 26.
(12) Gen. 7.
(13) Gen. 26.
(14) Exod. 24.
(15) Jud. 5, 12.
(16) Lew. 26, 33.
(17) Jer. 14, 18.
(18) Deut. 28, 23.
(19) Deut. 28, 22.
(20) Deut. 28, 59; Lew. 26, 22.
(21) Deut. 28, 66.
(22) Jer. 5, 3 iuxta s. Cypr. ad Demetr.
(23) Jer. 5, 12.
(24) Ex. 8, 19.
(25) Jer. 10, 2.
(26) Iz. 10, 5.
(27) Ps. 52, 1.
(28) ad Demetr.
(29) Amos 4, 6-10.
(30) In Daniel. 5.
(31) Hom. 20. in Gen.
(32) Iz. 64, 5.
(33) Jon. 1, 6.
(34) Jon. 1, 6.
(35) Iz. 43, 26.
(a) Por. 1) O. Paweł Segneri SI, Kazania wielkopostne. a) Kazanie
o Bóstwie Chrystusowym. b) Kazanie o piekle.
2) Ks. Józef Stagraczyński, a) Czego uczy Kościół o piekle. b) Okropność piekła. c) Bojaźń
piekła. d) Noc we wieczności.
3) Dusza potępionej, List
z piekła.
4) Św. Piotr z Alkantary, a) O karach piekielnych. b) O Sądzie Ostatecznym.
5) Św. Teresa od Jezusa, Wizja mąk piekielnych.
6) O. Tomasz Młodzianowski SI, Ćwiczenia duchowne.
a) O śmierci.
b) O piekle.
c) O dwóch chorągwiach, Chrystusa i Lucyfera. d) O
Królestwie Chrystusowym.
7) O. Mikołaj Łęczycki SI, Pobudki do unikania grzechu śmiertelnego i kilka
innych rozważań pobożnych.
8) Ks. Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna.
b) Zarys dogmatyki katolickiej.
c) Dogmatyka katolicka. O rzeczach
ostatecznych. d) System modernistów.
e) Modernistyczny Neokościół.
(Przyp. red. Ultra montes).
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nota o autorze: "Paweł Segneri SI (1624-1694). Urodzony w Nettuno (w Państwie Kościelnym), od r.
1665-92 misjonarz ludowy. Studiował wymowę św. Jana Chryzostoma, jest księciem
wymowy włoskiej, należy do największych kaznodziejów w Kościele katolickim. W
r. 1679 wydaje swe klasyczne dzieło kaznodziejskie Quaresimale (Kazania
wielkopostne). Kazania misyjne poprzedzał modlitwą i biczowaniem; słuchały
go tłumy, np. w Genui do 70 tys. ludzi; komunie generalne liczyły po 17-20
tysięcy; wśród nawróconych były nierządnice, rozbójnicy, żydzi... Na 5 tylko
misjach pogodziło się 1060 nieprzyjaciół. – Jako kaznodzieja niebywale silny w
działaniu na rozum i na wolę słuchaczy; cechuje go nadzwyczajna żywość,
obrazowość, gorące uczucie, erudycja biblijna, patrystyczna, klasyczna
(nadmiernie szafuje mitologią)". – Ks. Zygmunt Pilch, Szkoła
kaznodziejstwa. Kielce 1937, s. 12. (Przyp. red. Ultra montes.)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
(PDF)