STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

wtorek, 17 listopada 2015

Żywot świętego Grzegorza Cudotwórcy, biskupa



    Rodzice Grzegorza (żył około roku Pańskiego 270) byli poganami, wskutek czego i on wychowany był w pogaństwie. Mimo to serce jego od młodych lat nie lgnęło do rzeczy znikomych, lecz do cnoty i prawdy. Spragniony wiedzy udał się do Cezarei, aby poznać naukę największych filozofów ówczesnych, ale ta nie zaspokoiła głodu jego ducha. Wtem doszła go wieść o słynnym mędrcu chrześcijańskim Orygenesie, który otworzył w Cezarei szkołę, odwiedzaną przez wielu uczniów. Wstąpił do niej i wkrótce został ulubieńcem swego mistrza, a słuchając jego wykładów o Ewangelii i wierze chrześcijańskiej, tak się tą Boską nauką przejął, że dał się ochrzcić i postanowił służyć tylko Bogu.
Gdy Orygenes w roku 235 musiał opuścić miasto, udał się Grzegorz do Aleksandrii, aby się dalej kształcić. Tutaj między uczącą się młodzieżą panowało wielkie rozpasanie obyczajów. Grzegorz stronił od kolegów, obawiając się pokalania duszy, jednakże to było dla nich solą w oku, a czystość jego żywota była im gorzkim wyrzutem, uknuli przeto spisek na jego zgubę, ale młodzieniec uszedł zasadzki.
Po trzech latach pobytu w Aleksandrii połączył się znowu z Orygenesem w Cezarei. Bogaty w cnoty i wiedzę pragnął wrócić w strony rodzinne, ale mieszkańcy Cezarei nie chcieli go puścić, gdyż pragnęli korzystać z jego nauki. Grzegorz, któremu wstrętne były wszelkie pochwały i zaszczyty, wymknął się potajemnie i wrócił do miasta rodzinnego. Ziomkowie jego spodziewali się, że zabłyśnie między nimi swą wiedzą, ale się zawiedli, bo Grzegorz porzucił wszystko, co posiadał i schronił się w miejsce ustronne, aby żyć tylko dla Boga i zbawienia własnej duszy.

