Pamiątka siedmiu synów św. Felicyty
(ok. r. 171)
Za czasów cesarza
Marka Aureliusza żyła w Rzymie zacna rodem i bogobojnością matrona, imieniem
Felicyta. Siedmiu swych synów zaprawiała od dziecięctwa w cnocie
chrześcijańskiej i miłości ku Jezusowi. Po śmierci męża podwoiła swą
gorliwość, kiedy oddała się całą duszą nie tylko trosce o synów, ale nadto
uczynkom miłosierdzia wobec bliźnich. Usiłowaniami swemi niejednego poganina
odwiodła od bałwochwalstwa, a doprowadziła do prawdy Chrystusowej; niejednego
też chrześcijanina utwierdziła na drogach cnoty, niejednego spowodowała do
pokuty za grzechy. Wobec grozy prześladowań wpajała w synów obowiązek
wytrwałości, przedstawiając im dzieje męczenników, ich męstwo i chwałę
wiekuistą; powtarzała im nieraz, że byłaby szczęśliwą, gdyby jej dzieci mogły
sobie okupić szczęście niebieskie śmiercią krwawą za wiarę, za Chrystusa.
Cicha, a skuteczna działalność św. Felicyty niepokoiła pogańskich
kapłanów; tracili swój wpływ nawet wobec tych, co dotąd służyli
bałwochwalczym obrządkom. Oskarżyli więc matronę przed cesarzem o rzekome
bluźnierstwa wobec bożków; grozili, że bogowie za karę nawiedzą miasto
nieszczęściami; że gniew bożków jedynie zażegnać można przymusem, aby
Felicyta z synami pogańskie złożyła ofiary, a w razie oporu śmiercią bożków
przebłagała. Uległ cesarz podszeptom swych kapłanów; przez namiestnika swego
Publiusza nakazał Felicytę skłonić do ofiar pogańskich. Zabiegi wszelkie były
jednak nadaremne. Nieustraszona groźbami matrona śmiało oświadczyła, że ani
namowy, ani kary ją nie spowodują do zaparcia się wiary prawdziwej; że i
synowie jej nie odstąpią za żadną cenę Chrystusa. Chcesz więc być zabójczynią
własnych swych dzieci? - zawołał Publiusz. Dzieci moje, odrzekła Felicyta, żyć
będą na wieki, skoro śmierć poniosą za Chrystusa; umarłyby na wieki, gdyby
ofiarowały bogom waszym! Uwolniona tymczasowo od zagrożonej kaźni,
opowiedziała matka synom przebieg przesłuchów przed Publiuszem, napomniała
ich do wytrwałości, a długiemi modlitwami do Boga błagała o stałość dla
siebie i dla dzieci.
Cicha, a skuteczna działalność św. Felicyty niepokoiła pogańskich kapłanów; tracili swój wpływ nawet wobec tych, co dotąd służyli bałwochwalczym obrządkom. Oskarżyli więc matronę przed cesarzem o rzekome bluźnierstwa wobec bożków; grozili, że bogowie za karę nawiedzą miasto nieszczęściami; że gniew bożków jedynie zażegnać można przymusem, aby Felicyta z synami pogańskie złożyła ofiary, a w razie oporu śmiercią bożków przebłagała. Uległ cesarz podszeptom swych kapłanów; przez namiestnika swego Publiusza nakazał Felicytę skłonić do ofiar pogańskich. Zabiegi wszelkie były jednak nadaremne. Nieustraszona groźbami matrona śmiało oświadczyła, że ani namowy, ani kary ją nie spowodują do zaparcia się wiary prawdziwej; że i synowie jej nie odstąpią za żadną cenę Chrystusa. Chcesz więc być zabójczynią własnych swych dzieci? - zawołał Publiusz. Dzieci moje, odrzekła Felicyta, żyć będą na wieki, skoro śmierć poniosą za Chrystusa; umarłyby na wieki, gdyby ofiarowały bogom waszym! Uwolniona tymczasowo od zagrożonej kaźni, opowiedziała matka synom przebieg przesłuchów przed Publiuszem, napomniała ich do wytrwałości, a długiemi modlitwami do Boga błagała o stałość dla siebie i dla dzieci.
Na drugi dzień odbywał się publiczny sąd pod przewodnictwem namiestnika
cesarskiego na polu Marsowem. Stanęła przed Rzymianinem Felicyta i jej
synowie. Jeszcze raz Publiusz wezwał matkę, aby przez wzgląd na dzieci
spełniła wolę cesarską, sama więc ofiary żądane złożyła, a dzieci swe do ofiar
tych pociągnęła i zachętą i przykładem. Felicyta nie tylko nie zastosowała się
do żądania sędziego, ale przeciwnie, synów swych wezwała, aby nie pozwolili
się uwieść słowami poganina; aby wzrok swój wznieśli ku niebu, gdzie za
wytrwałość w wierze czeka ich wieczne szczęście w chwale Zbawiciela. Wzywała
ich, aby za śmierć krzyżową Jezusa nie wahali się przelać swej krwi, a grozę
mąk i cierpień ziemskich umniejszali pamięcią na wieczne radości. Publiusz
uniesiony gniewem przerwał matce dotkliwemi uderzeniami, jakiemi ją
znieważyli siepacze sędziego. Zwrócił się do obecnych synów Felicyty, a
każdego z osobna starał się pozyskać dla woli cesarskiej.
