STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

piątek, 13 listopada 2015

Żywot świętego Stanisława Kostki, jezuity

    Cóż może być piękniejszego niż młodzian cnotliwy? Chociaż cnota jego nie przeszła jeszcze próby ognia, walk i doświadczeń, mimo to rozkwit łaski Bożej w młodocianej duszy, gorejące płomienie miłości ku Stwórcy, dziewicza tęsknota do niebieskiego Oblubieńca czynią na każdym wrażenie miłe i podniosłe. Wzorem i ideałem takiego młodzieńca jest św. Stanisław, urodzony w roku 1550, potomek znakomitego polskiego rodu Kostków.
Pobożna matka wychowała go w zasadach pobożności i miłości Jezusa i Matki Jego Najświętszej, a ziarno jej nauki nie padło na opoczystą rolę. Młody Stanisław (żył około roku Pańskiego 1568) miał tak delikatne i drażliwe uczucie moralności, że lekkomyślne i nieprzyzwoite słowa, jakie niekiedy padały z ust gości, przyprawiały go o zemdlenie, toteż ojciec jego przerywał takie gawędy, mówiąc: "Uciszcie się, gdyż mój Staś wpadnie w taki zachwyt, że go będziemy musieli podnosić z podłogi".
W roku 1546 oddano Stanisława wraz ze starszym bratem Pawłem do konwiktu jezuitów w Wiedniu. W następnym roku z powodu braku miejsca umieszczono ich na stancji w prywatnym domu protestanckim.

Stanisław wszystek czas poświęcał nauce i modlitwie, a jedyną jego rozrywkę stanowiło zwiedzanie kościoła jezuitów. Ile razy szedł do szkoły, wstępował do świątyni, by oddać hołd Sakramentowi świętemu. Nawet jego praca tchnęła modlitwą, gdyż w każdym wypracowaniu piśmiennym umieszczał słowa, zmierzające do chwały Boskiej i uczczenia Dziewicy świętej, którą gorąco miłował. Brat jego Paweł był paniczem dumnym, miłośnikiem zbytku, rozrywek i towarzystwa, gniewała go zatem skromność i pokora brata, jego ustawiczne modły, posty, cotygodniowe spowiedzi i przystępowanie do Komunii świętej. Niemal co dzień czynił mu o to wyrzuty, drwił z niego, szydził, a nierzadko bił go do krwi i kopał. Niewiele lepiej obchodził się z nim jego ochmistrz, który uważał za swój obowiązek wyleczyć go z rzekomego marzycielstwa i wychować na modnego i światowego panicza. Wygadując ciągle na niego i zasypując go złośliwymi docinkami, mawiał: "Ojciec na to cię tu przysłał, abyś się nauczył dobrego tonu, a nie na to, żebyś ze spuszczonymi oczyma chodził jak pobożniś jaki".
Świątobliwy młodzieniaszek znosił cierpliwie te przymówki i łagodnie odpowiadał: "Urodziłem się nie dla tego świata, lecz dla wieczności. Dlatego żyję i żyć będę tak, jak się Bogu podoba". Poza tym, gdzie nie widział nic złego, okazywał jak największe posłuszeństwo; dał się nawet nakłonić do brania lekcji tańca.
W roku 1566 wskutek postów, biczowań, nocnego czuwania i poniewierek brata zapadł w śmiertelną chorobę. Ze łzami błagał o sakramenta święte, ale protestancki gospodarz, ochmistrz i brat zatykali uszy na jego prośby. Opuszczony od ludzi udał się pod opiekę świętej Barbary, patronki umierających, jakoż Święta ta ukazała mu się w towarzystwie dwóch aniołów, którzy dali mu Komunię świętą. Potem ukazała mu się Matka Boska z Dzieciątkiem Jezus na ręku i pocieszała go, że jeszcze nie umrze, ale winien wstąpić do Towarzystwa Jezusowego.
Po tym widzeniu istotnie wkrótce wyzdrowiał i zgłosił się do nowicjatu, ale nie przyjęto go, gdyż nie miał pozwolenia rodziców. Mimo to nie odstąpił od swego zamiaru. Gdy brat znowu zaczął go poniewierać, rzekł do niego: "Oświadczam ci, Pawle, że dłużej tych dokuczliwości znosić nie myślę. Wypędzasz mnie, pomyśl przeto, jak się z tego przed ojcem wytłumaczysz!". Rozdał potem swą kosztowną odzież pomiędzy biednych studentów, przywdział liche łachmany i uciekł z Wiednia, pozostawiwszy pismo, w którym podał powody swej ucieczki. Brat popędził za nim i doścignął go, ale go nie poznał z powodu lichego przebrania.
Stanisław przybył szczęśliwie do Dillingen do świętego Piotra Kanizjusza, który go przyjął na próbę za służącego, a potem z dwoma młodymi jezuitami odesłał go do Rzymu i polecił generałowi zakonu, świętemu Franciszkowi Borgiaszowi. Ten przyjął Stanisława do nowicjatu dnia 28 października roku 1567. Wkrótce potem nadszedł list od ojca Stanisława, pełen wyrzutów i zelżywości. Stanisław tak nań odpowiedział: "Kochany ojcze! Byłbym niepocieszony, gdybym na gniew i wyrzuty twoje przez to zasłużył, żem popełnił coś zdrożnego; ale tego, com uczynił, nie mogę uważać za zdrożność i pohańbienie imienia twego. Już od dawna jedynym staraniem moim było służyć Bogu i wziąć na siebie krzyż Chrystusowy. Znalazłem w tym tyle rozkoszy, iż nie podobna mi uwierzyć, iżbyś, miłując dzieci swoje, pozbawić mnie chciał tego, czego bym nie oddał za wszystkie skarby świata".
Pozostał w nowicjacie i żył jak anioł. Pokora jego, posłuszeństwo, pobożność, miłość Maryi i Pana Jezusa, skrupulatna sumienność, wesołość i zadowolenie jednały mu powszechną przychylność. Serce jego gorzało taką miłością Boga, że często musiał chłodzić pierś zimnymi okładami.
Pewnego dnia rzekł do towarzyszy: "Spodziewam się za łaską Bożą obchodzić w Niebie najbliższe święto Wniebowzięcia Matki Boskiej" i w dziecięcej prostocie napisał list do Przeczystej Dziewicy z prośbą o śmierć szczęśliwą. Dnia 10 sierpnia opadła go zimnica, którą lekarze lekceważyli. Dnia 14 sierpnia przyjął sakramenta święte i wraz z otaczającymi jego łoże towarzyszami odmawiał modlitwy za konających, póki słowa nie zamarły mu na ustach. Dnia 15 sierpnia 1568 roku z brzaskiem dnia uleciała dusza jego ku Niebu. Liczył wtedy Stanisław dopiero 18. rok życia. Papież Benedykt XIII zaliczył go w poczet Świętych wraz ze świętym Alojzym.

