Rajmund z przydomkiem Nonnat (Nonnatus) pochodził z
szlacheckiej rodziny hiszpańskiej. Już jako dziecię
okazywał szczególny pociąg do pobożności, modlitwy i
świadczenia dobrego ubogim. Mimo że posiadał
niezwykłe zdolności, ojciec, spostrzegłszy u niego
skłonność do zawodu duchownego, a nawet zakonnego,
odwołał go ze szkoły i posłał na wieś, położoną
w górskiej okolicy, aby tam jako pastuch zapomniał o
swym postanowieniu, a potem wstąpił do wojska. Bóg
jednak inaczej zrządził.
Rajmund, pasąc owce, często zaglądał do pobliskiej
kapliczki Matki Boskiej, a serce jego napawało się
rozkoszą, gdy patrzał na Jej twarz tchnącą
łagodnością. W skromnym przybytku Pańskim padał na
kolana i prosił Przeczystą Dziewicę, aby mu była
Matką, Przyjaciółką i Panią miłosierdzia. Przed Jej
obrazem zwierzał się z swych myśli i uczuć,
przedkładał z dziecięcym zaufaniem swe prośby i
życzenia, tam szukał pociechy i otuchy, ślubując
dozgonną czystość i zobowiązując się wstąpić do
zostającego pod Jej opieką zakonu, trudniącego się
wykupywaniem jeńców, którego założycielem był Piotr
z Nolasko. Za pośrednictwem hrabiego Kardony, który
był jego ojcem chrzestnym i często zjeżdżał na
polowanie w owe góry, otrzymał nareszcie od ojca
pozwolenie wstąpienia do stanu duchownego, a niezadługo
sam założyciel zakonu przyodział go w Barcelonie w
biały habit z czerwono-niebieskim krzyżem.
Teraz dopiero wolno mu było dokończyć nauk,
wyświęcić się na księdza i objąć urząd
kaznodziei, którego obowiązki pełnił tak gorliwie i
sumiennie, że przełożeni uznali go w kilka lat
później za zdolnego do właściwych zajęć zakonnych;
trzeba bowiem wiedzieć, że do wykupywania jeńców z
niewoli saraceńskiej wybierano tylko takich zakonników,
którzy odznaczali się szczerą pobożnością i
poświęceniem.
W dwóch podróżach towarzyszył jako pomocnik św.
założycielowi zakonu, po czym wysłano go z kilku
księżmi do Algieru, skąd wykupił 150 jeńców i
przywiózł ich do Hiszpanii. W roku 1235 udał się w
ważnej sprawie do Rzymu, a uzyskawszy u papieża
Grzegorza IX zatwierdzenie zakonu, wrócił do Afryki,
gdzie znowu wykupił z niewoli 228 chrześcijan i
wrócił ich stroskanym krewnym, ponieważ jednak
wyczerpały mu się fundusze, ofiarował się za
zakładnika, dopóki umówione za nich wykupne nie
nadejdzie. Ciesząc się, że Bóg pozwolił mu cierpieć
dla miłości Jezusa, dał się okuć w kajdany,
pracował wespół z innymi w czasie największych
upałów i pełnił obowiązki kapłańskie. Nadto
pocieszał i dodawał otuchy towarzyszom niedoli,
ożywiając ich wiarę w Opatrzność Bożą.
Największą litość okazywał tym nieszczęśliwym,
którzy w nadziei uzyskania ulgi w swej niewoli wyparli
się wiary Chrystusowej, dopuścili się wiarołomstwa i
stali się przedmiotem pogardy u swych towarzyszy.
Rajmund umiał tak czule przemówić do ich serca i
przekonania, że wielu z nich, czując wstyd z powodu
swego postępku, odwołało swe zaprzaństwo. Co więcej,
lekceważąc niebezpieczeństwo, nie wahał się przy
każdej sposobności głosić Ewangelię samym Saracenom
i zachęcać ich do porzucenia błędów Mahometa. Udało
mu się też nawrócić kilku celniejszych. Rząd kazał
go pochwycić, osmagać do krwi na publicznym placu i
wbić na pal. Ocaliła go chciwość Saracenów i obawa
utraty pieniędzy obiecanych za wyzwolonych jeńców, ale
okrucieństwo sędziów wpadło na niegodziwą myśl,
prawdziwy wymysł szatana, kazali bowiem przebić
Rajmundowi rozpalonym żelazem obie wargi, spiąć je
kłódką i wołali na niego z urągowiskiem: "Teraz
pewnie nie będziesz plótł baśni o Chrystusie i
przestaniesz zwodzić wielbicieli naszego proroka".
