Przed
wiekami starożytni filozofowie greccy mieli ciekawy sposób rozstrzygania
powstających między nimi sporów – był nim dialog. Trzeba sobie zdawać sprawę z
tego, że kiedy Platon pisał swoje Dialogi, to nie był to zapis jego mów
bądź rozmów z Sokratesem czy innymi filozofami. Była to raczej nowa forma
literacka o charakterze oratorskim i instruktażowym. Między Platonem i
odbiorcami jego utworu istniała domyślna różnica zdań, a Dialogi miały
pomóc w rozstrzygnięciu tego konfliktu.
Począwszy od Vaticanum II termin dialog
zakradł się do słownictwa współczesnych katolików, lecz nie należy go mylić ze
znaczeniem, jakie miał dla starożytnych Greków. W przeszłości filozofowie
"prowadzili dialog" na temat różnic interpretacji dokonywanych w
procesie "poszukiwania mądrości", moderniści natomiast używają tego
określenia w całkiem nowym sensie. Dzisiaj używa się go w rozumieniu
ekumenicznym, tzn. zachęca się katolików do "prowadzenia dialogu"
z członkami innych religii, co ma być środkiem służącym do "całkowitego
przezwyciężenia wszelakich napięć" poprzez uznanie "wspólnie
podzielanych religijnych wartości oraz lojalne uszanowanie różnic". Innymi
słowy, modernistyczny "dialog" nie dotyczy kwestii spornych (z czym w
przeszłości mieliśmy do czynienia w różnych doktrynach filozoficznych), lecz ma
on wypracować "równowagę" – dzięki której katolicy nauczą się kłaść
nacisk na te punkty wiary, które są wspólne z innymi religiami
("wspólne" zgodnie z bardzo szerokim rozumieniem tego
terminu), a równocześnie bagatelizować wszelkie doktrynalne różnice, jakie mogą
istnieć między nami.
Taka ekumeniczna interpretacja dialogu (którą można
znaleźć w takich dokumentach Vaticanum II, jak np.: Nostra aetate
i Lumen gentium) nie ma żadnej racji bytu w słowniku prawdziwego
naśladowcy Jezusa Chrystusa i lojalnego członka Kościoła rzymskokatolickiego.
"Wspólne" poglądy religijne, które moderniści tak usilnie starają się
podkreślać, są tak naprawdę, w większości wypadków, sprzeczne z naszą apostolską
tradycją i powinny być zaliczone nie do "różnic" w poglądach,
lecz do różnic w dogmatycznej wierze.
Poruszenie, jakie wywołało przemówienie Benedykta XVI
z 12 września 2006 roku na Uniwersytecie w Regensburgu, spowodowały przytoczone
przez niego słowa starożytnego cesarza bizantyjskiego Manuela II Paleologa na
temat nieodłącznego zła zawartego w naukach i praktykach Mahometa.
Najwidoczniej była to część "starego" katolickiego sposobu myślenia o
islamie, jako że gdy tylko wokół tych słów wybuchła ogólnoświatowa wrzawa,
Benedykt XVI pospiesznie się z nich wycofał, zapewniając muzułmanów całego
świata, że był to tylko "akademicki cytat" i że on sam osobiście
nie myśli w ten sposób. Wydarzenie to wykorzystał natomiast do zwołania
międzywyznaniowego spotkania swoich ludzi z paroma reprezentantami islamu w
celu "zaleczenia rany" spowodowanej "błędną interpretacją"
przemówienia i przywrócenia "dialogu" między tymi dwoma
"wielkimi religiami".
Podczas swego przemówienia 25 września 2006 roku
Benedykt XVI przypomniał o "szacunku", jaki ciągle żywi wobec
"muzułmańskich wyznawców" oraz (powołując się na Nostra aetate
– dokument, w którego powstaniu sam uczestniczył podczas Vaticanum II –
a który, jak stwierdził, jest oficjalnym wyrazem nauczania
Kościoła w tej kwestii) o "należytym uznaniu" odczuwanym przez
katolików dla muzułmanów "czczących jedynego Boga". Jeżeli jest to
teraz częścią oficjalnego nauczania współczesnego kościoła, to jest to
groźny błąd (herezja), gdyż od Objawienia Jezusa Chrystusa katolicy oddają
cześć Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu, podczas gdy muzułmanie czczą "jednego
boga" przez siebie sfabrykowanego. Mówimy, że oddajemy cześć "w duchu
i prawdzie" (co jest prawdą), dlatego nie możemy nawet nieoficjalnie
odczuwać szacunku i uznania dla tych, którzy czczą innego niż my
boga. Nie możemy wdawać się w "dialog" z niewiernymi, ani nie wolno
nam także stawiać ich religii na jednym poziomie z naszą – gdyż będzie to
zanegowaniem podstawowych zasad naszej Świętej Wiary.
