Mianować się po prostu katolikiem bez żadnych dodatków,
tj. w pełni znaczenia tego słowa, tylko "katolik rzymski integralny"
sam jeden ma prawo: właściwie bowiem on tylko jedynie należy istotnie, w całej
pełni, do jedynego prawdziwego Katolickiego Kościoła, Kościoła Papieskiego.
Pomimo to jest rzeczą pożyteczną, a nawet konieczną,
dać ścisłe określenie tego istotnie, jedynie prawdziwego katolicyzmu, by
uniknąć dwuznaczności i niedomówień. I tak, wobec tych, co, odłączywszy się od
Kościoła Katolickiego, nie przestają jednak tytułować się katolikami, wobec np.
"starokatolików", "katolików anglikańskich" itp., tytułujemy
się "katolikami rzymskimi", tak, jak to Kościół ma we zwyczaju. Nazwa
"katolik" wyraża ideę powszechności, a "rzymski" oznacza,
że punkt ciężkości ma w Rzymie.
Od pewnego czasu jednak, zwłaszcza po Soborze
Watykańskim, prąd duchowy, który zakradł się był do pewnych katolickich
środowisk, zaznaczył się dobitniej, sformułował, ustalił, wypowiedział i nawet
zaczął się organizować. Jest to "minimalizm" religijny, katolicki,
rzymski.
Nawet liczni katolicy dobrej wiary powzięli
przekonanie, i w nim trwają, że wobec przeróżnych zawikłań dzisiejszych, w
interesie religii w ogóle, a w interesie Kościoła Katolickiego w szczególności,
leży, by strony religijnej w życiu publicznym i społecznym katolików nie
wysuwać na pierwszy plan, lecz owszem zacierać ją i tuszować. Inni rozumują i
działają o wiele gorzej jeszcze. To dało właśnie początek owemu "minimalizmowi",
tak bardzo drogiemu sercu liberałów, społeczników itd. wszelkich odcieni i
stopni, słowem, sercu tych wszystkich katolików "modernes", co
to bronią się wprawdzie od miana modernistów, lecz w każdym razie woleliby to,
niż uchodzić za antyliberałów.
Jak najmniej religii w sprawach społecznych, jak
najmniej katolicyzmu w sprawach religijnych, jak najmniej nuty rzymskiej w
sprawach katolickich – oto taktyka koalicji owej, złożonej z żywiołów
najsprzeczniejszych, koalicji, w której naiwni katolicy, z głową rozegzaltowaną
przeróżnymi liberalizmami i demokratyzmami, idą w parze z ludźmi przewrotnymi,
co tylko dlatego nie występują z Kościoła, by móc go po swojemu "urabiać"
i podkopywać od wewnątrz.
Otóż wobec tego to "minimalizmu", jego
"tuszowań" i "łagodzeń", jego "ustępstw" i "kompromisów",
my przyjęliśmy nazwę "katolików rzymskich integralnych".
"Integralny" – to nazwa klasyczna,
oznaczająca, iż osnowa rzeczy pozostała niezmieniona w niczym, że nic w niej
nie zostało ani dodane, ani odjęte, ani przeinaczone. Nec plus, nec minus,
nec aliter. Takim jest właśnie "katolik rzymski integralny",
czyli, co na jedno wychodzi, "katolik integralnie rzymski".
Nazwa ta wypłynęła z samych okoliczności, zdobyła już
sobie prawo obywatelstwa i coraz więcej go zdobywa, bo, primo, odpowiada
doskonale istocie rzeczy, którą oznacza, a, secundo, odpowiada
nieodzownej potrzebie określenia owej istoty.
* * *
"Katolik rzymski integralny" pragnie w
sprawach religijnych i społecznych takiego porządku, jaki wskazuje i wprowadza
w życie doktryna i tradycja katolicka rzymska integralna.
Ten jedyny prawdziwy ład nie jest bynajmniej antytezą
wolności, jak to utarty przesąd o "stronnictwie porządku" i
"stronnictwie wolnościowym" zdaje się twierdzić. Nie, istotny i
doskonały porządek, o którym tu mowa – to harmonia pomiędzy władzą, wziętą za
grunt i podstawę, a wolnością, jako środkiem i motorem. Poza prawdziwym
porządkiem nie ma wolności prawdziwej, a może być tylko bezład lub tyrania,
zarówno autokratyczna i oligarchiczna, jak demokratyczna, absolutystyczna lub
parlamentarna; czy ją nazwiemy władzą, czy też wolnością, będzie ona zawsze
jedynie tylko tyranią i bezładem.
"Katolik rzymski integralny" jest
zdeklarowanym wrogiem rewolucji, jej zasad, konsekwencji, wraz z liberalizmem
włącznie, nawet gdy się tyczy jego formy najłagodniejszej, tj. liberalizmu
katolickiego: każdy liberał bowiem bierze za społeczną podstawę indywidualizm i
swą własną wolność, – ten indywidualizm i tę zasadę wolności, która jest
ewangelią rewolucji, od "Umowy społecznej" Rousseau i "nieśmiertelnych
zasad" 1789 roku poczynając, aż do doktryny pseudo-wolnościowej
współczesnego anarchizmu.
Dlatego właśnie "katolik rzymski integralny"
siłą rzeczy jest także integralnym antyrewolucjonistą, a więc i zdeklarowanym
antyliberałem. Wie on, że tylko dwa są światy: ten, oparty na doktrynie ładu, i
ten drugi, oparty na doktrynie bezładu, a stąd wszystko, co wywabia z jednego
świata, czyni mocniejszym i ludniejszym świat drugi. Katolik liberalny, lub też
najbardziej umiarkowany z "demokratów chrześcijańskich", noszą w
sobie "ziarno gorczyczne" rewolucji.
