Na akademii paryskiej zasłynął około roku 1533
jako profesor filozofii młody szlachcic Franciszek,
rodem ze zamku Ksawier pod Pampeluną w Hiszpanii.
Równocześnie z nim chodził do akademii szlachcic
hiszpański Ignacy, którego serce dążyło
do wyższego celu. Młody Ignacy odgadł w uczonym
Franciszku Ksawerym narzędzie wybrane i nie szczędził
starań i zabiegów, aby go pozyskać dla Chrystusa. Nie
przestawał przypominać mu pamiętnych słów
Zbawiciela: "Co pomoże człowiekowi, choćby cały
świat zyskał, a szkodę by poniósł na duszy?". W
uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
ślubował Franciszek wraz z Ignacym i pięciu innymi
poświęcić życie nawracaniu niewiernych i zbawieniu
duszy, a ustąpiwszy z katedry profesorskiej, zajął
się nauką teologii.
Gdy w jakiś czas potem król portugalski Jan III
zwrócił się do Ignacego z prośbą o kilku
zakonników, którzy by mieli chęć udać się na misje
do Indii Wschodnich, Ignacy wyznaczył na ten cel
Franciszka Ksawerego i jeszcze drugiego kapłana.
Otrzymawszy błogosławieństwo papieża Pawła III
odbył Franciszek pielgrzymkę do obrazu Matki Boskiej w
Lorecie, do której miał osobliwsze nabożeństwo, a
potem wybrał się przez Alpy do Lizbony. W podróży
przechodził około rodzinnego zamku, w którym żyła
jeszcze ukochana matka, ale z tęsknoty oglądania jej
uczynił ofiarę Bogu i kazał ją tylko przez drugich
pożegnać tymi słowy: "Spodziewam się wkrótce i
na wieki oglądać cię w Niebie". W stolicy
Portugalii mieszkał przed wybraniem się w drogę nie w
pałacu królewskim, lecz w szpitalu, poświęcając
cały czas pielęgnowaniu chorych. Podróż do Indii
trwała trzynaście miesięcy. Po wylądowaniu w Goa
poprosił o ciasną komórkę w szpitalu i torował sobie
drogę do serc pogan w ten sposób, że nasamprzód
starał się usunąć zgorszenia między tamtejszymi
chrześcijanami. Rano pierwszym jego zajęciem było
krzepienie ciała i duszy więźniów i chorych. Potem
przechodził wszystkie place i ulice miasta z dzwonkiem w
ręku i zapraszał dzieci i doroślejszych do kościoła
na nauki katechizmowe. Za pośrednictwem dzieci
zjednywał sobie zaufanie i wdzięczność rodziców.
Wielka była ilość grzeszników, którzy wskutek jego
zabiegów szczerze się nawrócili, i pogan, którzy
prosili o chrzest święty. Założył także seminarium
w celu wychowywania i kształcenia młodych
współpracowników. Później udał się do szczepu
Parawasów, którzy już dawniej byli przyjęli chrzest,
ale dla braku nauki i kapłanów popadli znowu w
pogaństwo. Po przybyciu zdziałał wiele cudów przy
chorych i zmarłych, co na krajowcach uczyniło
niesłychane wrażenie. Uprzejmością i gorliwością w
nauczaniu pozyskał sobie wszystkich, a ziarno przez
niego rzucone wydało tysiąckrotny plon. Aby ten plon
nie zniszczał, budował Franciszek kościoły,
uregulował nabożeństwo, a najzdatniejszych
nowonawróconych mianował nauczycielami. Następnie
udał się do Trawankoru, gdzie za widoczną przyczyną
niewyczerpanej łaski Bożej zaraz w pierwszym miesiącu
ochrzcił dziesięć tysięcy pogan i w krótkim czasie
poświęcił 45 kościołów. Sława św. cudotwórcy
rozeszła się po całych Indiach. Zewsząd go
zapraszano, wszędzie z radością witano. Błogie skutki
działalności spowodowały go do napisania prośby do
świętego Ignacego, aby mu przysłał jeszcze więcej
misjonarzy.
Gdy na wyspie Terrate założył liczną parafię,
doszła go wiadomość, że mieszkańcy Mory,
nienawidzący Portugalczyków, zamordowali przyjaciela
jego Simona, który ich nawrócił do chrześcijaństwa,
i popadli znowu w bałwochwalstwo. Franciszek bez
namysłu wybrał się do nich w drogę. Odradzano mu tę
podróż, gdyż klimat tych stron był niezdrowy,
mieszkańcy byli osławieni jako rozbójnicy, a skwary
tamtejsze były dla cudzoziemców nieznośne. Na te
przestrogi tak odpowiedział: "Gdyby to były
kopalnie złota, srebra i drogich kamieni, gdyby tam
można liczyć na obfity połów pereł, każdy by tam
poszedł, nie pytając o niebezpieczeństwa. Czyż by
kupiec miał okazywać więcej odwagi w nadziei obfitego
zysku i zbogacenia, aniżeli misjonarz chrześcijański,
któremu wiadomo, że może tam pozyskać dla Nieba dusze
nieśmiertelne? Choćby mi się udało ocalić tylko
jedną duszę, nie powinienem się ulęknąć nawet
największego niebezpieczeństwa".