Właśnie w świetle tych wydarzeń nabiera dla nas
znaczenia zapoznanie się z niniejszym artykułem. Tak samo, jak każdy obserwator
wydarzeń w Regensburgu z łatwością zauważy "przesunięcie kwantowe" w
postrzeganiu wyznawców islamu (radykalnych propagatorów "świętej
wojny" czy też tych "bardziej spolegliwych"), to tak samo tego
typu zmianę stanowiska – czego dowodzi sytuacja przed i po Vaticanum II
– można również dostrzec w stosunku współczesnego katolika (duchownego lub
świeckiego) wobec członków innych religii. "Duch ekumenizmu" skłania
tych ludzi do "prowadzenia dialogu" według zasady bagatelizowania
naszych różnic doktrynalnych z jednoczesnym akcentowaniem naszych
"wspólnych" poglądów religijnych. Przed Vaticanum II katolicki
Kościół nigdy nie stosował takiej praktyki – i to jeszcze mniej niż
10 lat przed tym fałszywym soborem. Jednakże moderniści nie ustawali w wysiłkach
zmierzających do wpłynięcia na postawę katolików poprzez zachęcanie ich do
włączenia się w dialog ekumeniczny (w jego dzisiejszym rozumieniu). W latach
czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku zaczęły się mnożyć liczne artykuły,
konferencje, referaty i tym podobne działania mające na celu przełamanie
katolickiego oporu wobec zmian zaplanowanych przez modernistów, które miałyby
zmanipulować oficjalne nauczanie Kościoła zgodnie z ich własnymi
zapatrywaniami. Wielu dobrych katolików – co zasługuje na nasze uznanie –
zajęło twarde stanowisko, wiernie trwając przy apostolskim nauczaniu Kościoła i
słuchając orzeczeń wydawanych przez Rzym na temat modernistycznych błędów
dotyczących fałszywego ekumenizmu. Jednakże wciąż rosnąca liczba katolików
pozwoliła sobie na poddanie się oddziaływaniu modernistycznego "syreniego
śpiewu" i zaczęła realizować "ekumenizm" i "dialog",
traktując je jako ścieżkę, którą "duch" wytyczył współczesnemu
człowiekowi. Zaczęli głosić tę nową doktrynę i oczerniać "surowość"
tych, którzy ciągle wierzyli i praktykowali według "starych" wzorów.
Zanosili modły w intencji "oświecenia", aby ci
"rygorystyczni" katolicy porzucili "stare" wzorce, a
przyjęli nowe.
Poniżej przedstawiam artykuł będący reakcją na wysiłki
księdza, który znalazł się pod przemożnym wpływem modernistów w kwestiach
dotyczących dialogu i fałszywego ekumenizmu. Artykuł ten ukazał się w 1954
roku, we wrześniowym numerze American Ecclesiastical Review. Jego autor
– ks. Francis J. Connell CSsR – zdemaskował stanowisko udającego zatroskanie
modernisty, ks. Elmera O'Brien'a SJ, który analizując pisma Papieży oraz
Świętego Oficjum (z okresu poprzedzającego Vaticanum II) próbujące
zatamować falę "dialogu" i fałszywego ekumenizmu, określił je mianem
"mniej zachęcającego" papieskiego nauczania. Ks. Connell (który m.in.
napisał rozszerzoną wersję Baltimore Catechism) zwraca szczególną uwagę
na użyte tam sformułowanie: "mniej zachęcające" papieskie nauczanie –
i tłumaczy, w jaki sposób "obawy" ks. O'Brien'a są niespójne z
tradycyjnym nauczaniem Kościoła odnoszącym się do Jego jedności i udzielonej Mu
przez Boga misji przyprowadzenia wszystkich ludzi do Jego owczarni. Jest to
odkrywcze studium, gdyż ukazuje, że byli wówczas dobrzy kapłani podejmujący
odważne wysiłki, mające na celu przestrzeganie prawdziwej nauki Kościoła
rzymskokatolickiego, lecz ich wysiłki bardziej przypominały wysiłki małego
chłopca próbującego ratować sytuację, wtykając palec w małą dziurkę tamy
powstrzymującej napierające wody powodziowe. Modernizm został tylko na krótko
powstrzymany potępieniem dokonanym przez Papieża św. Piusa X w encyklice Pascendi.
