Pełne mamy oczy, uszy, pamięć niezliczonych refleksyj,
rozważań, dociekań, zgłębiań współczesnych wypadków, ich przyczyn i skutków – a
sprawa naszego odrodzenia bardzo powoli postępuje naprzód.
Zabrnęliśmy do obrzydliwości w jednostronny intelektualizm,
ieiuna speculatio, a wolę pozostawiliśmy w bezczynności i apatii.
Ale to się już kończy. Dziś hasłem dnia staje się
coraz bardziej "czyn doraźny", action directe.
Bogu dzięki, boć przecie nikomu nie wystarczą listki
słów ani nawet kwiatki uczuć: Chrystus i bliźni nasi domagają się owoców – czynów
dokonanych.
Więc ograniczmy do ostatniej możliwości jałowe
dyskusje nad tym, co jest i co być powinno, a zaoszczędzoną w ten sposób energię
wylejmy na czyny doraźne.
Zgłaszają się do nas rozmaici współpracownicy – najczęściej
tacy "od teorii". Odpowiadamy: wypocić artykuł albo odmalować
zjawisko życiowe, to nie jest rzecz trudna, ale poruszyć wolę setek i tysięcy i
zorganizować ją do wspólnego i zgodnego wysiłku – oto czego nam dziś
najbardziej potrzeba. "Mój przyjacielu, zamiast się mozolić i czas tracić
na pisanie artykułów, na fotografowanie życia, na biadanie nad jego
niedostatkami – weź się lepiej do czynu: zdobądź kilku nowych zuchów dla
Chrystusa, zwiąż ich w «piątkę rycerską», rozrzućcie parę dziesiątków albo
setek pism i książek katolickich wśród braci waszych, których urabiają na swoje
kopyto ręce wrogów, zawiążcie wśród nich żywe rodziny, grupki żołnierzy
Chrystusowych na podobieństwo waszej – to rzecz godna wysiłku i nagrody".
Niejeden wzruszy ramionami i opuści ręce: "nie
śmiem, nie umiem, nie mogę".
Ale znajdą się i tacy, co urodzili się na organizatorów
i wodzów – znam ich bardzo wielu – tacy nie cofną się przed obowiązkiem czynu.
Do nich, do tych nowych "Rycerzy Chrystusa",
rekrutujących się ze wszelkiego stanu i wieku zwracam się dziś wyłącznie.
Jeden z nich 65-letni "chłop w sukmanie i
parciance", jak się nazywa, pisze do nas z Małopolski mądrze i serdecznie.
Od 15 roku życia czyta wiele pism i książek, zebrał
ich już dwie szafy, dzieli się teraz z innymi.
Od 25 roku nie używa alkoholu i drugich od picia
odciąga.
Zrozumiał z czytania i licznych rozważań, że
najpilniejszą w Polsce rzeczą do załatwienia jest sprawa żydowska. Z tym
podwójnym zalewem – z alkoholizmem i żydostwem walczy nieustannie z młodzieńczym
zapałem.
Syna wychował na kapłana i misjonarza. Razem czytywali
"Pro Christo", a teraz nam winszuje, że nasze pisemko "zbłądziło
pod strzechy". Jego w tym wielka zasługa.
Czemuż tego nie czyni cała nasza inteligencja? Czyż
mało od Boga skarbów otrzymała?
Wszak od wielu już lat rozlega się w Polsce naglące
wołanie: "Inteligencja katolicka w lud! Na miłość Boską – inteligencja
w lud!".
Zwlekają, czekają na lepsze warunki pracy. Tłumaczą
się, że nie mają co ludowi powiedzieć, albo nie potrafią.
Rzeczywiście wielu z nich nie brak dobrej woli, ale
brak głębszego uświadomienia katolickiego, albo umiejętności popularnego,
ludowego przemawiania. Po ich odczycie brać chłopska lub robotnicza wzrusza niechętnie
ramionami i mruczy: "Gadał, jakby z książki czytał".
Ale i to już przemija. Warunki życiowe zbliżają do
siebie różne warstwy społeczne i wytwarzają wspólny język, którym wszyscy
doskonale się porozumiewają.
Bogu dzięki i za to. Idźmy dalej w tym kierunku: nie
ku rewolucji, lecz ku Bogu.
Tchnijmy życie w nasze słowa! Przemawiajmy nie z
lampką elektryczną w głowie, jak czynią wysuszeni książkowcy, lecz z Bogiem – słońcem
w duszy, jak apostołowie, a porwiemy masy za sobą.
