STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

niedziela, 7 lutego 2016

Nauka na niedzielę zapustną zwaną inaczej pięćdziesiątnicą, o uleczeniu niewidomego - Ks. Antoni Chmielowski

 

NAUKA

NA NIEDZIELĘ ZAPUSTNĄ 

zwaną inaczej

PIĘĆDZIESIĄTNICĄ

O ULECZENIU NIEWIDOMEGO


(Miana w kościele Św. Ducha w Łowiczu podczas odpustu)

(1887)

KS. ANTONI CHMIELOWSKI

––––––––

"A Jezus rzekł mu: przejrzyj, wiara twoja uzdrowiła ciebie".
Ew. u św. Łuk. r. 18.


   Z pomiędzy rzeczy, które Pan Bóg stworzył dla użytku człowieka, światło jest rzeczą najpiękniejszą i najpotrzebniejszą. Bez światła cały świat byłby jak straszne więzienie, ludziom i zwierzętom trudno byłoby się poruszać, trudno z miejsca na miejsce przenosić; nie znaliby jedni drugich, nie widzieli. "Byliby stworzeni na próżno – mówi święty Ambroży – gdyby nie mieli sposobu widzenia się i poznania nawzajem". Wiedział o tym Bóg i dlatego szereg cudów swego stworzenia rozpoczął od światła. I rzekł Bóg: niech się stanie światłość, i stała się światłość (1).

Ale według świętego Pawła, owa cudowna rzecz, to jest światło, któremu Pan Bóg na samym początku świecić kazał, nie było czym innym, tylko figurą i przepowiednią światła o wiele cudowniejszego Boskiej nauki, światła, które z przyjściem Zbawiciela na ten świat zaświeciło w duszach ludzkich niezrównanym blaskiem. Bóg, który rzekł, aby z ciemności światłość zaświeciła, ten zaświecił w sercach naszych, ku oświeceniu uznania chwały Bożej, w obliczu Jezusa Chrystusa (2).


Jakoż w rzeczy samej, światło Boże w Ewangelii widnieje nie tylko ze wszystkich nauk Jezusa Chrystusa, ale i ze wszystkich Jego dzieł; świeci nam nie tylko Jego słowami, ale i Jego cudami. Ta cecha, jak w ogóle jest prawdziwą, tak w szczególności najlepiej stosować się daje do owego cudu, za pośrednictwem którego uleczony został od urodzenia niewidomy. Był to cud wielki, cud niesłychany, przedstawiał wiarę w czyn zamienioną. Przypatrzmy się temu cudowi bliżej.

Kochany Zbawicielu! my wszyscy na duszy niewidomi jesteśmy, uzdrowienia potrzebujemy. Racz wejrzeć na nas i potrzebie naszej zaradzić. Panno Przeczysta, Matko nas wszystkich wspólna, wstaw się za nami.

Zdrowaś Maryjo!


I.

α) Chrystus Pan ile razy jakąś prawdę objawiał, tyle razy zawsze ją jakimś cudem popierał. Święty Jan Chryzostom mówi, że to popieranie służyło do wykazania i odwiecznego początku i Boskiej natury Zbawiciela. Na widok cudów, jednych strach przejmował, drugich upór wzrastał. Ci ostatni tak dalece okazali się przewrotnymi, że chcieli Zbawiciela ukamienować, jak tylko spostrzegli, że od urodzenia niewidomy wzrok odzyskał.

Wiemy z podania, że owym niewidomym był niejaki Sydoniusz. Ewangelia nie przekazała nam jego imienia, ale przekazała stan, do jakiego należał; zaznaczyła wyraźnie, że był żebrakiem (3). Nie co innego przez to chciała nam dać do zrozumienia – mówi święty Jan Chryzostom – tylko zwrócić uwagę naszą na ową wielką dobroć, z jaką ukochany nasz Zbawiciel przekładał zawsze ubogich nad bogatych, wydziedziczonych od świata, nad wynoszonych przez świat; ową wielką dobroć, z jaką czynił ich przedmiotem swego szczególnego upodobania i swych dobrodziejstw.

