Z ojca Piotra Ricci i matki
Katarzyny Bonza urodziło sie r. 1522 w Florencyi dziecię, które otrzymało na
chrzcie św. imię Aleksandryny. Pomimo wysokiego rodu i pomimo sposobności do
rozrywek mała Aleksandryna stroniła od zabaw swych rówieśniczek, bo jedyną
już wtenczas jej radością były modlitwy i dobre uczynki. Po utracie matki ojciec
oddał ją na wychowanie do klasztoru Monticelli, gdzie siostra jej ojca,
Ludwika była zakonnicą. Tutaj zaznała wychowanka młoda całej słodyczy
duchownego życia. Wróciwszy do domu ojca, zachowywała nadal zasady życia
wewnętrznego, jakie sobie przyswoiła w zakonie. Powoli dojrzała w niej myśl, aby
zupełnie się usunąć ze świata w zacisze klasztorne. Ojciec widząc plany swe
zniweczone przez zamierzone wydanie Aleksandryny za mąż, uległ prośbom córki;
w 14. roku życia wstąpiła więc do klasztoru Dominikanek w Prato, gdzie stryj
jej Tymoteusz był spowiednikiem; przyjmując welon zakonny Aleksandryna
zamieniła swe imię dotychczasowe na imię Katarzyny.
Życie zakonne nowicyuszki było anielskie przez miłość do Boga, czystość i
zaparcie się zupełne. Spełniała więc najniższe posługi w klasztorze z całą
ochoczością. Wkrótce została przełożoną nowicyuszek, a w 25. roku życia
objęła z woli przełożonych zarząd klasztoru, który dzierzyła aż do śmierci.
Nie tak słowami, jak przykładami prowadziła swe współsiostry zakonne do coraz
wyższej doskonałości, bo jaśniała każdą cnotą. Dla niej samej był znowu
wzorem cnót Jezus ukrzyżowany. Tajemnice życia, cierpienia i śmierć Chrystusa
były przedmiotem ciągłego jej rozważania.
Bóg obdarzył Katarzynę za takie życie doskonałości niezwykłą łaską. Od 22. bowiem roku w każdy czwartek wieczorem po rozmyślaniu męki Jezusowej
wpadała w uniesienie i pozostawała w niem aż do następnego wieczora. W tych
godzinach nie tylko pojmowała dokładnie dzieje męki, ale nadto odczuwała
częściowo te bóle, jakie Zbawiciel musiał znosić. Przy tem Bóg wystawiał jej
pokorę na ciężkie próby przez przewlekłe choroby. Otuchą w takim stanie
wycieńczenia była dla niej częsta Komunia św., a nieraz się zdarzało, że po
posileniu się Ciałem i Krwią Pana Jezusa jasność ją otaczała, a nawet w
powietrze się unosiła.
Cierpienia swego ciała Katarzyna pomnażała wszelkiemi umartwieniami;
biczowała się, dręczyła się czuwaniem, postami, odmawiając sobie nieraz
całemi dniami pożywienia; ograniczała się przy zaspokojeniu głodu i
pragnienia na chleb i wodę, a przy potrzebie snu na trzy godziny
spoczynku.
Do łask zachwyceń, uzdrowień, proroctwa dołączyły się z woli Bożej wyższe
i wznioślejsze łaski. Najświętsza Marya Panna jej się objawiła i złożyła
Dzieciątko Boże na jej ręce do uścisku. Zbawiciel sam piętna swych ran
wycisnął na jej rękach, stopach i boku, na głowę włożył jej cierniową koronę.
W innym objawieniu zstąpił Zbawiciel do Katarzyny z krzyża, przed którym się
modliła. Szczytem zaś duchowego tego z Bogiem obcowania było widzenie, w
którym Zbawiciel włożył na palec Katarzyny pierścień na znak duchowych
zaślubin czystej dziewicy z niebieskim Oblubieńcem.
