I. Aforyzm
ten, rażący może na pierwsze wejrzenie swą, pozorną skrajnością, jest
przystępną i popularną formą zasady teologicznej i dogmatycznej, że „Kościół
jest społeczeństwem koniecznem.” Innemi słowy: „Każdy, by dojść do
zbawienia duszy, obowiązany jest stanowić cząstkę Kościoła.” Kościół,
o którym tu mowa, jest-to Kościół, w widomych formach ustanowiony przez
Chrystusa Pana i zostający pod zarządem Jego namiestnika a następcy św.
Piotra.
Zauważyć
tu trzeba, że ta konieczność należenia do Kościoła celem zbawienia duszy
jest koniecznością wynikają z obowiązku. A zatem, krępuje nas ona w ten
sam sposób, co obowiązek, którego ona jest następstwem. Jakoż, obowiązek
przypuszcza w tym, kogo dotyczy, pewne poznanie samego nałożonego nań zobowiązania
oraz możliwości dopełnienia tego zobowiązania: skąd znowu wniosek, że ci
tylko są de facto obowiązani wejść do Kościoła, którzy poznali Kościół
jako środek konieczny do osiągnięcia zbawienia. Co zaś do tych, którzy bez
swojej winy nie wiedzą, o istnieniu tego do zbawienia koniecznego Kościoła,
albo też nie mają sposobności doń się przyłączenia, to dla nich
faktycznie obowiązek przyłączenia się do tego Kościoła celem zbawienia
swej duszy nie istnieje, i jeśli tym sposobem pozostają po za Kościołem, nie
można stosować do nich zasady: „Po za Kościołem niema zbawienia.” Zasada
ta bowiem tych tylko dotyczy, którzy z własnej winy zostają po za Kościołem.
Ci co nie znają Kościoła, zbawić się mogą bez tego specyalnego środka
zbawienia przy tych pomocach, jakich Bóg nikomu nie odmawia, i przy sumiennem
zachowaniu tych przykazań boskich, jakie znają. „....Tacy zakonu nie mający
sami sobie są zakonem;” ponieważ „im sumienie ich świadectwo daje i służyć
im ma do sądzenia ich „w dzień gdy Bóg sądzić będzie tajemnice ludzkie.”
(Rom. II, 14-16). Wszelako, aczkolwiek nikt nie jest obowiązany de facto
do wejścia do Kościoła, gdy go nie zna, to przecież nie mniej rzecz pewna,
że de jure obowiązek ten rozciąga się do wszystkich ludzi Jest-to
prawo powszechne, wydane dla wszystkich ludzi wogóle i dla każdego człowieka
po szczególe, tworzące dla wszystkich i dla każdego obowiązek przyłączenia
się do Kościoła, skoro go tylko poznają.
Bóg zatem
uczynił z Kościoła zwykły i konieczny dla człowieka środek dojścia do
zbawienia. Bóg
tego chce nakazującym, aktem woli, od której nikt z pośród ludzi wyłamać"
się nie może. Stosownie też do tej woli nakazującej, Pan Bóg do tego
stopnia przygotował w Kościele zwykłe środki zbawienia, jakie ludziom
podaje, że z ogólnej zasady i, jak mówią teologowie, de potentia
ordinatat tylko w Kościele i przez Kościół
rozdziela swe szczególne łaski, wynikające z dokonanego przez
Chrystusa odkupienia. Nie mówimy bynajmniej, aby Bóg nie udzielał tych łask
nikomu po za Kościołem,
lecz jeśli to czyni, dzieje się to skutkiem wyjątkowego miłosierdzia i
ponad zwykłymi prawami Opatrzności. Wszelako, czemże byli i czem są jeszcze,
niestety, ludzie, obdarzeni samem tylko światłem rozumu i łaskami ogólnemi,
przy pomocy których rzeczywiście i doskonale można zachowywać prawo i
nabywać życie wieczne? Odpowiada nam na to pytanie św. Paweł razem z prorokiem
Dawidem; „Wszyscy się odchylili, społu stali się nieużytecznymi; niemasz
ktoby czynił dobrze, niemasz, aż do jednego.” (Rom. III, 11; Ps. XIII, 3-7):
rozumie zaś to o ogóle moralnie uważanym. Potwierdza tę prawdę doświadczenie
tych, co żyją między niewiernymi: tylko bardzo niewielu
z pośród niewiernych zachowuje znane przez się przepisy
prawa przyrodzonego. W tem znaczeniu
też można powiedzieć, że „po za Kościołem niema zbawienia,” gdyż po
za Kościołem mało ludzi pracuje nad swem zbawieniem. Nie jest-to jednak żadna
zasada, tylko stwierdzenie faktów, którymi się w tem miejscu zajmować nie
potrzebujemy.
Stawiamy
tedy zasadę, że pewnik „po za Kościołem niema zbawienia" wyraża
obowiązek, z prawa dotyczący każdego w ogóle człowieka, a faktycznie dotyczący
tylko tego, kto zna Kościół, - obowiązek, mówię, wejścia na łono Kościoła,
jeśli się chce zbawić swą duszę.
Ale, w Kościele
rozróżnić należy to, co teologowie nazywają ciałem Kościoła, i to co
nazywają duszą Kościoła. Ciałem Kościoła jest zewnętrzne i widzialne
społeczeństwo, utworzone przez Chrystusa, a polegające na papieżu jako na.
swej pierwszorzędnej podstawie, w którem to społeczeństwie wierni, pozostający
pod najwyższą władzą jurysdykcyi papieskiej, wyznają tęż samą wiarę
objawioną, przyjmują też same sakramenta św. i ulegają tym samym prawom.