Żył podówczas w Amazei gorliwy i pobożny arcybiskup Fedymus. Poznawszy wysokie zdolności i zalety Grzegorza postanowił wyświęcić go na biskupa, nie bacząc na zbyt młode jego lata. Gdy się Grzegorz dowiedział o jego zamiarze, uciekł na pustynię, gdyż nie uważał się za godnego tak wysokiego dostojeństwa. Nie mogąc wpaść na jego ślady, wzniósł się Fedym myślą do Boga, w duchu włożył na młodzieńca dłonie i wyświęcił go na biskupa Nowej Cezarei. Chociaż oddalony o trzy dni drogi, dowiedział się Grzegorz o postąpieniu arcybiskupa, opuścił przeto swe zacisze i posłuszny woli wyższej przyjął rzeczywiste święcenia. Przed namaszczeniem prosił o czas dla rozważenia świętych tajemnic wiary i przysposobienia się do święceń. W czasie tego odosobnienia ukazał mu się czcigodny starzec w kosztownym płaszczu biskupim. Zdziwiony Grzegorz zapytał starca, kim jest i skąd przybywa, a zapytany odpowiedział, że jest wysłańcem Niebios i wskazał mu stojącą obok siebie niewiastę o niebiańskim obliczu. Grzegorz spojrzał na nią, ale olśniony Jej blaskiem musiał spuścić oczy, a z rozmowy niebiańskich przybyszów zrozumiał, że ma przed sobą świętego Jana Ewangelistę i Matkę Boską. Święty Jan z polecenia świętej Dziewicy wytłumaczył mu tajemnice nauki Chrystusowej i kazał mu spisać to wyjaśnienie. Gdy się to stało, święte postacie znikły.
W drodze do Nowej Cezarei zaskoczyła Grzegorza straszna burza, schronił się przeto do leżącej poza miastem świątyni pogańskiej, w której rozgościł się był szatan i złe duchy. Grzegorz wygnał go znakiem krzyża świętego i przebył całą noc bezsennie na modlitwach.
Gdy na drugi dzień rano kapłan pogański wszedł w progi świątyni, aby spełnić zwykłą ofiarę, szatan przywitał go tymi słowy: "Nie możemy tu pozostać z powodu gościa, który tu całą noc strawił". Doścignąwszy Grzegorza, groził ów kapłan, że oskarży go przed cesarzem. Grzegorz odparł: "Prawdziwy Bóg dał mi moc wypędzania złych duchów". Na co rzekł kapłan: "Jeśli tak, to pokaż, co umiesz i przywołaj te duchy na powrót". Święty napisał na tabliczce słowa: "Szatanie, wracaj!" i kazał tę tabliczkę położyć na ołtarzu. Kapłan wrócił na miejsce i rozmawiał wśród ofiary ze złym duchem. Zdumiony wrócił do biskupa i błagał, aby mu dał poznać swego wszechmocnego Boga. Grzegorz obeznał go z prawdami religii chrześcijańskiej, ale gdy mu zaczął mówić o wcieleniu Boga i widział, że ten dogmat nie może mu się pomieścić w głowie, oświadczył, że ten artykuł wiary przechodzi rozum ludzki i tylko cudami wszechmocy Bożej stwierdzony być może. Na te słowa rzekł kapłan: "Jeśli tak jest, to każ temu głazowi przenieść się na inne miejsce!". Grzegorz rozkazał, a głaz wzniósł się i zaczął się poruszać. Na widok tego cudu nawrócił się kapłan i poszedł za Grzegorzem do miasta, gdzie jeszcze większe cuda stwierdziły posłannictwo świętego biskupa.
Gdy Grzegorz stanął na rynku, pytali go towarzysze, gdzie myśli zamieszkać, nie miał bowiem ani pieniędzy, ani miejsca, gdzie by mógł skłonić głowę. "Nie troszczcie się - odpowiedział - Bóg jest domem naszym, w którym żyjemy, istniejemy i ruszamy się, a Niebo jest obszernym dachem. Zbudujecie z siebie samych dom Boży przez cnoty wasze. Budowy ziemskie nie przynoszą korzyści tym, którzy swe życie zbudowali na zasadach cnoty. Domu przede wszystkim potrzebują ci, którzy żyją źle, aby pokrył ich hańbę i nieprawości".
Zaledwie wymówił te słowa, przystąpiło do niego kilku mieszkańców, ofiarując mu przytułek u siebie. Św. Grzegorz zamieszkał u Muzona, jednego z najmajętniejszych mieszczan, i niezwłocznie wygłosił pierwsze kazanie, a wieczorem liczył już mnóstwo nawróconych. Wyleczył wielu chorych, uwolnił opętanych od złego ducha i cudami swymi pomnożył liczbę chrześcijan do tego stopnia, że wkrótce trzeba było pomyśleć o wystawieniu kościoła. Wszyscy wierni oświadczyli się z chęcią jak najwyższego poparcia jego zamiaru; bogatsi ofiarowali hojne datki, ubożsi bezpłatną pracę. Nie było tylko stosownego miejsca, na którym by mógł stanąć przybytek Pański. Grzegorz wzniósł ręce ku niebu i po krótkiej modlitwie kazał się przenieść pewnej górze na inne miejsce. Góra posunęła się o kilka staj dalej, a chrześcijanie wzięli się rączo do dzieła i niezadługo stanął kościół, który pozostał nietkniętym mimo trzęsienia ziemi, jakie później zniszczyło całą Nową Cezareę.