Pomimo tego potoku łask i przywilejów nie wynosiła się Katarzyna nad swe
siostry zakonne. Chociaż starała się przeszkodzić, rozgłos o łaskach jej i
cudach rozchodził się wszędzie. Przybywali ze wszystkich stron ludzie każdego
stanu do świętej zakonnicy, aby za jej prośbą od Boga szczególniejsze jakie
uzyskać łaski. Przeszkadzały Katarzynie te rozproszenia w skupieniu ducha;
dlatego błagała Stwórcę, aby łaski jej udzielane jeśli już nie ograniczył, to
przynajmniej ukrył przed oczyma świata. Bóg wysłuchał prośby, a nawet
dopuścił, że niektórzy posądzali ją o udawanie i w pośmiewiskach ją
wyszydzali.
Gorycze te niezasłużone znosiła Katarzyna cierpliwie; osłodą dla niej były
wymiany listów z św. Filipem Nereuszem, przebywającym wówczas w Rzymie.
Świadectwem samego św. Filipa zdarzyło się nawet, że celem omówienia pewnej
ważnej sprawy miał szczęście ujrzeć Katarzynę w Rzymie w nadprzyrodzonym
widzeniu.
Zapowiedzią bliskiej śmierci Katarzyny była bolesna choroba. Po przyjęciu
sakramentów św. dziewica pogrążyła się w rozmyślaniu męki Jezusowej.
Trzymając ciągle w rękach wizerunek Ukrzyżowanego, głośno objawiała
pragnienie śmierci z Zbawicielem na krzyżu, a rozkładając ręce z imieniem
Jezus na ustach wydała ostatnie tchnienie w dzień Matki Boskiej Gromnicznej
r. 1589.
Święta Marya Magdalena de Pazzis, żyjąca w Florencyi, widziała w
objawieniu, jak św. Katarzyna otoczona zastępami aniołów unosiła się z ziemi
do niebieskiego Jeruzalem. Liczne cuda po śmierci Katarzyny skłoniły Klemensa
XII, że ogłosił ją za błogosławioną, a Benedykt XIV, że ją r. 1746 zaliczył
w poczet świętych.
Nauka
Pamięć na niewymowne męki i cierpienia Jezusa uczyła Katarzynę
znosić z pokorną radością wszystkie dolegliwości życia. Nie naszym wprawdzie
obowiązkiem, prosić Boga o cierpienia i utrudzenia, ale naszym obowiązkiem
wszystko znosić z poddaniem się, co tylko Bóg na nas zesłać zechce.
Przede wszystkiem chorobę i śmierć przyjmować mamy jako wyraz woli Bożej i na
chwile te ciągle się gotować. Ale niestety wielu nie myśli o śmierci, póki
śmierć im nie zajrzy w oczy; wtenczas sięgają po wizerunek Zbawiciela, o
którym przez całe zapomnieli życie.
Ileż przedmiotów bez wartości w życiu szanujemy i cenimy! Natomiast wizerunek Ukrzyżowanego jak często jest w poniewierce! Albo go nie ma w domu może albo pozostaje gdzieś na uboczu zapylony i zakurzony. Przecież ozdobą każdego domu katolickiego musi być krzyż, a krzyżyk chociażby niepozorny zdobić powinien piersi każdego katolika jako rycerza Chrystusowego.
Pisze św. Paweł (I.Kor.9.27): Karzę ciało moje i w niewolę podbijam, bym śnać innym przepowiadając, sam się nie stał odrzuconym. Słowa te i św. Katarzyna w życiu swem jako zasadę przeprowadzała. Napomnienie św. Pawła i wzór św. Katarzyny przestrzegają ciebie, abyś nie hołdował wygodom, a ciału nie przysparzał namiętności i żądzy. Nie możesz się spodziewać wiecznej nagrody, jeśli nie będziesz żył wstrzemięźliwością, postów nie zachowasz, jeśli szukasz zakazanych rozrywek, oddajesz się cielesnym grzechom, jeśli wszystkie te grzechy może już przeszły w nałóg zakorzeniony! Nie wiem, powiada św. Augustyn, jak możemy żądać udziału w szczęśliwości wspólnie z świętymi, jeśli ich nie chcemy naśladować ani w drobniejszych sprawach.