Matka moja, rzekł January, dobrej udzieliła nam rady; byłoby niesłusznie,
gdybym ponad wolą Boga stawiał wolę cesarza. Nie obawiam się ani biczowania,
którem mi grożą, ani innych cierpień, bo Bóg mnie nie opuści. Jeden jest Bóg
prawdziwy, mówił Feliks; byłoby hańbą, gdybym Go się zaparł. Bez siły są
bogowie pogańscy, zawołał Filip, jakże mam nie służyć Bogu wszechmocnemu? Za
ofiary pogańskie czeka nas wieczne potępienie; wolę tutaj cierpieć przez
krótki czas, wywodził Sylwan, niż po śmierci przez całą wieczność. Sługą
jestem Jezusa, krzyknął Aleksander; ustami nie skłamię ani czynem, aby
zataić wiarę, której nikt mi z serca nie wydrze. Ten prawego pragnie żywota,
kto prawemu służy Bogu, przerwał Witalis namowy Publiusza. Najmłodszy
Marcyalis głośno się odezwał: Jestem chrześcijaninem i być nim nie przestanę;
gotów jestem na śmierć męczeńską, którą grozicie braciom moim.
O bezowocnych swych namowach doniósł Publiusz cesarzowi, który wydał
wyrok śmierci na matkę i siedmioro synów. Wszyscy radośnie usłyszeli wieść
tak straszną dla innych; wszyscy wzajemnie zachęcali się do wytrwałości
koniecznej. January wydał ostatnie tchnienie pod kulami, któremi ciało jego
prawie na miazgę potłuczono; Feliksa i Filipa dobili siepacze kijami; Sylwan
znalazł śmierć u stóp wzgórza, z którego go strącono; Aleksander, Witalis i
Marcyalis przelali swą krew pod mieczem kata. Felicyta sama musiała patrzeć
na ostatnie chwile swych synów, a jednak przezwyciężyła ból przyrodzony, aby
ich jeszcze napominać do hartu i niezłomności. Wtrącona do więzienia,
przebyła tam kilka miesięcy, aż miecz kata uwolnił ją od ziemskich cierpień i
otworzył jej drogę do radości wiecznych, których doznawali już jej synowie.
Było to około roku 171. Pamięć św. Felicyty Kościół obchodzi dnia 23
listopada, jej siedmiu synów dnia 10 lipca.
Nauka
Wedle słów Chrystusowych, powiada św. Grzegorz Wielki, ten jest
bratem i siostrą Zbawiciela, kto wiarę weń przyjmuje; ten matką Jego, kto
wiarę tę szerzy nauką. Duchowo niejako bowiem rodzi Zbawiciela w sercu
bliźniego, kto wiarę w nim rozbudza. W ten sposób i św. Felicyta własną wiarą
siostrzycą była duchową Zbawiciela, nauczaniem dzieci swych została Jego
matką duchową, bo wiarę w sercach synów wzbudziła i podtrzymała. Większą
miała obawę, że zostawi dzieci swe żywe na ziemi niż jest obawa matek, że
dzieci swe przeżyją. Porodziła w duchu dzieci swe ponownie Bogu, które była
powiła w ciele światu. Św. Felicyta, powiada dalej św. Grzegorz Wielki,
więcej była niźli męczenniczką; była męczenniczką siedemkroć, nim sama
męczeński zdobyła wieniec. Z synami siedemkroć umierała, kiedy nieustraszona
patrzała na śmierć swych dzieci. Jako matka odczuwała bóle, które przyroda na
taki wywołuje widok, ale miłość przyrodzoną zwyciężyła miłością
nadprzyrodzoną matki duchowej; cieszyła się szczęściem synów, bo żyła silną
nadzieją w obietnice Chrystusowe.
Przykład św. Felicyty i jej synów pokazuje nam, jak daleko jesteśmy
oddaleni od prawdziwej doskonałości przez cierpliwości cnotę. Lada słówko nas
zasmuca, lada opór nas gniewa, a duszy św. Felicyty i jej synów nie zdołały
wstrząsnąć największe bóle i największe cierpienia. Uczmy się z wzniosłego
przykładu umierać samym sobie, jako Chrystus umarł dla nas z miłości
niezgłębionej. Umierajmy męczeństwem duchowem przez krępowanie zmysłów,
wzgardę rzeczy światowych, usuwaniem tego, co nam srom i wstyd przynosi wobec
Boga.
Przykład św. Felicyty i jej synów pokazuje nam, jak daleko jesteśmy oddaleni od prawdziwej doskonałości przez cierpliwości cnotę. Lada słówko nas zasmuca, lada opór nas gniewa, a duszy św. Felicyty i jej synów nie zdołały wstrząsnąć największe bóle i największe cierpienia. Uczmy się z wzniosłego przykładu umierać samym sobie, jako Chrystus umarł dla nas z miłości niezgłębionej. Umierajmy męczeństwem duchowem przez krępowanie zmysłów, wzgardę rzeczy światowych, usuwaniem tego, co nam srom i wstyd przynosi wobec Boga.
