NAUKA
NA NIEDZIELĘ ZAPUSTNĄ
zwaną inaczej
PIĘĆDZIESIĄTNICĄ
O ULECZENIU NIEWIDOMEGO
(Miana w kościele Św.
Ducha w Łowiczu podczas odpustu)
(1887)
KS. ANTONI CHMIELOWSKI
––––––––
"A Jezus rzekł mu: przejrzyj, wiara twoja uzdrowiła
ciebie".
Ew. u św. Łuk. r. 18.
Z pomiędzy
rzeczy, które Pan Bóg stworzył dla użytku człowieka, światło jest rzeczą
najpiękniejszą i najpotrzebniejszą. Bez światła cały świat byłby jak straszne
więzienie, ludziom i zwierzętom trudno byłoby się poruszać, trudno z miejsca na
miejsce przenosić; nie znaliby jedni drugich, nie widzieli. "Byliby
stworzeni na próżno – mówi święty Ambroży – gdyby nie mieli sposobu widzenia
się i poznania nawzajem". Wiedział o tym Bóg i dlatego szereg cudów swego
stworzenia rozpoczął od światła. I rzekł Bóg: niech się stanie
światłość, i stała się światłość (1).
Ale według świętego Pawła,
owa cudowna rzecz, to jest światło, któremu Pan Bóg na samym początku świecić
kazał, nie było czym innym, tylko figurą i przepowiednią światła o wiele
cudowniejszego Boskiej nauki, światła, które z przyjściem Zbawiciela na ten
świat zaświeciło w duszach ludzkich niezrównanym blaskiem. Bóg, który
rzekł, aby z ciemności światłość zaświeciła, ten zaświecił w sercach naszych,
ku oświeceniu uznania chwały Bożej, w obliczu Jezusa Chrystusa (2).
Jakoż w rzeczy samej,
światło Boże w Ewangelii widnieje nie tylko ze wszystkich nauk Jezusa
Chrystusa, ale i ze wszystkich Jego dzieł; świeci nam nie tylko Jego słowami,
ale i Jego cudami. Ta cecha, jak w ogóle jest prawdziwą, tak w szczególności
najlepiej stosować się daje do owego cudu, za pośrednictwem którego uleczony
został od urodzenia niewidomy. Był to cud wielki, cud niesłychany, przedstawiał
wiarę w czyn zamienioną. Przypatrzmy się temu cudowi bliżej.
Kochany Zbawicielu! my wszyscy
na duszy niewidomi jesteśmy, uzdrowienia potrzebujemy. Racz wejrzeć na nas i
potrzebie naszej zaradzić. Panno Przeczysta, Matko nas wszystkich wspólna,
wstaw się za nami.
Zdrowaś Maryjo!
I.
α) Chrystus Pan ile razy
jakąś prawdę objawiał, tyle razy zawsze ją jakimś cudem popierał. Święty Jan
Chryzostom mówi, że to popieranie służyło do wykazania i odwiecznego początku i
Boskiej natury Zbawiciela. Na widok cudów, jednych strach przejmował, drugich
upór wzrastał. Ci ostatni tak dalece okazali się przewrotnymi, że chcieli
Zbawiciela ukamienować, jak tylko spostrzegli, że od urodzenia niewidomy wzrok
odzyskał.
Wiemy z podania, że owym
niewidomym był niejaki Sydoniusz. Ewangelia nie przekazała nam jego imienia,
ale przekazała stan, do jakiego należał; zaznaczyła wyraźnie, że był żebrakiem (3). Nie co
innego przez to chciała nam dać do zrozumienia – mówi święty Jan Chryzostom –
tylko zwrócić uwagę naszą na ową wielką dobroć, z jaką ukochany nasz Zbawiciel
przekładał zawsze ubogich nad bogatych, wydziedziczonych od świata, nad
wynoszonych przez świat; ową wielką dobroć, z jaką czynił ich przedmiotem swego
szczególnego upodobania i swych dobrodziejstw.
Patrzcie, w istocie, z jaką
troskliwością, z jakim zajęciem przystępuje do żebraka podle drogi siedzącego,
jak czule nań spogląda, jak żywo mu współczuje. Wszystko to według świętego
Jana Chryzostoma zamyka się w owych słowach Ewangelisty: Ujrzał
człowieka od urodzenia ślepego (4).