Porządek, o którym tu mowa – to zdrowa logiczna ewolucja
tradycji, która z kolei jest tegoż porządku wynikiem. Tradycja nie sprzeciwia
się bynajmniej istotnemu, uczciwemu postępowi, owszem, przeciwnie. Postęp
istotny nie polega bynajmniej na wstrząśnieniach, lub na zwalczaniu
przeszłości, dlatego tylko, że jest przeszłością: nie! To postęp rośliny, co
się rozwija, nic nie zmieniając ze swej natury, szanując i żywiąc swe korzenie
i zarówno przez nie będąc żywioną. Jak poza porządkiem prawdziwym nie ma
prawdziwej wolności, tak i poza tradycją nie ma prawdziwego postępu.
––––––
"Katolik rzymski integralny" uznaje
integralnie władzę hierarchii kościelnej: Papieża i Episkopatu.
Na tym terenie również naiwność i przewrotność podały sobie
ręce, by wywołać zamęt pojęć i spory, z którymi raz skończyć warto.
Mowa tu o owym
"episkopalizmie", przeciwko któremu sami czcigodni Dostojnicy Kościoła
wystąpili najpierwsi.
Zdarza się często, że ci, co chcą oprzeć się
Papieżowi, chowają się za Biskupów, jak za barykadę. Bywa, że tacy właśnie katolicy
pompatycznie głoszą: "My z naszymi Biskupami we wszystkim i zawsze!"
– bo dobrze wiedzą filuty, że ich Biskupi są tych samych, co oni przekonań. W przeciwnym
bowiem razie potrafią tak się postawić, jak to było na owym sławetnym wiecu
syndykalistycznym, gdzie nie krępowano się publicznie wygłaszać np. takich
zdań: "Powiemy Biskupom: Hola. Mości Panowie! Tu kres władzy Waszej! –
reszta nie do Was należy!".
* * *
Wielu dobrych katolików wpada w błąd z powodu, że
nadużywają aż do przesady następującego porównania:
"Wierni – mówią oni – to żołnierze; Biskupi – to
oficerowie; Papież – to generał. Ergo, ja jako prosty żołnierz, będę
robił to, co mi każe mój oficer – Biskup; ten zaś z kolei będzie robił to, co
mu każe generał – Papież; tym sposobem każdy będzie w porządku".
Niebezpieczna to droga posuwać porównania za daleko:
prowadzi ona do absurdów. Żołnierz musi ślepo słuchać swego oficera, ten zaś
swego pułkownika itd. Tego by tylko brakowało, by podczas manewrów lub na polu
bitwy żołnierz, otrzymujący rozkaz, pytał pułkownika, czy aby jest pewny, że
generał taki rozkaz wydać mu polecił!...
Papież wszakże jest czymś o wiele wyższym, jest czymś
nieskończenie więcej, niż generał z owego zwodniczego porównania. Gdy Papież
przemawia do świata katolickiego, słucha go cały świat katolicki.
Naturalnie, że do hierarchii należy zarząd Kościoła.
Nie może być nawet mowy o zakwestionowaniu prawa Biskupów, zwyczajnego czy
nadzwyczajnego, uznanego lub udzielonego przez prawo kanoniczne. Mimo to, każdy
wierny ma jednak prawo apelowania do Rzymu w okolicznościach i w formie
właściwej.
Co innego, gdy Papież przemawia publicznie, na mocy
urzędu swego, do świata całego. Wtedy każdy wierny, słysząc Jego władcze słowa,
winien, odpowiednio do okoliczności, do słów tych jak najlepiej się zastosować.
Najlepiej okazać to na przykładzie.
Może się zdarzyć, że "Acta Apostolicae
Sedis", biuletyn oficjalny Stolicy Świętej, poda rozporządzenie papieskie takie,
iż pozostawia do woli Biskupa wprowadzić je w swej diecezji lub też nie. W tym
wypadku, gdyby nawet komuś z wiernych wydawało się koniecznym wprowadzić je w
diecezji, musi zaniechać tego wobec innego zdania Biskupa. Wbrew Biskupowi
postąpić mu nie wolno.
Ale może też zdarzyć się i to, że dokument papieski,
ogłoszony w "Acta Apostolicae Sedis", oświadcza, iż w tej lub owej
kwestii Papież zaleca A, toleruje B, zabrania C. Słowa Papieża są jasne i
stanowcze. Gdyby więc, dajmy na to, Biskup pobłądził w pojmowaniu słów Papieża
i twierdził, że Ojciec Święty całkowicie pochwala B (gdy w rzeczywistości
zaledwie je toleruje), i gdyby, błądząc dalej, począł zalecać i popierać B, a
natomiast potępiać A, – każdy wierny powinien wiedzieć dobrze, gdzie jego
obowiązek. Papież wszak przemawiał do wszystkich.
Albo gdyby, przypuśćmy, Biskup zaniedbał, czy
zapomniał (naturalnie, to tylko prosta hipoteza) dać poznać diecezjanom swoim
wolę, radę, życzenie Papieża w tej czy innej materii, – zjawia się pytanie: czy
diecezjanie mają obowiązek równie je ignorować, chociażby skądinąd znali tekst
autentyczny słów Papieża?
Bynajmniej! Wszak Papież przemawiał do wszystkich.
Z tych prawd niezbity ten wniosek praktyczny wyciągnąć
należy, iż trzeba jak najszerzej i najgorliwiej rozpowszechniać i popularyzować
słowo Papieża, by cały świat katolicki mógł się do niego stosować, przy
całkowitej karności względem swych bezpośrednich duchownych Zwierzchników. Ci
zaś z pewnością pierwsi radować się będą z tak pocieszającego dla serca każdego
dobrego Biskupa usposobienia wiernych.
* * *
Wśród wielu dobrych skądinąd katolików szerzy się
fatalny błąd.
