Odszczepieństwo Kalwina pociągnęło za sobą jak
najopłakańsze skutki we Francji: krew lała się
strumieniami, kraj podzielony na wrogie stronnictwa
tonął w niewysłowionej nędzy. W tym to czasie
Wincenty (żył około roku Pańskiego 1660), syn ubogiego wieśniaka, urodzony w roku 1576,
pasał w południowej Francji trzódkę ojca. W pobliżu
pastwiska stała stara kaplica Matki Boskiej; w niej
klękało młode pacholę i zatapiało się w modlitwie,
śpiewało pieśni pobożne i wiło wieńce na cześć
Królowej Niebios. Pomimo nadzwyczajnego ubóstwa, ze
względu na jego niezwykłe zdolności, rodzice oddali go
do szkół. Ukończywszy je z odznaczeniem, wstąpił
Wincenty do stanu duchownego i został wyświęcony na
kapłana w roku 1600. Odtąd poddawała Opatrzność
Boża młodego lewitę różnym próbom i
doświadczeniom.
Gdy pewnego razu Wincenty jechał w sprawie rodzinnej
do Marsylii, rozbójnicy morscy napadli statek w drodze i
zabrali go z sobą do Tunisu w Afryce. Tam sprzedano
młodego księdza pewnemu renegatowi francuskiemu, który
przyjął był wiarę mahometańską. Ten kazał go okuć
w kajdany, odstawił na swój folwark i uczynił go
prostym parobkiem i robotnikiem. Wincenty znosił
ciężkie jarzmo z cierpliwością i zdaniem się na
wolę Bożą, pocieszając towarzyszów niewoli
opowiadaniem budujących ustępów z życia Zbawiciela i
śpiewaniem pobożnych pieśni.
Po niejakim czasie przybyła Zelma, żona
właściciela folwarku, a usłyszawszy śpiew i widząc
wszystko w jak najlepszym porządku, zapytała: "Kto
tu jest zawiadowcą?". Odpowiedziano jej:
"Odkąd tu przybył chrześcijanin Wincenty, który
tak pięknie śpiewa, wszystko idzie jak najlepiej".
Zelma, przywoławszy Wincentego, kazała mu zanucić
jakąś pieśń i wysłuchała jej z głębokim
rozrzewnieniem. Młody kapłan skłonił ją potem do
tego, że namówiła męża, aby wraz z Wincentym
potajemnie uciekli do Francji i tam resztę życia
poświęcili Zbawicielowi. Kiedy przybyli do Francji,
odstępca i jego żona wrócili na łono Kościoła, a
Wincenty udał się do Paryża, gdzie otrzymał miejsce
nauczyciela w domu hrabiego Gondy. Hrabina powierzyła
Wincentemu swych trzech synów następującymi słowy:
"Pragnę, by dzieci moje były raczej świętymi w
Niebie, aniżeli wielkimi panami na ziemi".
Hrabia Gondy posiadał ogromne dobra, ale włościanie
pogrążeni byli w grubej nieznajomości prawd wiary
świętej, niemoralności i opłakanej nędzy.
Ubolewając nad ich poniżeniem, Wincenty poświęcił
wszystek czas wolny głoszeniu kazań i nauk. W misji tej
nikt mu nie pomagał, sam jeden pracował od rana do
nocy, a Pan Bóg błogosławił zabiegom i pracom jego.
Gdy młodzi hrabicze poszli na uniwersytet, Wincenty
przyjął na prośbę kardynała Berullego probostwo w
Chatillon i ożywił parafian nowym duchem, ale nie
zagrzał tam miejsca, gdyż hrabina Gondy nie dała mu
spokoju, dopóki nie wrócił do Paryża i nie założył
kongregacji Łazarzystów, którzy mieli odbywać misje
dla niższych warstw ludu. Kongregacja ta zatwierdzona
została przez papieża Urbana XIII i rozwinęła nader
błogą działalność w trzech częściach świata.
Hrabia Gondy zawiódł Wincentego do podziemnych,
ponurych, przesyconych wilgocią cel więziennych, w
których przebywali złoczyńcy przed odstawieniem na
galery, w zwierzęcym zdziczeniu i bluźnierczych
wyrzekaniach na ludzi i Boga. Z zakrwawionym sercem
starał się Wincenty przynieść im nieco ulgi w twardym
ich losie, wyjednać pozwolenie zamieszkania w osobnym
budynku, pogodzić ich za pomocą sakramentu Pokuty i
Ciała Pańskiego z Bogiem i ich smutnym położeniem.