Moderniści zmienili sposób oddziaływania na poglądy religijne katolików,
stosując subtelniejsze – i jednocześnie bardzo skuteczne – środki, którymi stały
się (m.in.) publikacje czytane wówczas przez duchowieństwo oraz osoby zakonne.
Przedstawiam tu przedruk w/w artykułu, abyśmy mogli
zapoznać się z mającymi doniosłe znaczenie naukami Kościoła przeciw fałszywemu
ekumenizmowi i w ten sposób pomogli zrozumieć współczesnym katolikom, którzy
bez ograniczeń czerpią wody ze studni fałszywego ekumenizmu, że chłoną napój z
toksycznego źródła, którego wody zalały widzialny Kościół już przed wieloma
laty. Dokonana przez ks. Connell'a prezentacja tych prawd ukazuje wyraźną
dychotomię między nauczaniem modernistów a doktrynami Prawdziwego Kościoła
Jezusa Chrystusa.
––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––
Czy istnieją
"mniej zachęcające" wypowiedzi papieskie?
KS. FRANCIS O'CONNELL CSSR
American Ecclesiastical Review, wrzesień
1954
Ks.
Elmer O'Brien SJ w artykule zatytułowanym "Review of Theology", który
ukazał się w wiosennej edycji czasopisma Thought z 1954 roku, w
następujący sposób skomentował Catholic Ecumenism (Katolicki ekumenizm)
– pracę doktorską ks. Edwarda
Hanahoe SA obronioną na Catholic University of America:
"Zbyt łatwo zdarza się katolikom – czytającym
tego typu prace [niektóre protestanckie opracowania o ekumenizmie] – wybuchać
zniecierpliwieniem skierowanym jednocześnie w wielu różnych kierunkach. Obawiam
się, że dość często czyni to także ks. Hanahoe w swoim dziele, będącym swego
rodzaju antologią mniej zachęcających papieskich wypowiedzi na temat, za który
wszyscy musimy być wdzięczni" (Thought, XXIX, n. 112 (Spring, 1954),
133).
Można zakwestionować stwierdzenie, jakoby ojciec
Hanahoe w swojej dysertacji często eksplodował zniecierpliwieniem. Jego praca
jest obiektywna, wolna od tego, co mogłoby słusznie zostać nazwane
"częstymi wybuchami zniecierpliwienia". Ponadto nazwanie Catholic
Ecumenism "antologią papieskich orzeczeń" trudno uznać za
precyzyjny opis pracy. Kiedy mówimy o antologii, to generalnie mamy na myśli
pracę, która praktycznie w całości składa się z cytatów. Tu natomiast
przeważająca część pracy ojca Hanahoe to jego własne komentarze i wnioski.
