Współrządca cesarza Dioklecjana imieniem Maksymian,
był zawziętym wrogiem wiary Chrystusowej i wraz z
namiestnikami, zarządzającymi oddzielnymi prowincjami
państwa rzymskiego, pałał srogą nienawiścią przeciw
chrześcijanom. W pewnej nieznanej mieścinie Azji
Mniejszej rządził naonczas niejaki Maksencjusz, jeden z
najokrutniejszych prześladowców chrześcijan, do
którego doszło było, że wyznawcy Chrystusa
szczególnym szacunkiem otaczają pewnego starca,
żyjącego nader świątobliwie i krzewiącego gorliwie
nową wiarę. Współrządca cesarza, Maksymian, bawił
właśnie w owej mieścinie, więc Maksencjusz, chcąc
się przed nim popisać dbałością w sprawach
publicznych, kazał przywołać Euzebiusza (żył około roku Pańskiego 371) - tak bowiem
było na imię starcowi. Gdy przyszedł, wezwał go
namiestnik, by oddał cześć bogom rzymskim. Euzebiusz
rzekł: "Zakon święty mówi: "Będziesz się
kłaniał Bogu, Panu swemu i Jemu jednemu służyć
będziesz".
Maksencjusz: "Masz do wyboru posłuszeństwo, albo
śmierć. Inaczej czekają cię srogie męki".
Euzebiusz: "Nie zgadza się to z rozumem wielbić
głazy, rzecz kruchą i pogardy godną".
Maksencjusz: "Co to za dziwni ludzie ci
chrześcijanie! Śmierć zdaje im się milszą od
życia!".
Euzebiusz: "Bezbożnością byłoby gardzić
światłem, a chcieć chodzić w ciemnościach".
Maksencjusz: "Łagodność moja zwiększa twój
opór. Oświadczam ci przeto, że każę cię żywcem
spalić, jeśli nie uczcisz bogów".
Euzebiusz: "Groźby twoje nie ustraszą mnie, gdyż
im większe znosić będę męki, tym świetnej jaśnieć
będzie moja korona męczeńska".
Maksencjusz kazał tedy rozciągnąć Wyznawcę na
torturach i szarpać mu boki żelaznymi szponami.
Euzebiusz powtarzał w mękach ustawicznie: "Ratuj
mnie, Panie! Czy żyjemy, czy umieramy, Twoiśmy
zawsze!". Stałość ta wprawiła namiestnika w podziw,
więc kazał Męczennika zdjąć z narzędzia męki i
rzekł: "Czy nie znasz rozporządzenia senatu, iż
każdy poddany cesarstwa winien oddawać cześć bogom
przez państwo uznanym?". "Przykazania Boskie -
odrzekł Euzebiusz - wyższe są od praw przez ludzi
ustanowionych!".
Nieposiadający się w gniewie okrutnik kazał
Świętego zaprowadzić na stos i żywcem spalić.
Euzebiusz szedł z katami z taką pogodą, że
Maksencjusz odwołał go i zapytał, czemu tak śpieszy
na śmierć, kiedy może jej uniknąć. "Pojąć nie
mogę - rzekł - twego uporu. Opamiętajże się i
bądź rozsądny!". "Jeśli to prawda -
odpowiedział Euzebiusz - że cesarz każe mi na
pohańbienie mego Boga wielbić martwe głazy, to
zaprowadźcie mnie do niego". Maksencjusz nie
uwzględnił jego żądania, lecz kazał go wtrącić do
ciemnego lochu na całą dobę, sam zaś poszedł do
Maksymiana i rzekł: "Panie, stawiono przede mną
człowieka, który wypowiada posłuszeństwo prawom,
urąga bogom, nie chce im i imieniu twemu oddać czci
należnej". "Czy ten człowiek - zapytał Maksymian
- mógłby zmienić mój umysł?". - "Nie tylko
- odrzecze Maksencjusz - wpłynie na tę zmianę, ale
i na lud wszystek. Nie będziesz mógł na niego
spojrzeć bez wzruszenia i bez okazania mu serdecznego
współczucia".