Patrzcie, w istocie, z jaką troskliwością, z jakim zajęciem przystępuje do żebraka podle drogi siedzącego, jak czule nań spogląda, jak żywo mu współczuje. Wszystko to według świętego Jana Chryzostoma zamyka się w owych słowach Ewangelisty: Ujrzał człowieka od urodzenia ślepego (4).

Szczęśliwyś Sydoniuszu! Chrystus Pan na cię wejrzał i tym samym cię zbawił: bo wejrzenie Chrystusa – mówi czcigodny Beda – znaczy zastosowanie Jego miłosierdzia względem człowieka.

Racz, o mój Panie, i na mnie, i na wszystkich zebranych w tej świątyni rzucić chociaż jedno wejrzenie Twego miłosierdzia, chociaż jedno wejrzenie, które zbawia; chociaż jedno, które oświeca i uświęca zarazem. Wejrzyj na nas i zbaw nas.

Tak, bracia drodzy, my możemy zanieść z pełną ufnością do naszego Pana tę pokorną prośbę, pewni będąc, że zawodu nie doznamy. I w rzeczy samej, według świętego Grzegorza, wielki cud, jakiego Jezus Chrystus dokonał, obdarzając wzrokiem niewidomego od urodzenia, był jak większa część innych Jego cudów symbolem i figurą. Sposobem do zrozumienia łatwym, sposobem, że tak powiemy, dotykalnym chciał nam przez ten cud przedstawić cud o wiele większy, o wiele trudniejszy, jakiego miał dokonać na ludziach, oświecając ich dusze prawdziwym światłem swej nauki i łaski.

"Niepodobna – mówi dalej święty Grzegorz – abyśmy patrząc w duchu na tego żebraka niewidomego, dla którego dzień jest jakby go nie było, który siedzi przy drodze okryty łachmanami, blady, smutny, osamotniony, głodny; który na próżno żebrze, aby się nim kto zajął, aby kto na niego uwagę zwrócił; niepodobna – mówi – abyśmy patrząc w duchu na tego żebraka, nie poznali w nim żywego obrazu ludzkości całej w chwili przyjścia na ten świat Zbawiciela". Rodzaj ludzki był podówczas, równie jak ten żebrak, w wielkiej nędzy. Dóbr duchownych nie posiadał, światła prawdy był pozbawiony, postępował po omacku, według wyrażenia jednego z proroków; wpośród nieprzejrzanych ciemności, wpośród niesłychanych błędów, o religii ludzkiego pomysłu, bezużytecznie tego od ludzi żebrząc, czego mu ludzie dać nie mogli. Usiadł w końcu zmęczony w swej rozpaczy i zepsuciu (5). Z drugiej strony, skoro widzimy Jezusa Chrystusa, który ze swej własnej woli przychodzi, aby niewidomego od urodzenia uleczyć, to nie możemy w Nim nie poznać tego samego Syna Bożego, który ujrzał do uleczenia trudną i powszechną ślepotę, jaką był tknięty cały rodzaj ludzki od czasu grzechu pierworodnego, ujrzał i przyszedł oświecić dusze nasze słońcem swej obecności.

β) Nie robilibyśmy takiego porównania, gdyby nas Chrystus Pan własnymi słowy do niego nie upoważniał. Słuchajmy, co się stało dalej. Apostołowie mocno zainteresowani i tym niewidomym, i jego uleczeniem zapytali Zbawiciela: czy grzechy rodziców były przyczyną, że Sydoniusz niewidomym się urodził? Chrystus Pan tak odpowiedział: "Ślepota tego człowieka nie jest następstwem żadnego grzechu, ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego. Opatrzność wybrała go, aby był dowodem silnie przemawiającym za wszechmocnością Bożego Syna". Po czym dodał te wielkie i głębokie słowa: Dopóki jestem na świecie, jestem światłością świata (6). To miało znaczyć, że za pośrednictwem Jego osoby rozchodzi się po umysłach ludzkich światło wszelkiej prawdy. Tak, On jest światłem i to takim światłem, "które – jak mówi święty Jan Ewangelista – oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego" (7).