Oczywiście prawdą jest – ponieważ doktorska dysertacja to praca badawcza – że
cytaty z papieskich wypowiedzi odnoszących się do tego tematu stanowią
najważniejszą część jego badań, jak również bazę dla własnych odkryć autora;
jednakże z pewnością nie są główną częścią książki. Na szerszy komentarz
zasługuje inny zwrot użyty przez księdza O'Brien'a w jego krótkiej recenzji, a
to z powodu poważnych implikacji, jakie pociąga za sobą oraz dlatego, że odnosi
się nie do osobistych stwierdzeń ojca Hanahoe, lecz do wypowiedzi osób
zasiadających w ubiegłym wieku na Tronie Piotrowym. Chodzi tu o frazę:
"mniej zachęcające wypowiedzi papieskie". Ksiądz O'Brien nie wyjaśnia
zbyt obszernie tego sformułowania, ale nie można mieć wątpliwości co do
znaczenia tych słów. Papieskie wypowiedzi, do których się odnosi, to orzeczenia
wydane przez Papieży (albo przez Święte Oficjum zgodnie z papieskimi
instrukcjami), począwszy od Piusa IX aż po Piusa XII włącznie, dotyczące ruchów
zmierzających do połączenia w jeden organizm wszystkich ludzi uznających się za
chrześcijan, gdyż to właśnie jest celem "ekumenizmu". Temat, który
jest stale i konsekwentnie przypominany w tych wypowiedziach, sprowadza się do
tego, że istnieje tylko jeden prawdziwy Kościół i że jedyna droga prowadząca do
zjednoczenia chrześcijan – zgodnie z wolą Bożą – prowadzi poprzez bezwarunkową
akceptację przez wszystkich chrześcijan nauczania i rozstrzygającej władzy tego
Kościoła – Kościoła katolickiego. I tak Papież Leon XIII stwierdził
jednoznacznie: "Kościół Chrystusa jest więc jedyny i wieczny; ci, którzy
chodzą osobno, odstępują od woli i przykazania Chrystusa Pana, porzuciwszy zaś
drogę zbawienia, idą na zgubę" (Satis Cognitum). Papież Pius XII
wyraził tę samą prawdę w następujących słowach:
"Jeżeli Kościół jest nieugięty wobec wszystkiego,
co posiadałoby choćby pozór kompromisu, czy też wobec wszelkiego dopasowywania
wiary katolickiej do innych wyznań, bądź w stosunku do mieszania jej z nimi, to
dzieje się tak dlatego, ponieważ wie On, że zawsze była i zawsze będzie jedna,
jedyna nieomylna i pewna opoka całej prawdy oraz pełni łaski przychodzącej do
Niego od Chrystusa i że tą skałą, zgodnie z wyraźną wolą Boskiego Założyciela,
jest po prostu On sam" (L'Osservatore
Romano, 9 listopada 1948).
Właśnie to często powtarzane przez Papieży przesłanie
nazywane jest "mniej zachęcającym". Dla katolików nie jest ono chyba
"mniej zachęcające", lecz raczej ośmielające i podnoszące na duchu,
ponieważ utwierdza ich w przeświadczeniu, że są członkami jednego, prawdziwego
Kościoła Jezusa Chrystusa, instytucji pochodzącej z Boskiego ustanowienia jako
konieczny środek dla osiągnięcia zbawienia wiecznego. A zatem wypowiedzi te
muszą być "mniej zachęcające" dla niekatolików. Papieskich deklaracji
na temat "ekumenizmu" nie można nazwać "mniej
zachęcającymi" w znaczeniu, jakoby miały być przykre i złośliwe. Wprost
przeciwnie, nieustannie manifestuje się tu duch chrześcijańskiego miłosierdzia,
szczerej miłości do dusz odłączonych od katolickiej jedności. Papież Pius IX
przynaglając odłączonych chrześcijan do szybkiego powrotu do jednej owczarni
Chrystusa, oświadczył, że jak dobry pasterz musi on "kochać z ojcowską
miłością i obejmować w swoim miłosierdziu wszystkich ludzi" (Jam vos
omnes). Papież Pius XII zapewnił, że to "z serca przepełnionego
miłością" płynęła do wszystkich niekatolików jego prośba o "wydobycie
się ze stanu, w którym pewności o swym własnym zbawieniu wiecznym mieć nie
mogą" (Mystici Corporis, 1943, 243). Dekret Świętego Oficjum De
motione oecumenica stwierdza, że Kościół obejmuje "z prawdziwie
macierzyńskim uczuciem" tych, którzy powracają na Jego łono (AAS,
XLII (1950), 142).
A zatem z powyższego
wynikałoby, że "mniej zachęcającą" cechą papieskich wypowiedzi jest
fakt, że bezkompromisowo prezentują doktrynę głoszącą, iż jedyną drogę do
osiągnięcia kościelnej jedności można odnaleźć w całkowitym przyjęciu nauk
Kościoła oraz zupełnym poddaniu się Jego jurysdykcji.
PRAWDZIWE PAPIESKIE NAUCZANIE NA UŻYTEK
RELIGIJNEGO "DIALOGU"
"...Oczywistym jest, że Stolica Apostolska nie może w żadnym razie uczestniczyć w
ich zjazdach, ani też nie wolno wiernym popierać lub wspomagać podobnych
poczynań. Gdyby to uczynili, udzieliliby poparcia fałszywej religii
chrześcijańskiej, różniącej się zupełnie od jedynego Kościoła Chrystusowego.