"Rycerzy Chrystusa" nam dajcie w każdym
stanie i zawodzie, organizatorów i wodzów, a Polska wnet będzie cała
Chrystusowa. Nie zawładnie nią antychryst ani żydowski, ani masoński, ani
bolszewicki.
Na miłość Boską, nie zwlekajmy oddać się Chrystusowi i
braciom. Chwila decydująca się zbliża. Przed nami życie i śmierć.
Głos na trwogę
Hannibal ante portas – wróg u bram Królestwa
Chrystusowego na ziemi! – wołał
donośnie już w 1927 r. Arcypasterz warszawski, J. Em. Kardynał Kakowski, budząc
do czynu śpiących katolików.
Słowa te nie przebrzmiały bez echa. Dziś niewielu
znajdziemy takich, co by nie rozumieli dalszych ostrzeżeń Pasterza.
"Na ziemiach Polski zmartwychwstałej żywioły
antychrześcijańskie zwerbowały wszystkie swe siły i oddziały i wypowiedziały
walkę na śmierć i życie Kościołowi i wszystkiemu, co święte i drogie sercu
naszemu.
Podziemne nurty nienawiści klasowej, rozwiązłość obyczajów
i niewiara podmywają groble i tamy ładu społecznego i moralności
chrześcijańskiej.
Masoneria, żydostwo, komunizm narzucają jarzmo swych
przewrotnych zasad na umysły i serca nieuświadomionych warstw robotniczych i
ludowych.
Rozzuchwalone sekciarstwo i schizma bezkarnie
naruszają prawo Kościoła i znieważają uczucia religijne ludności katolickiej,
szerząc w kraju ducha anarchii i waśni religijnych.
Pisma pornograficzne, teatry i kinematografy upodlają
duszę narodu. Prasa radykalna obrzuca błotem plugawych oszczerstw
przedstawicieli Kościoła i Stolicy Świętej.
Wreszcie nad szkołą polską zawisła groza ustawodawstwa
bezwyznaniowego, a nad rodziną niebezpieczeństwo konkubinatu, ślubów cywilnych
i rozwodów cywilnych.
Przeciwko tym zakusom i atakom wrogów Królestwa
Chrystusowego musimy niezwłocznie rozpocząć potężną i zdecydowaną akcję
obronną. Tak Bóg chce!".
Od chwili wypowiedzenia tych ważkich słów upłynęło
siedem lat ciężkich i nad wyraz mozolnych, ale nie bezpłodnych.
Akcja Katolicka zakrojona na miarę uniwersalną nie
tylko w Polsce, ale w całym katolickim świecie, skupiła myśli i wysiłki
katolików do planowej i skutecznej samoobrony.
Osiągnięto bardzo wiele. Przede wszystkim uświadomiono
ogół katolików, że mają do czynienia nie z przemijającymi słabościami ludzkimi,
które nie mogą jeszcze dociągnąć się do wzniosłych ideałów chrześcijańskich,
lecz z planową i systematyczną akcją wrogów Boga, którzy z niepojętą
zaciekłością dążą, jak się wyraził Arcypasterz, do tego, "by miasto
Królestwa Chrystusowego urządzić królestwo szatana".
To już rozumiemy, a zbawiennym owocem naszego
uświadomienia jest rosnąca z dnia na dzień już nie defensywa czyli samoobrona,
lecz ofensywa katolicka czyli atak generalny na szańce bezbożnictwa. "Walka
z nowoczesnym pogaństwem!" stała się hasłem dnia.
Nasze pierwsze próby
Odpowiadając na wezwanie Arcypasterza i hasło, jakim
niegdyś zwoływali się krzyżowcy – "Bóg tak chce!",
przystąpiliśmy do gromadzenia pod sztandar Chrystusowy młodzieży męskiej.
"Patrzę na Was, chłopcy kochani, pisaliśmy
w kwietniu 1927 roku, przez pryzmat 1920 roku i myślę, że on się jeszcze w
tej czy innej formie powtórzy, a wówczas spotkamy się znowu na placu boju.
Tymczasem zaś pragnę nawiązać z Wami łączność
wewnętrzną w boju duchowym, jaki cała Polska toczy obecnie.
Walczą w jej łonie jakby dwie dusze: polsko-katolicka
i żydowsko-masońska. Więcej nawet powiem: antagonizm głębiej sięga – walczy
Chrystus z antychrystem.
Wróg, któremu w 1920 roku nie udało się zmiażdżyć nas
za jednym zamachem, usiłuje teraz pożreć nas kąsek po kąsku, ośliniwszy
przedtem porządnie dla łatwiejszego strawienia.
Chłopczyska drogie, odpowiedzmy mu, jak w roku 20.
STWÓRZMY ARMIĘ CHRYSTUSOWĄ!
