HISTORIA
POWSZECHNA
Benedykt z Nursji i jego
reguła zakonna
F. J. HOLZWARTH
––––––––
Treść: Benedykt w Subiaco; Monte Cassino; św. Benedykt i św. Scholastyka; reguła św. Benedykta;
klasztor benedyktyński; zakon benedyktynów i kultura chrześcijańska.
–––––––
Jeden ze
współczesnych Benedyktowi z Nursji powiada, że świat nie mógłby dłużej istnieć,
gdyby nie posiadał pokornych zakonników w swoim łonie. Zdania tego słuszność
każdy oceni, kto porówna upadek Europy ówczesnej z majestatycznymi postaciami,
jakie wtedy w murach klasztornych spotykamy. Kiedy pod ciosami barbarzyńców
runęło państwo Rzymskie, wówczas przerażenie ogarnęło umysły ludzkie.
Przerażenie takie wydaje pospolicie dwojaki skutek: jednych doprowadza do
rozpaczy, która na żaden czyn męski zdobyć się nie może, gdyż niczego się już
nie spodziewa; w innych zaś rozkiełznywa ono wszystkie niskie instynkty natury
ludzkiej. Przypatrzmy się zakonnikom Europy zachodniej; oni jedni nie upadają
na duchu i stoją jako dęby niepożyte pośród powalonego naokół lasu, zielonymi
koronami swymi wzbijając się ku niebiosom i niosąc ruinom świata nadzieję
lepszej przyszłości. "Wkrótce, powiada Montalembert
(Les moines d'Occident), młode, o namiętnościach gwałtownych,
ludy barbarzyńskie zaraziły się zepsuciem społeczeństwa rzymskiego i uległy
wpływowi zgrzybiałej cywilizacji pogańskiej. Zabory germańskie już zamieniały
się w jedną wielką kałużę występków i zdawało się, że świat zmienił tylko pana,
nie poprawiwszy bynajmniej losów swoich. Kto gwałtowne te ludy nauczy karności
moralnej? kto im wskaże, jak należy zakładać nowe państwa i nowe społeczeństwo
budować? kto potrafi je nagiąć, nie łamiąc wszakże ich hartu rodzimego? Kto
ustrzeże je od
zgnilizny duchowej? Wielkie to zadanie spełni Kościół, głównie przez
zakonników. Z pustyń dalekiego Wschodu i Egiptu Bóg powołuje całe zastępy mężów
świętych, cierpliwych, pełnych woli i hartu, surowych względem siebie.
Niepostrzeżenie, bez rozgłosu, rozchodzą się oni po całym Imperium, a kiedy
ostatnia jego godzina wybiła, stoją już, pośród ruin, gotowi do pracy, zarówno
na Zachodzie, jak na Wschodzie. Barbarzyńcy przychodzą, lecz przed nimi, obok nich, za nimi postępują legie święte
i w milczeniu sadowią się pośród spustoszenia. Występuje Benedykt święty, prawodawca
pracy, czystości moralnej i dobrowolnego ubóstwa. Na tysiące liczyć on będzie
synów swoich, którzy utworzą jego milicję świętą; nawet barbarzyńcy wstępują w
jej szeregi. Benedykt ustanawia regułę, która w przeciągu sześciu następnych
wieków przyświecać będzie Europie jako światło zbawcze, regułę, która będzie
prawem, siłą i życiem owych legionów cichych i spokojnych, co Europę zaleją,
aby podźwignąć ją z ruin, aby jej spustoszone pola znowu uprawić, aby jej
zdobywców zdobyć. Państwo Rzymskie bez barbarzyńców było otchłanią niewoli i
zgnilizny. Barbarzyńcy bez zakonników są chaosem. Ludy zaś barbarzyńskie i
zakonnicy założą świat nowy; światem tym będzie Chrześcijaństwo".
Benedykt przyszedł na świat
480 r. w Nursji (teraz Norcia) z rodziców stanu szlachetnego; natchniony duchem
Bożym, już w 14. roku życia opuścił on dom ojcowski i wyrzekł się bogactw swoich
tudzież zaszczytów i przyjemności, jakie młodych patrycjuszów były udziałem.
Benedykt uciekł w góry. Tu Bóg postawił na jego drodze mnicha imieniem Romanus,
który mu dostarczył zszytej ze skór odzieży eremitów i z ojcowską troskliwością
myślał o jego potrzebach fizycznych. Niedaleko od Subiaco w stromej skale nad rzeką Anio odkrył młodzieniec wąską
jaskinię, do której nigdy promień słoneczny się nie dostawał; tu zamieszkał on,
ukryty od świata, a Romanus codziennie na sznurze spuszczał mu żywność z góry.