Czyż możemy pozwolić na to – a byłoby to rzeczą niesłuszną i niesprawiedliwą,
– by prawda, a mianowicie prawda przez Boga objawiona, stała się przedmiotem
układów?... Zdawać by się mogło, że wszechchrześcijanie (panchristiani),
dążąc do połączenia wszystkich Kościołów, zmierzają ku wzniosłemu celowi,
jakim jest pomnożenie miłości wśród wszystkich chrześcijan. Jakżeż jednak
byłoby rzeczą możliwą, by po zniszczeniu wiary zakwitła miłość?... Jasną
rzeczą więc jest, Czcigodni Bracia, dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym
nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich. Pracy nad
jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym
duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła
Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli".
Papież Pius XIMortalium Animos
26 stycznia 1928
|
Prawdą jest z kolei, że dla niekatolika porzucenie
swych religijnych afiliacji i dołączenie do katolickiego Kościoła jest często
czynem wymagającym wielkiej ofiary. Ale czyż zachętę do dokonania tej ofiary
można nazwać "mniej zachęcającą", gdy otwiera ona drogę do szczęścia
wiecznego? Nasz Przenajświętszy Pan obwieścił ciężkie dla ludzkiej natury
powinności, mówiąc: "...kto nie uwierzy, będzie potępiony" (Mk 16,
16) oraz "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, i
weźmie krzyż swój, a naśladuje Mnie" (Mt. 16, 24). Absurdalnym byłoby
uznać taki nakaz Naszego Boskiego Zbawiciela za "mniej zachęcający".
Czemuż zatem mielibyśmy stosować to wyrażenie do proklamacji Kościoła –
mówiącej o tym, że wszyscy są zobowiązani do poszukiwania łączności z Nim – gdy
tymi słowy powtarza On tylko nauczanie Samego Chrystusa? Przywołując słowa
Papieża Leona XIII:
"Zamierzający powrócić do ukochanej Matki, czy to
niepoznanej jeszcze właściwie, czy opuszczonej niegodziwie, mają przed sobą
trud i wysiłek wprawdzie nie tak wielki, jak krew, którą Jezus Chrystus złożył
jako okup – lecz dostrzegą oni przynajmniej, że ciężar ten nie pochodzi od woli
ludzkiej, ale z nakazu i polecenia Bożego..." (Satis cognitum).
Co więcej, gdzież to mamy szukać "bardziej
zachęcających" papieskich wypowiedzi – stwierdzeń łagodzących doktryny o
niezbędności Kościoła dla zbawienia i o obowiązku wszystkich ludzi do stania
się katolikami? Z całą pewnością nie było żadnego Papieża, który by podał
pobłażliwszą interpretację tych doktryn, niż te zacytowane przez ojca Hanahoe,
jako że doktryny, o których tu mowa, są częścią depozytu Boskiego Objawienia.
Oczywiste jest, że Papieże nie powtarzają tych doktryn za każdym razem, gdy
zwracają się do niekatolików. I tak na przykład, Papież Pius XII, w swoim
przemówieniu na Boże Narodzenie w 1948 roku, wezwał niekatolików do
zjednoczenia wysiłków na rzecz utrzymania pokoju (AAS, XLI (1949), 14),
nic nie wspominając o ich obowiązku powrotu do katolickiego Kościoła. Lecz
bezsprzecznie fakt ten nie implikuje żadnej zmiany odnośnie do "mniej
zachęcających" doktryn. Okoliczność, w jakiej wygłosił swoje orędzie, nie
wymagała przypominania tych nauk, które Papieże już wystarczająco przedstawili,
wypowiadając się na temat "ekumenizmu".