Pogłębmy w sobie ducha wiary i miłości!
Oczyśćmy życie z brudu i kału!
Stańmy oko w oko z wrogiem, nie lękając się jego
sztyletów ni kul zdradzieckich".
("Pro Christo", kwiecień 1927 r., art.
"Młodzieży broń się!").
* * *
Sypnęli się chłopczyska na ten apel.
Mały kościołek przy ul. Moniuszki 3a w Warszawie i
mniejsza jeszcze przy nim salka niewiele mogły pomieścić, ale im ciaśniej, tym
cieplej i przytulniej nam było.
Ostrzegano nas już wówczas przed szpiegami i rozbijaczami
roboty, więc musieliśmy zachować pewne środki ostrożności.
Za każdego nowoprzybywającego kandydata ręczyło dwóch
już zaprzysiężonych członków, stwierdzając to na jego deklaracji swoimi
podpisami.
Wstępujący wymieniał w deklaracji, do jakich
organizacyj należał lub należy i do jakiej pracy społecznej czuje się najwięcej
uzdolnionym.
W dniu przyjęcia składał pisemnie i ustnie następującą
przysięgę:
"Ja..... proszę o przyjęcie mnie w szeregi ARMII
CHRYSTUSOWEJ i oświadczam, że będę się starał ze wszystkich sił:
1. Iść zawsze śladami mojego Wodza i Króla Jezusa
Chrystusa.
2. Żyć zawsze miłością Boga i bliźniego.
3. Szerzyć Królestwo Chrystusowe wiary, miłości,
sprawiedliwości i pokoju.
4. Bronić własną piersią Kościoła i Ojczyzny przed wewnętrznymi
i zewnętrznymi wrogami.
5. Krzepić swą duszę praktykami wiernego Syna
Kościoła.
TAK MI DOPOMÓŻ JEZU i MARYJO. AMEN".
Po odczytaniu roty przysięgi całował Krzyż, a
deklarację z tekstem przysięgi przez siebie podpisaną wręczał przewodniczącemu
kapłanowi.
Za tekst przysięgi wzięliśmy słowa umieszczone za
zezwoleniem Biskupa Polowego na obrazkach Najświętszego Serca Jezusowego, które
w liczbie 200 tysięcy egzemplarzy rozdaliśmy w 1920 r. żołnierzom idącym na
front. Dorzuciliśmy tylko obowiązek bronienia Kościoła przed wrogami
wewnętrznymi.
Istnienie i działalność naszą oparliśmy na regule
stowarzyszenia "Społecznego Panowania Najświętszego Serca
Jezusowego", w którym nasze młode "Rycerstwo Chrystusowe"
utworzyło osobną sekcję.
Przyświecał nam wszystkim wspólny cel apostolstwa
Intronizacji, określony przez samego Ojca świętego Benedykta XV, tj. "lepsze
poznanie Jezusa Chrystusa i przywrócenie Jego praw nad rodziną i społeczeństwem".
Do "Armii Chrystusowej"
przyjmowaliśmy młodzież dorosłą lub dorastającą i organizowaliśmy ją w "trójki",
na których czele stali akademicy lub wybitniejsi młodzieńcy. W ten sposób
zbliżały się wzajemnie różne klasy społeczne na gruncie wspólnych ideałów
religijnych i narodowych, co przynosiło wielki pożytek wyżej i niżej stojącym:
inteligencja uczyła się obcować po bratersku z klasą robotniczą i
rzemieślniczą, a młodzież uboższa i mniej oświecona wyzbywała się swoich
uprzedzeń i niechęci do inteligencji.
Każdy członek "trójki" obowiązany był jak najrychlej
stworzyć własną trójkę, której stawał się zwykle naczelnikiem.
Im więcej kryło się w nim skarbów ducha, tym dalej
sięgało jego promieniowanie, tym więcej tworzył "trójek", które w
następstwie obejmował swym wpływem.
Trzy "trójki" stanowiły dziesiątek wraz ze
swoim naczelnikiem, mianowanym lub zatwierdzonym przez Naczelne Kierownictwo
Armii.
Zebrania w okresie organizacyjnym odbywały się co
tydzień i składały się z dwóch części:
konferencji w kościele na temat życia Pana Jezusa i zebrania poza kościołem, gdzie omawiano
sprawy bieżące i przyjmowano zgłoszenia nowych członków.
Nadto "naczelnicy trójek" odbywali z
Naczelnym Kierownictwem osobne zebrania tygodniowe, na których decydowali o
przyjęciu zgłaszających się kandydatów i obmyślali sposoby dalszego działania.