Przez trzy lata pozostawał Benedykt jakby żywcem pogrzebany w tej twardej kolebce
życia zakonnego na Zachodzie. Mnisi pobliskiego klasztoru w Vicovaro uprosili
Benedykta, aby objął nad nimi przewodnictwo. Lecz rozpuszczonych zakonników
oburzyła karność, jaką chciał między nimi święty pustelnik zaprowadzić, i kilku
z nich nalało trucizny do wina, które miał pić Benedykt; lecz kiedy ten,
zwyczajem swoim, przed wypiciem wina zrobił nad nim znak krzyża świętego,
naczynie na drobne kawałki pękło. Benedykt powrócił do swojej pustelni, lecz
skończyło się już jego pustelnictwo. Młodzieńcy i mężowie, ubodzy i ludzie
znakomitego pochodzenia, Rzymianie i Gotowie przychodzili do niego, błagając,
aby kierował nimi na drodze życia duchowego. Liczba uczniów jego ciągle się
zwiększała i w krótkim czasie, staraniem Benedykta, stanęło w prowincji Walerii
12 klasztorów, a w każdym z nich mieszkało 12 zakonników. Kiedy tak Benedykt z
nadzwyczajną żarliwością nad zbawieniem bliźnich pracował, a Bóg jego pokorę i
cnoty licznymi cudami nagradzał, niejaki Florentius, niegodny kapłan,
zazdrością powodowany, zaczął rozszerzać o nim potwarcze wieści; święty mąż,
pełen zawsze słodyczy, pokoju i pokory, opuścił wtedy dotychczasową siedzibę i
przeniósł się na Monte Cassino (Mons
Cassinus), gdzie dzieło swoje między 529 i 543 doprowadził do końca.
Istniała tu jeszcze świątynia Apollina, do której przychodziła ludność
okoliczna; trzeba więc było rozpocząć od nawracania mieszkańców na naukę
Chrystusową. Z drzewa zbudowano dwa domy modlitwy i powstał klasztor,
największy na Zachodzie; tu regułę swoją napisał Benedykt. Uboga ludność
jęczała pod twardym jarzmem Gotów, trzeba ją więc było bronić, łagodzić
barbarzyńców, pośredniczyć między zwycięzcami i zwyciężonymi. Wieść o wielkim i
świętym mężu rozeszła się po całej Italii, nawet król Totila przybył do niego.
"Czynisz wiele złego, rzekł Benedykt do króla Gotów, i wiele złego już
popełniłeś; czas więc, abyś zaprzestał niesprawiedliwości swoich". Potem
przepowiedział mu jego przyszłość tymi słowy: "wejdziesz do Rzymu", –
Totila istotnie zdobył Benewent i Neapol, potem zajął Rzym; "przeprawisz
się za morze", – w rzeczy samej król gocki udał się z 400 okrętami do
Sycylii i podbił tę wyspę, jak również Korsykę i Sardynię; – "przez
dziewięć lat będziesz panował, a dziesiątego roku zginiesz"; Totila zginął
552, a rozmowa ta miała miejsce 542 roku.
Benedykt
ułagodził Gotów, lecz Longobardowie, nowi pogromcy Italii, nadchodzili.
"Cały klasztor, powiedział ten mąż święty, wskutek niedocieczonych wyroków
Bożych przejdzie w moc pogan. Tylko na gorące modły moje dane mi zostało, że
nikt z mieszkańców klasztoru przy tym nie zginie". I 40 lat nie upłynęło
od owej przepowiedni, a już Longobardowie zburzyli Monte Cassino, zakonnicy zaś
przenieśli się do Rzymu.
U stóp góry
mieszkała jako dziewica Bogu poświęcona, św.
Scholastyka, siostra bliźniaczka Benedykta. Tkliwa miłość istniała
między bratem i siostrą, lecz tylko raz do roku widywali się oni ze sobą.