Sława pobożności, sprawiedliwości i mądrości Grzegorza tak się rozgłosiła po kraju, że chrześcijanie i poganie oddawali pod jego sąd swoje spory. Pewnego razu dwaj bracia odziedziczyli jezioro, ale każdy z nich chciał je mieć na wyłączną własność. Nie mogąc się pogodzić, przedłożyli sprawę świętemu biskupowi, prosząc go, aby ją rozstrzygnął. Gdy wszelkie perswazje spełzły na niczym, a bracia już się chcieli rzucić na siebie, Grzegorz ukląkł nad brzegiem i modlił się całą noc, a jezioro nazajutrz wyschło. Spór ustał; bracia podzielili się gruntem, który niezadługo wydał obfity plon. - Zdziwieni tym cudem mieszkańcy, błagali Grzegorza, aby zapobiegł dalszym wylewom rzeki Likus, która występując zimą z brzegów, niszczyła ich domy, role i topiła w swych nurtach trzody. Święty zbliżył się do jej brzegu, zatknął w ziemi pastorał i rozkazał wodzie, aby tego kresu nie przekraczała. Pastorał zapuścił korzenie w ziemi, wyrósł na rozłożyste drzewo, a ilekroć fale rzeki sięgały pnia, cofały się jakby zaklęte do koryta.
W jakiś czas potem pobliskie miasto Komana prosiło Grzegorza o biskupa. Rada miejska i lud domagali się jednak męża znakomitego rodem, znaczeniem i majątkiem; nasz Święty zaś radził baczyć więcej na pobożność i mądrość przyszłego zwierzchnika diecezji. Wtedy jeden z radców odezwał się z przekąsem: "Jeśli nie chcesz szlachcica, to bierz węglarza Aleksandra, a zgodzimy się na niego!". Powstał pusty śmiech, ale Grzegorz zapytał z powagą, kim jest ów Aleksander, o którym wspominano. Na te słowa wystąpił człowiek odziany grubą siermięgą, z zabrudzoną twarzą i dłońmi. Spojrzał na niego biskup i odgadł, że ów węglarz nie jest prostaczkiem, lecz człowiekiem wykształconym i rozumnym, a tylko aby uniknąć ponęt i zasadzek świata, i służyć Bogu w samotności, wybrał zawód węglarza. Stanąwszy przed wyborcami, odpowiadał na pytania Grzegorza tak roztropnie, że ludowi otworzyły się oczy i głośno domagać się począł, aby Aleksandra osadzono na stolicy biskupiej. Na próżno Aleksander wymawiał się od dostojeństwa. Wyświęcony na biskupa, zajaśniał taką świątobliwoscią i gorliwością w wierze, że Pan Bóg uczynił go godnym śmierci męczeńskiej.
Z miłosierdzia Grzegorza, które nie znało granic, korzystali często niegodni i różni oszuści. Pewnego razu zaczaiło się na niego na publicznej drodze dwóch żydów. Jeden z nich ułożył się na ziemi, drugi zbliżył się do świętego biskupa, żaląc się i biadając, że nie ma towarzysza za co pochować. Bez namysłu rzucił Grzegorz na zmarłego swój płaszcz biskupi i oddalił się. Uradowany oszust zbliżył się do kolegi, a podjąwszy płaszcz, zawołał na niego: "Wstań!". Spostrzegłszy, że tamten leży bez ruchu, zaczął go szarpać, ale przekonał się, że ma przed sobą trupa.
Za rządów cesarza Decjusza wybuchło srogie prześladowanie chrześcijan. Zawiadowcom wszystkich prowincji nakazano tępić chrześcijan albo zmuszać ich do odstępstwa. Namiestnik Pontu, gdzie leżała Nowa Cezarea, był zawziętym wrogiem chrześcijan, nie dziw przeto, że na biskupie i jego trzodzie pragnął wywrzeć całą swoją srogość. Grzegorz radził wiernym ucieczkę, obawiając się, że nie są może dość utwierdzeni we wierze, aby w niej wytrwać, sam zaś z diakonem schronił się do kniei. Zaledwie się wyniósł z miasta, zbirzy zaczęli go szukać. Święty biskup, widząc wspinających się na górę żołnierzy i zamkniętą drogę do ucieczki, rzucił się wraz z diakonem na kolana i zaczął się modlić. Żołnierze zbliżają się, ale nie widzą klęczących, lecz w ich miejscu dwa pnie, schodzą przeto i opowiadają, że nikogo nie widzieli. Na nowo rozpoczęto więc poszukiwania, a wysłany na zwiady żołnierz spostrzegł biskupa z diakonem, lecz przekonany, że stał się oczywisty cud, padł Świętemu do nóg, przyjął wiarę Chrystusową i pozostał przy Grzegorzu.
Poganie, rozjątrzeni, że nie mogą dostać w swe ręce biskupa, zaczęli się znęcać nad jego trzodą, ale wskutek gorących modłów Grzegorza wszyscy wiernie i statecznie wytrwali w wierze. Święty biskup miał cudowne widzenie, które początkowo przyprawiło go o smutek. Wkrótce atoli rozjaśniło się oblicze jego, a gdy go pytano o przyczynę tak nagłej zmiany, rzekł: "Zacny młodzieniec Troas zniósł mężnie za Chrystusa męki i katusze, i wysłużył sobie koronę niebieską". I rzeczywiście stało się to, co Grzegorz w duchu widział i obecnym obwieścił. Ze śmiercią Decjusza ustało w roku 251 prześladowanie, św. biskup wrócił do diecezji, usunął nadużycia, jakie się wkradły i pochował ze czcią ciała zamordowanych chrześcijan po kościołach i kaplicach. Gdy pewnego razu w dzień uroczystości jakiegoś bożka zbiegło się wielu pogan do Nowej Cezarei i nie mogąc się pomieścić, błagali Jowisza, ażeby im obmyślił dogodne miejsce, Grzegorz oświadczył im, że niezadługo będą mieli zanadto miejsca. Jakoż wybuchła niebawem straszna zaraza, która zabrała tysiące ofiar. Dopiero modły biskupa położyły jej kres, wskutek czego wielu pogan, porzuciwszy bałwochwalstwo, nawróciło się. Wśród postów, kazań i modłów dożył Grzegorz sędziwego wieku. Zapadłszy w chorobę, przeczuł bliski swój zgon. Gdy przed śmiercią zapytał, ilu jeszcze jest pogan w mieście i odpowiedziano mu, że siedemnastu, rzekł: "Bogu chwała, gdym obejmował biskupstwo, naliczyłem tylu tylko wiernych". Żądał wyraźnie, aby go pochowano na wspólnym cmentarzu. Umarł dnia 17 listopada roku 270.

