STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

piątek, 18 marca 2016

Konieczność codziennej lektury duchowej i korzyści z niej płynące


Fr Bernard Uttley-225x300
o. Bernard Uttley OSB
   Okres Wielkiego Postu (co prawda już chylącego się ku końcowi) stanowi wyjątkową okazję do postępu w życiu duchowym. Dzięki mądrości Kościoła katolicy praktykują posty oraz wezwani są do wzmożonej pokuty.

Innym środkiem postępu, nieodzownym wręcz według świętych i autorytetów duchowości katolickiej, który zresztą należy praktykować cały rok, jest lektura duchowa.

Poniżej przedstawiam tłumaczenie fragmentu audycji radiowej (a tak naprawdę prawdopodobnie kazania lub rekolekcyj) „Restoration Radio”, z trzeciego sezonu radiowego, z serii „Z kazalnicy” („From the Pulpit”). Przemawia o. Bernard Uttley, benedyktyn, który zachował wiarę pomimo rozpadu Opactwa Chrystusa Króla w Alabamie (USA) (całą sprawę opisuje x. Cekada na swoim blogu) i obecnie posługę duszpasterską prowadzi w Kanadzie.
Pelagiusz z Asturii


Konieczność lektury duchowej każdego dnia

(Fragment)

o. Bernard Uttley OSB

Dziś chcę poruszyć temat jednego z najistotniejszych ćwiczeń życia wewnętrznego, mianowicie codziennej lektury duchowej. Jestem przekonany, że waga lektury duchowej jest nie do przecenienia, gdyż bez niej normalną koleją rzeczy nie postąpi się wiele albo i wcale w życiu duchowym. Bez czytania duchowego ucierpi nasze życie modlitewne, nasze życie moralne i zmniejszy się sama szansa naszego zbawienia. Księża i zakonnicy utracili powołanie z powodu, w dużej mierze, jak sądzę, zaniedbania codziennej lektury duchowej. Widziałem to na własne oczy. Wiele dusz zginie, bo nigdy nie znalazły czasu na przeczytanie dobrej książki o duchowości. I to nie tylko moje zdanie. Św. Alfons, wielki doktor Kościoła, powiedział tak: „Bez dobrych książek i lektury duchowej ocalenie naszych dusz będzie moralnie niemożliwe”. To twarde słowa. [W innej wypowiedzi o. Bernard precyzuje, że słowa te należy rozumieć jako usilną zachętę do lektury duchowej, nie zaś w ich dosłownym znaczeniu. Dodaje, że moralnie niemożliwe będzie ocalenie duszy bez modlitwy.]

Lektura duchowa zawsze była uważana za jeden z filarów benedyktyńskiego życia zakonnego. Benedyktyni nazywają czytanie duchowe „lectio divina”, czyli „boskimi lekcjami”, „boską lekturą”. W regule św. Benedykta przeznacza się każdego dnia dużo czasu na czytanie. Mnich w funkcjonującym w pełni klasztorze powinien mieć na czytanie trzy do czterech godzin dziennie. Jeśli przywiązuje się do tego taką wagę w przypadku zakonników i zakonnic, to dlatego, że to tak ogromna pomoc w życiu duchowym. Ale życie duchowe, życie świętością, życie w bliskim zjednoczeniu z Panem Bogiem nie jest tylko dla braci, sióstr i księży. Jest dla każdego. Jest tylko jedna Ewangelia [dla wszystkich], my wszyscy musimy przestrzegać pierwszego, największego przykazania. Każdy ma się starać o coraz ściślejsze zjednoczenie z Chrystusem. I dlatego każdy z was, niezależnie od powołania, stanu, do którego Bóg was wezwał, każdy z was powinien znaleźć codziennie czas na porządną lekturę duchową. Myślę, że powinniśmy spędzać choć 10 minut dziennie, choć 5 – powinniśmy być w stanie wygospodarować 5 czy 10 minut – na czytaniu dobrej książki o duchowości. To takie ważne! Musimy znaleźć czas! Jeśli nie macie czasu, wygospodarujcie go.