Święty Grzegorz Wielki opisał nam ostatnie ich ze sobą spotkanie. Spędziwszy dzień
na rozmowie o rzeczach Bożych, brat i siostra siedzieli jeszcze przy stole,
kiedy zaczęło się ściemniać. Scholastyka wtedy rzekła: "Proszę cię, bracie
kochany, nie porzucaj mię jeszcze tej nocy, którą poświęćmy rozpamiętywaniu
radości niebieskich". Na co Benedykt odrzekł: "Co ty mówisz, siostro?
przecież ja muszę wrócić do klasztoru". Lecz Scholastyka nie ustępowała, a
położywszy ręce na stole i głowę na nich wsparłszy, modliła się ze łzami w
oczach. Poprzednio niebo było zupełnie pogodne i nic nie zapowiadało burzy.
Wtem powstał wicher gwałtowny i pośród błyskawic i piorunów zaczął padać taki
deszcz ulewny, że ani Benedykt, ani towarzyszący mu zakonnik nie mogli kroku za
próg uczynić. Wtedy rzekł Benedykt: "Niech Bóg ci przebaczy, siostro, coś
ty zrobiła!". "Prosiłam cię, abyś został, odpowiedziała uśmiechając
się Scholastyka, a ty słuchać mię nie chciałeś, potem pomodliłam się do Boga i
On mię wysłuchał". Benedykt musiał pozostać, brat i siostra spędzili noc
na pobożnej rozmowie i dopiero po wzejściu słońca rozstali się ze sobą. W trzy
dni potem Benedykt, stojąc przy oknie swojej celi i mając wzrok utkwiony w
niebo, ujrzał, jak powiada legenda, duszę Scholastyki, unoszącą się pod
postacią gołębicy ku niebiosom; wypowiedziawszy czystą radość swoją w pieniach
dziękczynnych, kazał on zwłoki siostry złożyć w grobie, który przedtem dla
siebie przygotował. W 40 dni później, 21 marca 543 r., święty założyciel zakonu
Benedyktynów poczuł się bliskim śmierci; polecił więc grób swój otworzyć i
wsparty na dwóch swoich uczniach przyjął ostatnie sakramenty. Skonał on, stojąc
przed swoim grobem, z rękoma ku niebu wzniesionymi, z modlitwą na ustach.
Benedykt nie
chciał, aby jego zakonnicy ograniczali się do samej tylko pracy wewnętrznej,
duchowej; reguła benedyktyńska przepisywała także pracę zewnętrzną, literacką
lub ręczną. Pierwotni cenobici zajmowali się wprawdzie nauczaniem i rozmaitymi
robotami, lecz nikt dotąd nie uorganizował zajęć klasztornych z taką ścisłością i głęboką
mądrością jak św. Benedykt. W regule benedyktyńskiej każda godzina dnia ma
swoje przeznaczenie; siedem godzin miał benedyktyn poświęcać pracy ręcznej, a
dwie godziny pracy umysłowej i siedem razy chwałę Bożą opiewać. Surowa kara
spotykała tego, kto godziny, przeznaczone na pracę umysłową, spędzał na śnie
lub czczej rozmowie; próżnowanie nazywał Benedykt wrogiem duszy. "Jeżeli,
powiada on w swojej regule, miejscowe warunki wymagają tego, aby bracia sami
zajmowali się zbieraniem plonów polnych, to
nie powinno ich to niecierpliwić, gdyż dopiero
wtedy prawdziwymi okażą się mnichami, jeżeli żyć będą z pracy rąk swoich podobnie
jak ojcowie nasi i Apostołowie". Ci zaś, którzy byli biegli w jakim
rzemiośle lub kunszcie, mogli nim się zajmować, za pozwoleniem opata swego;
zakonnika wszakże, wynoszącego się ze swego talentu lub z pożytku, jaki jego
zajęcia klasztorowi przynosiły, przeznaczano do innych zajęć, dopóki pokory nie
nabrał. Produkty i wyroby klasztorne reguła przepisywała sprzedawać niżej ceny
praktykowanej między ludźmi świeckimi. Dla wszystkich praca jednakowo była
przepisana; synowie patrycjuszów rzymskich i panów germańskich, wstępując do
zakonu, musieli się poddać ścisłej równości, która utalentowanym pracownikom
nie przyznawała żadnych przywilejów. Nawet posłuszeństwo jest w oczach
Benedykta pracą (obedientiae labor), i to pracą najważniejszą i
najwięcej zasług nadającą. Mnich dlatego tylko wstępuje do zakonu, aby ofiarę z
siebie samego uczynić. Ofiara ta jest przede wszystkim ofiarą woli własnej. Z
zupełną świadomością wyrzeka się on samego siebie dla zbawienia chorej duszy
swojej. Zakonnik, poddając się zupełnie i we wszystkim obranemu przez siebie
zwierzchnikowi, najskuteczniej broni się przeciwko pożądliwości i miłości
własnej. Przez posłuszeństwo zwycięża samego siebie i dostępuje wolności synów
Bożych. Posłuszeństwo to musi być zupełne. Zakonnik powinien słuchać
przełożonego zawsze, bez zastrzeżeń, bez szemrania. Lecz nie było to jakieś
służalcze, niewolnicze posłuszeństwo; wszyscy, zarówno opat, jak bracia zakonni,
stali tu na gruncie praw Bożych i kościelnych; wybierany przez zakonników opat
przykazywał jako namiestnik Chrystusa, przed którym za kierownictwo swoje miał
odpowiedzieć. We wszystkich wszakże ważniejszych sprawach opat zasięgał rady
braci w kapitule; jako stała rada otaczają go dziekani wybierani z
najgodniejszych; samego zaś opata wybierają wszyscy zakonnicy klasztoru.
