Od wyboru Jorge kardynała Bergoglio
na kolejnego następcę świętego Piotra minęło już kilka dni. Emocje
związane z samym konklawe, jak i jego rezultatem powoli opadają. My zaś z
każdą godziną wiemy coraz więcej o osobie nowego biskupa Rzymu. Chociaż
nadal nie wiemy za wiele, jednak te szczątkowe informacje zaczynają nam
powoli ukazywać kim jest – jak sam o sobie powiedział – ten papież z
końca świata. Cały czas zastanawiamy się jaki będzie jego pontyfikat,
jakie przyniesie zmiany Kościołowi i przede wszystkim jakie będzie miał
znaczenie dla katolickiej Tradycji.
Mimo tego, że kardynał Bergoglio był
wymieniany wśród papabile już 8 lat temu, takiego wyboru nikt się nie
spodziewał. Wszyscy mniej lub bardziej poważni watykaniści, jak i cała
opinia publiczna oczekiwała na wybór zupełnie innego kardynała. Media,
co więcej, nawet polscy biskupi nie mogli nic powiedzieć na temat osoby
nowo wybranego papieża Franciszka.
W Polsce, a nawet w Europie był on dotąd
zupełnie nieznany. Wierni związani z ruchem tradycjonalistycznym w
naszym kraju słyszeli o nim raz i to, niestety, w bardzo negatywnym
kontekście, kiedy to zdjęcie kard. Bergogliego przyjmującego
„błogosławieństwo” od heretyckich duchownych znalazło się na jednej ze
stron internetowych.
Obecny papież pochodzi z rodziny włoskich
imigrantów, urodził się w 1936 roku. W roku 1958 wstąpił do zakonu
jezuitów, by w 1969 roku przyjąć święcenia kapłańskie. Fakt, że nowy
papież jest jezuitą ma doniosłe znaczenie. Katolikom wiernym
ortodoksyjnej doktrynie Kościoła świętego nie trzeba tłumaczyć, że
obecny kryzys najbardziej dotyka właśnie ten wspaniały niegdyś zakon
założony przez świętego Ignacego.
Chyba najlepiej zamieszanie w szeregach
Towarzystwa Jezusowego opisał jego były członek x. Malachi Martin. Nie
jest tajemnicą, że Towarzystwo Jezusowe jest jednym z głównych motorów
modernizmu i nowinkarstwa w dzisiejszym Kościele. To właśnie jezuici w
dużej mierze odpowiadają za teksty dokumentów soborowych. Ich duch unosi
się nad pogrążoną w chaosie łodzią Kościoła. Karl Rahner, John C.
Murray i przede wszystkim spiritus movens neomodernizmu – panteista
Pierre Teilhard de Chardin – oto główne nazwiska dziwaków –
pseudoteologów, których idee zatruły Kościół, a które wcześniej zostały
potępione przez Rzym, a sami zainteresowani zostal pozbawiani katedr,
obłożeni zakazami nauczania, publikowania i suspensami.
Mimo że idee ostatniego z tej trójki były
najbardziej przez Rzym potępione i zabronione, to jednak żywotność
myśli Teilharda de Chardina do dziś trawi Kościól. Jezuici połowy
dwudziestego wieku to także duchowni – renegaci, rewolucjoniści
zaangażowani w budowanie utopijnej wizji raju na ziemi pod znakiem
czerwonej gwiazdy. To także teoretycy heretyckiej i bluźnierczej
teologii wyzwolenia. To w końcu także duchowni wprowadzający do życia
katolickiego najdziwaczniejsze pomysły sekt heretyckich,
pseudoduchowości zielonoświątkowej czy duszpasterze oaz.
W takiej atmosferze rozpoczynał swoją
posługę kapłańską młody ojciec Jorge Bergoglio. Kościół
południowoamerykański borykał się z problemem dezercji wśród kapłanów i
nowotworu teologii wyzwolenia, która rozlała się po krajach Ameryki
Łacińskiej. Wtedy to przyszły papież był kolejno: mistrzem nowicjatu,
profesorem (kiedy oddał prowadzenie jezuickiego uniwersytetu
protestantom) i w końcu prowincjałem zakonu.
Dotychczasowe informacje, które napływają
do Europy sugerują, że x. Jorge Bergoglio nie był zwolennikiem teologii
wyzwolenia i wręcz ją zwalczał na terenie Argentyny. Jest jednak
związany z posoborowym ruchem Comunione e Liberatione, co także ma
doniosłe znaczenie. Ruch ten bowiem poświęca się sprawom społecznym,
także (a może zwłaszcza) kwestii poprawy bytu materialnego wśród
uboższych warstw społeczeństwa, co w połączeniu z drugim członem swojej
nazwy przywodzi na myśl socjalistyczne skojarzenia.
