Święty Ambroży urodził się w Trewirze w roku 340.
Ojciec jego był namiestnikiem, zawiadującym wielką
częścią Włoch, Hiszpanią, Francją i Niemcami. Gdy
umarł przedwcześnie, matka udała się do Rzymu, skąd
była rodem, i poświęciła się całkowicie wychowaniu
trojga dzieci. Ambroży (żył około roku Pańskiego 397) był z nich najmłodszym i
odznaczał się nadzwyczajnymi zdolnościami i
niewymowną słodyczą charakteru. Już jako młody
uczeń zasłynął z głębokiej nauki, porywającej
wymowy i wielkiego talentu poetyckiego. Jako adwokat
miał w trybunałach rzymskich tak wielkie powodzenie,
że po kilku latach mianowano go namiestnikiem Górnych
Włoch i przeznaczono mu na rezydencję Mediolan.
Gdy po śmierci biskupa Auksencjusza duchowieństwo
wraz z ludem przystąpiło do wyboru następcy, powstały
między arianami a katolikami zawzięte spory, grożące
rozlewem krwi. Usłyszawszy o tym, pobiegł Ambroży do
zgromadzonych wyborców i tak dobrotliwie zachęcał ich
do porządku i zgody, że wszystkich rozrzewnił. Nagle
odezwało się jakieś dziecko: "Ambroży
biskupem!". Zgromadzeni spojrzeli po sobie
ze zdumieniem, spory przycichły, a po chwili odezwał
się jednomyślny okrzyk katolików i arian: "Tak
jest, Ambroży będzie naszym biskupem!", ale
namiestnik uciekł z kościoła, wzbraniając się
przyjąć ofiarowaną godność. Gdy noc zapadła,
uciekł do Pawii. Szedł przez całą noc, ale gdy
świtać poczęło, stanął ku swemu wielkiemu zdumieniu
przed bramą Mediolanu, gdzie pochwycony został przez
lud i zaprowadzony do namiestnikowskiego pałacu.
Stamtąd już go nie wypuszczono, dopóki cesarz
Walentynian nie zatwierdził jego wyboru na biskupa.
Ambroży przyjął tedy chrzest święty, otrzymał
święcenia duchowne i konsekrowany został na biskupa
dnia 7 grudnia roku 374. Natychmiast oddał znaczny swój
majątek na ubogich i kościoły, zaprowadził w swym
pałacu jak najskromniejsze życie i pościł co dzień
aż do wieczora, wyjąwszy soboty i niedziele. Gdy mu ze
względu na zdrowie odradzano tak surowe posty,
odpowiedział z uśmiechem: "Z obżarstwa już
niejeden poszedł w ziemię, z postu nikt jeszcze!".
Niestrudzenie pracował dla dobra diecezji i powierzonych
sobie owieczek, a noc poświęcał modlitwie, sypiając
tylko kilka godzin. Co niedzielę głosił kazania tak
wymowne i przekonywujące, że nawet światowo
usposobieni ludzie z największą uwagą ich słuchali.
Nade wszystko zalecał dziewictwo i czynił to z taką
gorliwością, że wiele matek wstrzymywało córki od
słuchania jego kazań, obawiając się, aby nie nabrały
wstrętu do małżeństwa i nie ślubowały dozgonnego
panieństwa. Pokoje jego były dla każdego otwarte;
ktokolwiek potrzebował pociechy, rady lub pomocy,
śmiało do niego przychodził, niezapowiadany przez
służącego. Mimo niesłychanego nawału pracy znalazł
tyle czasu, że napisał kilkanaście dzieł naukowych,
mających po dziś dzień wielką wartość.
W roku 377 pustoszyli Goci Trację i Ilirię i
sprzedawali ludzi tamtejszych w niewolę. Ambroży
zachęcał biskupów i świeckich, aby wykupywali tych
biedaków. Sam przyświecał im dobrym przykładem,
łożąc na wykup ostatni grosz, topiąc aparaty
kościelne i wybijając z nich pieniądze, aby ocalić
dusze jeńców. Wskazując na znaczną ilość
wykupionych, mawiał z radością: "Oto prawdziwe
złoto, mające wartość niezmienną, oto złoto
Chrystusowe, które oswobadza od śmierci!".