Cesarz kazał przywołać Euzebiusza. Gdy święty
Wyznawca stanął przed nim, wszystkich uderzył blask
bijący mu z oblicza i spokój jego spojrzenia. Sam
cesarz, dziki i okrutny tyran, rozrzewnił się i z
niezwykłą łagodnością przemówił w te słowa:
"Starcze, czemu stajesz przede mną? Powiedz otwarcie,
czego żądasz, a nie bój się niczego!", a gdy starzec
milczał, tak mówił dalej: "Mówże śmiele i
odpowiadaj na pytania, bo nie pragnę twej śmierci".
Po niejakim czasie Euzebiusz rzekł: "Przewyższasz
dostojeństwem i potęgą wszystkich śmiertelnych, ale i
ciebie śmierć nie minie, jak każdego z nas. Co już
powiedziałem, to jeszcze raz powtarzam. Jestem
chrześcijaninem, a chrześcijanin nie oddaje czci
drzewu, ni głazowi. Wielbię tylko prawdziwego Boga, a
nie innego". Na to rzekł do cesarza namiestnik:
"Niezwyciężony władco, nie daj nadużywać dobroci
swojej! Mniemanym Bogiem, którego on wielbi, jest Jezus,
którego ani my, ani przodkowie nasi nie znali".
"Idźcie więc - rzekł cesarz - i niech się
stanie zadość prawu".
Na próżno kusił się namiestnik skłonić
świętego kapłana do odstępstwa. Groził mu nawet
spaleniem, lecz Euzebiusz odpowiedział: "Ani miecz,
ani ogień nie zmieni postanowienia mego. Każ ciało
moje porąbać w kawałki; czyń, co się podoba. Dusza
moja należy do Boga". Namiestnik, widząc jego
niezłomną wolę, skazał go na karę ścięcia.
Usłyszawszy wyrok, zawołał kapłan: "Panie Jezu,
dzięki Ci czynię i sławię dobroć Twą, że
wystawiwszy mą wierność na próbę, uważasz mnie
godnym być uczniem Twoim". Zawiedziony na rusztowanie,
ukląkł i schylił głowę pod miecz, a dusza jego
uleciała ku Niebu.
Nauka moralna
Łagodność i spokój Euzebiusza uczyniła głębokie
wrażenie na sercu tak dzikiego i srogiego tyrana, jakim
był Maksymian. Sprawdziło się tu słowo Zbawiciela:
"Błogosławieni łagodni, albowiem oni posiędą
Królestwo niebieskie". Łagodny panuje nad własnym
sercem i namiętnościami i dlatego popędliwi i skłonni
do gniewu czują się wobec słodyczy i łagodności
bezbronnymi. Bóg znajduje upodobanie w łagodnych i
hamujących swą porywczość i przyobiecał im życie
wieczne w krainie niebieskiej. Na czymże więc polega ta
łagodność? Na hamowaniu wszelkich popędów i porywów
niecierpliwości, gniewu, zazdrości i zemsty i na
dobrowolnym znoszeniu wszystkiego, co tylko się Bogu
podoba na nas zesłać. Łagodny nigdy nie podrażni
złośnika, a krzywdy i zniewagi nie odpłaca krzywdą i
zniewagą. Najdoskonalszym wzorem łagodności i
cierpliwości jest Pan Jezus, który jak baranek
pozwolił zaprowadzić się na rzeź. Za Jego to
przykładem przejął się święty Euzebiusz słodyczą
i łagodnością. Starajmy się także przyświecać
innym przykładem łagodności, zwalczać w samym
zarodzie wszelkie wybuchy gniewu, a czując w sobie takie
porywy, bierzmy się do modlitwy jako
najskuteczniejszego na to lekarstwa. Nie ustając w walce
i uciekając się do Przenajsłodszego Serca Jezusowego,
odniesiemy w końcu zwycięstwo.
Modlitwa
Święty Euzebiuszu, wierny naśladowco i następco
łagodnego Jezusa, módl się za nami, abyśmy zdołali
pohamować w sobie porywy gniewu i niecierpliwości i
przyswoili sobie niebiańską cnotę łagodności,
której obiecane jest zbawienie wieczne i wiekuiste
szczęście w niebiesiech. Przez Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po
wszystkie wieki wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.