Ludzie w ogóle po prostu przestali czytać. Czy raczej czytanie kończy się na gazetach, nic nie wartych powieścidłach, programie telewizyjnym, instrukcjach do gier komputerowych albo może na tych jakże „wciągających” ciekawostkach na pudełkach płatków śniadaniowych, na które marnotrawimy czas. Mamy czas, by robić i czytać wszystkie inne rzeczy, ale rzadko ktoś znajdzie czas na lekturę duchową, tę akurat praktykę życia duchowego, którą współczesne życie uczyniło bardziej konieczną niż dawniej, jeśli ktoś chce naprawdę żyć życiem duchowym i zbliżać się do Boga, ponieważ nasze życie duchowe, nasze uświęcenie jest zależne od łaski, a łaskę przede wszystkim uzyskuje się przez modlitwę. Podstawą zaś życia modlitewnego jest lektura duchowa: pomaga wprost niewiarygodnie! Tego uczą nas święci i mistrzowie życia duchowego, powtarzają nam nieustannie, że bez lektury duchowej nie ma w zasadzie żadnej możliwości poczynienia postępów w życiu duchowym. Powód powinien być jasny.

Żyjemy rzeczywiście w pogańskiej kulturze i społeczeństwie, które propaguje ideały, wartości całkowicie przesycone myślą materialistyczną i antychrześcijańską. Nasze współczesne otoczenie nie tylko nie zapewnia żadnej pomocy, by nas zapalić do prowadzenia życia moralnie czystego i świętego, ale w sposób oczywisty odciąga nas od Boga, przeciwdziała naszemu zbawieniu i uświęceniu. I tak wielu z nas, bez żadnych poważnych obaw, pozwala sobie z wygodnictwa na to, by porwał nas prąd życia codziennego i duch współczesnego świata. To prawda, że jako katolicy uznajemy pewne określone prawdy wiary i doktryny oraz nieustępliwie trzymamy się pewnych tradycyjnych katolickich praktyk, ale poza aktami, które są ściśle religijne, takimi jak przystępowanie do sakramentów i słuchanie Mszy św., życie zwykłego, rutynowego katolika jest bardzo podobne, jeśli nie dokładnie takie samo, jak życie ludzi, którzy nie wyznają nawet w najmniejszym stopniu zasad chrześcijańskich. U wielu katolików ich poglądy, cele, ambicje światowe, ich oceny, zainteresowania, gusta, mody, ich rozrywki, ich dążenia nie różnią się znacznie od ludzi wyznających fałszywe religie czy od ateistów. Oczywiście nie u każdego tak jest, ale liczba tych, u których tak nie jest, jest dość niewielka. Dla wielu z nas nie ma wyraźnej granicy między naszym sposobem działania, postępowania i postrzegania życia codziennego a sposobem działania uczniów tego świata. I tak po trochu wiara katolicka przestaje mieć wpływ na nasze idee, oceny i decyzje. To ogromna katastrofa. W rzeczywistości to wielka kara. Gorsza niż jakakolwiek kara fizyczna, której można doświadczyć.