W całej pracy kierowaliśmy się zasadą, aby we
wszystkich członkach rozwijać ducha żywej wiary, pobożności, odwagi, inicjatywy
dla tym doskonalszego służenia sprawie Bożej. Z tej to właśnie myśli wyłoniła
się organizacja "trójkowa", daleka od wszelkich "masówek",
rutyny, szablonu, pełna życia i młodzieńczej radości.
Żeby jednak "trójki" nie wyrodziły się w
"kółeczka wzajemnej adoracji"
oparte wyłącznie na ludzkich "sympatyjkach",
wzięliśmy za podstawę ich organizacji terytorium i łączyliśmy razem
najbliżej mieszkających, co ułatwiało częstsze zebrania i prędkie zżycie się
członków.
Trójki zbierały się bardzo często, nawet codziennie,
na wspólne czytania, pogadanki i obmyślanie najskuteczniejszych sposobów
działania na terytorium własnego domu, ulicy, dzielnicy.
Nasi "Rycerze" nie wałęsali się bezczynnie
po ulicach, nie wystawali po rogach, nie uznawali dancingów, kabaretów,
kinematografów i wszelkiego dzisiejszego wszeteczeństwa, dlatego też mieli dość
czasu na koleżeńskie zebrania, na pracę nad sobą i akcję społeczną.
W dziedzinie idei rzucaliśmy się "prosto z
mostu" w głęboki i coraz szerzej rozlewający się ożywczy prąd myśli
katolickiej w jej najściślejszym tomistycznym ujęciu.
W dziedzinie czynu dążyliśmy najusilniej do codziennej
Komunii św., rozumiejąc, że w walce z szatanem i bestią ludzką nie ma
zwycięstwa bez Chrystusa. Chcieliśmy służyć Kościołowi i Ojczyźnie czystym
sercem i czystymi rękoma. Wstrętnym i obrzydliwym był nam typ nierzadko
spotykany owych "działaczy społecznych",
którzy po przebytych, niby dla Chrystusa, "trudach i znojach" odpoczywają – w błocie.
Co do nas – nie czuliśmy żadnego pociągu do światowych
rozrywek. Wystarczał nam Chrystus i czysta przyjaźń młodzieńcza. Nie
uprzedzając jednak naturalnego rozwoju dusz, nie narzucaliśmy nikomu przed
czasem częstej, a tym bardziej codziennej Komunii św., czekając, aż
uświadomienie i rozwój wewnętrzny każdego dotąd doprowadzi. Ogólnie
obowiązywała co najmniej miesięczna Komunia św.
W celu prędszego zżycia się ze sobą poszczególnych członków
dążyliśmy do tego, aby każda "trójka" stanowiła jednostkę samowystarczalną, zaopatrzoną w
organ związkowy "Pro Christo" i małą podręczną biblioteczkę,
dostosowaną do poziomu i potrzeb członków.
Biurokratyzm i formalizm ograniczyliśmy do ostatecznej
konieczności. Zamiast długich statutów i regulaminów wystarczało nam krótkie hasło; zamiast sążnistych
protokołów – zwięźle notowane postanowienia
praktyczne; zamiast licznych zarządów z prezesami, wiceprezesami,
sekretarzami, skarbnikami i wszystkimi zastępcami – jeden naczelnik, który dobierał sobie wedle
własnego uznania odpowiednich pomocników i jeden kapelan, czuwający nad czystością i tężyzną ducha "armii".
Nie usypiały nas formułki i nie krępowały ciasne ramki martwej litery.
Szliśmy w życie z sympatią i współczuciem, wczuwaliśmy
się w jego tętno, chwytaliśmy w lot powstające nowe niebezpieczeństwa i
staraliśmy się skutecznie im zaradzić, utrzymując na ruchliwej i zmiennej fali wydarzeń
niezachwiany sztandar Chrystusowy.
Celem wszystkich naszych wysiłków było oddanie
całej Polski Chrystusowi Królowi.
Jesteśmy cząsteczką wszechświatowego ruchu
apostolskiego, dążącego niezachwianie i nieprzeparcie pod hasłem – "Niech
żyje Chrystus Król!" do przywrócenia królewskich praw Jezusa Chrystusa
nad jednostką, rodziną i społeczeństwem. (Por. "Pro Christo", lipiec
1927 r. – "Razem młodzi przyjaciele").
Szukanie dróg
Skromnie bardzo na zewnątrz przedstawiała się nasza praca.
Kilkudziesięciu chłopców "Armii Chrystusowej", zbierających się co
tydzień w małym kościółku przy ul. Moniuszki w Warszawie i drugie tyle
dziewcząt związanych w "Milicję Niepokalanej" na podstawie reguł OO.
