Urodziła się święta Joanna (żyła około roku Pańskiego 1641) we Francji w mieście
Dijon w roku 1572 z rodziców znakomitego rodu. Po
rychłej śmierci matki zajął się jej wychowaniem
ojciec jej, Benignus Fremiot, namiestnik Burgundii,
człowiek wysokich zalet. Joanna była panienką
niezwykłej urody, dowcipną, żywą, pojętną, a przy
tym bardzo nabożną i wielką czcicielką Matki Boskiej.
Z namowy ojca poszła za barona Chantala, dworzanina i
ulubieńca króla Henryka IV. Podczas gdy mąż był
ciągle na usługach dworskich, Joanna zamieszkała w
zamku Bourbilly i zarządzała majątkiem.
Dwudziestoletnia pani była wzorem chrześcijańskiej
matrony. Wstając najrychlej, ostatnia kładła się na
spoczynek. Wszystkim zajmowała się osobiście,
płaciła służbie hojne zasługi, zatrudniała ją
pożytecznie i przestrzegała porządku i wzajemnej
miłości między czeladką pałacową. Nadto słuchała
co dzień w kaplicy Mszy św., gromadziła co wieczór
domowników na wspólną modlitwę i chodziła z nimi w
niedziele i święta do dość odległego kościoła.
Służba kochała i szanowała ją jak matkę. Gdy męża
nie było w domu, żyła samotnie, rzadko tylko
przyjmowała odwiedziny, trawiła czas na modlitwie i
pocieszała chorych i biednych.
Gdy w roku 1599 zapanował wielki głód, z
sześciomilowego okręgu zbiegali się ubodzy do zamku, a
Joanna niestrudzona rozdawała im pożywienie.
Ochmistrzyni doniosła, że niektórzy żebracy
nadużywają jej szczodrobliwości i pobierają po trzy,
a nawet po cztery razy na dzień pożywienie. Joanna
rzekła na to z uśmiechem: "Wiedziałam ci ja to
sama; ale mimo to daję, ile razy żebrzą, obawiając
się, aby Pan Jezus i mnie nie powiedział, iż już mi
raz dał. Bylibyśmy nieszczęśliwi, gdyby nam było
wzbronione prosić co dzień o chleb duszy!".
Niedługo potem ochmistrzyni poczęła narzekać:
"Cóż teraz poczniemy? Mamy tylko jeden korzec
mąki i korzec żyta, co nie wystarczy nawet na potrzeby
dworu!". Joanna odrzekła: "Dzielmy się, póki
mamy, a Pan Jezus nam dopomoże". I stał się cud,
albowiem sąsiek nie wypróżnił się przez pół roku,
dopóki trwał głód.
Straciwszy męża przez nieszczęśliwy wypadek na
polowaniu, pozostała Joanna sama na świecie z czworgiem
drobnych dziatek, z których najmłodsze liczyło dopiero
trzy tygodnie. Od tej chwili wstąpiła na drogę
krzyżową, ciernistą i bolesną, ale kroczyła nią jak
mężna niewiasta. Złożywszy ślub czystości,
rozdarowała kosztowną odzież i złotolite materie
kościołom, zaprowadziła oszczędności w wydatkach, a
czas swój podzieliła między pracę ręczną, nauczanie
swych dzieci i modlitwę, na której spędzała większą
część nocy.
Miała Joanna spowiednika, kapłana bardzo zacnego,
który jednak nie umiał prowadzić tej osobliwej duszy.
Kazał jej ciągle modlić się, pościć, biczować, co
nie przyczyniało się do uspokojenia i pociechy jej
serca, mimo to jednak spełniała jak najskrupulatniej
jego zlecenia. Wolne godziny spędzała u chorych i u
nędzarzy, a niewiastę pewną, której rak stoczył nos,
wargi i policzki, pielęgnowała z rzadkim poświęceniem
przez cztery lata.
W roku 1604 poznała Joanna świętego Franciszka
Salezego i pod jego kierownictwem zaczęła robić
wielkie postępy w doskonałości, aż wreszcie
powzięła zamiar całkowitego poświęcenia się Bogu.
Święty Franciszek po dłuższej zwłoce poddał jej
myśl założenia nowego zgromadzenia pod nazwą
"Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny" (stąd
też zwykła nazwa "Wizytek"). Zamiar Joanny
spotkał się z olbrzymimi trudnościami ze strony
rodziny, ale Święta, wiedząc że tam, gdzie Bóg
woła, trzeba iść choćby przebojem, usunęła
wszystkie przeszkody, a gdy jej piętnastoletni syn
położył się na progu drzwi, aby zagrodzić matce
wyjście, Joanna ze łzami w oczach, mimo ciężkiej
walki, jaka toczyła się w jej sercu, przeszła przez
tę żywą zaporę i poszła dokąd ją wzywała
miłość Boża. Było to w roku 1610.
Przyjęła habit z rąk świętego Franciszka Salezego
w mieście Annecy, z dwiema towarzyszkami, wkrótce
jednak przybyło im dziesięć nowych towarzyszek.