Cesarzowa Justyna, matka cesarza Walentyniana II,
zawzięta arianka, nienawidziła wielkiego Ambrożego i
używała pieniędzy, kłamstwa i intryg, aby go
pozbawić znaczenia u wiernych, ale wszelkie jej
usiłowania były bezskuteczne. W końcu namówiła syna,
aby się stanowczo domagał wydania jednego z
kościołów katolickich dla arian. Święty Ambroży
odpowiedział: "Świeckie pałace należą do
ciebie, cesarzu, i ty jeden nimi rozporządzać możesz.
Kościoły jednakże są przybytkami Bożymi, do których
nie masz prawa. Jeśli mimo to zapominasz, że jesteś
monarchą katolickim, nie zapomnę ja, że jestem
biskupem tego wyznania. Nie zdradzę owczarni
Chrystusowej i nie wydam kościoła Bożego fałszerzom
wiary. Jeśli chcesz mego majątku, zabierz go; jeśli
żądasz mego życia, jest w twojej ręce, ale umrę u
stóp ołtarza, w obliczu powierzonej mi trzody".
Nadaremnie kazał cesarz otoczyć kościół
żołdactwem, gdyż wierny lud pilnował przez kilka dni
swego pasterza. W końcu cofnął cesarz straż,
obawiając się rewolucji, ale cesarzowa matka nie
wstydziła się nająć skrytobójców, którzy mieli
pozbawić życia świątobliwego biskupa, jednakże Bóg
zniweczył jej występne zamysły.
Walentyniana II zrzucił potem z tronu jego wódz
Maksym, ale cesarz wschodni Teodozjusz Wielki pobił
Maksyma na głowę, osadził Walentyniana na tronie i
pozostał we Włoszech trzy lata. Gdy pewnego razu
chciał zasiąść w prezbiterium kościoła
mediolańskiego, jak to zwykł był czynić w
Konstantynopolu, Ambroży nie dopuścił do tego i kazał
mu zająć miejsce między ludem, mówiąc: "Purpura
jest oznaką cesarza, nie kapłana". Odtąd nawet i
w Konstantynopolu nie cisnął się Teodozjusz między
duchowieństwo, lecz stał między ludem. Gdy go
patriarcha Nektariusz prosił, aby zasiadł w
prezbiterium, odpowiedział cesarz: "Za późno
poznałem, jaka zachodzi różnica między biskupem a
cesarzem. Zawsze otoczony pochlebcami, teraz dopiero
poznałem męża, który śmiał mi otwarcie powiedzieć
prawdę. Jednego tylko znam, co godzien być biskupem, a
jest nim Ambroży".
W roku 390 zamordowało pospólstwo w Tessalonice
namiestnika cesarskiego. Teodozjusz za karę chciał
wyciąć w pień wszystkich mieszczan, Ambroży wymógł
jednak na nim, że tylko winnych miała spotkać
zasłużona kara. Mimo to cesarz nie dotrzymał danego
słowa i nakazał ogólną rzeź. Ambroży polecił
wówczas Teodozjuszowi czynić jawną pokutę i
obłożył go klątwą kościelną. Gdy Teodozjusz mimo
to poważył się przyjść do kościoła, Ambroży
zagrodził mu drogę pastorałem i rzekł poważnie:
"Zdaje się, że i teraz, gdyś z gniewu
ochłonął, nie uznajesz ogromu swej winy. Wysokie
dostojeństwo, jakie piastujesz, nie daje ci poznać
wielkości grzechu, jakiego się dopuściłeś. Spojrzyj
na ziemię, z której wyszliśmy i do której powrócimy.
Niechaj cię blask purpury nie czyni ślepym na
ułomność ciała nią pokrytego. Jeden jest Panem i
Królem nas wszystkich, Bóg, stwórca świata. Czy
ośmielisz się dłonie splugawione krwią złożyć do
modlitwy? Czy poważysz się przyjąć Ciało Pańskie do
ust, z których wyszedł rozkaz okropnej rzezi?".
Cesarz chciał się tłumaczyć przykładem Dawida,
który także ciężko zgrzeszył, ale Ambroży odparł:
"Jeśli naśladowałeś Dawida w grzechu,
naśladujże go i w pokucie".
