Cóż może być piękniejszego niż młodzian
cnotliwy? Chociaż cnota jego nie przeszła jeszcze
próby ognia, walk i doświadczeń, mimo to rozkwit
łaski Bożej w młodocianej duszy, gorejące płomienie
miłości ku Stwórcy, dziewicza tęsknota do
niebieskiego Oblubieńca czynią na każdym wrażenie
miłe i podniosłe. Wzorem i ideałem takiego
młodzieńca jest św. Stanisław, urodzony w roku 1550,
potomek znakomitego polskiego rodu Kostków.
Pobożna matka wychowała go w zasadach pobożności i
miłości Jezusa i Matki Jego Najświętszej, a ziarno
jej nauki nie padło na opoczystą rolę. Młody
Stanisław (żył około roku Pańskiego 1568) miał tak delikatne i drażliwe uczucie
moralności, że lekkomyślne i nieprzyzwoite słowa,
jakie niekiedy padały z ust gości, przyprawiały go o
zemdlenie, toteż ojciec jego przerywał takie gawędy,
mówiąc: "Uciszcie się, gdyż mój Staś wpadnie w
taki zachwyt, że go będziemy musieli podnosić z
podłogi".
W roku 1546 oddano Stanisława wraz ze starszym bratem
Pawłem do konwiktu jezuitów w Wiedniu. W następnym
roku z powodu braku miejsca umieszczono ich na stancji w
prywatnym domu protestanckim.
Stanisław wszystek czas poświęcał nauce i
modlitwie, a jedyną jego rozrywkę stanowiło zwiedzanie
kościoła jezuitów. Ile razy szedł do szkoły,
wstępował do świątyni, by oddać hołd Sakramentowi
świętemu. Nawet jego praca tchnęła modlitwą, gdyż w
każdym wypracowaniu piśmiennym umieszczał słowa,
zmierzające do chwały Boskiej i uczczenia Dziewicy
świętej, którą gorąco miłował. Brat jego Paweł
był paniczem dumnym, miłośnikiem zbytku, rozrywek i
towarzystwa, gniewała go zatem skromność i pokora
brata, jego ustawiczne modły, posty, cotygodniowe
spowiedzi i przystępowanie do Komunii świętej. Niemal
co dzień czynił mu o to wyrzuty, drwił z niego,
szydził, a nierzadko bił go do krwi i kopał. Niewiele
lepiej obchodził się z nim jego ochmistrz, który
uważał za swój obowiązek wyleczyć go z rzekomego
marzycielstwa i wychować na modnego i światowego
panicza. Wygadując ciągle na niego i zasypując go
złośliwymi docinkami, mawiał: "Ojciec na to cię
tu przysłał, abyś się nauczył dobrego tonu, a nie na
to, żebyś ze spuszczonymi oczyma chodził jak
pobożniś jaki".
Świątobliwy młodzieniaszek znosił cierpliwie te
przymówki i łagodnie odpowiadał: "Urodziłem się
nie dla tego świata, lecz dla wieczności. Dlatego
żyję i żyć będę tak, jak się Bogu podoba".
Poza tym, gdzie nie widział nic złego, okazywał jak
największe posłuszeństwo; dał się nawet nakłonić
do brania lekcji tańca.
W roku 1566 wskutek postów, biczowań, nocnego
czuwania i poniewierek brata zapadł w śmiertelną
chorobę. Ze łzami błagał o sakramenta święte, ale
protestancki gospodarz, ochmistrz i brat zatykali uszy na
jego prośby. Opuszczony od ludzi udał się pod opiekę
świętej Barbary, patronki umierających, jakoż
Święta ta ukazała mu się w towarzystwie dwóch
aniołów, którzy dali mu Komunię świętą. Potem
ukazała mu się Matka Boska z Dzieciątkiem Jezus na
ręku i pocieszała go, że jeszcze nie umrze, ale winien
wstąpić do Towarzystwa Jezusowego.
Po tym widzeniu istotnie wkrótce wyzdrowiał i
zgłosił się do nowicjatu, ale nie przyjęto go, gdyż
nie miał pozwolenia rodziców. Mimo to nie odstąpił od
swego zamiaru. Gdy brat znowu zaczął go poniewierać,
rzekł do niego: "Oświadczam ci, Pawle, że
dłużej tych dokuczliwości znosić nie myślę.
Wypędzasz mnie, pomyśl przeto, jak się z tego przed
ojcem wytłumaczysz!". Rozdał potem swą kosztowną
odzież pomiędzy biednych studentów, przywdział liche
łachmany i uciekł z Wiednia, pozostawiwszy pismo, w
którym podał powody swej ucieczki. Brat popędził za
nim i doścignął go, ale go nie poznał z powodu
lichego przebrania.