Należy się obawiać, że wśród katolików są i tacy,
którzy unikają "mniej zachęcającego" podejścia do niekatolików,
którzy – dążąc do pozyskania względów wyznawców innych religii, a być może
nawet usiłując doprowadzić ich do Kościoła – maskują bądź ukrywają doktryny tak
stanowczo głoszone przez Papieży w ich wypowiedziach na temat jedności
chrześcijańskiej. Katolicy ci mają skłonność do akcentowania elementów zgodności
między wiarą katolicką a innymi wyznaniami i niedostrzegania istniejących
różnic. Fakt, że w ostatnich czasach niektórzy katolicy ujawnili taką tendencję,
staje się ewidentny, gdy zapozna się ze szczegółowymi regułami wyłożonymi w
Instrukcji Świętego Oficjum poświęconej "ruchowi ekumenicznemu",
wydanej 20 grudnia 1949 roku:
"[Biskupi] powinni być czujni, ażeby pod fałszywym
pretekstem – iż trzeba raczej kłaść nacisk na te sprawy, które nas jednoczą niż
na te, które nas dzielą – nie rozprzestrzeniał się niebezpieczny
indyferentyzm... Powinni także dać odpór niebezpiecznej manierze wypowiedzi
rodzącej fałszywe opinie i próżne nadzieje, które nigdy nie mogą zostać
spełnione – jaką może być na przykład twierdzenie, iż nie należy zbyt wielce
poważać orzeczeń zawartych w encyklikach rzymskich Papieży na temat powrotu
odszczepieńców do Kościoła, konstytucji Kościoła czy Mistycznego Ciała
Chrystusa... Przeto ma być głoszona i objaśniana cała katolicka
doktryna; w żaden sposób nie może być przemilczane bądź w dwuznacznych
wypowiedziach ukrywane to, co zawiera katolicka prawda odnośnie do prawdziwej
natury usprawiedliwienia i drogi do niego wiodącej, konstytucji Kościoła,
prymatu jurysdykcji rzymskiego Papieża oraz jedynej, prawdziwej jedności
mogącej się dokonać poprzez powrót odszczepieńców do jednego, prawdziwego
Kościoła Chrystusowego" (AAS, XLII (1950), 144).
Kapłani szczególnie powinni sobie wziąć do serca te
napomnienia Stolicy Apostolskiej, pouczając zarówno katolików, jak i
niekatolików. Oczywiście mogą zdarzyć się sytuacje, kiedy objaśnienie stosunku
Kościoła do "ekumenizmu" nie jest pożądane i może nawet być
nieodpowiednie. Tak więc, jeżeli protestant – szczerze przeświadczony o
słuszności swojej religii – zbliża się do kresu życia i on [kapłan] zda sobie
sprawę, że argumenty o boskości katolickiego Kościoła nie zostałyby zrozumiane
lub docenione, to może zaniechać takiego objaśnienia i zachęcić umierającego
człowieka do poczynienia zasadniczych aktów wiary i skruchy. Jednak takie
sytuacje należy traktować jako wyjątkowe i bardzo rzadkie. W
zwyczajnej praktyce kapłan próbujący wyjaśnić doktryny religii katolickiej
powinien wyraźnie zawrzeć w swym objaśnieniu prawdy o konieczności i jedności
Kościoła oraz prymacie Biskupa Rzymu.
Fakt, że niektórzy niekatolicy mogą wyrazić
zaskoczenie albo nawet oburzenie, słysząc te doktryny, nie powinien powstrzymywać
kapłana przed ich objaśnianiem, gdy okoliczności będą tego wymagać. Listy i artykuły ukazujące się czasem w dzisiejszych
czasopismach skłaniają do wniosku, że niektórzy niekatolicy w naszym kraju
uważają, iż kiedy katolik obstaje stanowczo przy zdaniu, że tylko katolicki
Kościół jest prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa, to wyraża on raczej własną
opinię, a nie powszechne przekonanie wszystkich katolików. Czy możliwe
jest, aby taka postawa wynikała z faktu, że katolicy okazują niezdecydowanie
przy prezentacji tej doktryny podczas dyskusji religijnych z przedstawicielami
innych wyznań?
Modlitwa o Jedność Kościoła
(Do
odmawiania we wszystkie dni Oktawy, 18-25 stycznia)
ANTYFONA:
Aby wszyscy byli jedno, jako ty, Ojcze, we mnie, a ja w tobie, aby i oni w
nas jedno byli, aby uwierzył świat, że ty mię posłałeś. (J 17, 21).
V.
A ja tobie powiadam, że ty jesteś opoka,
R.
A na tej opoce zbuduję Kościół mój.