Wszystkie po roku nowicjatu zaczęły pełnić dzieła
miłosierdzia, które były głównym celem nowego
zgromadzenia. Cierpiały zrazu wielki niedostatek, ale
zapał Joanny umiał wszystkiemu zaradzić, wszystkim
zadośćuczynić i wszelkie potrzeby zaspokoić. Ź1i
ludzie i zły duch stawiał jej nieprzezwyciężone na
pozór przeszkody, ale mężna niewiasta wszystko
pokonała. Niebawem nowe zgromadzenie liczyło już
siedemdziesiąt cztery domy. Podróże, walki,
utrapienia, trudy i starania Joanny były niesłychane,
ale umiała wszystko znieść i przezwyciężyć.
Zaczęły ją też trapić cierpienia ciała, pokusy
duszne, rozmaite wątpliwości i niezwykła bojaźń
grzechu, mimo to jednak nie upadała na duchu. Często
też powtarzała: "Z wszystkich nieprawości
najwstrętniejszą jest mi rozpacz, gdyż Bóg chce, by
nędza nasza była tronem Jego miłosierdzia".
Od roku 1619 do 1622 rządziła Joanna domem, który
założyła na przedmieściu św. Antoniego w Paryżu. Tu
poznała św. Wincentego z Pauli, któremu św.
Franciszek powierzył jej duchowne kierownictwo, ona zaś
służyła mu radą przy zakładaniu zgromadzenia Córek
Miłosierdzia. Po śmierci św. Franciszka Salezego
Joanna przeniosła jego ciało do Annecy i zebrawszy jego
pisma, ogłosiła je drukiem, jako też starała się o
jego beatyfikację.
Zwiedzając klasztory zgromadzenia w roku 1641,
zachorowała niebezpiecznie w Moulins. W obliczu śmierci
podyktowała list pożegnalny do swych córek duchownych,
przyjęła sakramenta święte i skonała z imieniem
Jezus na ustach dnia 12 grudnia tegoż roku. Wspaniały
pogrzeb w Annecy był chlubnym świadectwem powszechnego
uwielbienia i miłości, jaką się cieszyła "matka
Chantal". Papież Benedykt XIV policzył ją w
poczet Błogosławionych, a Klemens XIII w roku 1767
między Świętych.
Nauka moralna
Krótki rys żywota świętej Joanny słaby tylko daje
obraz tej pięknej duszy. Umieszczamy tutaj jej
przemówienie o zaparciu się samego siebie, które
wygłosiła do sióstr zakonnych:
"Pan nasz przywiązał nagrodę miłości swej i
naszego szczęścia wiekuistego do zwycięstwa, jakie
odnosimy nad samymi sobą. Zamiarem waszym przy
wstąpieniu do stowarzyszenia "Nawiedzenia
Najświętszej Maryi Panny" powinno być
rozłączenie się z sobą, a połączenie z Bogiem.
Osobistość nasza jest czymś lichym i nędznym: cała
wasza praca będzie bezowocna, jeśli się nie zaprzecie
siebie samych. Wtedy tylko będziecie oblubienicami
Chrystusowymi, jeżeli ujarzmicie swój rozum, wolę,
skłonności, aby się stać podobnymi Bogu. Oblubieniec
serc waszych pragnie, abyście z Nim wstąpiły na Górę
Oliwną. Woła was tam, gdzie się dał ukoronować
cierniową koroną, poranione ciało odrzeć z szat,
przybić do krzyża, napoić żółcią, zelżyć,
słowem, gdzie poniósł za was mąk tyle. Tam
powinnyście chętnie i z weselem obrać sobie
mieszkanie, tam wiernie Go naśladować, a naśladowanie
to polega właśnie na zaparciu się samego siebie i
dążeniu do doskonałości. Przychodzimy na świat
surowe, nieogładzone, pełne złych skłonności, które
stłumić w sobie należy. Jeżeli tego zaniechamy, nigdy
nie zbliżymy się do Niego w świętości i
doskonałości".
"Winnyście się nadto umartwiać i oddać się w
ręce tych, którzy wam przewodniczą, słuchać ich w
prostocie i pokorze ducha, nakazać milczenie
drażliwości. Opierając się woli przełożonych, nigdy
nie zostaniecie oblubienicami Chrystusa i nie dojdziecie
do doskonałości. Gdy się dobrowolnie wyrzeczecie
własnej woli, uczujecie słodycz w służbie Bożej i
skosztujecie rozkoszy, polegającej na pokonaniu natury.
Taka jest nagroda zwycięzców; mówi Pan: "Dam im
mannę ukrytą", ale pamiętajcie, że tylko
zwycięzcy skosztują manny, która nie jest przeznaczona
dla dusz bojaźliwych, lecz dla silnych i odważnych, dla
dusz, które stanowczo sobie przedsięwzięły wyrzec
się wszystkiego, co się sprzeciwia woli Bożej i co
jest grzeszne; wreszcie też dla dusz, które tłumią w
sobie wszelkie złe zachcenia i wszystkiego się
wyrzekają. Takie dusze wszystko posiędą".
Modlitwa
Boże, któryś swą służebnicę Joannę Franciszkę
w jej cierpieniach dziwną natchnął siłą zdania się
na Twoją świętą wolę, racz i nam dać tę łaskę,
abyśmy we wszystkich strapieniach i przeciwnościach
poddali się Twym świętym wyrokom i tym sposobem
osiągnęli szczęście wiekuiste. Przez Pana naszego,
Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem
świętym w jedności żyje i króluje po wszystkie wieki
wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.