Człowiek nie może być zmuszany i przymuszany do
przyjmowania religii – jest to całkowicie jasne i Kościół stale tego naucza.
Ale przecież czymś zupełnie innym od przymuszania jest przeszkadzanie ludziom
na publicznym gruncie w wyznawaniu ich błędnych przekonań, czy to za pomocą
działalności misyjnej, w publicznych manifestacjach, czy też innych publicznych
inicjatywach. Ponieważ Jezus Chrystus jest jedynym Bogiem, a Jego Krzyż jest
jedynym źródłem zbawienia, wobec tego należy uczynić również obowiązującym ten
wymóg wyłączności w społeczeństwie tak dalece, jak to jest możliwe. Odrzucenie
wolności religijnej jest potężną ochroną dla dusz, które inaczej nieustannie są
narażone na propagandę sekt i podboje religii niechrześcijańskich, pozostając w
mniejszym lub większym stopniu bez opieki. Kolejnym zarzutem wobec nauczania o
wolności religijnej jest to, iż w przeciwieństwie do nauczania Papieży sprzed
roku 1962 twierdzi się dziś, że państwo nie jest kompetentne w sprawach religii.
Możemy zatem zadać pytanie: Jeśli mąż stanu
nie jest kompetentny w sprawach religii,
to cóż dopiero zwykły obywatel?
Sugeruję, iż indyferentyzm państwa
prowadzi nieuchronnie do indyferentyzmu jednostki, agnostycyzm społeczny do
ateizmu lub nawet apostazji. Nie ogłosić Chrystusa jedynym Władcą, Królem
całego społeczeństwa jest równoznaczne z zaprzeczeniem Jego Boskości.
Dokumentem zaiście diabelskim jest dekret soborowy Dignitatis humanae jako
dokument odmawiający wcielonemu Bogu prawa władzy nad społeczeństwem. Katolickim
twierdzeniem jest, iż obowiązkiem państwa jest zapewnienie takich warunków, aby
każdy człowiek mógł podążać za wolą Bożą i aby ze świadomością obowiązku, wolny
od wszelkich przeszkód, mógł przestrzegać przykazań Bożych. Takiej bowiem to
wolności zawsze pragnął Kościół i darzył ją największym szacunkiem. To Bóg
stworzył ramy życia społecznego – małżeństwo i rodzinę, szkołę, stowarzyszenia
i państwo – bezpośrednio dla doczesnego dobra ludzi, pośrednio jednak mają one
niezwykle istotne znaczenie dla Wiary i zbawienia wiecznego jednostki. O ile
bowiem są one autentycznie katolickie, wówczas człowiekowi przychodzi łatwo
przyjąć i zachować wiarę, jak również prowadzić cnotliwe życie. W przeciwnym wypadku
natura ludzka, osłabiona przez grzech pierworodny pada ofiarą niewiary i
niemoralności. Człowiek nie posiada żadnego moralnego prawa przedkładać swoje
własne normy postępowania ponad normy swego Stwórcy, nawet jeśli fizycznie i
psychologicznie jest w stanie to uczynić. Wola Boża została wyrażona w Jego
odwiecznym prawie, zwanym też prawem naturalnym. Wolność religijna potępiona
przez papieży, m.in. Grzegorza XVI (encyklika Mirari vos z dnia 15 sierpnia 1832 roku), Piusa IX (encyklika Quanta Cura z dnia 8 grudnia 1864 roku
oraz Syllabus – zbiór
potępionych błędów takich jak
liberalizm, skrajny racjonalizm, panteizm, socjalizm, komunizm, tajne
stowarzyszenia, towarzystwa biblijne), Leona XIII (encyklika Immortale Dei z dnia 1 listopada 1885
roku) ma charakter naturalistycznego i racjonalistycznego liberalizmu, który
twierdzi, że ludzki rozum jest jedynym arbitrem dobra i zła (racjonalizm); że
do każdego człowieka należy podjęcie decyzji, czy powinien oddawać cześć Bogu,
czy też nie (indyferentyzm) i że od państwa pochodzi wszelkie prawo (monizm
państwowy). Zdaniem arcybiskupa Lefebvre'a wolność religijna jest absurdalna,
bluźniercza oraz prowadzi do religijnego indyferentyzmu, gdyż przyznaje te same
prawa prawdzie i błędowi, prawdziwej religii i sektom heretyckim. Jest również
taka, ponieważ przyznaje wszystkim religiom równość wobec prawa oraz umieszcza
religię katolicką na równym poziomie z sektami heretyckimi, a nawet z żydowską
wiarołomnością. W nauczaniu papieży sprzed tzw. Soboru Watykańskiego II nie ma
choćby najmniejszej sugestii, jakoby istniało naturalne prawo niekatolików do
publicznego głoszenia swoich błędów albo prawo do braku przeszkód w publicznym
tych błędów propagowaniu. Państwo jest zobowiązane, zgodnie z nakazem
sprawiedliwości, zezwolić obywatelowi na to, do czego ma on prawo, natomiast
tylko to, czego nie można żądać jako prawa, może zostać udzielone jako akt
tolerancji. Katolicki pisarz Michael Davies pisze: Jeśli niekatolicy mają prawo do nieskrępowanego publicznego
propagowania swych błędów w państwie katolickim, to prawodawca ma – zgodnie z
nakazem sprawiedliwości – obowiązek zezwolić im na to, nie zaś jedynie dopuścić