Szczęśliwyś Sydoniuszu!
Chrystus Pan na cię wejrzał i tym samym cię zbawił: bo wejrzenie Chrystusa –
mówi czcigodny Beda – znaczy zastosowanie Jego miłosierdzia względem człowieka.
Racz, o mój Panie, i na mnie,
i na wszystkich zebranych w tej świątyni rzucić chociaż jedno wejrzenie Twego
miłosierdzia, chociaż jedno wejrzenie, które zbawia; chociaż jedno, które
oświeca i uświęca zarazem. Wejrzyj na nas i zbaw nas.
Tak, bracia drodzy, my
możemy zanieść z pełną ufnością do naszego Pana tę pokorną prośbę, pewni będąc,
że zawodu nie doznamy. I w rzeczy samej, według świętego Grzegorza, wielki cud,
jakiego Jezus Chrystus dokonał, obdarzając wzrokiem niewidomego od urodzenia,
był jak większa część innych Jego cudów symbolem i figurą. Sposobem do
zrozumienia łatwym, sposobem, że tak powiemy, dotykalnym chciał nam przez ten cud
przedstawić cud o wiele większy, o wiele trudniejszy, jakiego miał dokonać na
ludziach, oświecając ich dusze prawdziwym światłem swej nauki i łaski.
"Niepodobna – mówi
dalej święty Grzegorz – abyśmy patrząc w duchu na tego żebraka niewidomego, dla
którego dzień jest jakby go nie było, który siedzi przy drodze okryty
łachmanami, blady, smutny, osamotniony, głodny; który na próżno żebrze, aby się
nim kto zajął, aby kto na niego uwagę zwrócił; niepodobna – mówi – abyśmy
patrząc w duchu na tego żebraka, nie poznali w nim żywego obrazu ludzkości
całej w chwili przyjścia na ten świat Zbawiciela". Rodzaj ludzki był
podówczas, równie jak ten żebrak, w wielkiej nędzy. Dóbr duchownych nie
posiadał, światła prawdy był pozbawiony, postępował po omacku, według wyrażenia
jednego z proroków; wpośród nieprzejrzanych ciemności, wpośród niesłychanych
błędów, o religii ludzkiego pomysłu, bezużytecznie tego od ludzi żebrząc, czego
mu ludzie dać nie mogli. Usiadł w końcu zmęczony w swej rozpaczy i zepsuciu (5). Z drugiej
strony, skoro widzimy Jezusa Chrystusa, który ze swej własnej woli przychodzi,
aby niewidomego od urodzenia uleczyć, to nie możemy w Nim nie poznać tego
samego Syna Bożego, który ujrzał do uleczenia trudną i powszechną ślepotę, jaką
był tknięty cały rodzaj ludzki od czasu grzechu pierworodnego, ujrzał i
przyszedł oświecić dusze nasze słońcem swej obecności.
β) Nie robilibyśmy
takiego porównania, gdyby nas Chrystus Pan własnymi słowy do niego nie
upoważniał. Słuchajmy, co się stało dalej. Apostołowie mocno zainteresowani i
tym niewidomym, i jego uleczeniem zapytali Zbawiciela: czy grzechy rodziców były
przyczyną, że Sydoniusz niewidomym się urodził? Chrystus Pan tak odpowiedział:
"Ślepota tego człowieka nie jest następstwem żadnego grzechu, ani on nie
zgrzeszył, ani rodzice jego. Opatrzność wybrała go, aby był dowodem silnie
przemawiającym za wszechmocnością Bożego Syna". Po czym dodał te wielkie i
głębokie słowa: Dopóki jestem na świecie, jestem światłością świata
(6).
To miało znaczyć, że za pośrednictwem Jego osoby rozchodzi się po umysłach
ludzkich światło wszelkiej prawdy. Tak, On jest światłem i to takim światłem,
"które – jak mówi święty Jan Ewangelista – oświeca każdego człowieka na
ten świat przychodzącego" (7).