Przez osiem miesięcy znosił Rajmund tę katuszę, aż
wreszcie przybyli bracia zakonni, którzy go wykupili z
niewoli. Wkrótce potem, acz niechętnie, bo wolał
raczej cierpieć a pracować dla nieszczęśliwych, na
rozkaz przełożonego musiał wrócić do Hiszpanii.
Powróciwszy do ojczyzny mianowany został przez papieża
Grzegorza IX kardynałem. To wysokie dostojeństwo w
niczym nie zmieniło jego pokory, zamieszkał bowiem w
celi klasztornej, chodził w ubogim habicie i żył
ściśle według reguły zakonnej. Gdy mu zwracano
uwagę, że za mało zważa na swe wysokie stanowisko,
odpowiedział ze zwykłą uprzejmością: "Pokora z
dostojeństwem da się bardzo dobrze pogodzić, gdyż
jedna nie wyłącza drugiego". W roku 1240 powołał go
Ojciec święty do Rzymu. Idąc tam pieszo zachorował
ciężko w Kardonie. Wiatyk święty otrzymał od anioła
w habicie zakonnym i oddał Bogu ducha 31 sierpnia roku
1240, licząc niespełna 37 lat.
O zwłoki jego wszczął się spór między miastem
Barceloną, hrabią Kardonem i zakonem, który wszakże
sam Bóg rozstrzygnął. Położono mianowicie trumnę na
karawan i zaprzężono do niej ślepego muła,
puszczając go samopas. Zwierzę zaciągnęło żałobny
wóz przed kaplicę na wzgórzu wiejskim, gdzie zmarły w
młodocianym wieku tak często się modlił, i tam go z
wielką czcią pochowano. Kaplicę zamieniono na piękny
kościół, który stał się celem licznych pielgrzymek,
a święty Piotr z Nolasko przybudował do niego
kościół swej reguły.
Nauka moralna
W życiu świętego Rajmunda uderzają każdego dwie
rzeczy:
a) Opłakany stan niewolników jęczących w niewoli
Saracenów. Biedni jeńcy musieli dźwigać ciężkie
łańcuchy, pracować ciężko i bez wytchnienia, znosić
szyderstwa i urągania bez nadziei oswobodzenia, gdyż
nie mogli się wykupić.
b) Miłosierdzie świętego Rajmunda, który sam się
oddał w niewolę, aby nieszczęsnym wrócić wolność.
Te dwa punkty są w pewnej mierze wyobrażeniem tego,
co Kościół święty codziennie i co godzinę w ofierze
Mszy świętej dla nas czyni. W dowód tego zważmy:
1) Największym nieszczęściem, jakie gnębi
chrześcijanina, jest grzech pierworodny. W tym stanie
jest jakby wygnańcem, na którym spoczywa klątwa
niewdzięczności i nieposłuszeństwa. Jest on niejako
więźniem, okutym kajdanami przez szatana. Nie jest on
zdolny wykupić się z tej niewoli, wypłacić się z
długu obrazy sprawiedliwości Bożej i pozyskać wstępu
do Królestwa niebieskiego. Na uznanie tego
niepodobieństwa godzi się rozum i objawienie. I rozum, i
objawienie uczy nas, że tylko sam Chrystus jako
prawdziwy Bóg-Człowiek może usunąć to
niepodobieństwo.
2) Pan Jezus jest prawdziwym Barankiem ofiarnym za
grzechy nasze. Pan Jezus odzywa się do nas przy Mszy
świętej podczas Podniesienia ustami kapłana: Oto kielich krwi Mojej, nowego i
wieczystego Zakonu, krwi, która wylaną będzie za nas i
za wielu na wybaczenie grzechów.
Chrześcijanin widzi w tym świętym akcie obok siebie
Hostię Przenajświętszą i Kielich święty, a wiara
widzi w tym odosobnieniu ciała i krwi tajemniczą
śmierć Zbawiciela, ponawianą dla odpuszczenia
grzechów naszych; śmierć bowiem jest koniecznym
następstwem rozdziału ciała i krwi. Ta święta i
drogocenna krew woła do Ojca niebieskiego o
miłosierdzie i wybaczenie wyrządzonej Mu obrazy, a tego
wołania zawsze wysłucha łaskawie Bóg wszechmogący.
Podziwiajmy poświęcenie, jakie okazał święty Rajmund
w wykupywaniu jeńców, ale podziwiajmy stokroć więcej
Jezusa w ołtarzu, który nas ofiarą życia wyswobodził
z niewoli grzechu.
Modlitwa
Panie i Boże mój, który nam nakazałeś miłować
bliźniego, jak siebie samego, racz w nas wszczepić na
wzór świętego Rajmunda szczerą i prawdziwą miłość
bliźniego, ażebyśmy się okazali Twymi wiernymi
uczniami, godnymi Twej miłości i świętej opieki.
Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.