w akcie tolerancji. Jednak oczywiście żadne takie prawo nie może istnieć,
ponieważ nie może istnieć prawo sprzeczne z nakazami moralności. Każde
autentyczne prawo jest prawem do czegoś obiektywnie dobrego. Jak stwierdził
papież Leon XIII, można przyznać prawo jedynie do tego, „co jest prawdziwe i
dobre”. Nigdy nie będzie rzeczywistego prawa do nieskrępowanego
rozpowszechniania błędu. Wobec
Boga żaden człowiek nie ma prawa do wyznawania fałszywej religii czy jej
publicznego nauczania (nawet własnych dzieci), jednak zgodnie z prawem
naturalnym władza rodziców oznacza, iż niekatolicy mają prawo do braku
przeszkód w wychowaniu swych dzieci według własnego wyznania. Jedyny przykład
uznawanego w teologii katolickiej prawa do braku przeszkód czy prawa do bycia
tolerowanym jest prawo do braku przeszkód w postępowaniu zgodnym z własnym
sumieniem w sferze prywatnej.
Kolejnym wskazaniem jest to, iż nakładanie ograniczeń na publiczne wyrażanie przekonań religijnych i moralnych powinno być regulowane wymogami dobra powszechnego, a nie utrzymaniem porządku publicznego, jak chcieliby twórcy deklaracji Dignitatis humanae. Dopuszczanie rozwodów, aborcji czy publicznych ataków na katolickie dogmaty szkodzi dobru powszechnemu i to nawet wówczas, gdy nadużycia te nie prowadzą do zakłócenia porządku publicznego. Szczególnie, gdy chodzi o pornografię, która publicznie pogwałca każdą zasadę tradycyjnej wiary i moralności bez zakłócania porządku publicznego. W obecnych czasach to porządek publiczny, a nie publiczne dobro ma być tym kryterium, którym należy się kierować w kwestii wyrażania przekonań religijnych na forum publicznym. Istnieje ewidentna sprzeczność pomiędzy tradycyjnym nauczaniem papieskim a nauczaniem Dignitatis humanae i obie te nauki są z sobą nie do pogodzenia. Jak pisze Davies: Biegli teologowie, reprezentujący całe teologiczne spektrum opinii stwierdzają, że nie są w stanie wyjaśnić tej kwestii. Szczególne znaczenie należy przypisać wyznaniu biskupa de Smedta, iż zadaniem przyszłych badań teologicznych i historycznych będzie wyjaśnienie, w jaki sposób nauczanie Dignitatis humanae nie jest sprzeczne z tradycyjnym nauczaniem papieskim.
Nauczanie tradycyjne i nauczanie zawarte w Dignitatis humanae są ze sobą niezgodne pod następującymi względami: po pierwsze, według nauczania tradycyjnego błąd nie ma żadnych praw i konsekwentnie, nikt nie może posiadać prawa, nawet ograniczonego do wygłaszania fałszywych opinii. Władza publiczna powinna zwalczać nieprawdziwe opinie. Dignitatis humanae naucza, że istnieje ograniczone prawo do wyrażania nieprawdziwych opinii. Istnieje ono nawet w odniesieniu do osób, które żyją niezgodnie z ciążącym na nich obowiązkiem poszukiwania prawdy i podążania za nią. Władze publiczne powinny ustanowić to prawo prawem cywilnym. Po drugie, według tradycyjnego nauczania fałszywej religii można zezwolić na głoszenie swych nauk (tj. tolerować zło) tylko w celu uniknięcia jakiegoś zła lub uzyskania większego dobra. Dignitatis humanae odwraca to stwierdzenie i naucza, że fałszywej religii można zabronić głoszenia swych nauk tylko w celu uniknięcia jakiegoś zła lub uzyskania większego dobra.W obu przypadkach złem, którego chce się uniknąć, jest naruszenie spokoju społecznego. Ryzyko naruszenia spokoju przekształca się więc z kryterium przyzwolenia na rozpowszechnianie błędu w kryterium zapobiegania temu rozpowszechnianiu. A zatem – Dignitatis humanae nazywa szerzenie nieprawdziwych opinii raczej prawem, które ma być zagwarantowane przez świeckie ustawodawstwo, aniżeli złem, które ma być tolerowane wyłącznie w celu uniknięcia jeszcze większego zła. Nie można uznać nauczania Dignitatis humanae za rozwinięcie tradycyjnej doktryny, której nauczano do końca pontyfikatu papieża Piusa XII. Tradycyjne nauczanie katolickie jest następujące: Nie może istnieć żadne rzeczywiste prawo do braku przeszkód w szerzeniu błędu. Dignitatis humanae naucza, że takie prawo istnieje. Magisterium powinno albo poinformować nas, w jaki sposób nauczanie Dignitatis humanae jest rozwinięciem doktryny albo przedstawić autorytatywne wyjaśnienie, w którym nauczanie to zostałoby pogodzone ze stanowiskiem tradycyjnym. Konkludując, w Kościele nie mogą istnieć dwa różne dokumenty prawne czy teologiczne dotyczące jakiegoś tematu czy zagadnienia, a nawzajem się wykluczające. Chyba, że te dwa dokumenty nie są obowiązujące w jednym Kościele.