Duszą Kościoła jest Duch św., albo co na jedno wychodzi, Trójca przenajświętsza,
i - w istocie swej formalnej - łaska uświęcająca. Niepodobna się zbawić
bez łaski uświęcającej, którą Duch św. czyli Trójca Przenajświętsza
udziela duszom, by ta łaska w nich stanowiła pierwiastek życia duchowego. I w
tem też znaczeniu „poza duszą Kościoła nie może być zbawienia.” Ale
kto zna Kościół, temu niepodobna jest należeć do duszy Kościoła, jeśli
stanowić nie będzie cząstki ciała tegoż Kościoła; Bóg bowiem włożył
na ludzi obowiązek należenia do ciała Kościoła, - Kościoła zewnętrznego
i widzialnego. Nie dość jest tedy chcieć należeć do samej tylko duszy Kościoła,
czyli do samego tylko niewidzialnego społeczeństwa sprawiedliwych, w którem
żyje i działa dusza Kościoła.
Dokładne
zatem i całkowite znaczenie zasady: „po za Kościołem niema zbawienia,”
jest takie: „Niema zbawienia dla nikogo, kto z własnej winy pozostaje po za
ciałem Kościoła.”
II. Wielu
miałoby chęć powiedzieli: Durus est hic, sermo et quis potest eum audire?
Twarda to mowa i któż słuchać jej zdoła?
Jedni
utrzymują, że wystarcza każdemu uświęcać się w tej religii, którą
otrzymał od przodków, nie troszcząc się o to, która, religia jest prawdziwa
i czy się jest obowiązanym ją przyjąć. Myślą oni, że obojętna to rzecz
dla zbawienia duszy, czy się tę lub ową wyznaje wiarę. Błąd to aż nadto
widoczny. Jakżeby to bowiem mogło być rzeczą obojętną, w przedmiocie tak
niesłychanie ważnym jak religia, wyznawać kłamstwo lub prawdę?
Jeśli
istnieje jaka prawdziwa religia, to tę prawdziwą religię przyjąć trzeba. Jeśli
przodkowie błądzili, to synowie ich nie mają potrzeby naśladować ich błędu.
Powinni natychmiast wrócić do religii prawdziwej, skoro ją tylko poznają.
Inaczej bowiem, stawiają się po za porządkiem ustanowionym przez Boga i
tracą nadzieję zbawienia. Cześć dla przodków i poszanowanie ich wiary nie
będzie mogło być im wymówką wobec Boga, który ich powołuje i do pójścia
za tem wezwaniem obowiązuje.
Inni znów
mniemają, że każdy ma prawo wyznawać tę wiarę, którą jego rozum uzna za
prawdziwą; w pewnem znaczeniu słuszne to mniemanie, ale bynajmniej nie w tem
znaczeniu, jakoby nie było obowiązku wyznawania pewnej wiary określonej i
jedynie prawdziwej.
Inni
wreszcie myślą, że każdy może w każdej religii znaleść środek zbawienia
swej duszy, i powiadają, że wolno mieć nadzieję zbawienia tym, co żyją po
za prawdziwym Kościołem Chrystusowym. Dogmatyczny ten błąd temi słowy
napiętnował Pius IX nazajutrz po ogłoszeniu dogmatu Niepokalanego Poczęcia:
„Z prawdziwą dowiadujemy się boleścią, że inny jeszcze błąd nie mniej
zgubny rozpowszechnił się w niektórych stronach katolickiego świata i
opanował umysły wielu bardzo katolików, którzy wyobrażają sobie, że mogą
mieć nadzieję zbawienia ci, co nie stanowią cząstki prawdziwego
Chrystusowego Kościoła. Stąd się też dzieje, że zadają oni sobie często
pytania, jaki będzie po śmierci los i położenie tych, którzy wcale nie należeli
do wiary prawdziwej, i przytoczywszy sobie powody najbardziej próżne i
bezpodstawne, oczekują na swe pytanie odpowiedzi przychylnej błędnemu ich
przekonaniu.
Dalecy jesteśmy,
czcigodni Bracia, od tego, abyśmy śmieli zakreślać granice miłosierdziu Bożemu,
które jest nieskończone; nie chcemy bynajmniej zgłębiać zamiarów i
ukrytych sądów bożych, będących niezgłębioną przepaścią, której
niezdolna przeniknąć myśl ludzka. Atoli, podług wymagań Naszego
Apostolskiego urzędu pragniemy pobudzić waszą troskliwość i czujność
biskupią, abyście wszystkiemi siłami starali się rugować z umysłów
ludzkich to bezbożne i zgubne przekonanie, że droga zbawienia wiecznego znajdować
się może we wszystkich religiach. W miarę zdolności i tej nauki, jaką się
odznaczacie, okazujcie ludom powierzonym waszemu staraniu, że dogmaty wiary
waszej świętej żadną miarą nie są przeciwne miłosierdziu i sprawiedliwości
Bożej. Trzeba wprawdzie przyjąć jako zasadę wiary, że po za Kościołem
apostolskim nikt zbawić się nie może, ponieważ on jest jedyną arką
zbawienia, i kto się do niej nie schroni, zginie w wodach potopu; jednakże z
najzupełniejszą pewnością przyznać trzeba, że ci co odnośnie do
prawdziwej religii znajdują się w niepokonalnej nieświadomości, wcale nie
odpowiadają za nią w oczach bożych.” (Allokucya Singulari quadam). Taka
jest oto autentyczna i całkowita formuła nauki katolickiej, o tym przedmiocie.
Tę właśnie formułę staraliśmy się rozwinąć powyżej, i tę postaramy się
udowodnić w paragrafie następującym.
III. A. Gdy
Chrystus wysyłał apostołów na wszystek świat, powierzył im potrójną dla
zbawienia łudzi władze: władzę nauczania: Euntes docete omnes gentes;
władzę udzielania Sakramentów, a szczególnie chrztu św.: baptizantes eos;
władzę nauczania ludzi praw, opiekę nad któremi apostołom powierzył: Docentes
eos servare omnia quaecunque mondavi vobis. Powierzając zaś potrójną tę
władzę i to posłannictwo gronu apostolskiemu, czyniąc wzmiankę o osobnych
naukach, jakie samym tylko apostołom a nie innym udzielał, wyraźnie wskazywał,
że oni sami a nie kto inny, mają, otrzymać te dary: skąd wniosek, że nikt
cieszyć się darami tymi nie będzie, jeśli się nie przyłączy do apostołów
i ich aż do końca świata następców, czyli innemi słowy - do Kościoła.