Zanim jeszcze ukazał się na
świecie w postaci ludzkiej, zanim począł oświecać w sposób widoczny nawet dla
oczu ciała, już jako mądrość, jako słowo, Słowo Boga, spełniał tę samą
czynność, w sposób tylko mniej wyraźny, od wieków. To On był, nie kto inny, co
za pośrednictwem podania z ust do ust rozszerzał po świecie owo prawo, które
się zowie naturalnym. To On był, nie kto inny, co później wzbudzał patriarchów,
proroków i dał ludowi wybranemu prawo pisane. To On był, nie kto inny, co po
swoim wcieleniu objawił światu prawo Ewangelii, nie czym innym będące – mówi
święty Tomasz – tylko prawem pierwotnym udoskonalonym i w całej swej pełni ukazanym.
Tak, to On, nie kto inny, co za pośrednictwem sług ołtarza, za pośrednictwem
misjonarzy katolickich nie przestaje po dziś dzień rozszerzać pomiędzy ludami
najbardziej barbarzyńskimi tego samego objawienia, które oświeca świat moralny
w sposób o wiele dziwniejszy, niż to słońce, które od pięciu tysięcy lat
oświeca świat fizyczny.
Ale nie spuszczajmy z oka
owego od urodzenia niewidomego. Zbawiciel, podczas kiedy mu wzrok przywrócił,
nieco śliny ze swych ust na ziemię upuścił, z kurzem ziemi zmieszał i masą stąd
powstałą po oczach niewidomemu potarł (8). Mógł to jednym słowem uczynić, mógł chcieć i
niewidomy byłby zaraz przejrzał; ale uznał za stosowne takiego sposobu użyć.
Ojcowie święci, a szczególniej święty Augustyn, ów wielki tłumacz tajemnic
Bożych, utrzymuje, że upuszczenie śliny, że zmieszanie jej z ziemią, że
uleczenie następnie tym sposobem niewidomego od urodzenia, wyraźnie wskazywało,
wyraźnie jakby mówiło: "Patrz, człowiecze, ja jestem ten sam, twój Bóg i
Stwórca, którym cię na początku świata również z mułu ziemi do życia powołał i
na tym świecie osadził".
Szczególny zaprawdę sposób
przeprowadzenia zamiarów Bożych. Jesteś niewidomym – zdawał się mówić Chrystus
Pan – ale masz przed sobą tego, do którego skoro się z ufnością ucieczysz,
wzrok swój odzyskasz. Ucieknij się z wiarą, proś z pokorą, każdy, ktokolwiek
tych słów słuchasz, o usunięcie ślepoty ze swej duszy.
Synu Dawidów, zmiłuj się nad
nami. Daj nam przejrzeć jasno, że Ty jesteś jedyną naszą cząstką, że do Ciebie
całym sercem zwrócić się powinniśmy, w Tobie nadzieję pokładać, w Tobie całe
szczęście nasze widzieć i za życia, i po śmierci.
II.
Ale wróćmy do Sydoniusza. W
pobliżu świątyni Jerozolimskiej była sadzawka cudowna, zwała się po hebrajsku
Siloe, a po polsku znaczyła "posłany" (9). Początek
tej sadzawki był niezwykły, wyprosił ją swymi modlitwami u Boga Izajasz prorok
i nadał jej nazwę, jaką nosiła. Znaczenie miała tajemnicze, była figurą chrztu
Jezusa Chrystusa, to jest Tego, który i sam był posłany z nieba, i posłał
Apostołów swoich do przepowiadania Boskiej nauki po całym świecie. Otóż Jezus
Chrystus, pomazawszy oczy masą z ziemi i ze śliny powstałą owemu niewidomemu,
kazał mu udać się do tej sadzawki i obmyć oczy, jak należy. Chory z zupełną
uległością spełnił ten rozkaz i za swoje posłuszeństwo nagrodzony został
ustaniem ślepoty. Poszedł – mówi Ewangelista – umył się i
przyszedł widząc (10).
Zdziwienie niesłychane ogarnęło obecnych, gdy ujrzeli
przed sobą żebraka, który dawniej bez przewodnika ruszyć się nie mógł, który
był zupełnie wzroku pozbawiony od urodzenia, a teraz jak najdoskonalej widział.
Wielu własnym oczom wierzyć nie chciało i podczas kiedy jedni wołali: to jest
Sydoniusz, ów żebrak, który był od urodzenia niewidomy; drudzy mówili: to nie
on, ale inny do niego podobny. Wywiązała się stąd sprzeczka pomiędzy obecnymi,
którą rozwiązał sam Sydoniusz, mówiąc: to ja jestem.