"Po cóż (powiada sobie niejeden) mam działać,
protestować, walczyć w tej lub owej kwestii, skoro sama Stolica Święta nie każe
mi tego robić? Nie chcę być większym papistą od Papieża!".
Błąd to wielki. Stolica Święta pragnęłaby może dla
tysiąca powodów móc zachęcać, by działano, by protestowano, by walczono na tym
lub owym terenie; lecz różne okoliczności milczeć jej nakazują dla uniknięcia
gorszego zła. Tu polityka grozi Kościołowi najcięższymi represjami; gdzie
indziej wewnętrzne usposobienie katolików każe Stolicy Świętej powstrzymywać
się jeszcze w działaniu.
Wszystkie te względy jednakże nie tylko nie nakazują
zaniechać akcji katolickiej, lecz owszem są właśnie jedną z jej
najgłówniejszych racji bytu. Istotnie, już sam fakt, że Stolica Święta w
pewnych wypadkach nie może się wypowiedzieć, wykazuje całą grozę sytuacji i
konieczność polepszenia tego stanu rzeczy przez wysiłki zbiorowe wszystkich
dobrych katolików.
Skoro więc ma się pewność, że ta lub owa akcja
dogadzałaby pragnieniom Stolicy Świętej, gorliwy i rozumny katolik natychmiast
bierze się do dzieła i spełnia obowiązek, który zrozumiał, że spełnić winien;
zrozumieć zaś to nie jest znów tak trudno, jak się zrazu wydaje.
Zresztą, pominąwszy już nawet te okoliczności
nadzwyczajne, o których była mowa wyżej, nie należy nigdy zapominać, że
stanowisko Stolicy Świętej jest tak wysokie, a słowa jej brzemienne w tak
poważne następstwa pośrednie i bezpośrednie, że byłoby po prostu absurdem
żądać, by Papież przemawiał co chwila, by wchodził jawnie we wszelkie sprawy i
by wypowiadał się pierwszy, podówczas gdy właśnie często chce On mieć ostatnie
słowo.
* * *
Katolik gorliwy winien być całą duszą oddany
Kościołowi i posłuszny mu we wszystkim. Lecz to jeszcze nie wystarcza.
Obowiązkiem Jego jest także czuwać, by Kościołowi nie działa się krzywda. Że
zaś krzywdę Kościołowi największą wyrządza propaganda sekciarska, – katolik
integralny ma ścisły obowiązek walczyć z nią wytrwale.
Niezmiernie ciekawą jest rzeczą, w jaki sposób i w
jakiej mierze sekty poszczególne łączą się między sobą, by utworzyć Sektę
centralną, która, według charakterystycznego określenia jednego z jej
przywódców, stanowi "Antykościół".
Fakt, że te organizacje antyreligijne, antykatolickie
łączą się między sobą, nie pozostawia żadnych wątpliwości. A dzieje się to
poprzez przywódców, rozstawionych przez sektę na sieci jej działalności.
Przywódcy ci kierują i operują siecią na różne sposoby, według pewnego, z góry
powziętego planu.
Nawet ci, co nie chcą wierzyć w istnienie tej tajemnej
Centrali sekt, nie mogą jednak nie uznawać, że istnieje porozumienie pomiędzy
sektami, co po prostu bije w oczy w różnych ważnych wypadkach dziejowych
(Dreyfus, Ferrer, rewolucja w Turcji, w Portugalii itp., itp.).
Wiadomo, że sekty coraz bardziej porozumiewają się i
łączą przeciw Bogu i Kościołowi.
Nawet w modernizmie, zaledwie zorganizowanym przy
programie wodzowie naczelni tego ruchu i ich pomocnicy weszli już w
porozumienie z wodzami (naczelnymi lub nie) protestantyzmu i judeo-masonerii.
Nathan, żyd anglo-włoski, były Wielki Mistrz masonerii włoskiej i jeden z
wodzów międzynarodowej Sekty, za swą bluźnierczą mowę z 20 września 1910 roku,
pełną napaści przeciwko Papiestwu i jego duchownej władzy, otrzymał
powinszowanie od kilku księży-modernistów. Księża ci wyrazili się, że,
pozostając w Kościele z powodów taktycznych i z potrzeby, trzymają jednak z
nim, Nathanem, w walce przeciw Papieżowi. Nathan pochwalił się przed światem
tym haniebnym adresem księży-modernistów; co jednak dla owych księży uczynił,
to zachował przy sobie.
Sekty antykatolickie wszelkich rodzajów i dążeń
porozumiewają się ze sobą w tej wielkiej apokaliptycznej walce coraz bardziej,
– rzec można, jak nigdy. Gdy się pomyśli, że rewolucja w Turcji, Portugalii i
Chinach na długo przedtem przygotowaną była przez środowiska masońskie
międzynarodowe, – że emisariusze masońscy (Magalhaes Lima dla Portugalii,
Sunjatsen dla Chin) ostentacyjnie odbyli podróż po Europie, by porozumieć się z
Lożami i zapewnić sobie moralne i materialne poparcie dla rewolucji, która się gotowała;
gdy się widziało, że "sprawy" Dreyfusa, Ferrera i Bejlisa poruszyły
cały świat sekciarzy od krańca do krańca, a tylu katolików liberalnych i
demokratów chrześcijańskich stanęło po jego stronie.... gdy się pomyśli o tym
wszystkim i o... reszcie – łatwo wtedy zrozumieć, że w tym kalejdoskopie
zdarzeń i starć przeróżnych wielkie
siły wszechświatowe zmagają się ze sobą: Kościół Katolicki i Sekta, czyli
Antykościół, słowem Kościół Chrystusa z Kościołem Antychrysta.
Katolik rzymski integralny powinien zawsze ten fakt
mieć na względzie w swej działalności i w swych poglądach.
Dwie rzeczy trzeba sobie uważać za obowiązek:
rozpowszechnianie jak najszersze słowa papieskiego i uświadamianie mas o
niebezpieczeństwie, jakie grozi ludzkości ze sprzysiężenia się sekt.