Zatem musimy utrzymać atmosferę nadprzyrodzoności, ponieważ gdy ją stracimy, gdy nie staramy się nawet żyć w atmosferze nadprzyrodzoności, możemy pożegnać się ze świętością. Gdy płetwonurek schodzi na głębinę, musi zabrać ze sobą tlen. Nie jest rybą, nie może oddychać pod wodą i przeżyć. Tak jest i z nami, nie możemy oddychać atmosferą światowości i spodziewać się, że duchowo przetrwamy, nie mówiąc o wzrastaniu. Nie możemy pozwolić sobie na to, by myśleć, że możemy nią oddychać i że nie wpłynie to na naszą wiarę. Wpłynie! Dlatego, aby przeżyć, musicie mieć przy sobie butlę tlenową lektury duchowej. Drzwi żadnego katolickiego domu nie dadzą się zamknąć tak szczelnie i żaden katolicki rodzic nie może uchronić swoich dzieci przed wszystkimi pokusami świata. Żaden klasztor nie może być tak obwarowany, żeby światu całkowicie zabronić wstępu. Ale możemy to zneutralizować i zrównóważyć przez modlitwę i lekturę duchową. Da się to zrobić. Świętym się to udało, my też możemy, może z nieco większym wysiłkiem w dzisiejszych czasach. Ale praktycznie rzecz ujmując, nie jest to wykonalne bez lektury duchowej.

Zacytuję kilka wierszy z o. Edwarda Leena CSSp, wspaniałego autora książek o duchowości, do którego, przyznaję, bardzo często nawiązuję. Powiedział:

„Niełatwo nam myśleć w sposób nadprzyrodzony. Rzucenie okiem na lekturę duchową od czasu do czasu nie wystarczy, by wykształcić w sobie nawyk. Jeśli mamy zachować osąd pewny w sensie duchowym, patrzenie mądre na życie, prawdziwą mądrością, a nasze postępowanie [utrzymać] pod przewodnictwem i panowaniem motywów wiary, w przeciwieństwie do motywów światowości, czytanie duchowe musi stać się najniezbędniejszym elementem naszej codziennej strawy intelektualnej. Tylko tak skutecznie zrównoważy szkodliwe tendencje natury, poprzez obudzenie i utrzymanie nadprzyrodzonych tendencji w duszy. Wszyscy wezwani są do doskonałości, do tej wyższej doskonałości, która polega na podporządkowaniu się prawu Ewangelii. A tego nie można osiągnąć bez stałego i bliskiego zjednoczenia z boskim Zbawicielem. Czytanie duchowe stanowi niemal nieodzowny warunek tego zjednoczenia. Modlitwa i rozum są oczywiste. Modlitwa będąca wzniesieniem duszy ku Bogu, a wzniesienie to składa się z aktów intelektu i poruszeń woli. To jasne, że nasze dusze muszą być niejako zanurzone w nadprzyrodzonym żywiole, aby mogły ochoczo i z łatwością wznieść się ku Bogu. Jeśli nasze umysły nie posiadły znajomości rzeczy Boskich, to wzniesienie duszy będzie bardzo trudne. Stopień naszego zaznajomienia z nadprzyrodzonością będzie miarą łatwości, z jaką będziemy oddawać się modlitwie. Jeśli chcemy z łatwością rozmyślać o rzeczach nadprzyrodzonych, musimy wypełnić nimi naszą pamięć. Cała różnica pomiędzy zdolnością i niezdolnością do modlitwy leży w tym, czy żyjemy życiem wiary, czy nie. Życie wiarą polega na działaniu i myśleniu w odniesieniu do Boga i mierzeniu rzeczy tego świata miarą świętych. Jeśli nasze czytanie jest odprawiane żarliwie, umysłem otwartym na przyjmowanie natchnień, które książki duchowe same z siebie z konieczności przekazują, stopniowo rozwinie się u nas nawyk myślenia w sposób nadprzyrodzony. Gdy ukształtuje się ten nawyk, zniknie nadrzędna i największa przeszkoda w życiu duchowym.”.

Powtarzam ostatnią linijkę [o. Bernard Uttley OSB]: „Zniknie nadrzędna i największa przeszkoda w życiu duchowym.”. Zatem to, czego pilnie potrzebujemy, słowami Arnolda Lunna, to „głębokie przejęcie się nadprzyrodzonością”. Jak to uzyskać? Przez czytanie duchowe, studiowanie wiary przeniknięte modlitwą.

Z języka oryginalnego tłumaczyła Czytelniczka bloga. Źródło: strona „Restoration Radio”.