Gdyby
wolno było każdemu przyjąć lub odrzucić słowo boże, nie przyjmować
chrztu św., nie zachowywać przykazań boskich, wtedy każdemu byłoby wolno
nie przyłączać się do Kościoła, lecz po za nim sprawować dzieło swego
uświątobliwienia. Ale Chrystus Pan wkłada na ludzi ścisły obowiązek
wierzenia w to, czego ich naucza przez Kościół: „Idąc, powiada, na
wszystek świat, opowiadajcie Ewangelię wszemu stworzeniu.” „Kto uwierzy
(oczywiście tej Ewangelii) y ochrzci się, zbawion będzie; a kto nie uwierzy,
będzie potępion” (Mar, XVI, 16). Niemniej ścisły również wkłada na nich
obowiązek przyjęcia chrztu św., jak to widać już z przytoczonego powyżej
tekstu, i ze słów następujących: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Jeźli
się kto nie odrodzi z wody a z Ducha Świętego, nie może wniść do królestwa
Bożego” (Jan III, 5). Wreszcie chce Chrystus, aby wypełniano Jego przykazania;
„Jeśli mnie miłujecie, chowaycie przykazania moje” (Jan XIV, 15); te zaś
przykazania są to przykazania te same, jakie nam przekazują apostołowie, których
powaga ma być z woli Chrystusa ta sama, jaką była Jego powaga: „Kto was słucha
mnie słucha, a kto wami gardzi mną gardzi” (Łuk. X, 16). Niewątpliwa to
zatem prawda, że Chrystus Pan wkłada na ludzi obowiązek przyjmowania wiary
chrześcijańskiej, przyjmowania chrztu św. i słuchania Kościoła. Jeśli się
zatem nie wierzy nauczaniu Kościoła, jeśli się nie wyznaje wiary jego, jest
się potępionym; jeśli się nie przyjmuje chrztu św., który on udziela i
przez który wchodzi się do jego łona, nie można dojść do królestwa bożego;
jeśli się go nie słucha, gardzi się samym nawet Twórcą zbawienia.
Niepodobna jaśniej wypowiedzieć prawdy, że aby się zbawić, trzeba należeć
do Kościoła, i że „po za Kościołem niema zbawienia.”
Kościół,
w myśli Zbawiciela, jest trzodą, której On sam jest Pasterzem, - owczarnią,
której on jest drzwiami; w tym to Kościele przygotował On pastwiska, na których
owieczki paść się mają, - życie duchowe, które samo jedno tylko zdolne
zapewnić szczęśliwość wieczną; chce też, aby wszyscy weszli na to
pastwisko i do tej owczarni (Jan X, 9, 11, U, 16). I któżby mógł bez grzechu
być głuchym na to wezwanie? A jakżeby można nie być wystawionym na śmierć
niechybną, jeśliby się pozostawało po za pastwiskiem, które podtrzymuje w
nas życie?
Kościół
jest nadto godami weselnemi, będącymi godłem jedności natury boskiej z naturą
ludzką w Słowie Wcielonem. Bóg wzywa ludzi na te gody przez pośrednictwo
Apostołów, którzy są ich sługami. Ci co przyjmują to wezwanie przychylnie,
doznają rozkoszy godów, to znaczy wiecznej szczęśliwości (Mat. XXII, 2; Łuk,
XIV, 16; Apok. III, 20; XIV, 9). Ci zaś co odmawiają wezwaniu temu, ściągają
na się gniew króla, którym jest Bóg: są oni na zawsze wykluczeni z izby
godowej, skarani przez wykonawców pomsty bożej, rzuceni w ciemności zewnętrzne.
(Łuk. XIV, 35; Mat. XXII, 1). Innemi słowy, zgrzeszyli przeciw Bogu, odrzucając
wezwanie Jego, które dla nich było rozkazem, i skarani za to zostali odrzuceniem
wiecznem. A zatem by się zbawić, trzeba wejść do Kościoła.
Taż sama myśl
wynika z dwóch innych porównań, przez jakie Zbawiciel oznacza Kościół
czyli królestwo niebieskie, a mianowicie porównanie z polem, którego owoce
zbierają i chowają do gumien pańskich (Mat. XIII, 24, 38); jako też porównanie
z niewodem, w który złowiono ryby, mające być nadal przechowanemi (Mat. XIII
47): nie można być przeto zebranym do gumien wiecznych, jeśli się nie jest
na roli Ojca niebieskiego, ani też nie można być zachowanym dla pana rybołóstwa,
jeśli się nie jest w niewodzie; innemi słowy, nie można być zbawionym, jeśli
się nie należy do Kościoła.
B.
Potwierdzenie tej nauki Chrystusa znajduje się w pierwszych kazaniach apostołów.
Aczkolwiek zwracali się oni do zwolenników religii, mającej swój początek
w pozytywnej instytncyi Bożej, -religii, która aż do owego czasu prowadziła
ludzi do życia wiecznego, - religii, która w swych zasadach i w praktyce swej
przechowywała prawdy objawione przez Boga, oraz ceremonie ustanowione przez
samego Boga, to jednak apostołowie na wszystkich wkładali obowiązek przyłączenia
się do Kościoła. Powołują się bezustannie na tę jedną myśl, że
zbawienie jest tylko przez samego Chrystusa Pana, że trzeba w Niego wierzyć
i przyjąć chrzest przezeń ustanowiony (Dz. Ap. II, 38. 41; IV, 12, IX, 47).
Otóż, jeśli jaka religia mogła wówczas wystarczać ludziom do zbawienia,
to z pewnością chyba ta, którą wyznawali żydzi, oraz ci z pośród pogan,
którzy się do ich wyznania nawrócili. A jednak oświadczają im apostołowie,
że zbawić się mogą tylko wtedy, jeśli się przyłączą przez chrzest do
Kościoła Chrystusowego.