Bergoglio najwyraźniej poświęcił się
ideałowi tego ruchu na co wskazuje jego postawa jako biskupa i
kardynała. Rezygnacja z osobistego samochodu i kierowcy, mieszkanie w
prywatnym lokum i inne tego typu postawy dowodzą tego, że celowo, wręcz
ostentacyjnie, wyzbył się on pewnych udogodnień związanych z powagą
swojego urzędu, aby w ten sposób zachęcić do wyrzekania się bogactwa
materialnego na rzecz ubogich i uczynił z siebie rzecznika ludu.
Praktykę tę kardynał Bergoglio, już jako papież Franciszek, niemal
natychmiast przeszczepia na grunt rzymski, by później móc ją zaszczepić
na całym świecie.
Franciszek
zrezygnował z przejazdu papamobilem, przywdziewa skromne stroje
liturgiczne, podkreśla sprawę ubogich niemal w każdym przemówieniu. Do
argentyńskich pielgrzymów zgromadzonych na placu świętego Piotra
zaapelował, aby ci zamiast pielgrzymować na drugi koniec świata pomagali
biednym. Dbanie o takie szczegóły, ich nieustanne podkreślanie i
ostentacyjność wskazuje na zideologizowanie umysłu nowego papieża. Nic
więc dziwnego, że spowodowało to już pierwsze reakcje. I tak na przykład
schizmatycki metropolita Kijowa zarzucił papieżowi to, że ten robi to
na pokaz.
Dla tego dziwacznego ideału papież jest w
stanie poświęcić funkcjonalność przejazdu pod eskortą policji, woli
stać w korkach na ulicach Rzymu, aniżeli sprawnie przemieszczać się z
miejsca na miejsce. Za wszelką cenę ma zamiar wtopić się w (ubogi) tłum.
Papież, który chce wtopić się w rzeszę ubogich to jakieś monstrualne
nieporozumienie. Nawet ludzie najbardziej zarażeni błędami archeologizmu
nie głoszą tego, co praktykuje papież Franciszek. Na takie posunięcia
czekali najwięksi wrogowie Kościoła, którzy chcą go sprowadzić do
fałszywego ideału instytucji biednej.
Tradycjonalistom nie trzeba tłumaczyć, że
tego typu ubóstwo, do którego dąży papież Franciszek jest zupełnie
fałszywe. Spójrzmy w przeszłość, w przykłady świętych hierarchów
Kościoła. Czy widzimy tam podobną niedorzeczność? Święty Jozafat
Kuncewicz, arcybiskup połocki, zamordowany przez schizmatyków w 1623
roku, oddawał się ascezie rezygnując z wielu dogodności właściwych życiu
metropolity.
Robił to jednak w ukryciu, nie obnosząc
się z tym. Nosząc włosiennicę, nie ściągał bogato zdobionych szat
biskupich. Nie mieszkał w drewnianej chacie, ale w pałacu arcybiskupim.
Godził osobiste ubóstwo z dostojeństwem sprawowanego urzędu. Podobnie
święty Pius X, który wywodził się z ludu, z rodziny, której ubóstwo było
o wiele większe niż ubóstwo dzisiejszych biedaków. Gdy dostępował
kolejnych godności kościelnych nigdy nie zapominał o biednych ofiarując
im swoje dochody, zapożyczając się na ich edukację czy budując dla nich
szkoły i internaty. Nigdy jednak nie rozciągał ubóstwa na powagę urzędu
biskupa, patriarchy czy wreszcie papieża.
Nie rezygnował z barokowych szat
liturgicznych, z rozbudowanego ceremoniału papieskiego i z honorów temu
właściwych, a jednak osobiście pozostał biedny rozdając wszystko tym,
spośród których się wywodził. Biedak św. Pius i rzymski arystokrata Pius
XII posługiwali się tym samym ceremoniałem i odbierali te same honory,
chociaż wywodzili się z zupełnie innych warstw społecznych. Obaj
rozumieli, że hierarchia i ład, w których każdy zajmuje stosowne miejsce
są ważniejsze niż poprawa złej sytuacji materialnej. Jakże różne to
postawy od postawy papieża Franciszka.
Co gorsza ten apostolat wśród biednych ma
aspekt głównie społeczny i materialny, a nie duchowy. Jak wiemy,
kardynał Bergoglio jest przeciwnikiem rozwiązań wolnorynkowych. Nie
tylko skrajnego liberalizmu, co mieściłoby się w kategoriach tradycyjnej
nauki społecznej, ale przeciwnikiem wolnego rynku jako takiego, a to
powinno budzić uzasadnione obawy. Gdy na tę niechęć w stosunku do
rozwiązań rynkowych patrzymy przez pryzmat apostolatu wśród ubogich, to
rysuje się nam obraz jakiegoś komunistycznego proroka ludu robotniczo –
chłopskiego.
