Święty
Alfons Liguori
|
(żył około roku Pańskiego 1787)
Alfons Maria, urodzony w Neapolu w roku 1696, był
synem kapitana Liguorego, szlachcica wysokiego rodu, i
Anny Cavalieri, zacnej i cnotliwej niewiasty. Przy
kołysce jego wypowiedział św. Franciszek Hieronim
wieszcze słowa: "Dziecię to długo żyć będzie,
zostanie biskupem i zdziała Wiele dla chwały
Boskiej".
Jak ściśle słuchał chłopczyna nauk i przestróg
pobożnej matki, tego dowiódł przy zabawie, kiedy
bowiem przegrywający zarzucił mu oszukaństwo, oddał
mu wygrany pieniądz i rzekł z oburzeniem:
"Skądże ci przyszło na myśl, iżby ktoś mógł
się dopuścić obrazy Pana Boga dla nędznego
grosza?" - po czym natychmiast wyszedł z komnaty,
wyjął medalik Matki Boskiej z zanadrza i zmówił
modlitwę.
W czasie uczęszczania do szkół i w latach
uniwersyteckich dużo czasu obracał na modlitwę,
chodził regularnie na nabożeństwo, komunikował co
tydzień i nawiedzał Przenajświętszy Sakrament, mimo
to jednak robił w naukach tak świetne postępy, że
licząc zaledwie 17 lat, uzyskał tytuł doktora prawa i
zyskał sławę jednego z najznakomitszych adwokatów.
Jego anielski tryb życia był powszechnie znany; nigdy
nie opuszczał nabożeństw i modlitw publicznych;
wzruszająca była jego miłość do Najświętszej
Panny, którą nazywał "ukochaną Matką".
Nigdy nie wychodził, nie poprosiwszy Jej przedtem o
błogosławieństwo; nigdy nie wracał, nie oddawszy czci
Jej obrazowi; nigdy nie rozpoczynał pracy lub
zatrudnienia ważniejszego, nie zawezwawszy Jej pomocy;
za wybiciem każdej godziny, przerywając zajęcie,
odmawiał "Zdrowaś Maryjo", i to z taką
szczerością, przejęciem i prostotą, że obcy ze
zdumieniem i uwielbieniem nań patrzeli. Wysocy
dygnitarze ubiegali się o jego przyjaźń, znamienite
rodziny pragnęły spowinowacić się z nim węzłem
małżeńskim, a ojciec jego cieszył się już
nadzieją, że księżniczka Teresa, córka księcia
Pressicco, zostanie jego synową, gdy wtem naraz wszystko
wzięło inny obrót. Alfons podjął się obrony w
pewnym procesie, a przekonawszy się o słuszności
sprawy, oddał się jej całą duszą. Na rozprawie
wyłuszczył rzecz tak jasno, że wszyscy mu
przyklasnęli, gdy wtem przeciwnik zwrócił mu uwagę na
jeden wyraz, który został przez niego przeoczony, a
całkowicie zmieniał sprawę. Alfons przyznał się do
omyłki i zawoławszy: "O sławny świecie, znam
cię teraz! Lepiej być ostatnim sługą Kościoła,
aniżeli pierwszym sędzią trybunału", opuścił
salę sądową na zawsze.
Postanowił opuścić świat i poświęcić się
stanowi duchownemu, ale jego ojciec i krewni stanowczo
się temu oparli. Mimo wszystko Alfons zwyciężył w
końcu, oświadczywszy, że Bóg go powołuje, a Jego
rozkazów należy słuchać. Zaręczona z nim
księżniczka poszła za jego przykładem i wstąpiła do
klasztoru. Ojciec, oburzony jego krokiem, przez cały rok
nie przemówił do niego ani słowa.
Alfons oddał się gorliwie nauce teologii, przyjął
w kościele farnym obowiązki ministranta, uczył w
niedziele dzieci katechizmu i pisał pieśni nabożne dla
ludu, a otrzymawszy święcenia kapłańskie - liczył
wtedy trzydziesty rok życia - przyłączył się do
gromadki księży, odbywających misje dla prostego ludu.
Na kazania jego, proste, jasne i serdeczne zbierał się
lud gromadnie i słuchał ich z wielkim zajęciem.
Pewnego razu przyszedł na jego kazanie jego ojciec.
Wywarło ono na nim tak potężne wrażenie, że
zawołał donośnym głosem: "Synowi memu dopiero
zawdzięczam poznanie Boga!", a w domu serdecznie
Alfonsa uściskał i przeprosił go za to, że się
opierał jego powołaniu do stanu duchownego.
