Ilekroć Kościołowi św. zagrażało
niebezpieczeństwo, Opatrzność Boża zsyłała
mężów, którzy przez osobną łaskę i głęboką
naukę stawali się jego podporami. Jednym z takich od
Boga powołanych mężów był św. Franciszek (żył około roku Pańskiego 1620), od
miejsca swego urodzenia Sales zwany Salezjuszem, dla
odróżnienia od świętego Franciszka z Asyżu,
Franciszka Ksawerego i innych tegoż imienia.
Święty Franciszek, urodzony 21 sierpnia roku 1587,
pochodził z rodu hrabiowskiego. Już jako chłopczyk
rokował wielkie nadzieje, tak ze względu na nadzwyczajne
talenty do nauki, jak i dla swej pobożności. Sam ojciec
kierował jego początkową nauką, a matka kierowała
sercem chłopczyka. Sama pobożna, umiała zaszczepić
prawdziwą pobożność w sercu dziecka. Chcąc w nim
obudzić miłość bliźniego, przez jego ręce
rozdawała jałmużny, a gdy później uczęszczał do
szkół w Paryżu, często go przestrzegała: "Synu
mój, wolałabym cię widzieć na marach, aniżeli bym
miała się dowiedzieć, żeś Boga grzechem śmiertelnym
obraził".
Franciszek nie zawiódł nadziei matki, gdyż
postępował nie tylko w naukach, ale i w pobożności i
cnotach. Nosił na ciele włosienicę, a najmilszym jego
zajęciem było czytanie i rozważanie Pisma św. oraz
pism Ojców Kościoła. Osobnym ślubem czystości
poświęcił się na służbę Najświętszej Maryi
Panny. Któregoś czasu przyszła nań ciężka pokusa, a
mianowicie rozpacz o zbawienie. Zdawało mu się, jakoby
Bóg przeznaczył go na potępienie i że wszelkie dobre
uczynki nic nie znaczą wobec Pana Boga. Pokusa ta tak
ciężko go trapiła, że począł schnąć. Pewnego
dnia, wracając ze szkoły, wstąpił do kościoła,
ukląkł przed obrazem Bogarodzicy i począł się
modlić: "O Matko Najświętsza, uproś mi łaskę,
abym, jeżeli już w piekle mam Boga wiecznie
nienawidzić, mógł Jego i Ciebie przynajmniej za życia
serdecznie miłować". Po tej modlitwie ustąpiła
pokusa i odtąd przez całe życie już go nigdy nie
prześladowała.
Po sześcioletniej nauce w Paryżu udał się
Franciszek na dokończenie nauk do Padwy, gdzie uzyskał
stopień doktora prawa kanonicznego i świeckiego. Ojciec
jego życzył sobie, aby wstąpił do służby
państwowej, w której jako uczony i potomek znakomitego
rodu byłby mógł dostąpić wysokich dostojeństw. Ale
Franciszek innej już służbie postanowił się
poświęcić, a mianowicie służbie Bożej. Ze łzami w
oczach zezwolił ojciec na to, mówiąc: "Synu, jest
to pierwsza boleść, którą mi sprawiasz. Ale kiedy
już taka wola Boża, czyń, co się Jemu podoba; bądź
szczęśliwy i uszczęśliwiaj drugich".
Wyświęcony na kapłana i mianowany proboszczem
katedralnym w Genewie, stał się Franciszek ulubieńcem
swej parafii, tak dla słodkiej wymowy, jak i dla
świętobliwego żywota. Był już dość długo na tym
urzędzie, gdy od księcia sąsiedniej Sabaudii przyszła
do biskupa genewskiego prośba o misjonarzy, którzy by
położyli tamę gwałtownemu szerzeniu się herezji
Kalwina wśród tamtejszej ludności. Podjął się tej
misji św. Franciszek i udawszy się do miasta Chablais
pracował z takim zapałem, że w przeciągu dwóch lat
nawrócił przeszło 72 tysiące dusz na łono
prawdziwego Kościoła. Misja ta była bardzo trudna, bo
kalwini bardzo go nienawidzili i utrudniali mu pracę.
Wróciwszy z misji, został Franciszek w roku 1602
mianowany biskupem genewskim i tę godność piastował
aż do śmierci. Oddał Bogu ducha w samą uroczystość
Młodzianków roku 1622. Papież Klemens VII zaliczył go
w roku 1665 w poczet Świętych Pańskich, a Pius IX dnia
19 lipca roku 1877 nadał mu tytuł "Nauczyciela
Kościoła". Święty Franciszek pismami i naukami
swymi starł głowę herezji kalwińskiej. Jedną z
najlepszych, a znanych jego książek jest Filotea, czyli Droga do życia
pobożnego.
Nauka moralna
Jak wiadome są po wszystek świat łzy pokutne św.
Marii Magdaleny, zachwycenia świętej Teresy i ubóstwo
świętego Franciszka z Asyżu, tak wszystkiemu światu
wiadoma jest cichość św. Franciszka Salezjusza.