Niezadługo doszła pogłoska o jego zasługach i pracach
do uszu króla Ludwika XIII, który mianował Wincentego
swym jałmużnikiem i duchownym opiekunem wszystkich
galerników we Francji.
Za pierwszy swój obowiązek na tym urzędzie uważał
Wincenty udać się do Marsylii w celu odwiedzenia
galerników, ale jakże się przeraził, gdy ujrzał
raczej szatanów niż ludzi! Każda wzmianka o Bogu i
religii wprawiała ich we wściekłość. Jednego z
rozpaczających ocalił tym sposobem, że za zezwoleniem
dozorcy zdjął z niego kajdany i przywdziawszy je
ofiarował się pracować za niego dopóty, póki się
czas jego kary nie skończy. Hrabia Gondy, dziwiąc się,
że Wincenty nie wraca, przybył do Marsylii i zdumiony
ujrzał go między galernikami. Nie zwlekając, kazał mu
zdjąć kajdany i przywiózł go z triumfem do Paryża.
Tu założył Wincenty zakon "Sióstr
Miłosierdzia", znanych u nas pod nazwą
"Szarytek", i nadał im regułę bez ślubów
obowiązujących na cały przeciąg żywota,
oświadczając zarazem, że "klasztorem ich mają
być ulice miejskie i szpitale ubogich i chorych,
klauzurą bojaźń Boża, a zasłoną skromność i
wstydliwość".
Drugim dziełem jego miłosierdzia był wielki dom
podrzutków, utrzymywany przez dobroczynne panie, w
którym przeszło 10 tysięcy sierot doznaje po dziś
dzień dobrodziejstw utrzymania i wychowania. Założył
też kilka domów dla księży, zjeżdżających się na
ćwiczenia duchowne, klasztor Magdalenek dla podupadłych
moralnie niewiast, zakład dla źle wychowanych
chłopców, instytut dla obłąkanych, stowarzyszenie
"Dziewic Krzyża świętego", mające na celu
wychowanie religijne dziewcząt i uczenie ich robót
kobiecych; stowarzyszenie "Córek Opatrzności"
dla dziewcząt znajdujących się w niebezpiecznym
położeniu i potrzebujących pomocy, ogromny szpital w
Paryżu, a w Burgundii "Stowarzyszenie rozkrzewiania
wiary". Dla łagodzenia spustoszeń zrządzonych
przez wojnę i nędzę głodową, wydał przez lat
dwadzieścia około czternaście milionów złotych.
Mimo tak olbrzymich prac, starań, trosk i zachodów,
znalazł jeszcze tyle czasu, aby być spowiednikiem
najznamienitszych rodzin w Paryżu, doradcą książąt i
biskupów, kierownikiem ćwiczeń duchownych, szermierzem
Kościoła przeciw obłędom kalwinizmu i "radcą
stanu w sprawach duchownych". Z wszystkimi nieomal
wielkimi mężami świata chrześcijańskiego utrzymywał
korespondencję piśmienną i z polecenia świętego
Franciszka Salezego miał nadzór nad zakonem
"Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny" we
Francji. Nie podobna pojąć, jak jeden człowiek mógł
podołać takiemu nawałowi pracy i jeszcze znaleźć
tyle czasu, aby poświęcać kilka godzin modlitwie i
rozpamiętywaniu.
Kto odgadnie, jakim cudem zdołał przeciągnąć dni
żywota swego aż do 85 lat, zwłaszcza że zdrowie jego
już w Afryce mocno ucierpiało, że wiele nocy strawił
bezsennie, że miał otwarte rany na nogach, że
cierpiał przez długie lata na powtarzającą się
febrę i że w końcu mógł chodzić już tylko o
krokwiach? Gdy pewnego razu jeden z braci misjonarzy
zwracał mu uwagę na zbliżającą się śmierć, rzekł
z uśmiechem: "Miły bracie, od lat osiemnastu
sposobię się codziennie na śmierć!"