To co święty
Piotr głosił żydom od początków swego apostolatu, opisał pod koniec życia
w tej formie, jaką często przypominała tradycya katolicka i orzeczenia
zwierzchników Kościoła. Wspomniawszy o budowaniu arki Noego, powiada, że w
niej „mało, to iest ośm dusz zachowane były przez wodę,” i dodaje: „y
was teraz podobnego kształtu zbawia chrzest, - chrzest, którego unosząca się
na wodach arka była figurą,” i „który was teraz... zbawia” (I Piotr,
III, 20,21). Jak za czasów Noego zbawieni byli tylko ci, co weszli do arki, tak
również dziś zbawiają się tylko ci, co przez chrzest, będący bramą
zbawienia, wchodzą do Kościoła. A zatem, zbawienie istnieje tylko dla tych,
którzy są w Kościele, jak to wyraził św. Cypryan z właściwą sobie ścisłością
i wymowa w następujących wyrazach: „Jeśli nie mógł ujść śmierci ten,
co był po za arką, to nie ujdzie jej i ten, co pozostanie po za Kościołem.”
(De Unit. Eccles. c. 6).
C. Naukę
tak jasno sformułowaną w Piśmie św. musieli podawać wszyscy ojcowie i
pisarze kościelni, traktujący o Kościele, czy to z powodu heretyków, czy też
z powodu pogan. Przytoczymy z pośród tych pisarzy trzech najznakomitszych.
Św.
Ireneusz powiada: „Pan osądzi,” potępi, „tych wszystkich, którzy są po
za prawdą, to znaczy po za Kościołem” (1. 4, c. 52): jeśli zaś potępia
ich Bóg dla tego, że są po za Kościołem, to znaczy, że są winni temu, iż
pozostali po za Kościołem, a jeśli jest jedno i to samo być po za Kościołem,
co być po za prawdą, to znaczy, że Kościół jest tak samo konieczny jak
prawda, i że prawda tylko w nim się znajduje. Te są dwa podane przez św.
Ireneusza powody twierdzenia, że „po za Kościołem niema zbawienia.”
Prościej
jeszcze do tegoż dochodzi wniosku Laktancyusz: „Sam tylko prawdziwy Kościół
przechowuje prawdziwą religię; on jest źródłem prawdy, siedzibą wiary,
świątynią Boga, kto doń nie wchodzi lub zeń wychodzi, niema nadziei życia
i zbawienia wiecznego.” (De Div. Inst. lib. 4 c. ult.). Prócz wyraźnego
orzeczenia, że po za Kościołem niema zbawienia, powyższe słowa
Laktancyusza zawierają, powód, dla którego sam tylko prawdziwy Kościół
zachowuje prawdziwą religię.
Któż
nie zna owych słów św. Cypryana: „Nie można mieć Boga za ojca, jeśli się
niema Kościoła za matkę?” Nie mieć Boga za ojca znaczy tyle, co być
wykluczonym od dziedzictwa niebieskiego; a zatem niemasz zbawienia dla tego,
kto nie jest dzieckiem Kościoła. A ów wspaniały ustęp, w którym św.
Cypryan, naśladując rozdział listu św. Pawła do Koryntyan o bezużyteczności
wszystkiego bez miłości, twierdzi, że bez uległości dla Kościoła i bez
łączności z takowym, samo nawet
męczeństwo jest bez znaczenia i nie może doprowadzić do szczęśliwej
wieczności. „Niepodobna być męczennikiem temu, kto nie jest w Kościele;
nie dojdzie do królestwa, kto porzuca tego, który królować powinien.... Nie
mogą być z Bogiem ci, którzy nie chcą zachować jedności ducha w Kościele.
Próżno dają się palić w płomieniach i na stosach, albo życie swe oddają
w paszczękach dzikich zwierząt; wszystko to nie będzie zwycięstwem wiary,
lecz kara niewierności... Można śmierć ponieść, a nie mieć prawa do wieńca
nagrody.” (De Unit. Eccl. n. 14). Słowa te odnoszą się do tych, co z własnej
winy po za ciałem Kościoła żyją i umierają.
D. Niegdyś,
przed przyjściem Messyasza, obok religii żydowskiej istniała jeszcze
religia pierwotna, której tradycye, aczkolwiek przyćmione bujną wyobraźnią
i zepsuciem ludzkiem, zachowywały przecież cośkolwiek z dogmatów pierwotnych
i ceremonii, któremi Bóg pragnął być czczonym. Ponieważ religia żydowska
z samego już założenia swego była zacieśniona do jednego tylko narodu,
przeto nikt nie mógł wyznawać tej religii w jej formie odrębnej, nie przyłączywszy
się do narodu żydowskiego, a co za tem idzie, nikt do niej nie był obowiązany.
Każdy więc miał prawo służyć Bogu podług zasad prawa naturalnego i
zgodnie z tradycyami, przekazanemi
mu przez wieki pierwotne. Nie można przeto było wówczas powiedzieć, ze „po
za Kościołem żydowskim niema
zbawienia.”
Ale od
przyjścia Messyasza stało się inaczej. Przyjście Messyasza położyło
koniec obu religiom: religii mojżeszowej i religii pierwotnej. Jedna i druga
religia odnosiła się do Messyasza jako do swego celu; przyczyną ich istnienia
było oczekiwanie Messyasza. Wszak to od obietnicy przyjścia Messyasza zaczęła
się religia pierwotna po upadku człowieka i w początkach stanu natury upadłej;
oczekiwanie więc Messyasza było rysem charakterystycznym i istotowym
pierwiastkiem tej religii. Po przyjściu Messyasza, religia ta musiała stracić
dawną swą formę a przywdziać nową, tę, którą miał Messyasz postawić na
miejsce formy dawnej. Toż samo się stało z religią Mojżesza. Ustąpienie
jej wyraźnie przepowiedzieli prorocy, a podług ich orzeczeń, religię tę
miał zastąpić inny nowy porządek rzeczy, jaki miał ustanowić Anioł
Nowego Przymierza. I dla tego właśnie ustanowienie Kościoła przez Chrystusa
Pana położyło koniec religii pierwotnej i religii mojżeszowej, tak iż nadal
nie można w niej było znaleść zbawienia.