Wszystkie sprawy Sekty, z jednej strony, jej dotyczą,
a z drugiej – Kościoła. Wobec tego nikt z katolików rzymskich integralnych nie
może pozostać obojętnym na sprawy Sekty, na jej powodzenie czy niepowodzenie,
tak samo we własnym kraju, jak i w antypodach.
Ten więc, co w swej ojczyźnie popiera błędne i
sekciarskie teorie, czy to dzięki temu, że sam jest sekciarzem, czy też dlatego
tylko, że zamętliwy liberalizm uprawia, winien być uważany za żołnierza i
sprzymierzeńca armii Antychrysta i, jako taki, odpowiednio traktowany, z całą
miłością i sprawiedliwością chrześcijańską, lecz z tą miłością, która nas
obowiązuje przede wszystkim być dobrymi dla dobrych i która, ze względu na
nich, każe nam odsłaniać lub obezwładniać stronników zła. Sekciarze poniekąd
służyć nam mogą za przykład przezorności i nieugiętości w stosunku do
przeciwnika. Iluż jednak katolików, grzeszących zbytkiem dobroci, zapomina
obowiązku swego w tej sprawie palącej.
––––––
Jest
jedna sprawa niezmiernej doniosłości, na którą tu zwrócić trzeba uwagę.
Czy to skutkiem przesądu, co polityce w ścisłym znaczeniu
tego słowa przypisuje rolę o wiele ważniejszą od tej, jaką ona odegrała w
rzeczywistości; czy też z powodu niedostatecznego jeszcze oddalenia, które,
tworząc "perspektywę", dozwala jasno i wyraźnie widzieć obraz, utarło
się mniemanie o Rewolucji z roku 1789 "tryumfującej", o Rewolucji
"pobitej" przez tryumf Świętego Przymierza, o ponownym wybuchu
Rewolucji w roku 1830 i 1848, wreszcie o nowych, całkowitych lub częściowych
jej tryumfach w tych lub owych krajach etc., etc.
Zmienne koleje polityczne Rewolucji plączą zwykle ze
społecznym jej postępem (w szerokim znaczeniu tego słowa).
Od czasu nowoczesnej reorganizacji Sekty (Masoneria z
roku 1717; Organizacja sekciarska wyższa Weishaupta; Konwent w Wilhelmstadzie
itd.) aż do roku 1789 Rewolucja rosła w siły, wojnę zaś wypowiedziała dopiero
ogłaszając swe "Prawa Człowieka".
Od tej chwili Rewolucja wygrała wiele bitw
politycznych, choć zdarzały się i przegrane; o jej "tryumfie" jednak
dopiero w ostatnich czasach może być mowa.
Istotnie, słowo "tryumf" mieści w sobie ideę
"pomyślnego końca wojny"; wojna zaś nie jest skończona, dopóki wróg
nie kapituluje lub nie jest doszczętnie pobity na całej linii.
"Święte Przymierze" 1815 roku było dla
Rewolucji klęską polityczną (przejściową, co prawda); lecz mimo to Rewolucja
odbywa prawidłowo dalszy swój pochód naprzód i przenika coraz bardziej
społeczeństwo, wyzuwające się z Chrystusa. Podczas gdy policja Metternicha i
Bourbonów tropiła karbonariuszów, Rewolucja znaczyła swe tryumfy zdobyczami w
dziedzinie idei.
Powolna ta, lecz wytrwała propaganda ideowa podbiła
przede wszystkim środowiska miarodajne w społeczeństwach naszej cywilizacji,
następnie zeszła do ludu. Jednocześnie, dzięki sprzyjającym okolicznościom
politycznym, ekonomicznym i społecznym, Sekta zdobyła "broń" i
zawładnęła "amunicją" społeczeństw, a mianowicie zawładnęła rynkiem
pieniężnym, szkołą i prasą, tymi trzema wielkimi lennami Sekty
żydowsko-masońskiej.
Od roku 1789 aż po dziś Rewolucja niekiedy cofała się
na terenie politycznym, lecz w społecznym swym pochodzie nie cofała się nigdy,
bo na tej drodze żaden opór świadomy, kompetentny nie stawił jej czoła. Alarm
Papieży Rzymskich, od Piusa VI począwszy aż do Piusa X włącznie, nie zwrócił
niczyjej uwagi. Zwolennicy "porządku"... liberalnego przygłuchli na
głos Papieża, katolicy zaś spali.
Dziś więc Rewolucja, której organizm centralny stanowi
Sekta, święci "tryumf" istotny, tryumf tak wielki, że np. w polityce
jest wszechwładną, uznaną władczynią wielu rządów, a w religii ma po swej
stronie zdradę, zorganizowaną w łonie samychże tradycyjnych religii
dogmatycznych, nie wyłączając Kościoła Rzymsko-Katolickiego.
Każdy więc uznać musi, że Rewolucja, czyli Sekta i
Antykościół, ten Antykościół, co w biegu XVIII wieku gotował się do wielkiej
wojny na podbój świata, co w r. 1789 oficjalnie tę wojnę wypowiedział, –
doznawszy zaledwie tylko paru niepowodzeń w polityce, nigdy w pochodzie swym
się nie zatrzymał i dziś stał się panem świata, opanowawszy wszystkie objawy
życia, wszystkie instytucje.
Dziś wobec tego zuchwałego tryumfu ostał się
niezależnym od hydry rewolucyjnej jedynie tylko Kościół Katolicki Rzymski. Poza
nim przepadło, zatarło się, kapitulowało wszystko!
Kościół Katolicki, ograbiony, ścigany przez Rewolucję,
stoi wobec niej, niby Dawid wobec Goliata. Katolicy rzymscy integralni winni
temu Dawidowi być procą, której pociskiem zdoła obalić olbrzyma.