Módlmy
się: Panie Jezu Chryste, któryś
powiedział Swoim Apostołom, pokój zostawiam wam, pokój Mój wam daję, nie
zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę Swojego Kościoła, racz go według Swej
woli obdarzać pokojem i umacniać w jedności, Który żyjesz i królujesz Bóg
przez wszystkie wieki wieków. Amen.
300
dni odpustu, każdego dnia Oktawy.
|
W związku z powyższym na uwagę zasługuje niedawna
wypowiedź wybitnego członka hierarchii Stanów Zjednoczonych, a to z powodu
jasnego i niedwuznacznego sposobu, w jaki przedstawił doktrynę katolickiej
Jedności. Mam tu na myśli list pasterski z 29 czerwca 1954 roku Jego
Eminencji kardynała Stritch'a skierowany do duchowieństwa i świeckich archidiecezji
Chicago. Kardynał Stritch wskazując – że katolicy będą chętnie współpracować ze
wszystkimi rodakami w celu promowania publicznego i społecznego dobrobytu
naszego kraju i wyeliminowania zła przeciwnego naszemu duchowi demokracji –
jednocześnie stanowczo stwierdza, że katolicki Kościół nie może uważać, iż jego
sytuacja jest taka sama, jak innych religijnych organizmów:
"Katolicki Kościół nie bierze udziału w tych
organizacjach czy też ich zgromadzeniach lub konferencjach. Nie przystępuje do
żadnej organizacji, której delegaci z wielu sekt spotykają się na naradach lub
konferencjach, by debatować o naturze Kościoła Chrystusowego lub o naturze Jego
jedności bądź też proponują dyskusję nad tym, jak doprowadzić do jedności
chrześcijaństwa. Kościół nie zezwala swoim dzieciom na angażowanie się w
działalność jakiejkolwiek konferencji czy też dyskusji opartej na fałszywym
założeniu, że również rzymscy katolicy poszukują prawdy Chrystusowej. Takie
działanie byłoby przyznaniem, że Kościół jest tylko jedną z wielu form, w
jakich prawdziwy Kościół Chrystusowy może istnieć, że nie przechowuje On w
Sobie jedności wiary, rządu i kultu – czego pragnął dla Swojego Kościoła nasz
Pan – że nie zna On prawdziwego znaczenia i natury tej jedności i innych przez
Boga udzielonych własności, które Go wyróżniają, nie tylko jako jeden, lecz
również jako święty, katolicki i apostolski Kościół założony przez Naszego
Błogosławionego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Kościół nigdy nie może się
dopuścić wypowiedzenia takiego twierdzenia, ponieważ jest On teraz, tak jak
zawsze Nią był, jedną i jedyną Oblubienicą Chrystusa, jednym i jedynym
Mistycznym Ciałem Chrystusa, jednym i jedynym Kościołem Chrystusowym"
(Wiadomości N.C.W.C, 8 lipca 1954).
Wypełniając swój Nauczycielski urząd, Nasz Pan, godny
wszelkiej czci, przede wszystkim troszczył się o przekazanie prawdy bez żadnych
dwuznaczności czy niejasności. Nawet wtedy, gdy ludzie uskarżali się, że Jego
słowa są "twardą mową", nie uciekał się On do dwuznaczności lub
kompromisu w przekazie Swego przesłania. Ten sam duch ożywiał Kościół przez
stulecia: i powinien on charakteryzować kapłanów, którzy są uprzywilejowani do
przekazywania prawdy Objawienia Bożego swym bliźnim. Jeżeli niektórym z naszych
słuchaczy doktryny o konieczności Kościoła do zbawienia i jedności Kościoła
wydają się być twardą mową, musimy być chętni do udźwignięcia ich zarzutów i
uraz jako współtowarzysze tych, którzy zostali oddelegowani przez Kościół do
wypełnienia nakazu Jego Założyciela: "Idąc tedy nauczajcie wszystkie
narody... nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem"
(Mt. 28, 20). (1)
Artykuł powyższy ukazał się w czasopiśmie "The Catholic
Voice" z grudnia 2006 r., OLG Press, 3914 N. Lidgerwood St., Spokane,
Washington 99201-1731 USA. (www.thecatholicvoice.org)
Tłumaczył Mirosław Salawa
Przypisy:
(1)
Zob. Papież Pius XI, Encyklika Mortalium animos. O popieraniu prawdziwej
jedności religii. (Przyp. red. Ultra montes).