Skądinąd
znów, Chrystus Pan, ustanawiając Kościół, którego urządzenie pozwala
rozszerzać się mu do wszystkich bez wyjątku ludzi, powierzył mu jednocześnie
wszystkie środki zbawienia, które zależały od Jego Wcielenia, wszystkie zasługi,
wszystkie naukowe zasady, sakramenta, przykazania a nawet samo posłannictwo
swoje. Przez Chrystusa tylko zbawionym być można, przez Niego samego tylko
ofiary składane w religii pierwotnej i w religii mojżeszowej mogły ludzi uświęcać
i zbawić; tem bardziej zaś po przyjściu Chrystusa przez Niego tylko samego
mogą ludzie otrzymywać zbawienie. Oczywista rzecz przeto, że aby dojść do
zbawienia, obowiązani są ludzie z jednej strony szukać środków zbawienia
tam, gdzie je Bóg złożył, a z drugiej strony, nie ma Bóg obowiązku drogami
nadzwyczajnymi dostarczać tych środków zbawienia człowiekowi, co świadomie
i dobrowolnie należeć nie chce do społeczeństwa ustanowionego przez Boga
celem dostarczenia człowiekowi tych środków. Wynika stąd przeto, że odmawiać
wejścia do Kościoła, gdy się go uznaje za instytucję konieczną, znaczy to
dla człowieka dobrowolnie stawiać się po za zbawieniem, raz – przez grzech,
który się popełnia, odpychając wezwanie do wejścia do Kościoła, a powtóre
– przez bezpośrednie odrzucenia środków zbawienia, jakie Kościół człowiekowi
podaje. W takich warunkach człowiek ten musi ginąć, ale ginie wyłącznie z
winy własnej.
IV. A.
Przedstawiona powyżej i udowodniona katolicka nauka o zbawieniu, jest tak
racjonalna, że trudno zrozumieć, dlaczego wywołuje ona w pewnych umysłach
jakieś zarzuty. A jednakże, nauka ta bywa dla wielu kamieniem obrazy. Sami
nawet katolicy, kapłani z naukami teologicznymi obeznani, wielcy nawet
kaznodzieje katoliccy, albo się niepokoili tą nauką, która surowością swą
zdała się doprowadzić do rozpaczy, albo też trwożyli się owym możliwym
niepokojem, jaki nauka ta wzbudzała w umyśle wiernych nie dość wykształconych
i nie zdolnych rozwiązać trudności, jakie w nich ona budziła. Starali się
przeto ci katoliccy uczeni usunąć z tej nauki to, co uważali za gorszące.
Na nieszczęście,
niektórzy z nich spełniając to zadanie, wyjaśnieniami swymi zniszczyli
dogmat wiary katolickiej. Słyszeliśmy wyżej, jak utyskuje Pius IX na błędy,
jakie oni rozsiewali w tym względzie. Chcieli miłością rozszerzyć podwoje
niebieskie, zanadto ciasne w ich przekonaniu przy tej katolickiej zasadzie, że
„poza Kościołem nie ma zbawienia”. Gdyby były przeważały ich tłumaczenia
i przystosowania dogmatu, gdyby nauka ich wytworzyła była pewne jakieś
praktyczne następstwa, oziębiliby w takim razie i stłumili ową żarliwość,
jaka popycha misjonarzy katolickich do rozszerzania wszędzie znajomości
Chrystusa i Kościoła. Boć pocóż zadawać sobie tyle trudów, podejmować
takie prace, tyle krwi przelewać, by doprowadzić do Kościoła ludzi, którzy
i bez niego posiadają wszystko, co im do zbawienia potrzebne? I wiele dusz
przez to pozostawałoby w ciemnościach i w pomręce śmierci. Tym sposobem, sądząc
pod pozorem miłości, że się łagodzi surowość dogmatów, idzie się do
zguby dusz ludzkich. Tymczasem dogmaty wiary utrzymują się same przez się; justificata
in semetipsa; by być pożytecznie i skutecznie obronionymi nie potrzebują
ulegać żadnej zmianie, żadnemu przystosowaniu. Co więcej, wszystkie te
mniemane złagodzenia dogmaty wytwarzają zazwyczaj bardzo poważne trudności,
które się obracają przeciw samej prawdzie, którą chciano uczynić więcej
dostępną. Musimy tu wszakże zaznaczyć, że wszelką tego rodzaju przesadę w
łagodności spowodowywa często inna przesada w znaczeniu przeciwnym, a
mianowicie przez złość lub przez niewiadomość przesadza się w naszych
dogmatach, by je tym łatwiej pokonać. To właśnie się stało z naszą zasadą:
„poza Kościołem nie ma zbawienia.”
B. Łatwo-to
podać w nienawiść nasz dogmat, skoro się przedstawi, że Kościół ogólnie
i bez żadnych wyjątków uważa za potępionych wszystkich tych, co umierają
po za jego łonem, wtedy nawet, gdy żadnej po temu z ich strony nie było
winy. W takiej nauce Kościoła, znikłaby rzeczywiście sprawiedliwość Boża,
która powinna karać człowieka tylko za te grzechy, jakich on jest winien,
jakoteż znikłaby i dobroć boża, której dobrodziejstwa nie mogą mieć na
celu ograniczenia i ścieśnienia swobód, danych ludziom do zapewnienia sobie
zbawienia.