Zamilkł Teodozjusz, pokutował przez osiem miesięcy,
ukazał się w szacie żałobnej we drzwiach
kościelnych, wyznał publicznie swoją winę, jak tego
wymagały przepisy kościelne i ze łzami prosił Boga o
przebaczenie. Wszyscy zgromadzeni wybuchnęli głośnym
płaczem, widząc szczerość jego żalu, Ambroży zaś
udzielił mu rozgrzeszenia pod warunkiem, aby ogłosił
prawo, mocą którego wyroki cesarskie miały na
przyszłość być wykonywane dopiero po miesiącu i to
po ponownym zatwierdzeniu. Prawem tym chciał zapobiec
nadużyciom, pochodzącym ze zbytecznego pośpiechu.
Odtąd okazywał mu Teodozjusz jak najgłębszy szacunek,
w chwili zgonu przyjął ostatnie sakramenta święte z
jego rąk, dał synom stosowne przestrogi i rzekł do
Ambrożego: "Prawdy, których mnie nauczyłeś i
których się starałem przestrzegać, winieneś wpoić
teraz w moją rodzinę i utwierdzić w nich synów moich
Honoriusza i Arkadiusza!". To powiedziawszy, skonał
na ramionach Ambrożego.
Gdy na Ambrożego przyszła chwila zgonu, Stylichon,
zawiadujący zachodnim cesarstwem, zawołał:
"Jeśli ten wielki mąż umrze, Włochy
zginą". Cały lud błagał na klęczkach Boga o
życie ukochanego pasterza, a najznamienitsi dostojnicy
zaklinali świętego biskupa, aby prosił Pana nad pany o
przedłużenie swego żywota. Ambroży odpowiedział:
"Żyłem tak między wami, że nie potrzebowałbym
się wstydzić żyć jeszcze dłużej w waszym gronie,
ale nie obawiam się śmierci, bo mamy dobrego
Pana". Gdy Basjan, biskup diecezji Lodi, modlił
się razem z chorym, ujrzał Jezusa przy jego łożu,
udzielającego mu pociechy, a święty Honorat, nie
odstępujący umierającego, zdrzemnąwszy się
cokolwiek, usłyszał nagle głos: "Wstańże i
pośpiesz się, gdyż teraz odchodzi". Ocknąwszy
się ze snu, dał Komunię św. Ambrożemu, który
przyjął ją ze złożonymi rękoma i wkrótce potem
wyzionął ducha, dnia 4 kwietnia roku 397, licząc lat
57. Wschód i zachód długo nie mógł przeboleć straty
tego wielkiego księcia Kościoła, który za życia i po
śmierci słynął z rozlicznych cudów.
Ambroży jest drugim pomiędzy czterema wielkimi
Doktorami Kościoła zachodniego i najwznioślejszym
twórcą hymnów kościelnych. Święte jego pienia
odzywają się po dziś dzień w czasie nabożeństwa i
należą do modłów odprawianych przez kapłanów.
Nauka moralna
Podajemy tu kilka myśli św. Ambrożego, tchnących
jak najwyższą mądrością. Powinny one stanowić
nieoceniony skarb dla każdego chrześcijanina-katolika:
Nie dziw, że człowiek grzeszy, ale na naganę
zasługuje ten, kto nie uznaje swych grzechów i nie
upokarza się przed Bogiem.
Łatwiej znajdziesz takich, co zachowali niewinność,
aniżeli takich, co odpokutowali swe grzechy.
Nie ma nic wznioślejszego, jak służyć Bogu.
Jeśli sam się oskarżysz, nie potrzebujesz się
lękać oskarżyciela.
Krzyżujemy swe ciało, gdy stłumiamy i zwalczamy
jego pożądliwości.
Nic nie wyjednywa nam bardziej przychylności
ludzkiej, jak miłosierdzie i uprzejma łagodność.
Niczego nie powinniśmy się więcej uczyć, jak
milczenia, a to dlatego, abyśmy się dobrze i należycie
uczyli.
Prawdziwa siła człowieka polega na tym, aby umiał
zapanować sam nad sobą, powściągał swój gniew i nie
dawał folgi swym żądzom.
Człowiekiem jesteś, a jako człowiek wystawiony
jesteś na pokusy, pokonywaj je przeto.
Modlitwa
Boże, któryś lud Twój świętym Ambrożym, wielkim
sługą Twoim obdarzył, spraw łaskawie, prosimy,
abyśmy tego, który był nam mistrzem życia duchownego
na ziemi, zasłużyli sobie mieć przyczyńcą w Niebie.
Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
Św. Ambroży, arcybiskup i Doktor Kościoła
Urodzony dla świata 340 roku
Urodzony dla nieba 4.04.397 roku
Wspomnienie 7 grudnia
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.