Alfons z bólem serca widział moralne zaniedbanie
ludu i jego nieuctwo w rzeczach dotyczących wiary,
zwłaszcza po wsiach, i powziął zamiar założenia
kongregacji duchownej, której zadaniem miała być
naprawa tych smutnych stosunków. Wśród łez, postów,
ćwiczeń pokutnych, narad z biskupami i uczonymi
mężami dojrzała myśl jego, gdy jednak przystąpił do
jej urzeczywistnienia, doznał tysiącznych przeszkód,
zwłaszcza ze strony ojca, który go ze łzami błagał,
aby go na stare lata nie opuszczał. Alfons ukląkł
przed nim i trzymając przed nim krucyfiks, rzekł:
"Ten mnie powołuje do pracy. Podjąć ją winienem,
niechaj tobie i mnie Bóg dopomoże". Po tych
słowach pożegnał ojca. Ta ostatnia, najboleśniejsza
walka trwała trzy godziny.
W roku 1732 zamieszkał w Scali w lichym domku z
dziesięciu kapłanami i trzema braciszkami, aby odbywać
misje dla najniższych i najwięcej zaniedbanych warstw
ludu, ale jego towarzysze wkrótce tak ostygli, że
wszyscy go opuścili, oprócz dwóch. Był to srogi cios
dla Alfonsa. Przeciwnicy szydzili z niego, mówiąc, że
daremne są jego wysilenia i że Pan Bóg jego usług nie
potrzebuje. Na to odpowiedział: "Tak jest, On mnie
nie potrzebuje, ale ja Jego, i mam nadzieję, że mi
dopomoże". Nie omylił się w swoich nadziejach,
niezadługo bowiem zgromadziła się około niego tak
spora gromadka zacnych i gorliwych księży, że nie
tylko nie przerwał misji, ale założył dwa nowe domy.
Towarzystwu temu nadał nazwę "Kongregacji
Zbawiciela świętego" (Redemptorystów), a oddawszy
je pod opiekę Najświętszej Panny, nadał mu regułę,
którą zatwierdził papież Benedykt XIV w roku 1749.
Odtąd poczęła się błoga działalność nowego
zakonu, obfitująca w jak najzbawienniejsze skutki.
Duszą zgromadzenia był przez lat 30 jego założyciel,
upodobało się jednak Bogu włożyć na jego barki nowe
brzemię: oto papież Klemens XIII mianował go biskupem
diecezji św. Agaty. Ze szczerym smutkiem pożegnał
Alfons braci zakonnych i zasiadł na stolicy biskupiej.
Objeżdżając ustawicznie diecezję, miewał kazania,
czuwał pilnie nad wykształceniem księży, pisał
dzieła teologiczne, a zarazem piastował godność
zwierzchnika zakonu i codziennie odmawiał z domownikami
swymi pacierz dzienny, wieczorny i Różaniec św.
Te niezwykłe wysilenia, jako też brzemię lat i
bolesne cierpienia złamały w końcu jego siły. Dwóch
papieży prosił o zwolnienie z urzędu biskupiego, ale
Klemens XIII odpowiedział mu: "Imię i sława twoja
starczy do zawiadywania diecezją", a Klemens XIV
rzekł: "Jedna modlitwa twoja na łożu cierpienia
zmówiona więcej korzyści przyniesie twym owieczkom,
aniżeli dziesięć wizytacji diecezjalnych", toteż
Alfons poddał się woli Bożej i czynił co mógł, mimo
coraz większego upadku sił. Niekiedy wchodził jeszcze
na ambonę, a sam widok jego był kazaniem, pobudzającym
wiernych do płaczu. Pracował nawet na łożu boleści,
aż wreszcie Pius VI wysłuchał jego prośby i przyjął
rezygnację starca osiemdziesięcioletniego.
Uniesiony radością podążył do domu misyjnego w
Nocerze i jako zakonnik pracował jeszcze blisko
dwanaście lat, ale były to lata pełne smutku i
boleści. Najpierw trapiły go wątpliwości co do wiary
świętej, przeto dnie i noce płakał z obawy, czy nie
utracił łaski Bożej. Potem dokuczył mu jeden z braci
zakonnej, szerząc niesnaski i nieporozumienia między
towarzyszami, wskutek czego większa część księży
odstąpiła Alfonsa; następnie zaczęto go oczerniać i
utracił przychylność papieża, a dopełnił miary
złego szatan, wmawiając w niego, że on sam winien
wszystkiemu złemu, jakie dotyka zakon. Wtedy jednak
wstawienie się Matki Boskiej położyło kres złemu, a
Bóg sam przyrzekł mu przywrócić pokój w zakonie i
pobłogosławić jego działania.