Cóż tedy
należałoby odpowiedzieć tym, którychby gorszyła tak pojęta zasada
katolicka? Należałoby im tylko wyjaśnić prawdziwe tej dogmatycznej zasady
znaczenie. Należałoby im mianowicie powiedzieć, że aczkolwiek obowiązek
przyłączenia się do Kościoła włożony został na wszystkich ludzi wogóle
i na każdego człowieka po szczególe, to jednak obowiązek ten dotyczył ich
wtedy tylko, gdy mieli poznanie Kościoła i świadomość danego przez Boga
nakazu wejścia do tego Kościoła; - należałoby im powiedzieć dalej, że
tylko tacy ludzie mogliby być karani za to, że odmówili posłuszeństwa
przykazaniu, które poznali, i że tym sposobem kara ich i potępienie zgodne
było z wymaganiami najściślejszej sprawiedliwości; - że nikt z tych, którzy
się znajdowali w nieprzezwyciężonej a mimowolnej niewiadomości pod względem
tego obowiązku nie bywa wykluczony od królestwa niebieskiego za to samo tylko,
że nie wszedł do społeczności, której nie znał, lub, że jest do zbawienia
konieczna, nie wiedział;
- że dobroć boża ukazuje się przedewszyskiem w tem, iż celem
wyrwania ludzi z zepsucia, od jakiego nie mogłoby ich zasłonić prawo
natury, przygotowała im w Kościele środki udoskonalenia się, by tym
sposobem pokonywać ich słabość, dla większej korzyści ich dusz,
skazanych bez tego na pewną prawie zagładę; że zarówno łatwo jest się
zbawić, pod działaniem dobroczynnych praw Kościoła, ustanowionego przez
Boga, jak niechybnie można się potępić przy swobodzie, na jaką pozwalają błędne
religie; - i że tym sposobem obowiązek przystąpienia do Kościoła jest ze
wszystkich obowiązków najmilszy i najszczęśliwszy. Rzecz się ma z tym
obowiązkiem tak, jak z przykazaniem, którem Bóg każe nam, byśmy Go
kochali: „Patrzcie, powiada św. Franciszek Salezy, jak kochane jest to prawo
miłości. Ach Panie Boże, czyż nie dość było, abyś nam tylko pozwolił
na tę miłość boską, jak Laban pozwolił na miłość Jakuba względem
Racheli, a nie pobudzał nas do niej swemi zachętami, nie popychał swemi
przykazaniami? Ale nie, boska miłości, aby nam Twa wielkość, ani nasza nizkość,
ani żadna wymówka nie przeszkadzała w miłowaniu ciebie, Ty sam nam to
rozkazujesz.” Już i tak byłoby to dużo, gdyby Bóg, ustanowiwszy Kościół,
pozwolił nam doń przystąpić. Lecz by żadna wymówka nie oddalała nas od
tak doskonałego a tak koniecznego środka zbawienia, w dobroci swej chciał
nam z tego uczynić przedmiot przykazania,
C. Zamiast
więc tych odpowiedzi, tak łatwo mogących rozproszyć wszystkie zarzuty i
wywrzeć zbawienne na serca ludzkie wrażenie niezręczni doradzcy woleli inne
wyjaśnienia, mające jakoby łagodzić surowość dogmatu. Im to zawdzięczamy
następujące zdania przez Piusa IX wciągnięte do Syllabusu, błędy
przezeń potępione pod n° XVI, XVII, XVIII.
„Ludzie
mogą znaleść w każdym kulcie religijnym drogę do zbawienia wiecznego.”
„Przynajmniej
spodziewać się powinno zbawienia wiecznego tych wszystkich, którzy nie żyją
na łonie prawdziwego Kościoła Chrystusowego.”
„Protestantyzm
jest tylko odmienną formą tej samej religii chrześcijańskiej, formą, w której
można być tak samo miłym Bogu, jak w Kościele katolickim.”
Nie brak
zwodniczych racyi, mogących nadawać powyższym twierdzeniom pozór prawdy, i
wprowadzać w błąd ludzi nieświadomych:
Niema,
powiadają niektórzy, żadnej religii, któraby nie uznawała głównych
prawd i najpewniejszych obowiązków prawa naturalnego: istnienia Boga, wiary
w nieśmiertelność duszy, pokuty za grzechy, poszanowania dla praw bliźniego
i t. p. Jakoż, znajomość tych prawd i praktykowanie tych obowiązków
wystarcza do zdobycia sobie zbawienia wiecznego.
Skądinąd
znów czyż można przypuścić, aby Bóg, otwierając w Kościele nową bramę
do szczęśliwej wieczności, zamknął temsamem tę którą otworzył był od
początku rodzajowi ludzkiemu, i aby tym sposobem utrudnił dla większości
ludzi pochód ku ostatecznej szczęśliwości? A toby właśnie uczynił, gdyby
do obowiązków znanego wszystkim prawa naturalnego dorzucił jeszcze obowiązki,
jakie wkłada pewna społeczność, której
większość ludzi stanowczo musi nieznać.
Co więcej,
czegóż się wymaga, z woli Bożej, by być uznanym za sprawiedliwego i być
przypuszczonym do posiadania szczęśliwości wiecznej? Oto, - postępowania
według sumienia. Tymczasem nic nie przeszkadza zwolennikom błędnej jakiejś
religii postępować według sumienia przez spełnianie swej wiary, takiej,
jaką, znają. Mogą się przeto zbawić w tej wierze swojej.
Wreszcie,
czyż to jest zgodne ze słodyczą ewangelicznego prawa i jego boskiego Twórcy
głosić tę surowość zasad, wykluczającą a priori od życia
wiecznego znaczną, większość rodu ludzkiego, i ową nietolerancyę, nakazującą
nam upatrywać wrogów w tych, których prawo miłości obowiązuje nas kochać,
jako siebie samych?
Wynikałoby
przeto z tych względów, że nie należy kłaść zanadto wielkiego nacisku
na zasadę: „Po za Kościołem niema zbawienia.” Nie należy zacieśniać
w ten sposób granic miłosierdzia bożego, lecz owszem szeroko otwierać
ramiona i jednakiem uczuciem zapraszać do wspólnej pracy wszystkich ludzi
dobrej woli, gdziekolwiekby się znajdowali, czy to w wyznaniach chrześcijańskich,
czy to w mahometanizmie, czy to nawet w samem bałwochwalstwie.