* * *
Ponieważ wszechświatowy apostolski urząd Stolicy
Świętej domaga się dla Papieża niezależności bezwzględnej, władzy nie podległej
nikomu, autonomicznej, całkowitej, istotnej, widzialnej i niewątpliwej, przeto
właśnie Sekta, używszy wszelkich sprężyn, wydarła ją Papieżowi (1).
Zdobycie Rzymu 20 września 1870 roku i sytuacja, którą
ono zrodziło dla Stolicy Świętej, tak przez Papieży została określona: sub
hostili dominatione constitutus – poddana pod wrogą władzę.
Stolica Święta twierdziła zawsze, że Prawo Gwarancji
nie rozstrzyga Kwestii Rzymskiej, bądź dlatego, że prawo to jest prawem
narodowym, które uchwalił Parlament i które tenże Parlament każdej chwili
znieść lub odmienić może, – bądź dlatego, że nie posiada ono żadnego z
warunków, wymienionych jako konieczne dla wolności i niezależności Papieża.
Stolica Święta i świat katolicki uznają więc zawsze
Kwestię Rzymską za nierozstrzygniętą, a położenie obecne Papieża za niesłuszne
i nie do zniesienia.
Położenie to nakłada na każdego katolika rzymskiego
integralnego obowiązek niezmordowanej rewindykacji Kwestii Rzymskiej, stosownie
do praw i dyrektyw Stolicy Świętej, przeciwko wszelkim, jawnym czy ukrytym,
zamachom, by umniejszyć lub zatrzeć doniosłość Kwestii Rzymskiej albo rozwiązać
ją w ten sposób, by właściwie rozwiązaną nie została, tak, jak to od dawna
proponują katolicy-liberałowie włoscy i inni.
W tym samym duchu katolik rzymski integralny pracować
winien niezmordowanie, by, o ile podobna, pod wpływ Papieża i w ogóle
katolicyzmu poddać na nowo świat cały, odchrześcijaniony i
"zlaicyzowany" przez Sektę i jej wspólników.
* * *
Jedną z najgorszych klęsk naszych czasów to brak zrozumienia, któremu uległo tak wielu katolików, nawet
rozumnych, wykształconych i gorliwych, na punkcie pojmowania wielkich prądów,
które wzięły górę w społeczeństwie obecnym.
Jakkolwiek zlaicyzowane jest społeczeństwo,
to jednak może zdać sobie sprawę, do jakiego stopnia jeszcze potężnie działają
różne (choćby najlepiej ukrywane) czynniki polityki "religijnej".
Istotnie, prócz polityki żydowskiej,
której główną siłą jest masoneria, są jeszcze i ścierają się wciąż ze sobą
różne polityki inne, tak np.: polityka protestancka, polityka panislamistyczna
itp., itp.
Nietrudno się o tym przekonać.
Świeżo we Francji np. zwróciła uwagę
manifestacja oranżyzmu, która tak żywo przypominała międzynarodową politykę
hugenotów, co tyle krwi kosztowała Francję.
Polityka pangermanizmu jest właściwie
najgłówniej polityką panprotestantyzmu i jest gwałtownie antykatolicką.
"Los von Rom" wymownym tego dowodem.
Podczas wojny z Trypolitanią zjechali do
Włoch muzułmanie z Indii na przeszpiegi na rzecz panislamizmu, co rad by był
podtrzymać Turcję, by zachować w całości ziemie, zdobyte przez islam.
Proces o mord rytualny w Kijowie pod
pewnym względem jaśniej nawet, niż sprawa Dreyfusa, wykazał, że istnieje
polityka żydowska, otwarcie narzucająca się wszystkiemu i wszystkim. Groźby
finansowe ze strony wysokiej giełdy żydowskiej zaważyły bardzo na całej tej
sprawie (2). Prasa kosmopolityczna
żydowska i zżydziała zagrała na całej linii, chcąc zmusić opinię publiczną do
uznania, że mord rytualny – to tylko bajeczka dla dzieci.
Teraz warto się zastanowić: czy przeróżnym politykom
"religijnym" przeciwstawia się polityka katolicka?
Nie, bynajmniej! takiej nie ma, takiej nikt nie zna!
Nie tylko, że już jej zaniechały rządy państw
katolickich, wbrew najoczywistszemu własnemu interesowi, ale, co stokroć gorsza
w gruncie rzeczy, nie prowadzi jej już ani prasa, ani ogół katolicki. Prasa,
wywieszająca sztandar katolicki, nie posiadała się np. z zachwytu nad
nowoczesnymi "wyprawami krzyżowymi" na Bałkanach, choć te "wyprawy
krzyżowe" nie Kościół Katolicki organizował; prześcigała się w zrzucaniu z
żydów winy mordu rytualnego; a ileż to pochwał zyskała Republika Chińska za to,
że żąda modłów od wszystkich chrześcijan bez wzglądu na ich wyznanie!
Inicjatywę do tego dał wprawdzie żywioł protestancki, górujący w rządzie
młodochińskim, ale kto by tam na takie szczegóły zwracał uwagę!...
Całą umysłowość owej prasy i owego ogółu katolickiego
należałoby odbudować na nowo. Trzeba, by ogół ten zainteresował się wielkimi
międzynarodowymi kwestiami z punktu widzenia polityki katolickiej, w
najwyższym, najdonioślejszym i najobszerniejszym znaczeniu tej polityki, które
polega na tym, by w kwestiach tych międzynarodowych ponad wszystkim górował
wzgląd pierwszorzędnej doniosłości, a mianowicie wzgląd zapewnienia przewagi
wpływom katolicyzmu na bieg życia narodów.
I na tym terenie, niestety, wrogowie Kościoła mogą
służyć za wzór katolikom!