Franciszkanów i wskazówek podawanych w redagowanym przez nich "Rycerzu
Niepokalanej" – oto wszystko.
Zapowiadało się jednak więcej, sądząc po zapale i
rozmachu, jaki poczynał się ujawniać w tych młodych duszach.
Wtem niespodzianka – rozkaz wyjazdu do Ameryki. Ciężko
mi było rozstać się z ukochaną młodzieżą i nową ideą, która tak piękne
zaczynała rokować nadzieje, ale nie moja była w tym wola, więc z rezygnacją
puściłem się za ocean.
Może tak było potrzeba. Ameryka wiele mnie nauczyła.
Między innymi zastanawiała mnie często na wskroś
nowoczesna organizacja "Rycerzy Kolumba". Głównym jej celem – obrona
Kościoła przed masonerią. W tym celu przybrała nawet pewne cechy tajemniczości,
żeby skuteczniej przeciwdziałać robocie sekciarskiej. "Rycerze Kolumba"
otaczają tajemnicą tylko swój "rytuał wtajemniczenia", ale ze swoją
przynależnością do organizacji wcale się nie tają i przed hierarchią kościelną
nie mają nic skrytego. Owszem wielu księży, a nawet biskupów amerykańskich
liczą w swych szeregach.
W swoim czasie zamierzano przeszczepić tę organizację
z Ameryki do Polski, ale do tego nie doszło. Może i lepiej, bo nasz charakter
szczery, otwarty i wesoły nie nadaje się do żadnych konspiracyj choćby
najszlachetniejszych.
Konspiracje i szpiegostwo, na które choruje teraz
nasza Polska, są obcym szczepieniem, którego trzeba pozbyć się co rychlej. My
Polacy – Katolicy zdobędziemy się na organizację doskonalszą, niż "Rycerze
Kolumba", bo na "Rycerzy Chrystusa".
Od "kolumbów" jednak, jak ich w
Ameryce nazywają, możemy wiele się nauczyć, a przede wszystkim odwagi przekonań katolickich, serdecznej
przyjaźni, czynnego braterstwa i zwartości organizacyjnej.
"Rycerze Kolumba", liczący obecnie około
miliona członków, choć rozproszeni po całym obszarze Stanów Zjednoczonych i
poza nimi, czują się jednak zwartą rodziną, której członkowie niosą sobie
nawzajem wszędzie pomoc skuteczną. Jest to miłość Boga, Kościoła i Ojczyzny w
codziennych usługach oddawanych bliźnim.
Czy nie tego i nam potrzeba w tych nieznośnych czasach
wszystko mrożącego egoizmu?
"Rycerze Kolumba" wychowali sobie ludzi
czynnych i odważnych, o głębokich przekonaniach katolickich i czynnej miłości
bliźniego.
I my ich wychowamy, byleśmy umiejętnie do rzeczy się
wzięli.
Przytoczę inny przykład z Rosji bolszewickiej. Wróg
nie będzie nam nauczycielem, bo on nic nie tworzy, tylko nas przedrzeźnia, ale
ponieważ to przedrzeźnianie podkreśla pewne prawdy, warto o nim wspomnieć.
Przed bolszewickim przewrotem wychodziło w Rosji
piśmidło pt. "Wiestnik znania". Dokąd tylko dotarli z nim mąciciele
prawdy i rzetelnej nauki, tworzyli zaraz "jaczejki" pod postacią kółek
czytelników, które mnożyły się z nadzwyczajną szybkością.
Jeden z członków kółka załatwiał korespondencję i
sprawy związane z prenumeratą pisma i ten był duszą kółka.
Upływały lata za latami, kółka się mnożyły i coraz gęstszą
siecią pokrywały obszar "Imperium Carów". Nikt na razie nie
przewidywał, co się z tego wykluje. Ale wiedzieli, do czego dążą, naczelni
kierownicy.
W odpowiedniej chwili padł rozkaz, dotarł do
najdalszych "komórek-jaczejek". Kółka drgnęły i poczęły się
poruszać w takt nakręconej sprężyny.
Lata całe pracy w małych grupkach i zespołach
wychowały nowych ludzi, takich, jakich chciał reżym bolszewicki.
Bolszewicy i dziś tę metodę wszędzie stosują. Czy to
nie jest pouczające? "Fas est et ab hoste doceri!".
Nasze piątki
Praca nasza, jaką rozpoczynaliśmy wśród młodzieży siedem
lat temu poczęła przybierać od początku charakter nie tyle organizacji ile
raczej pewnego określonego ruchu, który mógłby z czasem przeniknąć do wszystkich
organizacyj, czego właśnie najgoręcej pragniemy. Przez wychowanie człowieka do
wychowania narodu.
