I.
Soborami nazywają się w ogólności uroczyste zgromadzenia biskupów
celem naradzania się i wydawania praw w zakresie spraw kościelnych.
Sobór jest ekumeniczny, powszechny, czyli generalny, kiedy jest przez Głowę
Kościoła powszechnego zwołany, prowadzony i potwierdzony, kiedy nań
wszyscy biskupi świata katolickiego byli zaproszeni i kiedy biorą w
nim udział w takiej liczbie, na jaką pozwalają okoliczności. Sobór
jest szczegółowy, czyli partykularny, kiedy zgromadza biskupów jednego
tylko narodu lub jednej prowincji, choćby go nawet zwoływał i choćby
na nim przewodniczył papież.
II.
Cała nauka Kościoła o Soborach ekumenicznych, o których tu
przede wszystkim mówić będziemy, streszcza się w następujących
punktach, wyświetlonych przy sposobności dwóch
podobnych soborów: Trydenckiego w XVI w. i Watykańskiego w XIX w.
Nauczanie i rządzenie - te dwa wielkie zadania, jakie Chrystus powierzył
apostołom i następcom ich aż do końca wieków, stale spełnia w Kościele
papież i biskupi, zasiadający każdy na swej własnej stolicy; nazywamy to zazwyczaj Kościołem nauczającym w rozproszeniu,
nauczycielstwem kościelnym rozproszonym. Ten
sposób nauczania i rządzenia jest najbardziej z naturą rzeczy zgodny,
gdyż pozostawia każdego pasterza w pośród jego owczarni. Skądinąd znów,
sposób ten najzupełniej wystarcza na potrzeby Kościoła nauczanego,
gdyż papież rzymski, jako papież, posiada nieomylną obecność Ducha
św. w sprawowaniu swego urzędu najwyższego nauczyciela; tę samą
nieomylność doktrynalną posiada cały episkopat, zjednoczony ze swym
zwierzchnikiem (ob. art. Kościół, Papiestwo); a jeśli
do codziennego zarządu ludem chrześcijańskim i sumieniami poszczególnych
osób papież i biskupi nie posiadają zbytecznego skądinąd dla nich
przywileju nieomylności, to przecież mają oni takie przynajmniej pomoce
z wysoka, że żadnej
powierzonej im duszy nie zbraknie łask do zbawienia koniecznych. A przeto
nie trzeba uważać Soboru ekumenicznego, a tym mniej partykularnego za
istotowy i zwyczajny pierwiastek
nadprzyrodzonego organizmu Kościoła. Wszak Zbawiciel nie założył
go na zasadach rządu parlamentarnego. Jednakże, w pewnych okolicznościach
wielkie przynoszą korzyści sobory, czyli Kościół nauczający razem
zgromadzony. Ze stanowiska naturalnego zgromadzenie ludzi wykształconych,
roztropnych a dobru publicznemu oddanych, wiele przyczynić się może
do wyjaśnienia wątpliwości, do uspokojenia umysłów, do zażegnania
sporów, do przygotowania praw, do zaradzenia biedom ogólnym, do
podniecenia ufności i
odwagi w działaniu.
Patrząc zaś na te rzeczy ze stanowiska nadprzyrodzonego, mamy przed
oczyma wyraźną obietnicę Chrystusa Pana (Mat XVIII, 20), że
Duch św. towarzyszyć będzie zgromadzeniom, podjętym w imię Boże, powagą bożą i dla chwały bożej. Sobór zatem może być
znakomitą pomocą i bardzo pożytecznym uzupełnieniem tych środków
zwyczajnych, jakimi rozporządza Kościół przy spełnianiu swego
zadania, i jak z jednej strony byłoby rzeczą nieroztropną, szkodliwą,
a nawet niemożliwą zgromadzać wszystkich biskupów świata
w pewnych czasach i w pewnych okolicznościach, wymagających
obecności ich wśród
wiernych, tak z drugiej strony rzeczy będzie roztropną, pożyteczną, a
nawet moralnie konieczną w pewnych okolicznościach zgromadzać tychże
biskupów na sobory generalne lub partykularne, nie dla zmieniania
wiary lub
zasadniczych ustaw Kościoła, gdyż te są niezmienne, ale dla wyjaśnienia
wiary i umocnienia Kościoła, dla lepszego uwydatnienia jego
nadprzyrodzonego pochodzenia i dobroczynnego
wpływu wśród świata 1). Powiedzieliśmy, że
sobory powszechne tak samo jak partykularne nie mogą zmieniać
zasadniczych ustaw, nadanych Kościołowi przez jego Założyciela;
powiedzmy raczej, że sobory właśnie najlepiej te zasadnicze ustawy
okazują, i że z tego powodu papież, osobiście lub przez legatów swych
przewodniczy na soborze powszechnym, jest z prawa bożego jego głową,
tak iż ciało nigdy nie może jej opanować, ani też nigdy nie wolno do
jurysdykcji soborowej odnosić orzeczeń lub postanowień papieskich 2).
