Uczony ten zakonnik, któremu słusznie nadano
przydomek "Wielkiego", urodził się w Lawingen
nad Dunajem i pochodził z rodu hrabiów Bolestät ze
Szwabii. Matka jego, wielka czcicielka Najświętszej
Panny, oddała synaczka pod opiekę Królowej Niebios i
wszczepiła w jego serce gorącą miłość do Niej.
Cieszyło rodziców posłuszeństwo i zamiłowanie
samotności u Alberta, ale trapił ich brak zdolności,
chociaż chłopiec szczerze się starał korzystać z
nauk. Gdy doszedł lat młodzieńczych, nie wiedzieli
rodzice, jaki stan mu obrać, a troskliwa o jego
przyszłość matka w gorących modłach błagała Matkę
Zbawiciela, aby jej wskazała drogę, którą ma pójść
młody Albert. Najświętsza Panna radziła oddać
Alberta do świeżo założonego zakonu kaznodziejskiego,
tj. Dominikanów, jednakże rodzice równocześnie
wysłali młodzieńca na uniwersytet do Padwy. Tam, pod
wpływem kazań słynnego dominikanina Jordana, Albert
wstąpił do zakonu w roku 1221. Po roku próby mianowano
go w uznaniu wielkich zalet i głębokiej nauki
profesorem. Obowiązki profesora pełnił z dobrym
skutkiem przez kilka lat po szkołach klasztornych w
Kolonii, Hildesheimie, Fryburgu, Ratysbonie i
Strassburgu. Po śmierci świętego Jordana skłoniono go
do rządzenia całym zakonem przez dwa lata. Potem
wrócił Albert na katedrę profesorską i uczył w
Kolonii, gdzie się gromadziła młodzież z
najrozmaitszych krajów. Perłą między jego uczniami
był św. Tomasz z Akwinu, którego też miłował jak
rodzonego syna.
W roku 1245 nakazano mu udać się do Paryża, zdobyć
stopień doktorski i wykładać. Z pokorą dziecka
usłuchał rozkazu. Stolica Francji podziwiała naukę
uczonego mnicha. Na wykłady jego chodziło tyle
młodzieży, że najobszerniejsze sale były za ciasne,
wskutek czego musiał wykładać pod gołym niebem.
Zdawało się, jakoby był obeznany z wszystkimi
tajemnicami przyrody i Objawienia. Najzawilsze zagadki
rozwijał i tłumaczył jasno i zrozumiale. Najuczeńsi
mężowie nie wahali się zasięgać jego rady.
Powszechny sąd wielbił w nim największego uczonego
owych czasów, dziwo mądrości. Nikt z współczesnych
nie dorównywał mu w różnorodności, rozległości i
gruntowności wiedzy. Dzieła jego dotyczące geografii,
botaniki, zoologii i mineralogii odznaczają się taką
gruntownością i ścisłą znajomością rzeczy, że
jeden z największych przyrodników nowożytnych,
protestant Aleksander Humboldt, mówił o nich z
największym uznaniem i najszczerszą pochwałą. Sława
nie znalazła jednak oddźwięku w sercu i duszy Alberta,
pozostał bowiem zawsze pokornym zakonnikiem. Gdy w roku
1254 wybierano prowincjała dominikańskiego dla Niemiec,
wybór padł na Alberta. Wielki uczony bez wahania
porzucił katedrę profesorską w Kolonii, na którą
wrócił z Paryża, i zwiedził pieszo wszystkie
porozpraszane po Niemczech klasztory, żyjąc tylko z
jałmużny. Ponieważ Dominikanie należeli do zakonów
żebrzących, nie tylko sam żył w największym
ubóstwie, ale przestrzegał go ściśle u innych
członków zakonu.
W roku 1260 papież Aleksander IV zmusił Alberta do
przyjęcia godności biskupa ratyzbońskiego. Święty
lękał się bardzo, że nie podoła obowiązkom
wysokiego urzędu, a gdy się dowiedział, że
diecezjanie gotują mu uroczyste przyjęcie, wybrał się
nocą do Ratyzbony i odprawił raniutko cichą Msze
świętą. Gdy się rozeszła wieść o jego przybyciu,
lud i duchowieństwo z zapałem go powitało i w
uroczystym pochodzie odprowadziło go do pałacu
biskupiego.