Pojechał więc, zdobył dla Chrystusa dwa największe
miasta i zbawiennie wpłynął na poprawę obyczajów ich
mieszkańców. Potem udał się do miasta Goa, powitał
przybyłych z Europy misjonarzy i każdemu z nich
wyznaczył teren działania.
Zamiast wypocząć po mozolnej pracy, wsiadł na
statek pogańskiego rozbójnika morskiego i puścił się
do Japonii, leżącej na wschodnim krańcu Azji.
Wylądował na brzegu wyspy bez broni, bez funduszów,
bez znajomości języka krajowego, bez pomocy obcej,
polegając jedynie na Bogu i nadziei, że Wszechmocny
udzieli mu daru porozumienia się z rozmaitymi szczepami
osiadłymi na wyspach, tworzących cesarstwo japońskie.
Głoszenie Ewangelii było tu niesłychanie trudne, a
nawet niebezpieczne, gdyż kapłani we wszystkim stawiali
mu nieprzezwyciężone przeszkody, mimo to jednak
zdołał w ciągu półtrzecia roku zasiać tyle ziarna
Boskiego, że posiew ten w chwili jego odjazdu bujnie
się rozkrzewił, bo po trzydziestu latach było w
Japonii już około czterysta tysięcy chrześcijan.
Ksawery przyszedł do przekonania, że nawrócenie
Japonii pójdzie szybszym krokiem, jeśli przedtem
przyjmą wiarę Chrystusową Chińczycy, którzy mieli u
Japończyków wielkie znaczenie, pospieszył przeto do
Goa, ażeby się przysposobić na tę ważną misję.
Sprzysięgli się przeciw niemu ludzie i żywioły, aby
zniweczyć jego usiłowania, ale mimo to dotarł aż do
wyspy Sancian, skąd miał już niedaleko do Chin, celu
swej tęsknoty. Wtem zapadł na ciężką febrę; leżąc
w nędznej, słomianej chacie, pozbawiony pomocy, z
cierpliwością znosił boleści przedśmiertne i skonał
z obliczem niebieską radością rozjaśnionym dnia 2
grudnia 1552, licząc lat czterdzieści sześć. Święte
jego zwłoki spuszczono do grobu w kościele jezuitów w
Goa. Paweł V ogłosił go w roku 1619 Błogosławionym,
a Grzegorz XV zaliczył w roku 1622 w poczet Świętych
Pańskich; święte "Stowarzyszenie rozszerzania
wiary" czci w nim swego patrona.
Nauka moralna
Podajemy na tym miejscu zdarzenie z życia świętego
Franciszka, które jeszcze lepiej da nam poznać ducha,
jaki ożywiał tego świętego apostoła.
Będąc w Indiach zadał sobie Ksawery dużo pracy,
aby nawrócić pewnego portugalskiego szlachcica, który
chlubił się ze swego niedowiarstwa i bezbożności.
Wesołą gawędką udało mu się pozyskać jego zaufanie
i przychylność, po czym starał się przemówić mu do
serca i wykazać konieczność pokuty i pojednania się z
Bogiem. Szlachcic odpowiedział na napomnienia i
przestrogi drwinkami i szyderczym uśmiechem. Nie
zwątpił jednak Ksawery i nie poprzestał na tym, lecz
przy każdej sposobności ponawiał prośby i przestrogi.
Wszystkie usiłowania były nadaremne. Pewnego dnia
wyszli razem na przechadzkę do pobliskiego zagajnika.
Ksawery wznowił rozmowę o miłosierdziu i
sprawiedliwości Bożej. Naraz ukląkł, obnażył plecy,
wydobył spod habitu dyscyplinę i tak się nią
osmagał, że krew zaczęła spływać mu po ciele, przy
czym w te słowa odezwał się do szlachcica:
"Czynię to dla twej duszy, a uczyniłbym daleko
więcej, byle by ją uratować! Ale cóż by znaczyła ta
drobnostka wobec tego, co Jezus Chrystus dla ciebie
uczynił? Czyż by męka Jego i okrutna śmierć nie
miały wzruszyć twego serca?". Po czym wzniósłszy
oczy w Niebo, westchnął: "O Jezu, nie patrz na to,
czym ja biedny grzesznik chciałbym Cię przebłagać,
lecz na własną Przenajświętszą Krew, i racz się nad
nami zmiłować". - Szlachcic stanął jakby w
ziemię wryty. Nie mogąc pojąć ogromu takiej miłości
bliźniego, ukląkł obok Ksawerego, prosząc, aby
przestał się katować, obiecał poprawę i wiernie
dotrzymał słowa.
Modlitwa
Boże, któryś ludy Indii chciał przez nauki i cuda
świętego Franciszka Ksawerego wcielić do Twego
Kościoła, spraw łaskawie, abyśmy naśladowali
przykłady cnót jego, jak i wielbili jego wspaniałe
cnoty. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który
króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Św. Franciszek Ksawery
Urodzony dla świata 7.04.1506 roku
Urodzony dla nieba 2.12.1552 roku
Beatyfikowany 1619 roku
Kanonizowany 1622 roku
Wspomnienie 3 grudnia
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.