Montalembert
powiada: "W tym połączeniu absolutnej, dożywotniej i obieralnej władzy z
obowiązkiem zasięgania rady całej społeczności i działania w jej tylko
interesie, występuje nowy pierwiastek, którego nie posiadała ani przeszłość pogańska,
ani chrześcijańskie Bizancjum, pierwiastek, którego żywotność stwierdzoną
zostanie doświadczeniem wieków. Pośród anarchii, jaka nastąpiła po upadku
Imperium Rzymskiego, klasztor benedyktyński, będący żywym obrazem
chrześcijańskiej organizacji gminnej, podał światu wzór urządzenia społecznego,
które jednoczyć w sobie będzie karność legionów rzymskich z duchem poświęcenia
i solidarności".
W 595 r. św.
Grzegorz papież na synodzie w Rzymie uroczyście zatwierdził regułę św.
Benedykta. – Przypatrzmy się teraz jednemu z klasztorów benedyktyńskich.
Jak później św.
Ignacy obierał sobie wielkie miasta na pole swojej działalności, jak
franciszkanie w mniejszych miastach osiadali, a św. Bernard najbardziej sobie
stoki gór upodobał, tak benedyktyni przeważnie na wyżynach się sadowią.
Klasztor benedyktyński składa się z całego szeregu budowli, kupiących się około
kościoła; mieści się tu wszystko, co jest nieodzowne do zaspokojenia potrzeb
życia codziennego. W obrębie murów klasztornych znajduje się ogród warzywny i
owocowy, jest tu młyn i piekarnia, nadto warsztaty różne, tkacki, kołodziejski,
kowalski. Mężowie w czarnej tunice – początkowo była ona białą – są to
zakonnicy. Dostrzega nas furtian i dowiedziawszy się, że jesteśmy obcymi
przybyszami, wita nas uprzejmie i prowadzi do izby gościnnej, poczym na chwilę
się oddala. Wkrótce przychodzi sam opat i pocałunkiem pokoju pozdrawia nas
imieniem Chrystusa, gdyż w regule zakonnej powiedziano, że każdego cudzoziemca
tak podejmować należy, jak gdyby był samym Chrystusem. Udajemy się do kościoła,
aby Bogu cześć złożyć; przy każdym klasztorze znajduje się kilku kapłanów i
jeden jest zawsze gotów na posługi pielgrzymów; w pierwszych czasach większość
benedyktynów składała się z ludzi świeckich. O oznaczonej godzinie zapraszają
nas do stołu; obiad składa się z dwóch potraw i z owoców, z chleba i nieco
wina; podczas jedzenia jeden z braci czyta jaką rzecz budującą. Lecz kto są ci
chłopcy, co w cieniu drzew otoczyli staruszka zakonnika, z natężoną uwagą
przysłuchując się jego słowom? Są to ubogie dzieci, które klasztor do siebie
przygarnął, i synowie możnych domów, których poświęcili właśni ich rodzice na
służbę Bożą. Nadchodzi wieczór, z wieżyczki klasztornej rozlega się łagodny
dźwięk sygnaturki; kto jest w ogrodzie, wraca teraz do domu; inni, zajęci pracą
umysłową, zamykają księgi swoje; jeden z zakonników miał już tylko kilka razy
pociągnąć pędzelkiem, aby wykończyć inicjał, z prześlicznych arabesków
upleciony, lecz dzwonek uderzył i wszyscy muszą oddać się wypoczynkowi wieczornemu.
