Rodzice Grzegorza (żył około roku Pańskiego 270) byli poganami, wskutek czego i on
wychowany był w pogaństwie. Mimo to serce jego od
młodych lat nie lgnęło do rzeczy znikomych, lecz do
cnoty i prawdy. Spragniony wiedzy udał się do Cezarei,
aby poznać naukę największych filozofów ówczesnych,
ale ta nie zaspokoiła głodu jego ducha. Wtem doszła go
wieść o słynnym mędrcu chrześcijańskim Orygenesie,
który otworzył w Cezarei szkołę, odwiedzaną przez
wielu uczniów. Wstąpił do niej i wkrótce został
ulubieńcem swego mistrza, a słuchając jego wykładów
o Ewangelii i wierze chrześcijańskiej, tak się tą
Boską nauką przejął, że dał się ochrzcić i
postanowił służyć tylko Bogu.
Gdy Orygenes w roku 235 musiał opuścić miasto,
udał się Grzegorz do Aleksandrii, aby się dalej
kształcić. Tutaj między uczącą się młodzieżą
panowało wielkie rozpasanie obyczajów. Grzegorz
stronił od kolegów, obawiając się pokalania duszy,
jednakże to było dla nich solą w oku, a czystość
jego żywota była im gorzkim wyrzutem, uknuli przeto
spisek na jego zgubę, ale młodzieniec uszedł zasadzki.
Po trzech latach pobytu w Aleksandrii połączył się
znowu z Orygenesem w Cezarei. Bogaty w cnoty i wiedzę
pragnął wrócić w strony rodzinne, ale mieszkańcy
Cezarei nie chcieli go puścić, gdyż pragnęli
korzystać z jego nauki. Grzegorz, któremu wstrętne
były wszelkie pochwały i zaszczyty, wymknął się
potajemnie i wrócił do miasta rodzinnego. Ziomkowie
jego spodziewali się, że zabłyśnie między nimi swą
wiedzą, ale się zawiedli, bo Grzegorz porzucił
wszystko, co posiadał i schronił się w miejsce
ustronne, aby żyć tylko dla Boga i zbawienia własnej
duszy.
Żył podówczas w Amazei gorliwy i pobożny
arcybiskup Fedymus. Poznawszy wysokie zdolności i zalety
Grzegorza postanowił wyświęcić go na biskupa, nie
bacząc na zbyt młode jego lata. Gdy się Grzegorz
dowiedział o jego zamiarze, uciekł na pustynię, gdyż
nie uważał się za godnego tak wysokiego dostojeństwa.
Nie mogąc wpaść na jego ślady, wzniósł się Fedym
myślą do Boga, w duchu włożył na młodzieńca
dłonie i wyświęcił go na biskupa Nowej Cezarei.
Chociaż oddalony o trzy dni drogi, dowiedział się
Grzegorz o postąpieniu arcybiskupa, opuścił przeto swe
zacisze i posłuszny woli wyższej przyjął rzeczywiste
święcenia. Przed namaszczeniem prosił o czas dla
rozważenia świętych tajemnic wiary i przysposobienia
się do święceń. W czasie tego odosobnienia ukazał mu
się czcigodny starzec w kosztownym płaszczu biskupim.
Zdziwiony Grzegorz zapytał starca, kim jest i skąd
przybywa, a zapytany odpowiedział, że jest wysłańcem
Niebios i wskazał mu stojącą obok siebie niewiastę o
niebiańskim obliczu. Grzegorz spojrzał na nią, ale
olśniony Jej blaskiem musiał spuścić oczy, a z
rozmowy niebiańskich przybyszów zrozumiał, że ma
przed sobą świętego Jana Ewangelistę i Matkę Boską.
Święty Jan z polecenia świętej Dziewicy wytłumaczył
mu tajemnice nauki Chrystusowej i kazał mu spisać to
wyjaśnienie. Gdy się to stało, święte postacie
znikły.
W drodze do Nowej Cezarei zaskoczyła Grzegorza
straszna burza, schronił się przeto do leżącej poza
miastem świątyni pogańskiej, w której rozgościł
się był szatan i złe duchy. Grzegorz wygnał go
znakiem krzyża świętego i przebył całą noc
bezsennie na modlitwach.