Anioł śmierci zgasił tę wielką pochodnię
Kościoła świętego dnia 27 września 1660 roku. Cały
Paryż towarzyszył świętym zwłokom jego do kościoła
świętego Łazarza. Przepełnione miłością bliźniego
serce Wincentego umieszczono w srebrnej puszce, a papież
Klemens XII zaliczył go w roku 1737 w poczet Świętych.
Nauka moralna
Święty Wincenty z Pauli zasłużył sobie na cześć
i uwielbienie nie tylko Francji, ale całego świata
chrześcijańskiego przez to, że zaprowadził misje dla
pospolitego ludu, założył kongregację Łazarzystów i
tym sposobem wywarł niesłychanie zbawienny wpływ na
religijne usposobienie i pożycie towarzyskie niższych
warstw swego kraju.
Niejeden z Was, mili Czytelnicy, słyszał już
rozmaite zdania i sądy o misjach, niejeden może nawet i
powątpiewał, czy owe misje rzeczywiście są zbawienne
i pożyteczne, jak twierdzą duchowni, a kto wie, czy ten
i ów spomiędzy Was nie uważa ich wprost za szkodliwe?
Twierdzą to zwłaszcza ci, którzy chcą uchodzić za
oświeconych. Rozważmy przeto, co winien uczynić
katolik w czasie misji:
1) Każdy prawy katolik porzuca w czasie misji
(trwającej zwykle 4 do 8 dni) na czas krótki swe
zajęcia i troski codzienne, nie mówi z nikim o sprawach
doczesnych i ziemskich, ma na uwięzi swe oczy, uszy,
język, a nawet podniebienie, stroni od rozrywek i
zatapia się sam w sobie. Takie stronienie od świata i
zatopienie się w samym sobie jest niezbędne konieczne,
aby się przekonać, w jakim zostajemy stosunku do Boga i
wobec Boga, i czyśmy czyści do tyla, abyśmy mogli
spokojnie stanąć przed trybunałem Jego. Czyż jest w
tym coś nadzwyczajnego, jeśli duszy poświęcimy kilka
dni, gdyśmy miesiące i lata całe poświęcali ciału?
2) Katolik tak usposobiony, wysłuchawszy kazania,
rozważa je pilnie i w samotności pyta sam siebie, jak
zachowywał dotychczas przykazania Boskie i kościelne, a
wszedłszy w siebie, przekona się, jak ich powinien
przestrzegać, i jak unikać przeszkód, sposobności i
nawyknień, aby się stać godnym zaszczytnego miana
ucznia Chrystusowego. Wszakże to już był obiecał przy
chrzcie świętym, a gdyby miał jeszcze mieć jakieś
wątpliwości, toć mu je z chęcią usunie spowiednik
misyjny. Niech więc pilnie rozważy ślub i obietnice na
chrzcie dane Panu Bogu, gdyż dla wiernych przysposobił
Bóg Niebo, dla wiarołomnych piekło.
3) Katolik biorący udział w misji, oddaje się
modlitwie w samotności ze szczerym przejęciem i
gorącym nabożeństwem, czuje głęboki żal za
popełnione grzechy, błaga o łaskę wytrwałości w
dobrym. Przyjmuje on Sakrament Ciała i Krwi Pańskiej ze
szczerą skruchą i nabożeństwem, zyskuje odpust
zupełny, jakim darzy Kościół święty wszystkich
uczestników misji. Czyż więc nie dobrze czyni, jeśli
się modli, komunikuje i zyskuje odpuszczenie wszystkich
kar doczesnych? I my możemy rok rocznie odbyć taką
misję sami dla siebie. Prośmy tylko swego spowiednika
albo duszpasterza o to, aby nas nauczył, w jaki sposób
to uskutecznić, a św. Wincentego o to, aby się za nami
wstawił do Boga.
Modlitwa
Boże, któryś dla głoszenia słowa Bożego między
ubogimi, jako też łatwiejszego uświęcenia stanu
duchownego, obdarzył świętego Wincentego apostolską
gorliwością, spraw łaskawie, prosimy, abyśmy cześć
oddając jego świętym zasługom, z przykładu cnót
jego potrzebną dla siebie brali naukę. Przez Pana
naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na
ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.
Urodzony dla świata 1576 roku,
Przyjął sakrament kapłaństwa 1600 roku,
Urodzony dla nieba 27.09.1660 roku,
Kanonizowany 1737 roku,
Wspomnienie 19 lipca
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.