Jakimże sposobem wzrok
odzyskałeś? pytali ciekawi. Człowiek, którego zowią Jezusem, uczynił
błoto i pomazał oczy moje, a rzekł mi: idź do sadzawki Siloe, a omyj się. I
poszedłem, omyłem się i przejrzałem (11).
Jakież to proste, jakie
krótkie, a zarazem jakie dosadne wyrażenie! W trzech słowach zamknięte jest
wszystko, co potrzebne było, aby wzrok niewidomemu przywrócony został. Poszedłem,
omyłem się i przejrzałem.
Cud był zanadto głośny,
zanadto widoczny, by nie miał poruszyć wszystkiego, co żyło w Jerozolimie.
Każdy prawie o nim mówił, każdy chciał szczegółów się dowiedzieć. Cud ten
poruszył i samą radę najwyższą, Sanhedrynem zwaną; członkowie tej rady zebrali
się w komplecie dla dokładnego zbadania sprawy, która tak zajęła wszystkich.
Wezwali najprzód rodziców Sydoniusza, aby z ich ust posłyszeć, czy on był ich
synem i czy się urodził niewidomy? Zawziętość członków radę składających była
wielka, bardzo im tego potrzeba było, aby rodzice Sydoniusza zadali kłamstwo
wszystkiemu. Ale to było niepodobieństwem. Że cudownie uzdrowiony był ich synem
i że się urodził ślepy, wiedziano powszechnie. Rodzice przeto, chociaż z
bojaźnią, zeznali, że Sydoniusz był ich synem i że się urodził ślepy. Więcej
mówić nie chcieli, zasłaniając się tym, że on już nie jest dzieckiem, że ma
lata, że sam może wszystko zeznać, co i jak się z nim stało. Odpowiedzieli
rodzice i rzekli: wiemy żeć to syn nasz, a iż się ślepo narodził. Lecz jako
teraz widzi, nie wiemy, samego pytajcie, mać lata, niech sam o sobie powie
(12). Wezwali tedy po wtóre człowieka, który był ślepym i rzekli mu: cóż ci
uczynił, jakoć otworzył oczy? Odpowiedział im: jużem wam powiedział,
słyszeliście: czemu jeszcze słyszeć chcecie? Izali i wy chcecie być uczniami
Jego? (13).
Jakaż to odwaga, jaka nieustraszoność w tym cudownie
uleczonym! Wobec Rady Najwyższej, wobec zawziętych i potężnych przeciwników,
Sydoniusz wyraźnie przyznał, że jest uczniem Jezusa Chrystusa. Spotkały go za
to obelgi, został wykrzyczany i złajany. Ale on na to nie zważał, on doznawszy
dobrodziejstwa, odzyskawszy wzrok, którego od urodzenia był pozbawiony,
poczuwał się do wdzięczności, stał wytrwale przy swym Dobroczyńcy.
Szczęśliwyś Sydoniuszu i
stokroć szczęśliwy! Te złorzeczenia, jakie cię spotkały, złorzeczenia poniesione
z miłości dla Chrystusa, są nowym dobrodziejstwem dla ciebie, nie już wzrok ci
jednają, ale wieniec nieśmiertelnej chwały w przybytkach niebieskich. Błogosławieni
jesteście; gdy wam ludzie złorzeczyć będą dla Syna człowieczego: bo oto nagroda
wasza obfita jest w niebiesiech (14).
I nie poprzestali na
złorzeczeniu, ale rozjątrzeni, że nie odpowiedział podług ich myśli, wyrzucili
go z pośród siebie (15). Tak na zawziętych przeciwników podziałał cud za
czasów Jezusa Chrystusa. Zamiast uznać wielkość rzeczy dokonanej, zamiast się
ukorzyć przed sprawcą tej rzeczy i prosić, by kierował ich duszami; oni w swej
zawziętości tak nieludzko obeszli się z Sydoniuszem.
Dowiedział się o tym Jezus,
odszukał Sydoniusza i jak przedtem, kiedy był jeszcze niewidomy, tak teraz z
wielką czułością przybliżył się ku niemu i zapytał: Sydoniuszu,
wierzysz ty w Syna Bożego? On odpowiedział i rzekł: Któryż jest Panie, abym weń
uwierzył? I rzekł mu Jezus: i widziałeś go i który mówi z tobą, on ci jest
(16).