Nauka moralna

Jakkolwiek święty Grzegorz był wielkim cudotwórcą, zawsze był pokorny i lękał się o swe zbawienie. Wiedział dobrze, że Bóg mu na to udzielił siły czynienia cudów, aby burzył królestwo szatana, a szerzył chwałę Boską. Kto dziwił się jego cudom i chwalił go za to, zasmucał go i zawstydzał. Jak dalekim był od uważania swej osoby za świętą, widać stąd, jak mocno się obawiał sądu Bożego. "Boga się lękajcie i sądu Jego" - wołał zawsze na wiernych. Wiedział dobrze, że Judasz apostoł nie osiągnął zbawienia, mimo że szatanów wypędzał z opętanych. Miał to niewzruszone przekonanie, że świątobliwość nie polega na działaniu cudów, lecz na pokorze, bojaźni Bożej, stronieniu od świata, pogardzie dóbr ziemskich, miłości Boga i bliźniego. Dlatego prawił często swym owieczkom: "Najwyższym dobrem jest trzymać się Boga, żyć z Nim, unikać grzechu. Lękajcie się Boga, zachowujcie przykazania Jego; wierzcie, że staniecie kiedyś przed sądem Jego i że każdy z was odbierze zasłużoną nagrodę lub karę". Czytając przeto cuda zdziałane przez Świętych Pańskich, sławmy wszechmoc Boga, w którego Imieniu ci wybrańcy cuda czynili, ale zarazem zapatrujmy się na ich cnotliwe życie, ich dobre czyny i bierzmy je sobie za wzór. Jest niezawodnie w Niebie wielka ilość Świętych, którzy nie zasłynęli cudami, lecz byli przykładem pokory, bogobojności, ubóstwa ducha, czystości serca, zamiłowania samotności i miłości Boga. O takie cnoty się starajmy, a będziemy świątobliwymi i zbawionymi bez cudów. O to się też starał św. Grzegorz, a cuda swe tak mało cenił, że pragnął przy śmierci, aby pamięć jego zupełnie zginęła na ziemi, a natomiast imię jego zapisanym zostało w księdze niebieskiej.

Modlitwa

Spraw, prosimy, wszechmogący Boże, aby czcigodna uroczystość świętego Grzegorza, Wyznawcy Twojego i biskupa, dała nam w pobożności wzrostu nabierać i w końcu zbawienia wiecznego dostąpić. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.


Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.