Św. siostry Rufina i Sekundyna, męczenniczki i dziewice
(ok. r. 257)
Ze znamienitej rodziny
rzymskiej pochodziły siostry Rufina i Sekundyna; ojcem ich był senator
Astezyusz, matką Aurelia. Rodzice w trosce o przyszłość córek zamierzali je
wydać za mąż. Rufina zmówioną już była Armentaryuszowi, Sekundyna zaś
Werynowi. Zdawało się, że przyszłemu związkowi i wspólnemu szczęściu nic na
przeszkodzie stać nie będzie, bo i oblubieńcy byli wyznawcami wiary
chrześcijańskiej. Niestety prześladowania za czasów cesarzy Waleryana i
Galiena około r. 257 zachwiały wiarę młodzieńców tak dalece, że domagali się
od cnotliwych sióstr, aby za ich przykładem zaparły się Jezusa.
Siostry odrzuciły sromotne żądanie; aby ujść niepotrzebnym dalszym
naleganiom opuściły Rzym potajemnie. Na wieść o tem oskarżyli je Armentaryusz
i Weryn przed Arcezylauszem o pogardę bożków pogańskich; w urządzonym
natychmiast pościgu zbiry rzymskie schwytały siostry i stawiły je przed sądem
Juniusza Donata. Na wywody sędziego, aby porzuciły swe rzekome zabobony
chrześcijańskie, odrzekła Rufina, że ofiarami pogańskiemi potępiłaby się na
wieki; że woli zachować czystość niż w niegodne wstąpić węzły małżeńskie; że
nie obawia się przyszłości, kiedy każdy dzień niepewny. Przywołana Sekundyna
miała patrzeć na męki swej siostry, na które została za opór słuszny skazana;
poganie żywili nadzieję, że tem łatwiej odstąpi od swej wiary. Ale widok
krwawego biczowania, jakie ponosiła Rufina, natchnął Sekundynę taką siłą, że
ku zdumieniu obecnych żądała głośno, aby mogła brać udział w cierpieniach
siostry. Nie ulękły się obydwie groźbą pohańbienia czci niewieściej, bo
nigdy by wolną swą wolą do tego nie były dopuściły. Przerwano męki zadawane,
aby święte siostry zamknąć w smrodliwem więzieniu. Nadaremno siepacze rzymscy
starali je zadusić gryzącym dymem; uszły też cudownie zamierzonemu w Tybrze
utopieniu. Dopiero z rozkazu Juniusza kazał je wywieść Arcezylausz za miasto
i śmierć im zadać przez miecz katowski. Ciała świętych męczenniczek,
porzucone na pastwę zwierzętom, odnalazła Plautyla, dotąd poganka, a odtąd
gorliwa chrześcijanka. Na miejscu męczeństwa świętych sióstr stanęła kaplica,
później za papieża Damazego wspaniała świątynia; od XII wieku szczątki
męczenniczek przeniesiono do bazyliki laterańskiej.
Siostry odrzuciły sromotne żądanie; aby ujść niepotrzebnym dalszym naleganiom opuściły Rzym potajemnie. Na wieść o tem oskarżyli je Armentaryusz i Weryn przed Arcezylauszem o pogardę bożków pogańskich; w urządzonym natychmiast pościgu zbiry rzymskie schwytały siostry i stawiły je przed sądem Juniusza Donata. Na wywody sędziego, aby porzuciły swe rzekome zabobony chrześcijańskie, odrzekła Rufina, że ofiarami pogańskiemi potępiłaby się na wieki; że woli zachować czystość niż w niegodne wstąpić węzły małżeńskie; że nie obawia się przyszłości, kiedy każdy dzień niepewny. Przywołana Sekundyna miała patrzeć na męki swej siostry, na które została za opór słuszny skazana; poganie żywili nadzieję, że tem łatwiej odstąpi od swej wiary. Ale widok krwawego biczowania, jakie ponosiła Rufina, natchnął Sekundynę taką siłą, że ku zdumieniu obecnych żądała głośno, aby mogła brać udział w cierpieniach siostry. Nie ulękły się obydwie groźbą pohańbienia czci niewieściej, bo nigdy by wolną swą wolą do tego nie były dopuściły. Przerwano męki zadawane, aby święte siostry zamknąć w smrodliwem więzieniu. Nadaremno siepacze rzymscy starali je zadusić gryzącym dymem; uszły też cudownie zamierzonemu w Tybrze utopieniu. Dopiero z rozkazu Juniusza kazał je wywieść Arcezylausz za miasto i śmierć im zadać przez miecz katowski. Ciała świętych męczenniczek, porzucone na pastwę zwierzętom, odnalazła Plautyla, dotąd poganka, a odtąd gorliwa chrześcijanka. Na miejscu męczeństwa świętych sióstr stanęła kaplica, później za papieża Damazego wspaniała świątynia; od XII wieku szczątki męczenniczek przeniesiono do bazyliki laterańskiej.