Gdy na drugi dzień rano kapłan pogański wszedł w
progi świątyni, aby spełnić zwykłą ofiarę, szatan
przywitał go tymi słowy: "Nie możemy tu pozostać
z powodu gościa, który tu całą noc strawił".
Doścignąwszy Grzegorza, groził ów kapłan, że
oskarży go przed cesarzem. Grzegorz odparł:
"Prawdziwy Bóg dał mi moc wypędzania złych
duchów". Na co rzekł kapłan: "Jeśli tak, to
pokaż, co umiesz i przywołaj te duchy na powrót".
Święty napisał na tabliczce słowa: "Szatanie,
wracaj!" i kazał tę tabliczkę położyć na
ołtarzu. Kapłan wrócił na miejsce i rozmawiał
wśród ofiary ze złym duchem. Zdumiony wrócił do
biskupa i błagał, aby mu dał poznać swego
wszechmocnego Boga. Grzegorz obeznał go z prawdami
religii chrześcijańskiej, ale gdy mu zaczął mówić o
wcieleniu Boga i widział, że ten dogmat nie może mu
się pomieścić w głowie, oświadczył, że ten
artykuł wiary przechodzi rozum ludzki i tylko cudami
wszechmocy Bożej stwierdzony być może. Na te słowa
rzekł kapłan: "Jeśli tak jest, to każ temu
głazowi przenieść się na inne miejsce!". Grzegorz
rozkazał, a głaz wzniósł się i zaczął się
poruszać. Na widok tego cudu nawrócił się kapłan i
poszedł za Grzegorzem do miasta, gdzie jeszcze większe
cuda stwierdziły posłannictwo świętego biskupa.
Gdy Grzegorz stanął na rynku, pytali go towarzysze,
gdzie myśli zamieszkać, nie miał bowiem ani
pieniędzy, ani miejsca, gdzie by mógł skłonić
głowę. "Nie troszczcie się - odpowiedział - Bóg
jest domem naszym, w którym żyjemy, istniejemy i
ruszamy się, a Niebo jest obszernym dachem. Zbudujecie z
siebie samych dom Boży przez cnoty wasze. Budowy
ziemskie nie przynoszą korzyści tym, którzy swe życie
zbudowali na zasadach cnoty. Domu przede wszystkim
potrzebują ci, którzy żyją źle, aby pokrył ich
hańbę i nieprawości".
Zaledwie wymówił te słowa, przystąpiło do niego
kilku mieszkańców, ofiarując mu przytułek u siebie.
Św. Grzegorz zamieszkał u Muzona, jednego z
najmajętniejszych mieszczan, i niezwłocznie wygłosił
pierwsze kazanie, a wieczorem liczył już mnóstwo
nawróconych. Wyleczył wielu chorych, uwolnił
opętanych od złego ducha i cudami swymi pomnożył
liczbę chrześcijan do tego stopnia, że wkrótce trzeba
było pomyśleć o wystawieniu kościoła. Wszyscy wierni
oświadczyli się z chęcią jak najwyższego poparcia
jego zamiaru; bogatsi ofiarowali hojne datki, ubożsi
bezpłatną pracę. Nie było tylko stosownego miejsca,
na którym by mógł stanąć przybytek Pański. Grzegorz
wzniósł ręce ku niebu i po krótkiej modlitwie kazał
się przenieść pewnej górze na inne miejsce. Góra
posunęła się o kilka staj dalej, a chrześcijanie
wzięli się rączo do dzieła i niezadługo stanął
kościół, który pozostał nietkniętym mimo
trzęsienia ziemi, jakie później zniszczyło całą
Nową Cezareę.
Sława pobożności, sprawiedliwości i mądrości
Grzegorza tak się rozgłosiła po kraju, że
chrześcijanie i poganie oddawali pod jego sąd swoje
spory. Pewnego razu dwaj bracia odziedziczyli jezioro,
ale każdy z nich chciał je mieć na wyłączną
własność. Nie mogąc się pogodzić, przedłożyli
sprawę świętemu biskupowi, prosząc go, aby ją
rozstrzygnął. Gdy wszelkie perswazje spełzły na
niczym, a bracia już się chcieli rzucić na siebie,
Grzegorz ukląkł nad brzegiem i modlił się całą noc,
a jezioro nazajutrz wyschło. Spór ustał; bracia
podzielili się gruntem, który niezadługo wydał obfity
plon. - Zdziwieni tym cudem mieszkańcy, błagali
Grzegorza, aby zapobiegł dalszym wylewom rzeki Likus,
która występując zimą z brzegów, niszczyła ich
domy, role i topiła w swych nurtach trzody. Święty
zbliżył się do jej brzegu, zatknął w ziemi pastorał
i rozkazał wodzie, aby tego kresu nie przekraczała.