Odtąd gorliwie zajmował się sprawami diecezjalnymi.
ale trawiła go tęsknota do cichej celi i samotnych
studiów. Wolne od zajęć godziny spędzał na zamku
Thumstauff, o milę od Ratyzbony odległym, gdzie
napisał wyborne wyjaśnienie Ewangelii świętego
Łukasza, jedno z najpiękniejszych swych dzieł. Dwa
lata pełnił obowiązki urzędu biskupiego, potem jednak
napisał gorącą prośbę do papieża Urbana IV, aby mu
pozwolił wrócić do klasztoru, kiedy papież
przychylił się do jego życzenia, pospieszył - jak
więzień wypuszczony na wolność - do swej celi w
Kolonii. Niedługo wszakże cieszył się upragnionym
wytchnieniem, albowiem z rozkazu papieża musiał
jeździć po Niemczech i w kazaniach zachęcać do
podjęcia nowej wyprawy krzyżowej, a później wziąć
udział w soborze, który się odbył w Lyonie.
Zajaśniawszy na soborze świetną wymową i głęboką
nauką, wrócił do Kolonii. Ostatnie lata życia
strawił na rozmyślaniach i badaniach naukowych.
Przewyższał wiedzą współczesnych tak dalece, że nie
tylko powszechnie go podziwiano, ale nawet podejrzewano o
czarnoksięstwo.
W roku 1280 siedział osiemdziesięcioletni Albert w
Kolonii na katedrze profesorskiej i przemawiał do
licznego grona uczniów z ognistą wymową, gdy wtem
opuściła go pamięć. Zamilkł, słuchacze osłupieli.
Odzyskawszy przytomność, przypomniał sobie słowa,
które wypowiedziała do niego Najświętsza Panna, gdy
był młodym chłopcem, i wśród przygnębienia i
szczerego żalu obecnych udał się do swej celi. Tam
zaczął się sposobić na godzinę zgonu, pogrążony w
rozpamiętywaniach i modłach, co dzień odwiedzał
grób, który kazał sobie wykopać i odmawiał przy nim
modlitwy za umarłych. Słusznie powiedział jeden z jego
wielbicieli, że rozpamiętywanie śmierci jest
najwyższą mądrością. Gdy go zaczęły opuszczać
siły, przyjął sakramenta święte i zgasł po kilku
dniach, otoczony bracią zakonną, dnia 15 listopada roku
1280. Pisma jego zawarte są w 21 wielkich tomach. Pisał
także poezje na cześć Najświętszej Maryi Panny.
Nauka moralna
Przytaczamy tu niektóre nauki z pism świętego
Alberta:
"Jak za fałszywą monetę nic dobrego nie
kupisz, tak fałszywymi cnotami nie posiędziesz
Królestwa niebieskiego".
"Kto jest prawdziwie cierpliwy, nie żali się
przed nikim na krzywdy, choć serce niekiedy doznaje ulgi
w skardze i użaleniu".
"Często bywa zbytkiem, co nam się wydaje
potrzebą".
"Ubezpieczeniem czystości jest święte
weselenie się w Bogu. To bowiem odbiera wszystkim innym
rzeczom wszelką wartość w oczach naszych. Kto
skosztował rozkoszy ducha, temu obmierzną rozkosze
ciała".
"Nie pytajmy o to, co inni o nas myślą lub
mówią, czy nam schlebiają, czy nas lżą; myślmy
tylko o tym, co się przyczynić może do spokoju
naszego".
"Kto jest szczerze miłosierny, więcej się
smuci grzechem tego, kto go obraził, aniżeli
wyrządzoną sobie krzywdą".
"Prawdziwa bojaźń Boża skłania człowieka do
unikania grzechów nie tylko śmiertelnych, ale i
powszednich".
"Fałszywa to pokuta, którą się poprawia z
jednego grzechu, a o inny nie dba".
"Człowiek może z własnej winy upaść, ale nie
może z własnej woli się podźwignąć".
"Prawdziwy to mędrzec, kto się stara poznać
dobre i złe, i pierwsze gorliwie pełni, a drugim z
całego serca się brzydzi. Mądrość powinna mieć na
wodzy myśli nasze, aby się nie błąkały poza Bogiem;
winna rządzić skłonnościami serca, by się nie
odwróciło od Boga; winna kierować zamiarami i
przedsięwzięciami naszymi, aby były czyste i
nieskalane. Nawet słowa, czyny i poruszenia nasze winny
być posłuszne mądrości, aby się wszystko odbywało
tak, jak należy".
Modlitwa
Boże, któryś sługę swego Alberta dziwnie
oświecił w sprawie zbawienia wiekuistego, zechciej i
nas obdarzyć łaską, abyśmy prawdy Twe święte coraz
dokładniej poznawali i coraz więcej życie swoje
doczesne do nich zastosowywali. Przez Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem świętym żyje
i króluje po wszystkie wieki wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.