Zanim jeszcze ukazał się na świecie w postaci ludzkiej, zanim począł oświecać w sposób widoczny nawet dla oczu ciała, już jako mądrość, jako słowo, Słowo Boga, spełniał tę samą czynność, w sposób tylko mniej wyraźny, od wieków. To On był, nie kto inny, co za pośrednictwem podania z ust do ust rozszerzał po świecie owo prawo, które się zowie naturalnym. To On był, nie kto inny, co później wzbudzał patriarchów, proroków i dał ludowi wybranemu prawo pisane. To On był, nie kto inny, co po swoim wcieleniu objawił światu prawo Ewangelii, nie czym innym będące – mówi święty Tomasz – tylko prawem pierwotnym udoskonalonym i w całej swej pełni ukazanym. Tak, to On, nie kto inny, co za pośrednictwem sług ołtarza, za pośrednictwem misjonarzy katolickich nie przestaje po dziś dzień rozszerzać pomiędzy ludami najbardziej barbarzyńskimi tego samego objawienia, które oświeca świat moralny w sposób o wiele dziwniejszy, niż to słońce, które od pięciu tysięcy lat oświeca świat fizyczny.

Ale nie spuszczajmy z oka owego od urodzenia niewidomego. Zbawiciel, podczas kiedy mu wzrok przywrócił, nieco śliny ze swych ust na ziemię upuścił, z kurzem ziemi zmieszał i masą stąd powstałą po oczach niewidomemu potarł (8). Mógł to jednym słowem uczynić, mógł chcieć i niewidomy byłby zaraz przejrzał; ale uznał za stosowne takiego sposobu użyć. Ojcowie święci, a szczególniej święty Augustyn, ów wielki tłumacz tajemnic Bożych, utrzymuje, że upuszczenie śliny, że zmieszanie jej z ziemią, że uleczenie następnie tym sposobem niewidomego od urodzenia, wyraźnie wskazywało, wyraźnie jakby mówiło: "Patrz, człowiecze, ja jestem ten sam, twój Bóg i Stwórca, którym cię na początku świata również z mułu ziemi do życia powołał i na tym świecie osadził".

Szczególny zaprawdę sposób przeprowadzenia zamiarów Bożych. Jesteś niewidomym – zdawał się mówić Chrystus Pan – ale masz przed sobą tego, do którego skoro się z ufnością ucieczysz, wzrok swój odzyskasz. Ucieknij się z wiarą, proś z pokorą, każdy, ktokolwiek tych słów słuchasz, o usunięcie ślepoty ze swej duszy.

Synu Dawidów, zmiłuj się nad nami. Daj nam przejrzeć jasno, że Ty jesteś jedyną naszą cząstką, że do Ciebie całym sercem zwrócić się powinniśmy, w Tobie nadzieję pokładać, w Tobie całe szczęście nasze widzieć i za życia, i po śmierci.


II.

Ale wróćmy do Sydoniusza. W pobliżu świątyni Jerozolimskiej była sadzawka cudowna, zwała się po hebrajsku Siloe, a po polsku znaczyła "posłany" (9). Początek tej sadzawki był niezwykły, wyprosił ją swymi modlitwami u Boga Izajasz prorok i nadał jej nazwę, jaką nosiła. Znaczenie miała tajemnicze, była figurą chrztu Jezusa Chrystusa, to jest Tego, który i sam był posłany z nieba, i posłał Apostołów swoich do przepowiadania Boskiej nauki po całym świecie. Otóż Jezus Chrystus, pomazawszy oczy masą z ziemi i ze śliny powstałą owemu niewidomemu, kazał mu udać się do tej sadzawki i obmyć oczy, jak należy. Chory z zupełną uległością spełnił ten rozkaz i za swoje posłuszeństwo nagrodzony został ustaniem ślepoty. Poszedł – mówi Ewangelista – umył się i przyszedł widząc (10).

Zdziwienie niesłychane ogarnęło obecnych, gdy ujrzeli przed sobą żebraka, który dawniej bez przewodnika ruszyć się nie mógł, który był zupełnie wzroku pozbawiony od urodzenia, a teraz jak najdoskonalej widział. Wielu własnym oczom wierzyć nie chciało i podczas kiedy jedni wołali: to jest Sydoniusz, ów żebrak, który był od urodzenia niewidomy; drudzy mówili: to nie on, ale inny do niego podobny. Wywiązała się stąd sprzeczka pomiędzy obecnymi, którą rozwiązał sam Sydoniusz, mówiąc: to ja jestem.