Pastorał zapuścił korzenie w ziemi, wyrósł na
rozłożyste drzewo, a ilekroć fale rzeki sięgały
pnia, cofały się jakby zaklęte do koryta.
W jakiś czas potem pobliskie miasto Komana prosiło
Grzegorza o biskupa. Rada miejska i lud domagali się
jednak męża znakomitego rodem, znaczeniem i majątkiem;
nasz Święty zaś radził baczyć więcej na
pobożność i mądrość przyszłego zwierzchnika
diecezji. Wtedy jeden z radców odezwał się z
przekąsem: "Jeśli nie chcesz szlachcica, to bierz
węglarza Aleksandra, a zgodzimy się na niego!".
Powstał pusty śmiech, ale Grzegorz zapytał z powagą,
kim jest ów Aleksander, o którym wspominano. Na te
słowa wystąpił człowiek odziany grubą siermięgą, z
zabrudzoną twarzą i dłońmi. Spojrzał na niego biskup
i odgadł, że ów węglarz nie jest prostaczkiem, lecz
człowiekiem wykształconym i rozumnym, a tylko aby
uniknąć ponęt i zasadzek świata, i służyć Bogu w
samotności, wybrał zawód węglarza. Stanąwszy przed
wyborcami, odpowiadał na pytania Grzegorza tak
roztropnie, że ludowi otworzyły się oczy i głośno
domagać się począł, aby Aleksandra osadzono na
stolicy biskupiej. Na próżno Aleksander wymawiał się
od dostojeństwa. Wyświęcony na biskupa, zajaśniał
taką świątobliwoscią i gorliwością w wierze, że
Pan Bóg uczynił go godnym śmierci męczeńskiej.
Z miłosierdzia Grzegorza, które nie znało granic,
korzystali często niegodni i różni oszuści. Pewnego
razu zaczaiło się na niego na publicznej drodze dwóch
żydów. Jeden z nich ułożył się na ziemi, drugi
zbliżył się do świętego biskupa, żaląc się i
biadając, że nie ma towarzysza za co pochować. Bez
namysłu rzucił Grzegorz na zmarłego swój płaszcz
biskupi i oddalił się. Uradowany oszust zbliżył się
do kolegi, a podjąwszy płaszcz, zawołał na niego:
"Wstań!". Spostrzegłszy, że tamten leży bez
ruchu, zaczął go szarpać, ale przekonał się, że ma
przed sobą trupa.
Za rządów cesarza Decjusza wybuchło srogie
prześladowanie chrześcijan. Zawiadowcom wszystkich
prowincji nakazano tępić chrześcijan albo zmuszać
ich do odstępstwa. Namiestnik Pontu, gdzie leżała Nowa
Cezarea, był zawziętym wrogiem chrześcijan, nie dziw
przeto, że na biskupie i jego trzodzie pragnął
wywrzeć całą swoją srogość. Grzegorz radził
wiernym ucieczkę, obawiając się, że nie są może
dość utwierdzeni we wierze, aby w niej wytrwać, sam
zaś z diakonem schronił się do kniei. Zaledwie się
wyniósł z miasta, zbirzy zaczęli go szukać. Święty
biskup, widząc wspinających się na górę żołnierzy
i zamkniętą drogę do ucieczki, rzucił się wraz z
diakonem na kolana i zaczął się modlić. Żołnierze
zbliżają się, ale nie widzą klęczących, lecz w ich
miejscu dwa pnie, schodzą przeto i opowiadają, że
nikogo nie widzieli. Na nowo rozpoczęto więc
poszukiwania, a wysłany na zwiady żołnierz spostrzegł
biskupa z diakonem, lecz przekonany, że stał się
oczywisty cud, padł Świętemu do nóg, przyjął wiarę
Chrystusową i pozostał przy Grzegorzu.