Nauka moralna

Zwróćmy uwagę na słowa świętego Stanisława w liście do ojca: "Już od dawna staraniem moim było służyć Bogu i wziąć na siebie krzyż Chrystusowy" itd. Słowa te dają nam jasny pogląd na tę czystą, dziewiczą duszę, pełną bogomyślności.
Jakaż jest istota bogomyślności?
1) Jest nią silna i żywa radość, jaką Bóg zdobi i obdarza duszę przez łaskę uświęcającą. Za pomocą i przyczyną tej łaski wykonuje człowiek przykazania Boskie ochoczo i rączo, a nadto jeszcze pełni takie dobre uczynki, do których nie jest ściśle zobowiązany. Bogomyślność więc polega na tym, że obdarzony nią chrześcijanin szybko i chętnie czyni to, co może się przyczynić do chwały Boga, gdy tymczasem chrześcijanin zwykłej miary, który nie doszedł jeszcze do tego stopnia doskonałości, ociężale czyni dla Boga to, czego nie może zaniechać bez ściągnięcia na siebie grzechu. Jak niegdyś Pan Jezus garnął do siebie dzieci i swe błogosławione dłonie kładł na ich głowach, tak czyni i dziś. Szczodrobliwość jego zdobi dusze dziecięce darem bogomyślności. Niechaj matki nie omieszkają starannie pielęgnować i rozwijać w swych dziatkach dar bogomyślności, aby się z nich doczekać pociechy na ziemi i szczęścia w Królestwie niebieskim.
2) Jakże słodkie jest życie bogomyślne! Człowiek zamiłowany w zmysłowych i ziemskich rozkoszach z politowaniem potrząsa głową, widząc bogomyślnego oddanego postom, modlitwie, samotności, wybaczającego urazy, hamującego gniew i żądze; nie mogąc zajrzeć w tajniki serca, nie pojmuje, jak bogomyślność to wszystko osładza i ułatwia. Święty Franciszek Salezy trafnie porównuje bogomyślnych z pszczółkami, które w tymianku znajdują sok obfity, ale surowy, a przez ssanie zamieniają go na wonny i słodki miód. Bogobojny i pobożny chrześcijanin spotyka w życiu wiele przeciwności i goryczy, ale przyjmując je ochoczo i z poddaniem się woli Bożej, zamienia je na słodycz. Palonym na stosach i wplatanym w koło Męczennikom wydawało się, że spoczywają na posłaniu z kwiatów; święci Młodzieńcy i Dziewice, krępując się dobrowolnie ślubami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, chwalili Boga pobożnym pieniem i psalmami.

Modlitwa

Boże, który pomiędzy różnymi cudami mądrości Twojej, także i młodocianemu wiekowi udzielasz łaski dojrzałej świątobliwości, spraw łaskawie, prosimy, abyśmy za przykładem świętego Stanisława, z każdej chwili czasu zbawienia korzystając, do wiecznego spokoju wejść pośpieszyli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem wraz z Duchem świętym żyje i króluje w Niebie i na ziemi. Amen. 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.