Duszą ożywiającą ten ruch jest Serce Jezusowe "źródło
życia i świętości i serc wszystkich zjednoczenie", które wychowuje
nowych ludzi i przygotowuje odmianę świata.
Dokonywa się to w małych zespołach, nie ujmując nic ze
znaczenia wielkich organizacyj.
W Ameryce istnieje olbrzymia organizacja męska
"Towarzystwo Najświętszego Imienia Jezus", której celem jest walka z
bluźnierstwem i szerzenie czci Imienia Bożego.
Dla publicznego wyrażenia uczuć religijnych i
zaprotestowania przeciw zamachom na prawa Boże stowarzyszenie urządza olbrzymie
i wspaniałe zloty, na których po 100 i 200 tysięcy samych mężczyzn maszeruje w
uroczystym pochodzie pod sztandarami Chrystusa-Króla.
Podczas jednego z takich zlotów, zdaje się w Filadelfii,
protestanci, zalegający ulice miasta, którymi przesuwały się niekończące się
kolumny mężczyzn, pytali zdumieni: "Czy to wszystko katolicy?" –
"Tak, to są katolicy, była odpowiedź, ale jeszcze nie wszyscy. To tylko
ci, co nie klną". Zdumienie jeszcze bardziej wzrosło.
Takie występy religijne są uwielbieniem Boga i
zbudowaniem ludzi.
Podobny cel przyświeca również Kongresom
Eucharystycznym.
W tym tkwi wielka doniosłość takich organizacyj i manifestacyj.
Wychowanie jednak człowieka dokonywa się nie chwilowym
porywem uczuć, nie zbiorową i przemijającą manifestacją, lecz mozolnym
rzeźbieniem jego moralnej istoty w takich pracowniach i warsztatach, jakimi są:
rodzina, szkoła, kościół i organizacje wychowawcze, z ich twórczą siłą
rodzinnej miłości.
Ten ostatni warunek jest do tego stopnia koniecznym,
że nawet seminaria duchowne i nowicjaty zakonne o tyle tylko wychowują, o ile
panuje w nich prosty i serdeczny duch rodzinny.
Żadne "masówki" tego nie zastąpią.
Otóż zauważyliśmy, że brak miłości usiłują wszędzie
zastąpić masą, brak ducha – materią.
To na nic. Trzeba wrócić do Nazaretu, do Serca
Jezusowego i ożywić miłość rodzinną, zaczynając od jednostek, od małych grupek.
Pytałem przed kilku dniami na kolędzie pewnego
młodzieńca:
"Jak sądzisz, przyjacielu, czego dziś światu
najbardziej potrzeba?" – "Dobrych ludzi", brzmiała odpowiedź.
Tak, dobrych ludzi nam potrzeba, i tych nowych,
dobrych ludzi wychowa nam Serce Jezusowe.
Pragniemy najgoręcej przyczynić się do tego.
Zatrzymujemy dawne hasło: zdobyć Polskę dla Chrystusa
– serce po sercu, dom za domem, szkołę za szkołą, stowarzyszenie za
stowarzyszeniem, parafię za parafią, diecezję za diecezją!
Zatrzymujemy system grupkowy rycerzy i apostołów
Chrystusa, ale rozszerzamy trójki w piątki, aby uczcić XIX wiekowy
Jubileusz naszego Boskiego Odkupiciela i Jego pięć Ran Najświętszych z miłości
dla nas poniesionych.
Zatrzymujemy dawną przysięgę połączoną z ucałowaniem
Krzyża, lecz odrzucamy pisemne deklaracje i poręczenia członków
wprowadzających.
Takie ostrożności i formalności są nam dziś
niepotrzebne i krępujące.
Chcemy ludziom znużonym walką życiową i mechaniką organizacyjną dać zakosztować
ciepła rodzinnego w małym zaufanym kółku, w którym mogliby rozgrzać zmrożone
egoizmem serca.
Zmęczonym ciągłym przepędzaniem z miejsca na miejsce –
chcemy dać ciepły kącik miłego i cichego wytchnienia.
Rozgoryczonych wzajemną nieufnością – pragniemy
otoczyć serdeczną przyjaźnią i szczerą życzliwością.
Godzisz się na to przyjacielu?
Dobrze. Więc ucałuj Krzyż, wstąp do szkoły Serca
Jezusowego i rozpocznij pracę nad sobą i nad braćmi.