Poganie, rozjątrzeni, że nie mogą dostać w swe
ręce biskupa, zaczęli się znęcać nad jego trzodą,
ale wskutek gorących modłów Grzegorza wszyscy wiernie
i statecznie wytrwali w wierze. Święty biskup miał
cudowne widzenie, które początkowo przyprawiło go o
smutek. Wkrótce atoli rozjaśniło się oblicze jego, a
gdy go pytano o przyczynę tak nagłej zmiany, rzekł:
"Zacny młodzieniec Troas zniósł mężnie za
Chrystusa męki i katusze, i wysłużył sobie koronę
niebieską". I rzeczywiście stało się to, co
Grzegorz w duchu widział i obecnym obwieścił. Ze
śmiercią Decjusza ustało w roku 251 prześladowanie,
św. biskup wrócił do diecezji, usunął nadużycia,
jakie się wkradły i pochował ze czcią ciała
zamordowanych chrześcijan po kościołach i kaplicach.
Gdy pewnego razu w dzień uroczystości jakiegoś bożka
zbiegło się wielu pogan do Nowej Cezarei i nie mogąc
się pomieścić, błagali Jowisza, ażeby im obmyślił
dogodne miejsce, Grzegorz oświadczył im, że
niezadługo będą mieli zanadto miejsca. Jakoż
wybuchła niebawem straszna zaraza, która zabrała
tysiące ofiar. Dopiero modły biskupa położyły jej
kres, wskutek czego wielu pogan, porzuciwszy
bałwochwalstwo, nawróciło się. Wśród postów,
kazań i modłów dożył Grzegorz sędziwego wieku.
Zapadłszy w chorobę, przeczuł bliski swój zgon. Gdy
przed śmiercią zapytał, ilu jeszcze jest pogan w
mieście i odpowiedziano mu, że siedemnastu, rzekł:
"Bogu chwała, gdym obejmował biskupstwo,
naliczyłem tylu tylko wiernych". Żądał
wyraźnie, aby go pochowano na wspólnym cmentarzu.
Umarł dnia 17 listopada roku 270.
Nauka moralna
Jakkolwiek święty Grzegorz był wielkim
cudotwórcą, zawsze był pokorny i lękał się o swe
zbawienie. Wiedział dobrze, że Bóg mu na to udzielił
siły czynienia cudów, aby burzył królestwo szatana, a
szerzył chwałę Boską. Kto dziwił się jego cudom i
chwalił go za to, zasmucał go i zawstydzał. Jak
dalekim był od uważania swej osoby za świętą, widać
stąd, jak mocno się obawiał sądu Bożego. "Boga
się lękajcie i sądu Jego" - wołał zawsze na
wiernych. Wiedział dobrze, że Judasz apostoł nie
osiągnął zbawienia, mimo że szatanów wypędzał z
opętanych. Miał to niewzruszone przekonanie, że
świątobliwość nie polega na działaniu cudów, lecz
na pokorze, bojaźni Bożej, stronieniu od świata,
pogardzie dóbr ziemskich, miłości Boga i bliźniego.
Dlatego prawił często swym owieczkom: "Najwyższym
dobrem jest trzymać się Boga, żyć z Nim, unikać
grzechu. Lękajcie się Boga, zachowujcie przykazania
Jego; wierzcie, że staniecie kiedyś przed sądem Jego i
że każdy z was odbierze zasłużoną nagrodę lub
karę". Czytając przeto cuda zdziałane przez
Świętych Pańskich, sławmy wszechmoc Boga, w którego Imieniu ci wybrańcy cuda czynili, ale zarazem zapatrujmy
się na ich cnotliwe życie, ich dobre czyny i bierzmy je
sobie za wzór. Jest niezawodnie w Niebie wielka ilość
Świętych, którzy nie zasłynęli cudami, lecz byli
przykładem pokory, bogobojności, ubóstwa ducha,
czystości serca, zamiłowania samotności i miłości
Boga. O takie cnoty się starajmy, a będziemy
świątobliwymi i zbawionymi bez cudów. O to się też
starał św. Grzegorz, a cuda swe tak mało cenił, że
pragnął przy śmierci, aby pamięć jego zupełnie
zginęła na ziemi, a natomiast imię jego zapisanym
zostało w księdze niebieskiej.
Modlitwa
Spraw, prosimy, wszechmogący Boże, aby czcigodna
uroczystość świętego Grzegorza, Wyznawcy Twojego i
biskupa, dała nam w pobożności wzrostu nabierać i w
końcu zbawienia wiecznego dostąpić. Przez Pana naszego
Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po
wszystkie wieki wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.