Dziennikarze Gazety Wyborczej z aprobatą
przytaczają jego słowa, które zdają się potwierdzać to, co napisałem
wyżej. W 2007 roku Bergoglio miał powiedzieć: „Trwa
niesprawiedliwość przy podziale dóbr. To tworzy sytuację grzechu
społecznego. Sytuację, która krzyczy o pomoc do nieba. I ogranicza tak
wielu naszym braciom możliwości pełniejszego życia.” Czy większe posiadanie prowadzi do pełni życia? Czy katolik może głosić taki nonsens?
W jakiej sytuacji postawi Kościół ta
apoteoza ubóstwa? Przecież wszędzie tam, gdzie Kościół jest obecny,
posiada On nieruchomości i nagromadzone przez wieki bogactwa ruchome.
Bogate paramenta liturgiczne, dzieła sztuki, księgozbiory i wszelkie
inne drogocenne rzeczy stanowią majątek wart niewyobrażalne wręcz sumy, o
ile w ogóle są one w jakikolwiek sposób mierzalne. Zgodnie z ideałem
papieża Franciszka to wszystko najwyraźniej jest solą w oku Kościoła.
Co więc z tym wszystkim zamierza on
uczynić? Dziś całkiem na serio musimy się liczyć z tym, że przepiękne
dzieła cywilizacji chrześcijańskiej mogą zacząć znikać. Paweł VI w
ramach ukłonów w kierunku ubogich zdjął tiarę, kolejni papieże
zrezygnowali z koronacji, a dla papież Franciszka jazda limuzyną jest
już nieskromnością, więc dlaczego miałby nie wystawić na sprzedaż
bezcennych obrazów, kielichów czy monstrancji?
Z kolei w jakiej sytuacji znajdą się
lokalne episkopaty, kler i organizacje katolickie, kiedy liberalne media
wypowiedzą im wojnę za to, że nie realizują programu ubogiego Kościoła
papieża Franciszka? Mam na myśli zwłaszcza te kraje, gdzie Kościół
katolicki ma pewne przywileje i nadal mocną pozycję, czyli także nasz
kraj.
Nie trudno sobie wyobrazić jak wielką
będzie to pożywką dla prymitywnych antyklerykałów, dla których bogactwo
Kościoła jest Jego największym grzechem. Strach pomyśleć jakie będą
rezultaty takiej antykatolickiej nagonki, z którą trzeba się niestety
liczyć, a z czym najwyraźniej w swoim idealizmie nie liczy się
Franciszek.
Kolejną kwestią, która budzi niepokój
jest postawa wobec liturgii, którą prezentuje nowy papież. O ile
Benedykt XVI, nawet w ramach modernistycznego Novus Ordo Missae, starał
się przywrócić ceremoniom liturgicznym należną im powagę, o tyle raczej
nie należy spodziewać się tego po papieżu Franciszku. Już w dniu swojej
elekcji zrezygnował on z papieskiego mucetu i rokiety, a do papieskiego
ceremoniarza, prałata Mariniego miał powiedzieć, żeby to on sam je
założył, ponieważ karnawał już się skończył.
Ciężko powiedzieć ile jest prawdy w
relacjach medialnych mówiących o tym zdarzeniu, a ile zwykłego
dziennikarskiego blefu. Gdyby było to prawdą, nikogo chyba już by to nie
zaskoczyło. W sieci natrafić można na film przedstawiający celebrację
mszy świętej (?) dla dzieci, której przewodniczył kardynał Bergoglio. Od
bluźnierczej celebracji z rockową muzyką, której przewodniczył kardynał
Schonborn, msza Bergoglio różni się tym, że odbyła się na otwartym
powietrzu (kort tenisowy), zgromadziła większą publiczność i pojawiła
się na niej kukła (!) Chrystusa Pana.
Arcybiskup Buenos Aires zasłynął także
tym, że postarał się o stłumienie w swojej diecezji inicjatyw, które
prowadziły do rozpowszechnienia tradycyjnej Mszy świętej. Na Summorum
Pontificum zareagował metodą degradacji przez awans. W ciągu kilku dni
wprowadził papieskie zalecenia w ten sposób, że wyznaczył do
celebrowania tradycyjnej Mszy świętej kapłanów jej niechętnych, by ci z
kolei zniechęcili do niej wiernych.