I rzeczywiście, nadzwyczajna powaga soboru gatunkowo nie różni się od
zwyczajnej powagi Kościoła rozproszonego; tymczasem zaś ta ostatnia,
a tym samem i tamta jest pod tym tylko warunkiem powagą najwyższą, że
się opiera na Opoce, założonej przez Chrystusa i uwieńczonej
przez tę żyjącą i ożywiającą głowę, którą jest Piotr, sądzący
i przemawiający przez usta swoich następców. Ale z chwilą, kiedy
powaga soboru przyobleczonego w warunki, czyniące go nieomylnym,
wypowiada swe zdanie o dogmacie, o moralności lub o fakcie jakim, z
powyższymi dwoma przedmiotami tak ściśle złączonym, iż naukowo od
nich odłączyć się nie da, każdy wierny chrześcijanin ma obowiązek
sercem i usty wyznawać to, co sobór ekumeniczny postanowił.
Powyższe
wyjaśnienie dosyć jasno wykazuje, że przede wszystkim w odbywaniu i
we władzy soborów jest pewien pierwiastek boski, który się udowadnia
tymi samymi dowodami, co założenie i władza papiestwa i Kościoła
nauczającego; a następnie, że jest w soborach pewien pierwiastek z
natury swej i z pochodzenia kościelny, przez kanony i prawa
papieskie określony. Tekstów tych praw nie przytaczamy, gdyż to
zaprowadziłoby nas zanadto daleko, a przy tym, jako pochodzące od Kościoła,
a często nawet od soborów, teksty te mógłby kto poddawać wątpliwościom
i zarzutom, jakie stawiają samym soborom ich przeciwnicy. Zanim tedy
odpowiemy na te zarzuty, zrobimy uwagę, że Biblia, jakkolwiek nie zawiera
może akt właściwie zwanego soboru, przechowuje nam jednak bardzo dokładne
i szczegółowe wspomnienie takiego samego prawie zgromadzenia soborowego,
odbytego u kolebki chrystianizmu przez apostołów w imię Ducha świętego
i Kościoła. (Dz. Ap. XV).
Sobory powszechne odbywane później szły już tylko za tym
przykładem i tę samą rozwijały karność, tak iż zwoływanie tych
wielkich zgromadzeń biskupich w trudnych okolicznościach Kościoła można
słusznie uważać za przywilej Stolicy Apostolskiej, przyznany jej przez
samo prawo boskie.
III.
Cóż tedy poważniejszego przeciwstawiają tej nauce kościelnej o
soborach?
1-o.
Przeciwstawiają to, że sobory nie mają nic nadprzyrodzonego w swym
pochodzeniu, a zatem i w swoich skutkach; że zgromadzenia tego rodzaju są
rzeczą czysto naturalną, jaką dostrzec możemy nawet w buddyzmie, a
widzimy codziennie w protestantyzmie i w innych wyznaniach, które się
zgromadzają, by radzić nad szczegółami wiary i karności religijnej;
że jeśli bywają kongresy naukowe, polityczne, literackie i in., to muszą
też być z tym samym tytułem i w tym samym celu kongresy kościelne i
katolickie; że chrystianizm, tak samo jak każde społeczeństwo świeckie,
ma prawo zwoływać swe stany generalne, ale ostatecznie to, co takie
zgromadzenie postanawia, nie może posiadać siły obowiązującej na
sumieniu, a przypuściwszy nawet, że sobory mają powagę parlamentów
w państwach konstytucyjnych, to i w tym razie zgromadzenie następne może
zawsze unieważnić lub odwołać postanowienia zgromadzenia
poprzedniego.
Na
te zarzuty odpowiadam, przypominając naprzód przykład apostołów, zwołujących
sobór do Jerozolimy i oświadczających,
że cieszyć się tam będą łaską obecności Ducha św.: „Zdało się
Duchowi świętemu y nam...” (Dz.
Ap. XV, 28).
