(† r. 1073)
Św. Dominik ujrzał światło dzienne we wsi Kannas w królestwie
Nawarra w Hiszpanii. Rodziców miał niezamożnych, lecz bardzo pobożnych. Za
młodu pasał Dominik trzodę owiec u ojca swego. Żyjąc całymi dniami samotnie
na polach i łąkach, używał każdej wolnej chwili na modlitwę i rozważanie
rzeczy nadziemskich. Z domu wyniósł zamiłowanie do cnoty, a że nie miał
towarzystwa złych i zepsutych rówieśników, więc wiódł życie niewinne i
przykładne. Wkrótce tak umiłował samotność, która mu dawała tyle sposobności
do rozważania o wielkości Boga, o nędzy człowieka, że umyślił zamieszkać
stale w zaciszu jakiem i tylko razem z przyrodą wielbić Boga. Jakoż opuścił
dom rodzicielski, wykształcił się w naukach teologicznych, przyjął święcenia
kapłańskie i wyszukał sobie w samotnej pustyni miejsce odludne. Tu postawił
skromną lepiankę; żył pewien czas spokojnie i szczęśliwie, oddany całkiem
modlitwie i pobożnemu rozmyślaniu. Lecz człowiek sam sobie nie jest
najlepszym doradcą. W rozmaitych pokusach, cierpieniach i nędzach ludzkich,
związanych nieodzownie z życiem ziemskiem, potrzebujemy koniecznie pomocy i
porady innych. Człowiek bywa wtenczas zakłopotany, zmieszany, sam sobą nie
zdoła pokierować; inny, co patrzy okiem obojętniejszem i spokojniejszem,
lepiej go pozna i oceni. To też natchnął Pan Bóg po niejakim czasie
świątobliwego pustelnika, że dla duszy jego będzie zbawienniej, gdy uda się
do klasztoru i na drodze cnoty i doskonałości innym wedle reguł zakonnych
prowadzić się pozwoli. Skutkiem tego opuścił Dominik zacisze swoje i podążył
do klasztoru św. Emiliana, mającego regułę św. Benedykta. Przyjęty do zakonu,
wyróżniał się już rychło niepospolitą wiedzą i wysokiemi zaletami duszy. Po
kilku latach otrzymał godność opata i zarząd podupadłego co do karności
klasztoru św. Maryi. W krótkim czasie przywrócił porządek upragniony, bo
przyświecał braciom zakonnym przykładem cnót niezwykłych.
Królem Nawarry był podówczas chciwy Garcyasz. Przemyśliwał on już dawno
nad tem, jakby zagarnąć dla siebie skarby klasztoru, a kościół klasztorny
obrócić do swego użytku. Rozpoczął więc z Dominikiem jako opatem i
przełożonym klasztoru najpierw układy. Św. Dominik odpowiedział odmownie na
wszelkie zachęty. Król począł tedy grozić gwałtem. Opat oświadczył
publicznie, że raczej życie utraci, aniżeliby miał oddać w sposób
niesprawiedliwy to, co poświęcono na użytek Boży. Rozgniewał się na to
Garcyasz; opornego opata wypędził przemocą z klasztoru. Dominik, wygnany z
ojczyzny, udał się na dwór króla Kastylii, Ferdynanda I. Władca ten słyszał
już był wiele o nadzwyczajnych cnotach opata, przyjął go przeto bardzo
uprzejmie i oddał mu w zarząd klasztor Silos. Słynny ten niegdyś zakład
zakonny był podówczas zupełnie podupadły i opuszczony. Św. Dominik wprowadził
się tam razem z swoimi towarzyszami niedoli, którzy podobnie jak on uciekać
musieli przed zemstą króla Garcyasza, odnowił klasztor i kościół, a Pan Bóg
mu błogosławił. Powoli poczęli do klasztoru napływać liczni młodzieńcy i
mężowie z prośbą o przyjęcie do zakonu. Św. Dominik prowadził ich wszystkich
do doskonałości, a sława jego wielkich cnót rozeszła się po całym kraju. Pan
Bóg wsławił św. opata jeszcze bardziej licznymi cudami.