Jakimże sposobem wzrok odzyskałeś? pytali ciekawi. Człowiek, którego zowią Jezusem, uczynił błoto i pomazał oczy moje, a rzekł mi: idź do sadzawki Siloe, a omyj się. I poszedłem, omyłem się i przejrzałem (11).

Jakież to proste, jakie krótkie, a zarazem jakie dosadne wyrażenie! W trzech słowach zamknięte jest wszystko, co potrzebne było, aby wzrok niewidomemu przywrócony został. Poszedłem, omyłem się i przejrzałem.

Cud był zanadto głośny, zanadto widoczny, by nie miał poruszyć wszystkiego, co żyło w Jerozolimie. Każdy prawie o nim mówił, każdy chciał szczegółów się dowiedzieć. Cud ten poruszył i samą radę najwyższą, Sanhedrynem zwaną; członkowie tej rady zebrali się w komplecie dla dokładnego zbadania sprawy, która tak zajęła wszystkich. Wezwali najprzód rodziców Sydoniusza, aby z ich ust posłyszeć, czy on był ich synem i czy się urodził niewidomy? Zawziętość członków radę składających była wielka, bardzo im tego potrzeba było, aby rodzice Sydoniusza zadali kłamstwo wszystkiemu. Ale to było niepodobieństwem. Że cudownie uzdrowiony był ich synem i że się urodził ślepy, wiedziano powszechnie. Rodzice przeto, chociaż z bojaźnią, zeznali, że Sydoniusz był ich synem i że się urodził ślepy. Więcej mówić nie chcieli, zasłaniając się tym, że on już nie jest dzieckiem, że ma lata, że sam może wszystko zeznać, co i jak się z nim stało. Odpowiedzieli rodzice i rzekli: wiemy żeć to syn nasz, a iż się ślepo narodził. Lecz jako teraz widzi, nie wiemy, samego pytajcie, mać lata, niech sam o sobie powie (12). Wezwali tedy po wtóre człowieka, który był ślepym i rzekli mu: cóż ci uczynił, jakoć otworzył oczy? Odpowiedział im: jużem wam powiedział, słyszeliście: czemu jeszcze słyszeć chcecie? Izali i wy chcecie być uczniami Jego? (13).

Jakaż to odwaga, jaka nieustraszoność w tym cudownie uleczonym! Wobec Rady Najwyższej, wobec zawziętych i potężnych przeciwników, Sydoniusz wyraźnie przyznał, że jest uczniem Jezusa Chrystusa. Spotkały go za to obelgi, został wykrzyczany i złajany. Ale on na to nie zważał, on doznawszy dobrodziejstwa, odzyskawszy wzrok, którego od urodzenia był pozbawiony, poczuwał się do wdzięczności, stał wytrwale przy swym Dobroczyńcy.

Szczęśliwyś Sydoniuszu i stokroć szczęśliwy! Te złorzeczenia, jakie cię spotkały, złorzeczenia poniesione z miłości dla Chrystusa, są nowym dobrodziejstwem dla ciebie, nie już wzrok ci jednają, ale wieniec nieśmiertelnej chwały w przybytkach niebieskich. Błogosławieni jesteście; gdy wam ludzie złorzeczyć będą dla Syna człowieczego: bo oto nagroda wasza obfita jest w niebiesiech (14).

I nie poprzestali na złorzeczeniu, ale rozjątrzeni, że nie odpowiedział podług ich myśli, wyrzucili go z pośród siebie (15). Tak na zawziętych przeciwników podziałał cud za czasów Jezusa Chrystusa. Zamiast uznać wielkość rzeczy dokonanej, zamiast się ukorzyć przed sprawcą tej rzeczy i prosić, by kierował ich duszami; oni w swej zawziętości tak nieludzko obeszli się z Sydoniuszem.

Dowiedział się o tym Jezus, odszukał Sydoniusza i jak przedtem, kiedy był jeszcze niewidomy, tak teraz z wielką czułością przybliżył się ku niemu i zapytał: Sydoniuszu, wierzysz ty w Syna Bożego? On odpowiedział i rzekł: Któryż jest Panie, abym weń uwierzył? I rzekł mu Jezus: i widziałeś go i który mówi z tobą, on ci jest (16).