Przypominam dalej, że powaga soborów w istocie swej nie zależy wcale
ani od ich pochodzenia, ani nawet od faktu zgromadzenia ich w danym
jakimś miejscu lub oznaczonym czasie, lecz od stałych i
nieprzedawnionych praw papieża i episkopatu, nawet rozproszonego po świecie:
a przeto, nawet wówczas, gdybyśmy nie mogli
przytoczyć powyższego faktu biblijnego, nawet wówczas, gdyby Kościół,
w zwoływaniu soborów ekumenicznych szedł za koniecznością natury
czysto ludzkiej, nawet wówczas gdyby naśladował zgromadzenia buddyjskie
i bramińskie, nie mniej jednak zgromadzenia jego soborowe posiadałyby
tę samą powagę, jaką on im nadaje. Wierni nie dlatego słuchają
orzeczeń jakiegoś soboru, że one pochodzą od zgromadzenia soborowego,
ale dlatego, że pochodzą od Kościoła, a jeśli, jakeśmy-to
poprzednio wyjaśnili, uroczyste zwoływanie, obradowanie i orzekanie
postanowień soborów ekumenicznych z natury swej wywołuje łatwiejsze
przyzwolenie ze strony sumienia i rozumu wiernych, to przecież nie
stanowi ono nigdy głównej pobudki, najwyższego i zasadniczego powodu
tego przyzwolenia. A przeto system parlamentarny nie ma nic wspólnego z
teorią soborów chrześcijańskich, i najwyższym jest niepodobieństwem,
aby w przedmiocie wiary istniała kiedykolwiek niezgodność pomiędzy
jednym soborem a drugim; zaś w zakresie karności i zarządu kościelnego
mogą i powinny nawet zachodzić pewne zmiany - nie w punktach istotnych
ustawy chrystianizmu, lecz w szczegółach zastosowania tej ustawy i w środkach,
jakich wymagają obyczaje i potrzeby każdego wieku.
Zarzucają
nam 2-o pewne niezgody, intrygi, gwałtowność mów, a niekiedy i czynów,
jakich smutną pamięć przechowała nam historia soborów; przypominają
nam hałaśliwe polemiki, do jakich pobudził i jakich nieraz bywał
widownią ostatni sobór ekumeniczny; i z tego powodu pytają nas, co za
nadprzyrodzony i boski pierwiastek mogą posiadać takie zgromadzenia i
co za zaufanie może mieć do nich lud chrześcijański? - Odpowiadamy na
to, że właśnie lud chrześcijański miał zawsze w najwyższym stopniu
tę ufność do soborów, jaką nieprzyjaciele nasi uznają za niemożliwą
i że ją miał dlatego, iż pośród opłakanych niedoskonałości
ludzkich lud chrześcijański umiał zawsze rozróżnić działanie
boskie, które pomimo wszystkiego prowadzi swe dzieło i opiekuje się
duszami – działanie tym bardziej uderzające i pocieszające, im
bardziej otoczone bywa grubymi ciemnościami. Boć istotnie nie wolno nigdy tracić z oczu tych pierwiastków, z
jakich podobało się Chrystusowi Panu zbudować swój Kościół, tj.
ludzi, a jakkolwiek ci ludzie są kapłanami, biskupami i papieżami, to
przecież nie przestają oni myśleć i działać jako ludzie. Wszak byłby
to cud nadzwyczajny albo raczej byłoby to najzupełniejsze
unicestwienie naszego swobodnego i wolnego istnienia tu na ziemi, gdyby
Bóg uczynił duchowieństwo bezgrzesznym; znakomite powody miał Bóg do
tego, aby inaczej uczynić, a od nas zależy nie dać się porwać
sofizmatowi, który z grzechu człowieka lub z niedoskonałości
jakiegoś zgromadzenia wnioskuje o błędności jego nauki. Nic dziwnego
przeto, jeśli członkowie jakiegoś soboru ulegają niekiedy słabościom
i namiętnościom ludzi sobie współczesnych, ponad których przecież
bezstronna historia stawia ojców soborowych nieskończenie wyżej. Nic
dziwnego, że niekiedy sprawiedliwość i prawda spotykają zaporę w Kościele
zgromadzonym, jak ją spotykają w Kościele rozproszonym. Ale przede
wszystkim nic nie upoważnia do głoszenia, że ani w jednym, ani w drugim
Kościele nie istnieje żadna powaga nadprzyrodzona i żadne prawo do
prowadzenia dalej zbawczego zadania Chrystusa - Odkupiciela ludzi i założyciela
Kościoła (ob. art. Duchowieństwo).