Na dziedzińcu klasztornym ruch się wzmaga; przez bramę wjeżdżają wozy
naładowane; niektórzy bracia wracają z piłą, z toporem, z motykami i szpadlami,
konie i osły podążają do stajni, a wszystko to dzieje się pośród ciszy
głębokiej i porządku wzorowego. O godzinie drugiej po północy budzi nas łagodny
odgłos dzwonka klasztornego; okna kościoła jaśnieją światłem, słyszymy pienia
nabożne; zakonnicy odbywają swoje nokturny do pierwszego brzasku jutrzenki,
potem następuje cisza, jak gdyby wszyscy znowu udali się na spoczynek, lecz
jest to chwila rozmyślania i modlitwy. Następnie rozpoczynają się zwykłe
zajęcia dzienne, rozpoczyna się praca ducha i ciała, taka sama dzisiaj, jaką
była wczoraj i jaką będzie po wszystkie dni, kilka tylko razy do roku przerywana
w wielkie uroczystości kościelne. Pracując, modlą się zakonnicy, a modląc się,
odpoczywają po pracy.
Z wysokości
klasztoru, jak okiem można zasięgnąć, dostrzegamy domy schludne, bujne łąki i
pola, sady i winnice; wszędzie widać zamożność i zadowolenie mieszkańców; a kto
nic sobie zdobyć nie potrafił, ten z ufnością kołacze do furty klasztornej.
Niegdyś wszakże inaczej okolica ta wyglądała; niegdyś z toporem w ręku trzeba
było tu sobie torować drogę pośród mrocznego lasu. Lecz dzielnego serca mąż,
sam lub z kilku towarzyszami, chcąc z Bogiem tylko pozostawać, nie uląkł się
grozy puszczy. W jaskiniach, w ruinach opustoszałych zamczysk, w chatach z
chrustu i kory skleconych osiadają pustelnicy, a ich nocnym pieniom świętym
odpowiada wycie zwierząt leśnych. Wieść o pojawieniu się mężów świętych
rozchodzi się po okolicy i zewsząd biegną ku nim ludzie, aby żyć z nimi razem,
pracować i pokutować; ciemny bór ustępuje miejsca ogrodom i niwom naokół
klasztoru, do którego udają się ubodzy po jałmużnę, chorzy po radę i pomoc
lekarską, a zgnębieni troskami życia po umocnienie ducha i pociechę; obok murów
klasztornych powstaje osada, która z czasem zamieni się w kwitnące miasto.
"Zdumiewające
też owoce, powiada Montalembert, wydało święte dzieło Benedykta z Nursji. Z
klasztoru na Monte Cassino wychodzą misjonarze, Ojcowie Kościoła, biskupi,
artyści, dziejopisowie i poeci chrześcijańscy. Idą oni w świat, niosąc
zrozpaczonym ludom pokój i wiarę Chrystusową, wiedzę i sztuki piękne, księgi
święte i arcydzieła klasyczne".
Sto lat nie
upłynęło od śmierci Benedykta, a już synowie jego zdołali zagoić rany, zadane
przez barbarzyńców kulturze europejskiej; nie dość na tym, stoją oni już gotowi
do poniesienia Ewangelii tam, dokąd ponieść jej nie mogli pierwsi uczniowie
Zbawiciela. Odzyskawszy na nieprzyjacielu Italię, Galię i Hiszpanię, wcielili
benedyktyni Brytanię, Niemcy, Polskę, Skandynawię, do wielkiej społeczności
chrześcijańskiej. Zachód został ocalony i założony fundament pod nowy porządek
rzeczy.
Teraz przychodźcie,
barbarzyńcy, Kościół nie potrzebuje się was lękać, panujcie, gdzie chcecie,
kultura jest już przed wami zabezpieczona, czyli właściwiej, wy sami zostaniecie
obrońcami Kościoła i snuć będziecie z siebie złotą nić cywilizacji
chrześcijańskiej; wszystkoście pokonali, wszystko zdobyli, wszystko wywrócili,
teraz wy sami będziecie pokonani i przeistoczeni; czekają już na was mistrze i
nauczyciele wasi; zabiorą oni wam synów, a nawet synów królów waszych i zaciągną
ich do swoich zastępów świętych, waszymi córkami, królowymi i księżniczkami
zaludnią klasztory żeńskie, zawładną duszami waszymi, aby je przez wiarę
uszlachetnić i podnieść, zawładną waszą wyobraźnią, aby ją oczyścić, zawładną
waszymi mieczami, aby je poświęcić na służbę Bogu i prawdzie.