Takie-to są
główne racye tego umiarkowania, czyli raczej indyferentyzmu, mającego usunąć
zgorszenie tych, których przeraża błędne tłumaczenie zasady: „po za Kościołem
niema zbawienia.” Wszelako wyznać trzeba, że takie lekarstwo nie więcej
warte od samej choroby i że przeto Kościół musiał je potępić.
I istotnie,
trzy wyżej przytoczone do Syllabusu, zapisane zdania z wielu względów
sprzeciwiają się wierze św., ale zwłaszcza z tego względu, że usiłują
dowieść, iż aby zbawić duszę, niema żadnej konieczności, żadnego obowiązku
przyłączać się do Kościoła, gdy tymczasem, przeciwnie, Bóg chciał, aby
Kościół był społeczeństwem do zbawienia koniecznem.
Co się zaś
tyczy samych racyi, popierających te błędy, tośmy powiedzieli, że są one złudne,
to znaczy, że zawierają pewne jakieś pierwiastki prawdy, zdolne szerzyć złudzenie
co do swej błędności. Przeciwnie zaś, dogmat katolicki, dobrze rozumiany,
jest probierczym kamieniem, pozwalającym rozróżnić te pierwiastki prawdziwe
i rozpoznać kłamliwość założenia.
Że we
wszystkich religiach znajdują się prawdy wielkiej doniosłości i praktyki
zgodne z prawem natury, rzecz-to najpewniejsza; - że te prawdy służą niektórym
duszom do unikania złego i spełniania dobrego, rzecz-to możliwa; - że tym
sposobem dusze te bywają zbawione po za Kościołem, najchętniej to przypuszczamy,
a dogmat katolicki nie zabrania nam tego, gdyż zasada: "po za Kościołem
niema zbawienia” nie może się stosować do tych, którzy wcale nie znają Kościoła,
jako środka koniecznego do zbawienia. Ale żeby błędne religie zawierały
wszystkie prawdy konieczne do wierzenia i wszystkie obowiązki konieczne do
spełniania, jest-to błąd przeciw wierze, gdyż wiara ta uczy, że Bóg objawił
inne prawdy, w które wierzyć obowiązuje, i inne obowiązki, które spełniać
nakazuje; - ale żeby wiara w te niektóre prawdy i praktyka tych niektórych
obowiązków z prawa i z ogólnej zasady wystarczały do służenia Bogu i
udoskonalenia, żeby one w rzeczywistości wystarczały ogółowi ludzi i
pozwalały mu bez wszelkich trudów osiągnąć jego przeznaczenie, to tego nie
pozwala nam wiara przypuszczać z przytoczonego powyżej względu, czemu zresztą
i samo doświadczenie zaprzecza: - żeby dusze te wbrew zasadzie: „po za Kościołem
niema zbawienia” były zbawione, to nie może być prawdą, gdyż zasada ta
stosuje się tylko do tych, co z winy własnej są po za Kościołem; i jeśli
te dusze są w tem położeniu, to zbawić się nie mogą. Z tych kilku wyjątków
nie można żadnego przeciw omawianej zasadzie wyprowadzać wniosku.
Skądinąd
znów Pan Bóg, dodając do obowiązków religii pierwotnej obowiązki, jakie
nakłada Kościół, nie utrudnił nam przez to zbawienia; owszem, przeciwnie,
znakomicie nam je ułatwił. Czyż bowiem nie łatwiej otrzymać przebaczenie
grzechów przez sakrament pokuty, aniżeli wyczekiwać tego przebaczenia od
pokuty, czynionej podług własnego upodobania, najczęściej zaniedbywanej, a
zawsze pozostawiającej duszę w niepewności o swoim stanie duchowym? Czyż
niebiański zasiłek przenajświętszej Eucharystyi nie ułatwia nam wytrwania
w dobrem, podtrzymując i rozwijając w nas siły duchowe? I tak się rzecz ma
ze wszystkimi środkami uświątobliwienia, jakie człowiek znajduje w Kościele.
Prawda, że Bóg czyni nam te środki obowiązkowymi; ale odkądże to i dla
czego obowiązek dążenia do celu łatwymi sposobami miałby stanowić
przeszkodę do osiągnięcia tego celu? W takim razie za przeszkodę do dobrego
należałoby także uważać wszelkie zobowiązania czynienia dobrego.
Bóg,
otwierając ludziom w Kościele nową, obszerniejszą i wygodniejszą bramę
do nieba, obowiązując ich do korzystania z niej, nie zamknął bynajmniej zbłąkanym
bram dawnych. Są one dla nich otwarte do czasu, póki nie poznają nowej. Założenie
Kościoła nie pozbawia ich żadnej z tych łask, jakie mogą otrzymywać w tym
stanie, w jakim się obecnie jeszcze znajdują. Atoli nie można się spodziewać,
aby oni się cieszyć mogli odrębnemi pomocami, jakie Bóg złożył w ręce Kościoła.
Wprawdzie Bóg nadzwyczajnym rzeczy porządkiem zbawić ich może, ale On sam
wie tylko, co uczyni, podczas gdy w Kościele ludzie ci znajdują najłatwiejsze
środki zbawienia duszy. Położenie ich w porównaniu z położeniem dusz
wiernych nazwać można nieszczęśliwem, ale w porównaniu z owem położeniem,
w jakiem-by się znajdowali, gdyby Kościół nie został założony, jest zupełnie
to samo, w niczem nie zmienione.
Co
więcej, dogmat katolicki pozwala nam przypuszczać, że wyznawcy błędnej
jakiejś religii, nie posiadając żadnej znajomości Kościoła, mogą być
zbawieni, a zbawieni nadzwyczajną jakąś drogą, jeśli czyny ich zgadzały się
z ich sumieniem. Ale inaczej-by się stało, gdyby, znając Kościół i ciążący
na nich obowiązek, doń się przyłączenia, trzymali się odeń zdaleka, gdyż
w takim razie świadomie i dobrowolnie byliby nieposłuszni pozytywnemu prawu bożemu.