3-o.
Przeciwnicy soborów chcą wykazać ich czysto ludzki charakter przez
ten fakt potrójny, że wiele soborów - i to najdawniejszych - było
zwoływanych, prowadzonych i zatwierdzanych przez cesarzy. Od dawna już
starannie zbadano i do właściwego znaczenia sprowadzono te fakty
3) - Jeśli niektórzy cesarze mieszali się do pierwszych soborów,
nie działo się to nigdy bez jakiegoś nadużycia i bez jakichś szkód,
mądrze tolerowanych przez Kościół z obawy gorszych następstw, a przy
tym nie obywało się to bez pewnych słusznych powodów, wynikających ze
znakomitych, a niekiedy nieodzownych usług, jakie Kościół otrzymał
lub o jakie starać się musiał ze strony tych panujących. I rzeczywiście,
cesarskiego zwoływania soborów nie uważano nigdy za konwokację główną
i kanoniczną; Rzym i biskupi mogli ją przyjmować z wielkim poszanowaniem,
ale nie brano jej nigdy za równą konwokacji papieskiej, która sama
jedna wystarczała do prawnego odbywania soboru powszechnego; papieżowi
też - i nikomu więcej - wprost lub pośrednio były poddane zawsze
sobory ekumeniczne. Co się zaś tyczy przewodniczenia na soborach, to Sobór
Chalcedoński wyraźnie powiada, że ono należy do papieża, jako
zwierzchnika, czyli głowy całego zgromadzenia, i że przyznawano je
cesarzowi jedynie z powodu przyzwoitości i dla zabezpieczenia porządku.
Co do potwierdzania przez cesarzy zgromadzeń ekumenicznych, to miały
one na celu zapewnienie tym ostatnim poparcia i wykonania ich postanowień
przez przedstawicieli władzy państwowej, jako też wcielenie orzeczeń
soborowych do praw państwowych.
4-o.
Zarzucają nam wreszcie pewną niezgodność zdań o ekumeniczności
niektórych soborów, uważanych przez jednych za powszechne, a przez
innych za partykularne, i zapytują tryumfująco, jakim sposobem wiara
katolicka wydobyć się może z takiego kłopotu. Otóż wyjaśnienie
tego zarzutu jest bardzo łatwe, a kłopot, o jakim tu mowa, nie ma żadnego
znaczenia. Sobory o wątpliwej ekumeniczności są bardzo nieliczne, a
dogmatyczne ich postanowienia albo się już znajdują w innych
orzeczeniach najzupełniej pewnych, albo też nie obowiązują na
sumieniu dopóty, dopóki trwa poważna wątpliwość co do ich
rzeczywistej wartości. Naukowe zatem orzeczenie o spornych punktach należy
do teologii, a ostateczna decyzja do Kościoła: dopóki zaś ta nie nastąpi,
dopóty orzeczenia soborowe pozostają wątpliwymi; jak się zaś względem
nich zachować, powiedziano w art. Orzeczenia soborowe.
5-o.
Zarzuty, dotyczące stosunku papieża do soboru ekumenicznego,
rozbieramy w artykułach, poświęconych papiestwu; tu dla braku miejsca
nie możemy wchodzić w niezliczone, a niezbyt zajmujące szczegóły,
wyniknąć mogące z badania każdego po szczególe soboru dawniejszego
lub nowszego; po szczegóły tych zagadnień odsyłamy czytelnika do
pisarzy specjalnych, do historyków i teologów.
(Ob.
Palmieri. De Romano Pontifice; - Hurter, Theologia
generalis, tr. 2 de Ecclesia; - Hefele, Konciliengeschichte,
Wstęp. (Jest tłum. franc); - Heinrich, Dogmatik, t. II;
- Seheeben, art. Koncylia, we fryburskim Kirchenlexicon;
i t d.)
Przypisy:
1)
Ob. bulle konwokacyjne Soboru Trydenckiego w r. 1542 i w 1560,
bullę konfirmacyjną z r. 1564, a zwłaszcza bullę zwołującą
Sobór Watykański w r. 1868, jak również dwa listy Apostolskie, w
tymże roku wydane do protestantów i w ogóle do nie-katolików.
2)
Ob. Conc. Vatic. Sess. IV.
c. 3.
3)
Prw. Thomisinus. Dissertatio 3 et 10 in concilia.
_______________________________________
J.
Didiot hasło: SOBORY, w: Słownik Apologetyczny Wiary
Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem x. Wł.
Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. III. Warszawa
1899, s. 514-519.