Franciszek Salezy miał z natury charakter żywy i
popędliwy, był wysokiego urodzenia i posiadał wiele
takich przymiotów zewnętrznych, które podobają się
światu, a tym samym podniecają pychę; nawet wrodzona
tkliwość i dobroć serca stawała mu na przeszkodzie,
bo im kto żywiej czuje, tym bywa drażliwszy i tym
łatwiej się obraża. Mimo to wszystko dzięki
wytrwałej pracy nad sobą zdołał osiągnąć wysoki
stopień doskonałości chrześcijańskiej.
Jego bezinteresowność była tak wielka, że żadna
pokusa zachwiać jej nie mogła. Przyjął wprawdzie
biskupstwo genewskie, ale tylko przez posłuszeństwo.
Gdy mu później ofiarowano arcybiskupstwo paryskie, nie
przyjął tego urzędu. "Poślubiłem - odrzekł -
na zawsze ten kościół genewski, a że to kościół
ubogi i opuszczony, podwójną zatem popełniłbym
niewierność, gdybym go się wyrzekł, a przyjął
kościół bogaty i kwitnący". Podobnie w
późniejszym czasie odrzucił bez namysłu ofiarowaną
sobie godność kardynalską.
Nigdy nie starał się o względy panów drogą
pochlebstwa i ustępstw w rzeczach niezgodnych z
sumieniem. Wstrętna mu była ta pozioma usłużność,
która tylko uprzejmą być umie, a nie śmie być
pożyteczną. Jako prawdziwy sługa Chrystusa nie umiał
i nie chciał przymilać się ludziom ze szkodą ich
duszy i z uszczerbkiem zbawienia wiecznego. Nigdy nie
zważał na względy ludzkie, gdzie chodziło o
spełnienie obowiązku. I tak w czasie swojej misji w
kalwińskim mieście Thonon otworzył kościół i
zaprowadził na nowo publiczne nabożeństwa katolickie,
nie oglądając się bynajmniej na gniewy innowierców,
choć władze miejskie prośbą i groźbą chciały temu
przeszkodzić.
Wiele miał do zniesienia trudów, przeciwieństw i
prześladowań, lecz wszystko to nie zdołało
powstrzymać zapału jego apostolskiej gorliwości. W
czasie swej kilkuletniej misji w Sabaudii musiał
cierpieć niesłychane trudy i znoje, i właśnie tam jak
najwierniej sprawdził na sobie obraz dobrego pasterza,
który według słów Ewangelii idzie za owcą zgubioną
i na ramionach swoich do owczarni ją odnosi. Nie było
miejsca tak dzikiego, któregoby się miłość jego
ulękła, jeśli wiedział, że znajdzie tam
nieszczęśliwego pragnącego pociechy albo duszę
potrzebującą nawrócenia. Przez śniegi i lody
bezdrożne drogę sobie otwierał, potoki wezbrane
przepływał, na góry niedostępne się wdzierał, aż
na koniec po niewypowiedzianych znojach, zebrawszy jaką
garstkę wiernych, na gruzach rozwalonych kościołów
nauki do nich miewał. Nigdy nie chciał oszczędzać
sił swoich i zdrowia, i na wszelkie w tym względzie
prośby przyjaciół odpowiadał, że utrudzenie około
sprawy Bożej przysparza mu zdrowia, tak jak żniwiarzowi
tym weselej na sercu, im większą ma robotę około
żniwa swego. Dniami całymi i nocami słuchał
spowiedzi, nieraz po kilka razy na dzień kazania
miewał, bez ustanku z miejsca na miejsce się
przenosił. Słowem, na wszystko wystarczał, ale za to
sobie nie dawał ani chwili wytchnienia.
Nieraz nieprzyjaciele godzili na życie jego, a zawsze
godzili na jego sławę. Jedni podawali go za obłudnika,
inni za zwodziciela. Pewnego razu przez całe trzy lata
pozostawał pod zarzutem zmyślonej nikczemnej potwarzy.
Prawda, a w końcu Bóg sam obronił go i dał
świadectwo jego niewinności, ale pomyślmy, co przez te
trzy lata wycierpiał! A przecież w tych ciągłych
pracach i przeciwieństwach, i prześladowaniach niewzruszony zachował spokój i niezachwianą równowagę
ducha.
Modlitwa
Boże, któryś dla zbawienia dusz błogosławionego
Franciszka, Wyznawcę Twojego i biskupa dla wszystkich
wszystkim uczynić raczył, daj miłościwie, abyśmy
słodyczą miłości Twoje przejęci, według jego
napomnień postępując i jego zasługami wsparci,
radości wiekuistej dostąpili. Przez Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Św. Franciszek Salezjusz
Urodzony dla świata 21.08.1597 roku
Urodzony dla nieba 28.12.1622 roku
Kanonizowany 1665 roku
Nauczyciel Kościoła 19.07.1877 roku
Wspomnienie 29 stycznia
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.