Napisz do "Sekretariatu Intronizacji Najświętszego
Serca Jezusowego". (Warszawa, Marymont, ul. Gdańska 8). Zażądaj
broszurki o Intronizacji (50 gr.) i ustaw "Stowarzyszenia Społecznego
panowania Najświętszego Serca Jezusowego" (15 gr.). Postaraj się o piękny
obrazek Najświętszego Serca Pana Jezusa. W dniu dowolnie przez siebie obranym
wyspowiadaj się, przyjmij Komunię św. i oddaj serce Boskiemu Przyjacielowi
aktem, który znajdziesz podany w książeczce o Intronizacji.
A potem żyj duchem miłości i apostołuj.
Gdy znajdziesz czterech podobnych do siebie, stwórz
pierwszą "piątkę" Rycerzy Chrystusa.
Zaprenumerujcie wspólnie dobre pismo katolickie.
Niekoniecznie "Pro Christo". Nie mamy wcale ambitnej pretensji, aby
wszystkim wszystko zastąpić. Przeciwnie, uważamy centralizację za rzecz
niepewną, bo łatwo może być rozbitą.
Naśladujmy Akcję Katolicką. Ma ona swoją centralę
krajową, ale prócz niej każda diecezja posiada własną, samowystarczalną. To
samo prawie można powiedzieć o każdej parafii. Organy centralne nie pożerają i
nie niszczą organów podrzędnych, podporządkowanych.
W tym się przebija prawdziwa mądrość Boża. Naśladujmy
ją i w naszym ruchu: twórzmy drobne grupki samowystarczalne, ale rządzone jedną
wielką ideą.
Musimy tak się scementować – żywo i prosto – żeby nas
nie rozbiło żadne prześladowanie, ani bolszewickie ani masońskie.
Najlepiej zwrócić się do miejscowego kapłana i
poprosić go o pomoc i kierownictwo, przecież On miasto Chrystusa poselstwo
sprawuje. On da sercom żywego Chrystusa, którego nie wyrwą nam nie tylko
masoni, ale nawet wszyscy diabli.
"Należy wyrabiać i organizować ludzi
zdecydowanych do życia katolickiego – pisał do nas niedawno z kresów jeden
z XX. Biskupów – ludzi gotowych dla Chrystusa i Jego zasad nawet życie
oddać, a efekt będzie podobny do tego rozwiązania, jakie podaje w swej Nieboskiej Komedii Z. Krasiński: oślepione
pogaństwo upadnie przed Chrystusem promieniującym z dusz i życia".
Chrystusa nie znajdziemy w zgiełku pogańskiego świata,
ani w plugawych teatrach i kinach, ani w brudnej literaturze zwariowanego
ducha, ani w podłym kulcie złotego cielca i zmysłów.
Jeśli chcemy znaleźć Chrystusa, zstąpmy tam, skąd
wyszliśmy przed szesnastu wiekami: do katakumb.
Musimy to uczynić i uczynimy: albo dobrowolnie
– pogłębiając w sobie życie wewnętrzne i kopiąc w sercu jakby nowe katakumby,
albo poniewolnie – ukrywając się z naszą wiarą i przekonaniami, zmuszeni
do tego prześladowaniem, jak w Bolszewii lub Meksyku.
.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Oto krótki schemat naszych piątek dla łatwiejszego
uchwycenia samej idei przewodniej.
1. Hasło: "Niech żyje Chrystus-Król!",
które się głosi słowem, pismem i czynem przy każdej sposobności. Siostry
Karmelitanki Bose w Poznaniu (ul. Niegolewskich 23) wydały małe nalepki na listy,
zawierające powyższe hasło. Piękna myśl i praktyczny sposób apostolstwa naszej
idei.
2. Odznaka: Krzyżyk na piersi ukryty i mały
obrazek w książeczce do nabożeństwa z krótkim aktem poświęcenia Najsłodszemu
Sercu Jezusowemu i przysięgą wierności.
3. Organ wspólny: "Pro Christo" lub
"Rycerz Niepokalanej" albo inny odpowiedni wskazany przez miejscowe
władze duchowne.
4. Biblioteczka piątki powinna zawierać koniecznie
przynajmniej następujące książki: Nowy Testament (najlepiej w
opracowaniu ks. Biskupa Szlagowskiego); katechizm mniej lub więcej
obszerny, odpowiednio do poziomu członków; konferencje O. Mateo "Jezus
Król Miłości" (prenumeratorzy "Pro Christo" mogą otrzymać w
Administracji naszego pisma – Warszawa, Podwale 4 – po zniżonej cenie tj. 2.50
zł. zamiast 3.50 zł.).
Inne książki godne polecenia będziemy podawać stale w
"Pro Christo" pod rubryką: "Dla naszych piątek".