* * *
Tenże sam brak zrozumienia własnych interesów przez
katolików widzimy i na terenie akcji społecznej, na którym sami katolicy, wbrew
interesom własnego wyznania, domagają się międzywyznaniowego charakteru
związków i instytucji.
Wiele środowisk, zarażonych społecznym
interkonfesjonalizmem, posługuje się na przemian to "egzoteryzmem",
to "ezoteryzmem".
Dla Rzymu i dla katolickiego świata
interkonfesjonaliści uprawiają doktrynę "egzoteryczną"; odpowiednią
dla "profanów"; według doktryny tej, interkonfesjonaliści sami
najpierwsi uznają, że, mówiąc absolutnie, instytucje i dzieła społeczne
katolików winny być katolickie, w praktyce jednak z konieczności trzeba
wchodzić w kontakt i łączyć się z innowiercami, bo okoliczności lokalne.... bo
wymagania doby, które.... dla których.... itd.
Wśród swoich jednak interkonfesjonaliści mówią i
postępują całkowicie inaczej. Doktryna ich "ezoteryczna" jest wręcz
interkonfesjonalna z zasady. Uważać ją należy za klasyczne zastosowanie w
praktyce religijnego minimalizmu, o którym była mowa.
Zdarza się, że kapłani zdolni, inteligentni i czynni,
obłąkani duchem modernizmu, całe swe życie oddają na usługi
interkonfesjonalizmu w instytucjach dobroczynnych lub przezorności,
kooperatywnych itd. Są to zwykle fanatyczni zwolennicy bigosu takich komitetów,
w których katolicy zasiadają obok żydów, protestantów, masonów itp., itp. i
pozwalają się im wszystkim za nos wodzić. W takim komitecie katolicy służą za
parawan, za którym prowadzi się robota, na zgubę katolicyzmu obliczona, a
katolicy potrzebni są tam tylko na zamydlenie oczu i na przynętę dla innych prostodusznych
katolików, owych krówek dojnych, dających pracę i pieniądze! Panowie z takiego
bigosu są zawsze wrogo usposobieni dla dzieł społecznych szczerze katolickich
oraz niezmordowani w bojkotowaniu ich i wyzuwaniu ze wszelkich wpływów, osób i
pieniędzy.
To, co się od lat wielu dzieje, zwłaszcza w Niemczech,
na terenie syndykatów fachowych, przebrało miarę! Walkę na noże z katolickimi
organizacjami fachowymi prowadzą tam nie protestanci bynajmniej, ani żydzi, ani
nawet masoneria, lecz, niestety, samiż katolicy. Wobec braci swych nie znają
oni pobłażania, a wobec Rzymu udają potulnych baranków, co tylko błagają o
pozostawienie ich przy życiu. Ta walka iście epiczna nie tylko w Niemczech się
rozegrywa.
Interkonfesjonalizm dzieł i akcji katolickiej społecznej
– to wielka apostazja naszych czasów! Katolicy rzymscy integralni winni
zwalczać ten objaw, jak epidemię.
Interkonfesjonalizm na tle dzieł społecznych i
antyspołeczny syndykalizm jest dechrystianizacją systemu korporacyjnego,
zorganizowanego przez Kościół i prowadzonego pod jego kierunkiem.
W kwestiach praktycznych, tyczących się organizacji
fachowych, mogą być pewne różnice w poglądach między katolikami, to naturalne!
Lecz co do istoty rzeczy, katolicy integralni nie mogą mieć dwóch zdań.
* * *
Katolik integralny może i powinien być patriotą, ale
nie może być nacjonalistą, narodowcem. Ach, bo pomiędzy patriotą i narodowcem
wielka jest różnica!
Rewolucyjny internacjonalizm ze swymi ekscesami wywołał
w społeczeństwie reakcję "świecką" pod postacią
"nacjonalizmu", podobnie jak ekscesy indywidualizmu ekonomicznego,
który zrodziła Rewolucja i który spowodował upadek systemu korporacyjnego,
wywołały reakcję w postaci "zlaicyzowanego" syndykalizmu.
Na obu tych reakcjach ciąży grzech pierworodny ich antytezy:
są one "świeckie" w ujemnym tego słowa znaczeniu, bo, ma się
rozumieć, nazwa ta może mieć i znaczenie dobre.
Nacjonalizm i syndykalizm w dzisiejszej ich postaci są
areligijne i amoralne.
Bez wątpienia jest wiele słuszności i prawdy w ich
krytyce demagogicznego internacjonalizmu i ekonomicznego indywidualizmu i poza
tym nawet w niektórych ich twierdzeniach; jednak ani nacjonalizm, ani
syndykalizm, w całości swej i w tej postaci, jaką ich programy i organizacje
odnośne ściśle określają, nie mogą być przyjęte przez katolików rzymskich
integralnych. Ci bowiem są zdeklarowanymi przeciwnikami internacjonalizmu i
indywidualizmu, głoszonego przez Sektę, ponieważ ów internacjonalizm i
indywidualizm jest przede wszystkim areligijny i amoralny. Z tej racji właśnie
niepodobna bez zmian przyjąć antytez obu błędów powyższych, ponieważ te
antytezy ten sam błąd zasadniczy zawierają.
Katolicy rzymscy integralni kochają swą ojczyznę, są
jej synami najwierniejszymi: to ich szczytny obowiązek. Lecz, oświeceni przez
wiarę, umieją podporządkować należycie miłość rodziny, ojczyzny i ludzkości
całej pod prawo Boże.
Wspaniała tradycja katolicka Wieków Średnich ukazuje
nam miłość ojczyzny najgorętszą, pojętą w najwznioślejszy sposób, najdoskonalej
jednak zharmonizowaną z poczuciem solidarności nawet politycznej całej reszty
społeczeństwa chrześcijańskiego, owej respublica christiana,
jak to brzmiało w szlachetnej mowie ówczesnych Papieży.