Długa to będzie i mozolna
praca, lecz synowie Benedykta z Bożą pomocą, doprowadzą ją do końca; zaszczepią
oni w ludach nowych ideał świętości i wielkości moralnej, i uczynią je
narzędziami dobra i prawa; za pomocą zwycięzców Rzymu dawnego poniosą panowanie
i ustawy nowego Rzymu tam, dokąd orły rzymskie nigdy nie dochodziły. Ujrzymy
ich wkrótce obok tronu Karola Wielkiego, Alfreda Wielkiego i Ottona Wielkiego,
zakładających królewskość chrześcijańską i budujących nowożytne społeczeństwo, a
w osobach Grzegorza Wielkiego i Grzegorza VII promieniejących blaskiem
świętości i mądrości na Stolicy Piotrowej.
––––––––
Historia
powszechna przez F. J. Holzwartha. Przekład polski, licznymi uzupełnieniami
rozszerzony. Tom III. Wieki Średnie. Część pierwsza: Imperium
Rzymskie. Kościół i Germanowie. Islam. Czasy Karola Wielkiego i jego następców.
Słowianie. Nakładem Przeglądu Katolickiego. Warszawa 1880, ss.
390-397. (1)
(Pisownię
i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono.)
Przypisy:
(1) Por.
1) F. J. Holzwarth, Historia powszechna. a) Jezus
Chrystus, Zbawiciel świata. b) Odrodzenie ludzkości. c) Ostatnie objawy duchowe starożytnego
poganizmu. d) Pierwotna
literatura chrześcijańska. e) Herezje.
Gnostycyzm. Ireneusz, Tertulian, Klemens Aleksandryjski, Orygenes. f) Manicheizm. Laktancjusz. Arianizm,
św. Atanazy, św. Hilary z Poitiers. g) Wymowa chrześcijańska w IV wieku.
Bazyli Wielki, Jan Chryzostom, Ambroży. h) Św. Augustyn. Pelagianizm. Św.
Hieronim. i) Papieże Leon I
Wielki (440-461), Gelazy (492-496) i Grzegorz I Wielki (590-604). j) Czasy Karola Wielkiego.
2) Ks. Karol Csesznák, Św. Benedykt z Nursji
529 – 1929.
3) Ks. Dr Józef Umiński, Teksty źródłowe do nauki dziejów Kościoła.
4) Ks. Jakub Balmes, Katolicyzm
i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej.
5) Ks. Dr Jan Czuj, Papież Grzegorz Wielki.
6) Św. Grzegorz Wielki, Papież, Doktor Kościoła, Księga
Reguły Pasterskiej (Liber Regulae Pastoralis).
7) Ks. Jan Badeni SI, a) Filozof chrześcijański z II wieku,
święty Justyn męczennik. b) Św. Cyryl Biskup Aleksandryjski i walka
o Bóstwo Chrystusowe w V wieku.
c) Życie św. Ignacego Loyoli, założyciela
zakonu Towarzystwa Jezusowego.
8) Ks. Piotr Skarga SI, Żywoty
Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień przez cały rok.
9) Św. Cyprian Biskup Kartagiński, a) O jedności Kościoła katolickiego. b) O śmiertelności. c) O cierpliwości.
d) O uczynkach miłosiernych i
jałmużnie. e) O modlitwie Pańskiej.
10) Św. Augustyn Biskup, Doktor Kościoła, Pisma katechetyczne. (Początkowe
nauczanie katechizmu. Mowa o Symbolu do katechumenów. Wiara, nadzieja i miłość.
Wiara i uczynki. Chrześcijańska walka).
11) Św. Fulgencjusz, Biskup w Ruspe, O wierze czyli o regule prawdziwej wiary do
Piotra.
12) Św. Wincenty z Lerynu, Pamiętnik
(Commonitorium). Rozprawa Pielgrzyma o starożytności i powszechności
wiary katolickiej przeciw niezbożnym nowościom wszystkich kacerzy.
13) O. Jan Tauler OP, Ustawy duchowe.
14) Bp Władysław Krynicki, Dzieje Kościoła Powszechnego.
15) Ks. Walenty Gadowski, Nauka
Kościoła. Wybór orzeczeń dogmatycznych Kościoła katolickiego i jego praw
kanonicznych.
(Przyp.
red. Ultra montes).
(PDF)