Kolejnym wskazaniem jest to, iż nakładanie ograniczeń na publiczne wyrażanie przekonań religijnych i moralnych powinno być regulowane wymogami dobra powszechnego, a nie utrzymaniem porządku publicznego, jak chcieliby twórcy deklaracji Dignitatis humanae. Dopuszczanie rozwodów, aborcji czy publicznych ataków na katolickie dogmaty szkodzi dobru powszechnemu i to nawet wówczas, gdy nadużycia te nie prowadzą do zakłócenia porządku publicznego. Szczególnie, gdy chodzi o pornografię, która publicznie pogwałca każdą zasadę tradycyjnej wiary i moralności bez zakłócania porządku publicznego. W obecnych czasach to porządek publiczny, a nie publiczne dobro ma być tym kryterium, którym należy się kierować w kwestii wyrażania przekonań religijnych na forum publicznym. Istnieje ewidentna sprzeczność pomiędzy tradycyjnym nauczaniem papieskim a nauczaniem Dignitatis humanae i obie te nauki są z sobą nie do pogodzenia. Jak pisze Davies: Biegli teologowie, reprezentujący całe teologiczne spektrum opinii stwierdzają, że nie są w stanie wyjaśnić tej kwestii. Szczególne znaczenie należy przypisać wyznaniu biskupa de Smedta, iż zadaniem przyszłych badań teologicznych i historycznych będzie wyjaśnienie, w jaki sposób nauczanie Dignitatis humanae nie jest sprzeczne z tradycyjnym nauczaniem papieskim.
Nauczanie tradycyjne i nauczanie zawarte w Dignitatis humanae są ze sobą niezgodne pod następującymi względami: po pierwsze, według nauczania tradycyjnego błąd nie ma żadnych praw i konsekwentnie, nikt nie może posiadać prawa, nawet ograniczonego do wygłaszania fałszywych opinii. Władza publiczna powinna zwalczać nieprawdziwe opinie. Dignitatis humanae naucza, że istnieje ograniczone prawo do wyrażania nieprawdziwych opinii. Istnieje ono nawet w odniesieniu do osób, które żyją niezgodnie z ciążącym na nich obowiązkiem poszukiwania prawdy i podążania za nią. Władze publiczne powinny ustanowić to prawo prawem cywilnym. Po drugie, według tradycyjnego nauczania fałszywej religii można zezwolić na głoszenie swych nauk (tj. tolerować zło) tylko w celu uniknięcia jakiegoś zła lub uzyskania większego dobra. Dignitatis humanae odwraca to stwierdzenie i naucza, że fałszywej religii można zabronić głoszenia swych nauk tylko w celu uniknięcia jakiegoś zła lub uzyskania większego dobra.W obu przypadkach złem, którego chce się uniknąć, jest naruszenie spokoju społecznego. Ryzyko naruszenia spokoju przekształca się więc z kryterium przyzwolenia na rozpowszechnianie błędu w kryterium zapobiegania temu rozpowszechnianiu. A zatem – Dignitatis humanae nazywa szerzenie nieprawdziwych opinii raczej prawem, które ma być zagwarantowane przez świeckie ustawodawstwo, aniżeli złem, które ma być tolerowane wyłącznie w celu uniknięcia jeszcze większego zła. Nie można uznać nauczania Dignitatis humanae za rozwinięcie tradycyjnej doktryny, której nauczano do końca pontyfikatu papieża Piusa XII. Tradycyjne nauczanie katolickie jest następujące: Nie może istnieć żadne rzeczywiste prawo do braku przeszkód w szerzeniu błędu. Dignitatis humanae naucza, że takie prawo istnieje. Magisterium powinno albo poinformować nas, w jaki sposób nauczanie Dignitatis humanae jest rozwinięciem doktryny albo przedstawić autorytatywne wyjaśnienie, w którym nauczanie to zostałoby pogodzone ze stanowiskiem tradycyjnym. Konkludując, w Kościele nie mogą istnieć dwa różne dokumenty prawne czy teologiczne dotyczące jakiegoś tematu czy zagadnienia, a nawzajem się wykluczające. Chyba, że te dwa dokumenty nie są obowiązujące w jednym Kościele.
Bo czy w istocie kościół modernistów jest Kościołem katolickim?
Joannes
Jesuita