Zapewne, czasy zmieniają się, zasady jednak i kryteria
podstawowe katolickie pozostają zawsze niezmienne i jednakowo dobre, i katolicy
rzymscy integralni zawsze ich wiernie dochowują.
* * *
Dechrystianizacja współczesnego społeczeństwa przez
Rewolucję dotknęła wszystkich gałęzi życia jednostki, rodziny i społeczeństwa.
Feminizm, łączenie razem młodzieży obojga płci,
"prawda i czystość", uświadamiająca młodzież i dzieci o tajnikach
życia płciowego, – wszystkie te zboczenia i błędy, wszystkie te niebezpieczeństwa,
zrodzone z umysłowości zbłąkanej, gdyż odchrześcijanionej, znajdują
fanatycznych zwolenników, niestety, w pewnych środowiskach katolickich.
Środowiska te, które zatraciły ów sensus
catholicus, co instynktownie wyczuwa niebezpieczeństwo lub niepewne i
niejasne prądy, z otwartymi ramionami przyjęły na ślepo wszystkie te nowomodne
feministyczne i seksualne nowości i "ulepszenia", pochodzące wprost
od protestantów i masonów. I zapędzają się i agitują w tym kierunku, wydając
broszury i dzieła w sprawie zwłaszcza uświadomienia płciowego młodzieży, nie
zdając sobie nawet sprawy, że wszystkie te głupstwa niebezpieczne i przewrotne
zrodziła umysłowość głęboko spoganiona, zapoznająca skażenie natury ludzkiej
przez grzech pierworodny i wierząca jedynie w "naturalną doskonałość"
J. J. Rousseau.
Do katolików rzymskich integralnych należy zwalczać nieubłaganie owe protestanckie i masońskie
infiltracje, które się rozpanoszyły w społeczeństwie, a nawet na ciele
Kościoła.
* * *
Też same infiltracje sprawiły, że spora garść katolików patrzy obojętnym, a nawet
życzliwym okiem na propagandę Rozdziału Kościoła z państwem, a pewne naukowe
środowiska tak samo niby to katolickie głoszą rozdział religii, wiary i
karności katolickiej z wiedzą i z badaniem naukowym. I jedni i drudzy zapoznają
katechizm, a tym bardziej studia teologiczne, jeśli w ogóle takowe odbyli i to
odbyli poważnie.
Doktryna katolicka grupuje wszystko harmonijnie dokoła
Prawdy i Prawa przedwiecznego, zarówno życie jednostki, jak człowieka
zbiorowego, wierzącego prostaczka, jak uczonego. Każdy rozdział, każdy wyłom w
tej wspaniałej harmonii jest zamachem na Prawdę i Prawo Boże, te niewzruszone
podstawy życia umysłowego i zewnętrznego ludzkości.
Katolicy rzymscy integralni winni walczyć przeciwko
wszystkim, co wielkie te prawdy naruszać się ośmielają.
* * *
Nie byłoby tego
kryzysu w katolicyzmie współczesnym, którego tylko zaślepieni (zwłaszcza ci z
wyboru) zaprzeczyć mogą, – gdyby go nie było w życiu religijnym i kościelnym w
ścisłym znaczeniu tego słowa.
Pius X zresztą nie przestał go odsłaniać. Wszystkie
Jego potępienia i wszystkie środki przeciw modernizmowi istnienie tego kryzysu
religijnego stwierdzają, od przysięgi antymodernistycznej poczynając.
Studia filozoficzno-teologiczne, sprowadzone do
zdobywania wiadomości tylko i wykształcenia technicznego, bez owego ożywczego
tchnienia, które ożywiało wszędzie dawne studia kapłańskie; fałszywy mistycyzm
indywidualistyczny, zarażony modernistycznym subiektywizmem; niebezpieczny i bezsensowny
po prostu zapał wielu bardzo księży dla spraw i instytucji
"społecznych", począwszy od syndykatów, a skończywszy na sportach,
spychający na plan drugi, jeśli nie w zasadzie, to w praktyce, właściwe czynności
urzędu kapłańskiego, – są to fakty, które tłumaczą w znacznej mierze ów fatalny
kryzys religijny.
Wykazać zło – to znaczy do pewnego stopnia już na nie
zaradzić. Katolicy rzymscy integralni, każdy na swym miejscu i według swej
możności, winni przykładać do tego swej świadomej i pewnej ręki.
Katolicy rzymscy integralni winni zwalczać niebezpieczne
zachwyty dla czasów "nowych", dla "postępu" i tym podobnych
towarów masońskiego przemysłu, a nie trzeba zapominać, że owe zachwyty
rozpanoszyły się nie tylko wśród zwykłych wiernych, lecz, co gorsza, nawet
wśród kleru!
"Trzeba być ludźmi swej epoki!" – Tak, któż
temu zaprzecza! ale trzeba być nimi po to, by tę epokę rozumieć jak należy,
prostować jej błędy i kierować jej nawą.
Co zaś do rewolucji o etykiecie liberalnej czy
demokratycznej, to małpowanie jej przez pewne środowiska katolickie śmiechy by
wzbudzało, gdyby nie trzeba było płakać nad tym w gruncie rzeczy.
Katolicy ci wierzą lub przynajmniej zapewniają, iż
wierzą w to, że społeczeństwa obecne łatwiej przełkną katolicyzm w pigułce
liberalnej lub demokratycznej i że katolicyzm, wprowadzony w ten sposób
podstępny w organizm społeczeństw, na nowo swój wpływ zbawienny odzyska.
Stąd te frenetyczne zapewnienia wobec ogółu o swej
"postępowości", "sprzyjaniu duchowi czasu", o liberalizmie
itp., itp., co ten tylko wywiera skutek, że wróg drwi, a szczery katolik
wstydzić się musi tej małoduszności, tego "minimalizmu" swych braci.
