Święta Martyna (żyła około roku Pańskiego 228), patronka Rzymu, żyjąca w wieku
III, pochodziła ze znakomitej i zamożnej rodziny.
Wychowana troskliwie w wierze chrześcijańskiej, jeszcze
w młodym wieku utraciła rodziców. Ślubowawszy
dozgonną czystość, rozdała z miłości dla Chrystusa
swój wielki majątek między ubogich, aby tym lepiej
przygotować się na męczeństwo, którego w owych
czasach łatwo spodziewać się mogła.
Cesarz Aleksander Sewerus, panujący od roku 222 do
235, postanowił wytępić Galilejczyków, jak
chrześcijan nazywał. Nadzwyczajna piękność Martyny i
jej wysoki ród tak ujęły monarchę, że chciał ją
przybrać za małżonkę, jeśli złoży ofiarę bożkowi
Apollinowi. "Złożę ofiarę - odpowiedziała
Martyna - ale niepokalanemu Bogu, aby ofiary bożka
zniweczył". Cesarz, fałszywie rozumiejąc te słowa
jako przyzwolenie, zarządził wielką uroczystość i
wprowadził Martynę do świątyni Apollina. Wzrok
wszystkich zwrócony był na Martynę, która
wzniósłszy oczy i ręce ku Niebu, zawołała głośno:
"Panie i Boże najdobrotliwszy, wysłuchaj prośby
mojej i zgruchocz tego niemego i niewidomego bałwana,
aby cesarz i lud poznał, żeś Ty jest prawdziwym Bogiem
i Tobie jedynie należy się cześć i chwała". W
tejże chwili powstało wielkie trzęsienie ziemi,
większa część świątyni Apollina zawaliła się, a
sam kolosalny posąg bożka upadłszy, pozabijał
wszystkich kapłanów i wielu pogan tam obecnych. Cesarz,
takim obrotem sprawy przywiedziony do wściekłości,
kazał Martynę bić po twarzy, siec rózgami i
szczypcami odrywać jej ciało od kości. Oprawcy
dokładali wszelkich starań, aby delikatną dziewicę
pozbawić sił, lecz ona, wzmacniana przez anioła
Bożego, wśród najsroższych męczarni wychwalała
Jezusa Chrystusa. Oprawcy, widząc taką stałość,
upadli przed nią na kolana i prosili, aby im
odpuściła. Rzekła im św. Martyna: "Jeśli wierzycie
z całego serca w Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który
płacić będzie każdemu według uczynków jego,
wiecznej zapłaty użyjecie. A jeśli nie chcecie, w
męki straszliwe bez końca wpadniecie". Lecz oni
krzyknęli: "Wierzymy". Cesarz, dowiedziawszy się o
tym wypadku, kazał dziewicę wtrącić do więzienia, a
owych ośmiu nawróconych oprawców wziąć na męki,
kiedy zaś okazali się stałymi, kazał im głowy
poucinać.
Nazajutrz przywołał cesarz znowu Martynę przed
siebie: "Oszustko! - zawołał - zobaczymy, jak
długo sztuki czarnoksięskie wyprawiać będziesz! Czy
chcesz złożyć ofiarę bogom, czy nadal trzymać
będziesz z owym czarownikiem Chrystusem?". "Nie
bluźnij memu Bogu! - zawołała Martyna. - Jeżeli
chcesz mnie dalej męczyć, nie obawiam się, gdyż Bóg
doda mi siły!". Kazał ją tedy cesarz straszliwie
bić, rozszarpywać ciało, członki wykręcać, lecz nic
nie zdołało Martynie odebrać odwagi, a z jej
straszliwych ran wydobywała się cudowna woń. Nie
wiedząc, co począć, kazał ją z powrotem wrzucić do
więzienia, jakże się jednak zdziwił, gdy nazajutrz
ujrzał Martynę cudownie z ran uleczoną, a dozorcy
opowiadali, iż w nocy widzieli w jej celi blask
nadzwyczajny i słyszeli głosy modlących się i
śpiewających!
W szalonym gniewie polecił cesarz zaprowadzić ją do
amfiteatru i rzucić lwu na pożarcie, przy czym sam być
postanowił. Wypuszczono lwa, ale ten najpierw legł u
stóp Świętej, a następnie zerwawszy się przeskoczył
szranki i zagryzł wielu widzów. Cesarz przypisywał ten
cud czarom, a że sądził, iż czarodziejska siła tkwi
w jej pięknych włosach, kazał ją ostrzyc, a potem
zamknąć w świątyni Jowisza, w której jeszcze
dwanaście innych bałwanów cześć odbierało. W
następnych dniach chodził Aleksander Sewerus wraz z
kapłanami i ludem wokoło świątyni, nie wchodząc,
gdyż słyszał dziwne głosy męskie. Wszyscy byli
przekonani, że to Jowisz z bogami rozmawia. Gdy zapytano
Martynę, odpowiedziała z uśmiechem, że Jowisz
tłumaczył się przed Chrystusem, dlaczego nie ratuje
owych pozostałych dwunastu bogów, i że go Chrystus za
karę oddał czartom, którzy go rozszarpali. Szyderstwo
to tak rozgniewało cesarza, że kazał Martynę polać
gorącym tłuszczem, a potem wrzucić w ogień. Nagle
jednak deszcz rzęsisty zalał płomienie, a cesarz, nie
wiedząc, co począć, kazał ją ściąć. Wyrok
spełniono i Martyna długie poniósłszy męczeństwo,
przy którym miłosierdzie Boskie dla upamiętania
niewiernych tak wiele i tak uderzających cudów
dokonało, poszła do Nieba dnia 30 stycznia roku
Pańskiego 226.
Błogosławione jej ciało leżało kilka dni na placu
publicznym, lecz dwa ogromnej wielkości orły, nagle
pojawiające się przy nim, nikomu do niego przystąpić
nie dały, dopóki je chrześcijanie tajemnie nie
pogrzebali. Dziś na miejscu tym wznosi się wspaniały
kościół, jej czci poświęcony.
Nauka moralna
Drogi skarb drogo Święci kupowali, ciężko
pracowali na wielką zapłatę. A my co czynimy? Czemu
się nie wzbudzamy, abyśmy sobie pracę w świętej
pokucie zadawali i krzyż Chrystusów ochotnie brali na
siebie? Jeśli nie mamy tych, którzyby nas dla Imienia
Bożego męczyli, niechaj nam nie schodzi na dobrej woli
i pragnieniu tego szczęścia, abyśmy z miłości ku
Chrystusowi krew rozlać i żywot ten położyć mogli.
Tymczasem czyńmy sobie koronę męczeńską, ćwicząc
się w cierpliwości świętej: miłujmy nieprzyjaciół
naszych i życzmy dobrze tym, którzy nas nienawidzą.
Zażywajmy w przełożeństwie pokory, w dostatku głodu,
w dobrym mieniu ubóstwa, w weselu płaczu za grzechy
nasze. Hamujmy, a umartwiajmy apetyty nasze, udręczajmy
członki, gdyż takimi uczynkami możemy sobie zjednać
męczeńską koronę.
Modlitwa
Boże, który między różnymi Twojej wszechmocności
cudami i płeć słabszą zwycięstwem męczeństwa
obdarzasz; daj miłościwie, abyśmy błogosławionej
Martyny, Dziewicy i Męczenniczki Twojej, przejścia do
wieczności pamiątkę z czcią należną obchodząc, za
jej przykładem do Ciebie zdążyli. Przez Pana naszego
Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi.
Amen.
Św. Martyna
Urodzona dla nieba 30.01.226 roku
Wspomnienie 30 stycznia
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.