Stanisław przybył szczęśliwie do Dillingen do
świętego Piotra Kanizjusza, który go przyjął na
próbę za służącego, a potem z dwoma młodymi
jezuitami odesłał go do Rzymu i polecił generałowi
zakonu, świętemu Franciszkowi Borgiaszowi. Ten
przyjął Stanisława do nowicjatu dnia 28 października
roku 1567. Wkrótce potem nadszedł list od ojca
Stanisława, pełen wyrzutów i zelżywości. Stanisław
tak nań odpowiedział: "Kochany ojcze! Byłbym
niepocieszony, gdybym na gniew i wyrzuty twoje przez to
zasłużył, żem popełnił coś zdrożnego; ale tego,
com uczynił, nie mogę uważać za zdrożność i
pohańbienie imienia twego. Już od dawna jedynym
staraniem moim było służyć Bogu i wziąć na siebie
krzyż Chrystusowy. Znalazłem w tym tyle rozkoszy, iż
nie podobna mi uwierzyć, iżbyś, miłując dzieci
swoje, pozbawić mnie chciał tego, czego bym nie oddał
za wszystkie skarby świata".
Pozostał w nowicjacie i żył jak anioł. Pokora
jego, posłuszeństwo, pobożność, miłość Maryi i
Pana Jezusa, skrupulatna sumienność, wesołość i
zadowolenie jednały mu powszechną przychylność. Serce
jego gorzało taką miłością Boga, że często musiał
chłodzić pierś zimnymi okładami.
Pewnego dnia rzekł do towarzyszy: "Spodziewam
się za łaską Bożą obchodzić w Niebie najbliższe
święto Wniebowzięcia Matki Boskiej" i w
dziecięcej prostocie napisał list do Przeczystej
Dziewicy z prośbą o śmierć szczęśliwą. Dnia 10
sierpnia opadła go zimnica, którą lekarze
lekceważyli. Dnia 14 sierpnia przyjął sakramenta
święte i wraz z otaczającymi jego łoże towarzyszami
odmawiał modlitwy za konających, póki słowa nie
zamarły mu na ustach. Dnia 15 sierpnia 1568 roku z
brzaskiem dnia uleciała dusza jego ku Niebu. Liczył
wtedy Stanisław dopiero 18. rok życia. Papież Benedykt
XIII zaliczył go w poczet Świętych wraz ze świętym
Alojzym.
Nauka moralna
Zwróćmy uwagę na słowa świętego Stanisława w
liście do ojca: "Już od dawna staraniem moim było
służyć Bogu i wziąć na siebie krzyż
Chrystusowy" itd. Słowa te dają nam jasny pogląd
na tę czystą, dziewiczą duszę, pełną
bogomyślności.
Jakaż jest istota bogomyślności?
1) Jest nią silna i
żywa radość, jaką Bóg zdobi i
obdarza duszę przez łaskę uświęcającą. Za pomocą
i przyczyną tej łaski wykonuje człowiek przykazania
Boskie ochoczo i rączo, a nadto jeszcze pełni takie
dobre uczynki, do których nie jest ściśle
zobowiązany. Bogomyślność więc polega na tym, że
obdarzony nią chrześcijanin szybko i chętnie czyni to,
co może się przyczynić do chwały Boga, gdy tymczasem
chrześcijanin zwykłej miary, który nie doszedł
jeszcze do tego stopnia doskonałości, ociężale czyni
dla Boga to, czego nie może zaniechać bez
ściągnięcia na siebie grzechu. Jak niegdyś Pan Jezus
garnął do siebie dzieci i swe błogosławione dłonie
kładł na ich głowach, tak czyni i dziś.
Szczodrobliwość jego zdobi dusze dziecięce darem
bogomyślności. Niechaj matki nie omieszkają starannie
pielęgnować i rozwijać w swych dziatkach dar
bogomyślności, aby się z nich doczekać pociechy na
ziemi i szczęścia w Królestwie niebieskim.
2) Jakże słodkie
jest życie bogomyślne! Człowiek
zamiłowany w zmysłowych i ziemskich rozkoszach z
politowaniem potrząsa głową, widząc bogomyślnego
oddanego postom, modlitwie, samotności, wybaczającego
urazy, hamującego gniew i żądze; nie mogąc zajrzeć w
tajniki serca, nie pojmuje, jak bogomyślność to
wszystko osładza i ułatwia. Święty Franciszek Salezy
trafnie porównuje bogomyślnych z pszczółkami, które
w tymianku znajdują sok obfity, ale surowy, a przez
ssanie zamieniają go na wonny i słodki miód. Bogobojny
i pobożny chrześcijanin spotyka w życiu wiele
przeciwności i goryczy, ale przyjmując je ochoczo i z
poddaniem się woli Bożej, zamienia je na słodycz.
Palonym na stosach i wplatanym w koło Męczennikom
wydawało się, że spoczywają na posłaniu z kwiatów;
święci Młodzieńcy i Dziewice, krępując się
dobrowolnie ślubami czystości, ubóstwa i
posłuszeństwa, chwalili Boga pobożnym pieniem i
psalmami.
Modlitwa
Boże, który pomiędzy różnymi cudami mądrości
Twojej, także i młodocianemu wiekowi udzielasz łaski
dojrzałej świątobliwości, spraw łaskawie, prosimy,
abyśmy za przykładem świętego Stanisława, z każdej
chwili czasu zbawienia korzystając, do wiecznego spokoju
wejść pośpieszyli. Przez Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który z Bogiem Ojcem wraz z Duchem świętym
żyje i króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.