To co wywołuje największe obawy to
postawa wobec wspólnot niekatolickich. Kardynał w trakcie ekumenicznego
spotkania klęknął przed heretyckimi duchownymi, aby przyjąć od nich
„błogosławieństwo”. Czegoś podobnego nie dopuścił się ani Paweł VI, ani
Jan Paweł II, ani chyba nawet ekumenista – teilhardysta Alfons Nossol.
Tego jednak nie koniec, bowiem na trzy miesiące przed swoim wyborem na
tron Piotrowy, kardynał Bergoglio wspólnie z żydami świętował Chanukę na
oficjalnych obchodach.
Za oba te akty w poprzednim Kodeksie
Prawa Kanonicznego z 1917 roku groziła ekskomunika ipso facto. Jak zatem
oceniać jego gesty?
Co myśleć o kardynale, który zakłada jarmułkę i obchodzi pogańskie
święto? Skandal bez miary i bez precedensu. Anglikańskiemu „biskupowi”
miał powiedzieć, że katolickie ordynariaty dla byłych anglikanów to
rzecz zbędna. Świątynie w Argentynie udostępniał poganom na ich obrzędy.
Ostatnia wiadomość dotycząca antykatolickich postaw kardynała Bergoglio
mówi o jego kontatkach z paramasońską organizacją Rotary Club, od
której w 1999 roku otrzymał on członkostwo honorowe i odznaczenia.
Śledząc w sieci mniej lub bardziej
rozbudowane komentarze, odnosi się wrażenie, że ludzie Tradycji, ludzie
prawicy zupełnie nie rozumieją powagi tego co się stało. Mówi się: dajmy
mu czas. Ale czy spodziewacie się Państwo cudów? Oczekujecie
radykalnego zerwania Franciszka z kardynałem Bergoglio? Spodziewacie się
obrony wiary?
Podstawową i najważniejszą rolą papieża
jest bronić wiary, paść owce Pańskie i utwierdzać braci, ale ten papież
nie jest tym zainteresowany. Skandali i apostatycznych aktów kardynała
Bergoglio nie przesłoni nawet jego walka ze zboczeniami i aborcją. Nota
bene – jak przekazywał x. Krystian Bouchacourt – nawet w tym przypadku
kardynał Bergoglio zapomniał o Bogu, a cały problem sprowadzał, po
personalistycznemu, do kwestii dyskryminacji nienarodzonych.
Nie pomoże czarowanie rzeczywistości i
strach przed przyznaniem się do istnienia faktów, które mówią same za
siebie. Przeciwko nim nie ma argumentów. Czy po człowieku, który unika
konfrontacji, omija problemy, którego argentyńskie seminarium jest
niemal puste, który chyba nie ma szacunku dla Najświętszego Sakramentu,
który misję Kościoła sprowadza do pracy na rzecz ubogich, można
spodziewać się odnowy Kościoła? Czyżby niektórzy zapomnieli co mówią
apostołowie i ojcowie Kościoła o świętowaniu z poganami i wiarołomnymi
żydami?
Czy jeszcze nie nauczyliście się Państwo
tego, że gdy modernista powołuje się na świętego Franciszka z Asyżu, to
możemy być pewni wypaczenia postaci tego świętego? Modernista nie widzi w
Biedaczynie z Asyżu apostoła niewiernych i duchowego wojownika. Zawsze
robi ze św. Franciszka pacyfistę, rzecznika ekologów, zawsze go
wykoślawi. I taki fałszywy franciszkański ideał przyświeca papieżowi –
jezuicie.
Ten papież nie chce być papieżem. Nawet
nie przedstawił się jako papież, a jedynie jako biskup Rzymu. Nie życzył
sobie także składania hołdu i posłuszeństwa przez kardynałów. On chce
walczyć z ubóstwem doczesnym, a świat dzisiaj nie na takie ubóstwo
cierpi. Najwyraźniej już dawno zapomniał, że misja Kościoła jest misją
zbawienia duszy, a nie zbawienia ciała w rzeczywistości doczesnej. Oby
jego prośba o to, aby Bóg wybaczył kardynałom to, co uczynili, nie
nabrały nowego znaczenia i powagi. Obym ja mylił się w swoich
przewidywaniach.
Bartłomiej Gajos
Za: prawica.net.
Od Redakcji: Oczywiście zgadzamy się z zarzutami stawianymi przez Autora artykułu ale z jednym zastrzeżeniem : Bergoglio nie można nazywać Papieżem.
Od Redakcji: Oczywiście zgadzamy się z zarzutami stawianymi przez Autora artykułu ale z jednym zastrzeżeniem : Bergoglio nie można nazywać Papieżem.