Coś szczególnego w tej chwili odbyło się w duszy Sydoniusza, czuł się całkiem przemieniony, poznał, z kim rozmawia, pełen przeto radości i uwielbienia zawołał: Wierzę Panie, i upadłszy uczynił Mu pokłon (17).

Oto prawdziwy uczeń Chrystusa Pana! wyznanie, jakie uczynił wobec Najwyższej Rady, nie wystarczało dla jego wdzięcznego serca; zrobił, jak był powinien, głośno wobec wielu zaświadczył rzeczywistość dokonanego cudu, ale to był dług rozumu, a on czuł, że się od niego należy i dług serca. Z uszanowaniem przeto, na jakie się tylko mógł zdobyć, ze czcią głęboką powiedziawszy: wierzę Panie, upadł do nóg Zbawicielowi, złożył Mu hołd najwyższy, jako Bogu i Odkupicielowi swemu.

Zachowaniem się swoim potępił tych wszystkich, którzy otwarcie nie wyparli się swej wiary, którzy się uznają za katolików, ale którzy nie zachowują obowiązków wiary, nie spełniają jej przepisów świętych: jak postu, jak uczęszczania do kościoła, jak przystępowania do Sakramentów świętych. Słowami – jak mówi święty Paweł (18) – wyznają się za katolików, ale czynami przeczą temu. Zatem Jezus Chrystus jest Bogiem ich umysłu, ale nie jest Bogiem ich serca.

Biedni oni! los ich jest pożałowania godzien. Nie chciejmy ich naśladować.

Łączmy się natomiast i naśladujmy tych, którzy się nie tylko uznają za katolików, ale i spełniają to, co katolicy spełniać powinni: bo tacy są szczęśliwi, bo tacy za przykładem Sydoniusza nie tylko dług rozumu, ale i dług serca spłacają. Widzimy ich, z jaką pilnością przystępują do świętych Sakramentów, jak uważnie słuchają Bożego słowa, jak wiernie, jak ściśle wykonują przykazania Boże i kościelne. Gdzie potrzeba i ile razy potrzeba, wyznają, że są katolikami, poczytują sobie za szczęście, że należą do tej wielkiej, świętej rodziny, której głową jest Chrystus; ale zarazem pamiętają, że dziatki swego Ojca winny czcią głęboką otaczać, winny hołd Mu składać, hołd uwielbienia, hołd wdzięczności, hołd przez ujęcie sobie pokarmów, a danie ich drugim, hołd przez wprowadzanie jak najczęściej i jak najgodniej do swej duszy w postaci komunii świętej drogiego Ojca.

Taka wiara jest żywą i doskonałą, ma całą zasługę wiary Sydoniusza; można więc słusznie mówić, że otrzyma podobną jak Sydoniusz nagrodę, która oby nas wszystkich, jak tu zebrani jesteśmy, spotkała, mówiący z serca życzy! Amen.

–––––––––––


Nauki na niedziele i święta całego roku miane w Kolegiacie Łowickiej przez Księdza Antoniego Chmielowskiego. T. II: Czas Wielkiego Postu i Wielkiejnocy. Warszawa 1892, ss. 58-65.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono.)

---------------------------------------------------------------------------------------------------

Pozwolenie Władzy Duchownej:

APPROBATUR.

Varsaviae die 14 (26) Junii 1891 anno.

Judex Surrogatus,

Canonicus Metropolitanus

R. Filochowski.

pro Secretario

J. Podbielski.

N. 2870.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Przypisy:

(1) Rodz. 1, 3.

(2) II Kor. 4, 6.

(3) Jan 9, 8.

(4) Jan 9, 1.

(5) Iz. 9, 2. Mt. 4, 16.

(6) Jan 9, 5.

(7) Jan 1, 9.

(8) Jan 9, 6.

(9) Jan 9, 7.

(10) Jan 9, 7.

(11) Jan 9, 11.

(12) Jan 9, 20. 21.

(13) Jan 9, 24.

(14) Mt. 5, 11. 12.

(15) Jan 9, 34.

(16) Jan 9, 35. 36. 37.

(17) Jan 9, 38.

(18) Tyt. 1, 16.

Za: http://ultramontes.pl/chmielowski_o_uleczeniu.htm