Wreszcie,
nie sprzeciwia się bynajmniej łagodności i miłości chrześcijańskiej
nauka, która, oddając każdemu co mu się należy, od wszelkiej winy i od
wszelkiej kary uwalnia tego kto się znajduje po za Kościołem wskutek
czystej tylko niewiadomości i bez żadnego ze swej strony dobrowolnego
zaniedbania; ale która winnym i kary godnym uznaje tego, kto dobrowolnie
odpycha środki zbawienia, jakie Bóg ustanowił i obowiązkowymi uczynił. Nie
oziębia w niczem ducha miłości i łagodności to stwierdzenie faktu, że większość
ludzi, żyjących po za Kościołem, żyje tak, iż zbawienie ich jest bardzo
niepewne, że błędne nauki i błędne religie nie są w możności dostarczyć
im siły, potrzebnej do zwalczenia w sobie potrójnej pożądliwości i do
zachowania przynajmniej prawa natury. Fakt-to, niestety, zanadto pewny i aż
nadto udowodniony.
Co byłoby
rzeczywiście rzeczą okrutną i wszelkiemu uczuciu miłości przeciwną, to,
pod pozorem, że niewierni mają w swych błędnych religiach, w swych błędnych
wierzeniach, środki do zbawienia konieczne, pozostawiać ich samym sobie, nic
nie czyniąc, by im przez pośrednictwo Kościoła zapewnić zbawienie, które
bez Kościoła, z największem dusz niebezpieczeństwem utracić mogą. Co byłoby
okrucieństwem, wszelkiej miłości przeciwnem, to pod pozorem nienarażania
dobrej ich wiary i wolności, pozostawiać ich w niewiadomości tego, co Bóg
dla ich zbawienia uczynił, jako też w nieznajomości obowiązku odpowiadania
swem życiem zamiarom miłosierdzia bożego nad nimi; słowem, - nie powoływać
ich do królestwa bożego. Oto, do czego-by doprowadził duch, przeciwny duchowi
Chrystusowemu.
Co się zaś
tyczy wiernych uczniów i wyznawców Pańskich, którzy według słów bożych i
nieomylnego nauczycielstwa Kościoła wierzą, że „po za Kościołem niema
zbawienia,” to oni, nie tylko nie opuszczają i po nieprzyjacielsku nie
traktują tych, co jeszcze siedzą w ciemnościach i w cieniu śmierci, lecz
owszem idą do nich, zwiastują im dobrą nowinę Ewangelii, dla zbawienia ich
narażają się na wszelkie, trudy, na wszelkie braki, a nawet na wszelkie cierpienia;
wspomagają ich nawet w ich fizycznych cierpieniach, szczęśliwi, że mogą w
ten sposób mieć nadzieję przywiedzenia ich do Chrystusa, w którym jedynie
znajdą życie wieczne. To właśnie zaleca czynić Pius IX w następujących słowach,
któremi zamykamy artykuł niniejszy:
„Ponownie
musimy przypomnieć i potępić błąd bardzo ważny, w jakim na nieszczęście
znajdują się niektórzy katolicy, którzy myślą, że osoby żyjące w błędach
i poza wiarą prawdziwą... mogą dojść do życia wiecznego. Mniemanie – to
najzupełniej przeciwne nauce katolickiej.
Wiemy, i wy
również wiecie, że ci co się znajdują w niepokonalnej niewiadomości pod
względem najświętszej wiary naszej, i którzy, starannie przestrzegając
prawa natury i jej przykazań, wypisanych przez Boga na sercu wszystkich, jako
też usposobieni będąc do uległości względem Boga, wiodą życie uczciwe i
prawe, mogą przy pomocy światła i łaski bożej otrzymać życie wieczne. Bóg
bowiem, którzy doskonale widzi, przenika i zna umysł, duszę, myśli i skłonności
wszystkich, w najwyższej dobroci swej i łaskawości nie mógłby ścierpieć,
aby ten, co nie jest winien dobrowolnego grzechu, ulegał wiecznym męczarniom i
karze.
Ale też równie
dobrze jest znany ten dogmat katolicki, że nikt zbawiony być nie może poza Kościołem...
i że ci, co są oporni względem powagi i orzeczeń Kościoła... nie mogą
otrzymać zbawienia wiecznego. Jasne są bowiem słowa Chrystusa Pana: „a
ieśliby kościoła nie usłuchał, niechci nędzie iako poganin y celnik... Kto
was słucha mnie słucha, a kto wami gardzi mną gardzi, a kto mną gardzi,
gardzi tym, który mnie posłał... Kto nie uwierzy potępion będzie... Kto nie
wierzy już potępion iest... Kto nie iest ze mną przeciw mnie iest, a kto nie
zbiera ze mną, rozprasza.” To też apostoł Paweł powiada, że tacy
ludzie są potępieni przez własne sumienie, a św. Piotr nazywa ich kłamliwymi
nauczycielami, którzy wprowadzają odszczepieństwa zatracenia, i zapierają się
tego Pana, który ich kupił, przywodząc na się prędkie zginienie (II
Petri 2-1).
W każdym
jednak razie, niechaj się strzegą synowie Kościoła katolickiego, aby nie
byli nieprzyjaciołmi tych, którzy nie są złączeniu z nami węzłami tej
samej wiary i tejże samej miłości. Przeciwnie, nich się starają zabezpieczyć
ich i wspomagać wszelką troskliwością chrześcijańskiej miłości, jeśli są
ubodzy, chorzy albo inną jaką przeciwnością nawiedzeni. A nadewszystko niech
pracują nad wydobyciem ich z ciemności błędu, w jakim nieszczęśliwie są
pogrążeni, i nas doprowadzeniem ich do Kościoła, owej kochającej matki, która
bezustanni z uczuciem miłości wyciąga do nich macierzyńskie swe dłonie, aby
wzmocnieni i ustaleni w wierze, nadziei i miłości, odnosząc owoc z każdego
dobrego czynu, otrzymali zbawienie wieczne.” (Enc. Quanto conficiamur z
dn. 16 sierpnia 1863 r.
Tłum.
i opr. x. Władysław Szcześniak