Coś szczególnego w tej
chwili odbyło się w duszy Sydoniusza, czuł się całkiem przemieniony, poznał, z
kim rozmawia, pełen przeto radości i uwielbienia zawołał: Wierzę
Panie, i upadłszy uczynił Mu pokłon (17).
Oto prawdziwy uczeń Chrystusa Pana! wyznanie, jakie
uczynił wobec Najwyższej Rady, nie wystarczało dla jego wdzięcznego serca;
zrobił, jak był powinien, głośno wobec wielu zaświadczył rzeczywistość
dokonanego cudu, ale to był dług rozumu, a on czuł, że się od niego należy i
dług serca. Z uszanowaniem przeto, na jakie się tylko mógł zdobyć, ze czcią
głęboką powiedziawszy: wierzę Panie, upadł do nóg
Zbawicielowi, złożył Mu hołd najwyższy, jako Bogu i Odkupicielowi swemu.
Zachowaniem się swoim
potępił tych wszystkich, którzy otwarcie nie wyparli się swej wiary, którzy się
uznają za katolików, ale którzy nie zachowują obowiązków wiary, nie spełniają
jej przepisów świętych: jak postu, jak uczęszczania do kościoła, jak
przystępowania do Sakramentów świętych. Słowami – jak mówi święty Paweł (18) – wyznają
się za katolików, ale czynami przeczą temu. Zatem Jezus Chrystus jest Bogiem
ich umysłu, ale nie jest Bogiem ich serca.
Biedni oni! los ich jest
pożałowania godzien. Nie chciejmy ich naśladować.
Łączmy się natomiast i
naśladujmy tych, którzy się nie tylko uznają za katolików, ale i spełniają to,
co katolicy spełniać powinni: bo tacy są szczęśliwi, bo tacy za przykładem
Sydoniusza nie tylko dług rozumu, ale i dług serca spłacają. Widzimy ich, z jaką
pilnością przystępują do świętych Sakramentów, jak uważnie słuchają Bożego
słowa, jak wiernie, jak ściśle wykonują przykazania Boże i kościelne. Gdzie
potrzeba i ile razy potrzeba, wyznają, że są katolikami, poczytują sobie za
szczęście, że należą do tej wielkiej, świętej rodziny, której głową jest
Chrystus; ale zarazem pamiętają, że dziatki swego Ojca winny czcią głęboką
otaczać, winny hołd Mu składać, hołd uwielbienia, hołd wdzięczności, hołd przez
ujęcie sobie pokarmów, a danie ich drugim, hołd przez wprowadzanie jak
najczęściej i jak najgodniej do swej duszy w postaci komunii świętej drogiego
Ojca.
Taka wiara jest żywą i
doskonałą, ma całą zasługę wiary Sydoniusza; można więc słusznie mówić, że
otrzyma podobną jak Sydoniusz nagrodę, która oby nas wszystkich, jak tu zebrani
jesteśmy, spotkała, mówiący z serca życzy! Amen.
–––––––––––
Nauki
na niedziele i święta całego roku miane w Kolegiacie Łowickiej przez
Księdza Antoniego Chmielowskiego. T. II: Czas Wielkiego Postu i Wielkiejnocy.
Warszawa 1892, ss. 58-65.
(Pisownię
i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono.)
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolenie
Władzy Duchownej:
APPROBATUR.
Varsaviae die 14 (26) Junii 1891 anno.
Judex Surrogatus,
Canonicus Metropolitanus
R. Filochowski.
pro Secretario
J. Podbielski.
N. 2870.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypisy:
(1)
Rodz. 1, 3.
(2)
II Kor. 4, 6.
(3)
Jan 9, 8.
(4) Jan 9, 1.
(5) Iz. 9, 2. Mt. 4, 16.
(6) Jan 9, 5.
(7) Jan 1, 9.
(8) Jan 9, 6.
(9) Jan 9, 7.
(10) Jan 9, 7.
(11) Jan 9, 11.
(12) Jan 9, 20. 21.
(13) Jan 9, 24.
(14) Mt. 5, 11. 12.
(15) Jan 9, 34.
(16) Jan 9, 35. 36. 37.
(17) Jan 9, 38.
(18) Tyt. 1, 16.
Za: http://ultramontes.pl/chmielowski_o_uleczeniu.htm