Podówczas jęczało bardzo wielu chrześcijan pod ciężkiem jarzmem niewoli u Maurów. Święty Dominik współbolał z tymi nieszczęśliwymi, którzy cierpiąc straszne męczarnie cielesne narażeni byli nadto na utratę wiary. Modlił się za nich często, na ich intencyą czynił pokuty i sprawował ofiary Mszy św. Znali go też nieszczęśliwi więźniowie jeszcze z czasów, zanim dostali się do niewoli; inni poznali go z opowiadania towarzyszów wspólnej niedoli. Jeńcy mieli taką ufność w świętość i cudowną moc męża Bożego, że wzywali go nieraz, lubo daleko przebywali od jego klasztoru, o przyczynę u Boga i wykupienie z niewoli. To przedkładali znów w pokornej modlitwie Panu Bogu wielkie cnoty Dominika i prosili o uwolnienie przez wzgląd na zasługi jego. I cóż się działo? Codziennie stawała przed bramą klasztoru w Silos pokaźna liczba tych niewolników i ze łzami w oczach dziękowała mężowi świętemu za cudowne ocalenie. Pomimo najsurowszej straży, pomimo więzów i kajdan, pomimo największej odległości przenosiła ich wedle tradycyi jakaś siła cudowna sprzed oczu Mahometan do bram klasztoru św. Dominika, skoro tylko z nabożeństwem i głęboką wiarą wezwali przyczyny św. opata. Na dowód prawdziwości cudu zostawiali niewolnicy w kościele klasztornym łańcuchy, którymi byli okuci. Jeszcze za życia Świętego obwieszono w ten sposób wszystkie ściany kościoła. Po śmierci Dominika wybudowano pod jego wezwaniem kilka kościołów, a ten sam cud dalej się powtarzał. Opowiadanie to polega na świadectwie bardzo wielu naocznych świadków i zdaje się nie podlegać najmniejszej wątpliwości.
Święty Dominik kierował klasztorem swoim dwadzieścia i trzy lata. Oprócz wyżej podanych działał bardzo wiele innych cudów. Ślepym wracał wzrok, głuchym słuch, niemym mowę; przepowiadał duchem proroczym wiele rzeczy przyszłych. Czując, że zbliża się ostatnia chwila, przygotował się nabożnie na śmierć i sąd Boży, upominał podwładnych do wytrwałości w dobrem; całując i obejmując wizerunek Ukrzyżowanego, oddał Bogu ducha w r. 1073. Czci jego przeznaczył Kościół dzień 20 grudnia.
Nauka
Św. Dominik całował podczas ostatniej swej choroby prawie bezustannie krucyfiks; wiedział, że Pan Jezus jedynie chce i może pomóc umierającemu. Czyś zastanowił się kiedy nad tem, co się dzieje w duszy umierającego? "Opuścili mnie bliscy moi, powiada Job, a ci, którzy mię znali, zapomnieli mnie" (Job 19, 14). Najlepsi przyjaciele i znajomi opuszczają nieraz umierającego, a choćby byli obecni, pomóc mu nie mogą. Nikt nie towarzyszy mu na sąd Boski. Nikt nie może się za nim wstawić. Ci, dla których może niejednokrotnie obraził Boga, pozostają na uboczu i mówią może w duchu to, co faryzeusze powiedzieli zdrajcy Judaszowi: "Co nam do tego? Ty się patrz" (Mat. 27, 4). Nie ma chwili, gdzieby człowiek bardziej potrzebował pomocy, jak chwila konania. Chcesz być roztropnym, to poszukaj zawczasu przyjaciela, który cię w tej strasznej chwili nie opuści. Takim przyjacielem to Jezus ukrzyżowany, Zbawiciel twój i Odkupiciel: "Wybierz sobie, upomina św. Augustyn, przede wszystkiem takiego przyjaciela, który pozostanie ci wiernym w godzinie śmierci. On cię nie opuści, choćby wszyscy inni ciebie opuścili". Teraz, póki czas, staraj się o przyjaźń Jezusa. Dla przyjaciół ziemskich nie obrażaj Boga i Zbawiciela swego, ażeby i On nie opuścił cię w ostatniej godzinie. Bierz krucyfiks do ręki i mów z ufnością, co mówił niegdyś król Dawid: "Tyś jest Bogiem moim; nie odstępuj ode mnie; albowiem utrapienie jest bliskie, a nie masz, kto by ratował"; (Ps. 21, 12).