W roku 1784 już nie mógł wychodzić z celi;
zaniewidział i ogłuchł całkowicie, i nie mógł nawet
leżeć w łóżku. Siedział dzień i noc w krześle, z
głową zwieszoną, opartą o niski stolik - istny obraz
nędzy, ale i zdania się na wolę Bożą. Wielu
przychodziło oglądać świątobliwego męża i budować
się jego cierpliwością. W końcu opadła go złośliwa
febra, zapowiadając bliski zgon. Gdy mu podawano
Komunię świętą, szepnął z rozjaśnionym obliczem:
"Otóż moja nadzieja" i umarł dnia 1 sierpnia
roku 1787. Liczne pisma świętego Alfonsa, aprobowane
powagą Kościoła, są prawdziwym skarbem zarówno dla
uczonych jak i prostaczków.
Nauka moralna
Często nasuwa się nam pytanie: jakim sposobem
Święci tak wiele zdziałać potrafili? Tak np. święty
Alfons mimo ustawicznych wytężających prac, mimo
ciężkich chorób, napisał około 60 dzieł rozmaitej
treści, na których napisanie trzeba by zupełnie
poświęcić całe długie życie. Tłumaczy się to tym,
że Święci nigdy nie próżnowali ani nie odpoczywali i
z każdej chwili korzystać umieli. Bywało nieraz, że
św. Alfons cierpiał nieznośny ból głowy; wówczas
przykładał sobie lewą ręką na głowę kawałek
zimnego marmuru, a prawą pisał.
Ażeby na podobieństwo Świętych umieć skorzystać
z każdej chwili, trzeba sobie ułożyć porządek
dzienny, który się stanie regułą życia; wtenczas
wszystkie czynności, choćby były trudne, staną się
łatwymi, bo przejdą w zwyczaj. Wypełniając bowiem
czynności dzienne w swoim czasie, wypełnia się je
dobrze i dochodzi się do doskonałości. Kto zaś
doskonale i sumiennie swą pracę wykonuje, skarbi sobie
zasługi i łaski u Boga.
Chrześcijanin, który się zaczyna opuszczać w
służbie Bożej i opieszale wypełnia praktyki pobożne,
nabiera do nich wstrętu i kończy na zupełnym
lenistwie. Wtedy zwraca się ku stworzeniom, ku rozkoszom
świata, lecąc na oślep w przepaść występku, w
przepaść tym głębszą, im wyższy stopień
doskonałości już osiągnął. Ileż dobrego
moglibyśmy zdziałać na chwałę Boga, gdybyśmy mniej
czasu na zabawę poświęcali, gdybyśmy mniej myśleli o
sobie i o wygodach swoich, a więcej o służbie Boga i o
wiecznym szczęściu myśleli! Szczęśliwy tedy
chrześcijanin, który się trzyma zakreślonego planu na
drodze doskonałości i od niego nie odstępuje. Serce
jego płonie gorliwością, gdyż Opatrzność Boża
włożyła weń wszystkie dary swoje. Zaiste, wszystko
możemy z gorliwością, a nic bez niej! Kto jest wierny
w dobrych postanowieniach, ma też dobre, spokojne
sumienie i cieszy się doskonałym szczęściem; każda
praca w dziennym porządku zda mu się łatwa, jarzmo
Pańskie słodkie i lekkie; największe poświecenie
zmienia się dla niego w słodkie pociechy. Człowiek
punktualny w swych obowiązkach spełnia każdy, nawet
najmniejszy uczynek z nadnaturalnej pobudki, a przez to
nadaje mu wartość i zbiera sobie w krótkim czasie
niesłychane skarby dla Nieba. Co dzień więc rano po
obudzeniu się odnawiaj dobre przedsięwzięcia swoje i
pobudzaj się do korzystania z każdej godziny.
Modlitwa
Boże, któryś lud Twój wierny, dla wskazywania mu
drogi zbawienia błogosławionym Alfonsem, wielkim
sługą Twoim obdarzył, spraw miłościwie, prosimy,
abyśmy posiadając go jako mistrza życia
chrześcijańskiego na ziemi, zasłużyli sobie mieć go
przyczyńcą w Niebie. Przez Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katocwice/Mikołów 1937r.