Doktryna katolicka i tradycja wskazują nam, jakie winniśmy
mieć zasady, jaką jest nasza rola i stanowisko. Zarówno jak Sekta jest
Antykościołem, tak Kościół znów jest, rzec można, integralną Antyrewolucją.
Nie strojenie się w rewolucyjne pióra, lecz właśnie
przeciwstawienie energicznej akcji, wręcz przeciwnej rewolucyjnym dążeniom,
zapewni zwycięstwo Kościołowi.
Wszelkie distinguo
co do "liberalizmu złego", tak, jakby istnieć mógł liberalizm dobry;
cała gra słów o demokracji, rozumianej w pewien tylko sposób: wszystkie
sztuczki co do posłuszeństwa "nie ślepego" względem Stolicy Świętej;
cała tolerancyjność itp., itp., itp. nie przekonały i nie przekonają nigdy
przeciwników naszych, że nie jesteśmy ich przeciwnikami, owszem podadzą nas tylko wobec nich w
podejrzenie, że jesteśmy ludźmi bez charakteru, ludźmi słabymi, słowem – ludźmi,
których warto raczej wytępić.
Konstytucjonalne próby Piusa IX z 1846 roku, polityka ralliement i "Demokracja
chrześcijańska", których próbował Leon XIII – świadczą, że Papieże nie
omieszkali wypróbować wszelkich sposobów, by się w sumieniu uspokoić i by nikt
nigdy poważnie nie mógł twierdzić, że Stolica Święta ze swej strony nie zrobiła
wszystkiego, by sprowadzić reakcję umysłów. Głośne niepowodzenie tych wszystkich
papieskich usiłowań w niczym nie narusza ich zasług, lecz zawiera wielką naukę,
naukę najdonioślejszą.
Formuła tej nauki
dobrze jest znana: "Jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny".
Katolicy rzymscy
integralni nie zapomną tego nigdy: ich wojna – to prawowita walka o zasady, o karność,
o organizację, o akcję, na wszystkich terenach, za pomocą wszystkich środków
godziwych i celowych, zawsze i wszędzie, bez przerwy, bez złudzeń i bez
słabości, bo taką winna być wojna między Prawdą a Błędem, między Dobrem a Złem,
między Ładem a Bezładem, między Chrystusem a Antychrystem.
Oto zarys akcji
katolików rzymskich integralnych; oto wyjaśnienie zasad, jakimi się powodują, i
usprawiedliwienie koniecznej potrzeby skoncentrowania się, by działać celowo.
–––––––––––
"Myśl
Katolicka", 1914, nr 2, s. 10; nr 3, ss. 18-19; nr 4, ss. 26-28. (a)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
Przypisy:
(1)
"Autonomicznej" – to znaczy władzy, która się rodzi i żyje na mocy
swych własnych praw, nie zaś na mocy udzielonej przez osoby trzecie koncesji.
"Całkowitej" – to znaczy bez żadnych zastrzeżeń. "Istotnej"
– nie tylko w zasadzie, lecz i w praktyce. "Widzialnej i
niewątpliwej" – to znaczy takiej, by nikt nie miał prawa poważnie sądzić,
że jakiekolwiek wpływy, wynikające z położenia Stolicy Świętej, jej wolność i
niezależność w czymkolwiek naruszyć mogą.
Wolność i niezależność owa winny więc być najwyższe z
prawa i z natury.
Świecka władza Papieża tym warunkom odpowiada w
zupełności.
(2)
Należy tu zrobić zastrzeżenie, że artykuł niniejszy nie wchodzi w szczegóły
samego procesu i w kwestię winy lub niewinności Bejlisa.
(a)
Por. 1) "Myśl Katolicka", a) Dla
katolików rzymskich integralnych. b) Prawda
integralna. c) O katolików
integralnych (I). d) O
katolików integralnych (II). e) Po
czym poznać liberała? f) O
katolicyzm integralny. g) Kartka
z dokumentu Piusa VI (dedykowana "międzywyznaniowcom" i
"antyintegrystom").
2) Św. Pius X, Papież, a) Encyklika
Pascendi dominici gregis o zasadach modernistów. b) Przysięga antymodernistyczna.
3) Papież Pius XI, Encyklika
Mortalium animos. O popieraniu prawdziwej jedności religii.
4) Bp Michał Nowodworski, a) Liberalizm.
b) Wiara i rozum.
5) Henryk Hello, a) Nowoczesne wolności w oświetleniu encyklik.
Wolność sumienia – wolność wyznania – wolność prasy – wolność nauczania. b) Syllabus
w wieku XX.
7) Msgr. Giovanni Volpi, Biskup Arezzo, Posłuszeństwo Papieżowi i katolicy
integralni.
8) Abp Antoni Julian Nowowiejski, Biskup Płocki, O liberalizmie, czyli fałszywej
wolności.
9) Ks.
Maciej Józef Scheeben, O. Euzebiusz Nieremberg SI, Uwielbienia łaski Bożej. Na łasce Bożej zasadza
się najwyższa oświata, wolność prawdziwa i postęp największy.
10) Abp Emil Guerry, Kodeks Akcji Katolickiej.
11) O. Mikołaj Jamin OSB, Myśli
ściągające się do błędów tegoczesnych.
12) Ks. Stanisław Załęski SI, O
masonerii na źródłach wyłącznie masońskich.
13) Ks. Ernest Jouin, Papiestwo i masoneria.
14) Dr Anna Danuta Drużbacka, Moralne oblicze kwestii
żydowskiej w świetle nauki św. Tomasza z Akwinu.
15) Św. Jan Damasceński, Doktor Kościoła, Wykład wiary prawdziwej. Antychryst. (Expositio accurata fidei
orthodoxae. De Antichristo).
(Przyp. red. Ultra montes).
Za: http://ultramontes.pl/okolo_integralizmu_katolickiego.htm