5. Zebrania poszczególnych piątek jak najczęściej,
choćby codziennie, z porządkiem mniej więcej następującym:
Na rozpoczęcie odmawia się wspólnie "Zdrowaś Maryja"
i wezwanie "Najświętsze Serce Jezusa, przyjdź Królestwo Twoje" .
Potem następuje wspólne czytanie Ewangelii,
Katechizmu, książek i czasopism odpowiednio do potrzeby i upodobania oraz
rozmowa prosta i serdeczna na tematy poruszone.
Zebranie kończy się Zdrowaśką i ucałowaniem Krzyża.
Możliwy jest inny, lepszy porządek, jeśli komu
przyjdzie do głowy. Zaleca się jak największą prostotę i koleżeńską, braterską
serdeczność.
6. Zebrania ogólne odbywają się co tydzień pod
przewodnictwem kapłana: I część zebrania – w kościele, II część – na sali (o
ile to możliwe).
7. Akcja czynna i bezpośrednia, "action
directe", rozwija się na najbliższym terenie domu, ulicy, dzielnicy
pod kierunkiem kapłana i według wskazówek rozumu oświeconego wiarą.
Wspólne zebrania, czytania, rozmowy, a szczególniej częsta,
a nawet codzienna Komunia św. będzie niezawodną szkołą czynnych i ofiarnych
katolików, nieustraszonych w swoich przekonaniach, zdecydowanych i szybkich w
działaniu, nieustępliwych – aż do ostatecznego zwycięstwa!
"Pro Christo!" będzie służyć dalej.
Ks.
M. Wiśniewski
–––––––––––
Artykuł z czasopisma "Wiarą
i czynem! Pro Christo!". Miesięcznik młodych katolików. Rok X. Marzec 1934.
Nr 3. (Redaktor i wydawca: Ks. Marjan Wiśniewski M. I. C., Redakcja: Warszawa,
Marymont, ul. Gdańska Nr 8), ss. 161-177. (1)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie
uwspółcześniono).
Przypisy:
(1) Por. 1) Abp Antoni
Szlagowski, a) Wiara w pojęciu
katolickim, a modernistycznym. Konferencja dla mężczyzn. b) Nowy Testament
Jezusa Chrystusa w przekładzie Ks. Jakuba Wujka SI.
c) Comma Joanneum. d) Papiestwo
na przełomie dwóch wieków. e) Zasady modernistów (modernistarum
doctrina).
3) Ks. Wiktor
Cathrein SI, a) Katolicki
pogląd na świat. b) Socjalizm, badanie jego podstaw i możliwości.
4) Abp Emil
Guerry, Kodeks Akcji
Katolickiej.
5) Ks. Walenty
Gadowski, Nauka Kościoła. Wybór orzeczeń
dogmatycznych Kościoła katolickiego i jego praw kanonicznych.
6) O. Gabriel
Paláu SI, Katolik uczynkiem i prawdą.
7) Ks. Józef Gliwa SI, a) O
czytaniu gazet. b) O kwestii żydowskiej.
8) Ks. Antoni Langer SI, a) Rozwój wiary.
b) Pojęcie o Bogu w chrześcijaństwie i u
filozofów. c) Św. Tomasz z Akwinu i dzisiejsza filozofia.
9) Bp Władysław Krynicki, a) Dzieje Kościoła powszechnego. b) Pelagianizm i semipelagianizm. c) Sobór
Watykański. d) Zasady modernizmu.
10) Ks. dr
Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka
czyli dogmatyka fundamentalna. b) Zarys dogmatyki katolickiej.
c) System modernistów. d) Modernistyczny
Neokościół. e) Problem istnienia Boga. f) Dogmatyka katolicka. Podręcznik
szkolny. g) Modernizm w książce polskiej. h) Modernizm w książce polskiej.
11) Ks. dr Jan
Szymeczko, Etyka katolicka.
12) Bp Michał
Nowodworski, a) Wiara i rozum. b) Liberalizm.
13) Ks. dr
Michał Sopoćko, a) Mikołaj
Łęczycki o wychowaniu duchowym. Studium teologiczno-pedagogiczne (De educatione spirituali secundum Nicolaum
Lancicium. Tractatus theologicus ac paedagogicus).
b) Recenzja książki ks. dr. Antoniego
Borowskiego pt. Warunkowe szafarstwo sakramentalne.
14) Ks.
Aleksander Lakszyński, Masoneria i
karbonaryzm wobec zdrowego rozumu i społeczeństwa.
15) Adam L.
Szymański, Fałszywa metoda.
16) Zbigniew
Załęski, Chrystus król
społeczeństw.