STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

czwartek, 1 października 2015

Nowy Benedykt XVI: Jak należy go nazwać? (Artykuł z czerwca 2005) - Ks. Kevin Vaillancourt

   Bliżej obznajomieni z wewnętrznymi procedurami papieskiego konklawe wiedzą, że gdy w końcu kandydat otrzyma wymaganą liczbę kwalifikowanych głosów i po tym, jak przyjmie dokonany wybór, to stawia mu się bardzo ważne pytanie: Jakie imię sobie wybierasz? W tym momencie papież-elekt staje przed pierwszą poważną decyzją, gdyż uważa się, że wybór imienia może nam dużo powiedzieć o sposobie myślenia nowego papieża oraz o tym, czego należy oczekiwać po nim w przyszłości.

Cel mojej pracy nie dotyczy spekulacji na temat wyboru imienia Benedykta XVI, którego dokonał kardynał Ratzinger. Chciałbym raczej dokonać przeglądu określeń nadawanych mu przez religijne i świeckie media na całym świecie, z którymi on sam niekoniecznie mógłby się zgodzić, a które jednakże "przylgnęły" do niego od chwili, gdy jego nazwisko zaczęto wymieniać w kontekście jego wyboru na następcę Jana Pawła II. Czytelnik zapewne słyszał, jak raz po raz określano go jako tradycjonalistę i konserwatystę. U niektórych tytuły te wzbudzały obawę, nienawiść i pogardę, ponieważ w ich mniemaniu nowy Benedykt XVI miał oznaczać koniec ich własnych postępowych działań. Z drugiej strony, istnieje wielu takich, którzy oczekują po następcy Jana Pawła II postawy "twardej ręki" wobec "liberałów" w Kościele. "Ostatecznie Benedykt XVI jest konserwatystą" – mówią. Jeszcze inną grupę te określenia napawają nadzieją, że być może będzie to człowiek, który odnowi Kościół i przywróci Jego tradycyjne nauczanie i liturgię. "Ostatecznie jest on tradycjonalistą" – mówią. Nie chciałbym dla tych wszystkich kategorii ludzi okazać się heroldem złych wiadomości, ale nowy Benedykt XVI nie spełni żadnego z tych oczekiwań, a opieram swoje twierdzenie na znajomości jego licznych publicznych przemów i pism powstałych od czasu rozpoczęcia jego kariery w Rzymie. Dobrze obrazują to słowa wypowiedziane do Piotra na dziedzińcu Kajfasza podczas przesłuchania Pana Jezusa przed sanhedrynem: "Mowa twoja cię zdradza" (Mt. 26, 73).


Liberał czy konserwatysta?


Dla nadania odpowiedniego tonu reszcie mojego artykułu pozwolę sobie zacytować fragment artykułu wstępnego, jaki ukazał się 30 września 2003 roku, w dzienniku The Washington Times:




"Kardynał Joseph Ratzinger, drugi z najpotężniejszych urzędników Watykanu, był podczas Soboru (Vaticanum II) radykalnym lewicowym teologiem, ale teraz jest uznawany za najbardziej konserwatywnego z kardynałów. Jego Eminencja przyznał, że w ciągu czterech dekad nie przesunął się na prawo, lecz że to świat na tyle skręcił w lewo, że nawet ktoś o tak postępowych jak on przekonaniach może uchodzić za tradycjonalistę. To samo dotyczy wszystkich kardynałów nominowanych przez Jana Pawła II, z tą różnicą, że są oni nawet bardziej liberalni niż kardynał Ratzinger. To właśnie to kolegium dokona wyboru następnego papieża" (s. A20).
Ten pochodzący ze świeckiej gazety opis jest bardzo odkrywczy – dowiadujemy się z niego może nawet więcej niż spodziewalibyśmy się przeczytać lub usłyszeć o tym człowieku. Swoimi własnymi słowami nowy Benedykt XVI przyznaje, że nie jest "konserwatystą" w powszechnym rozumieniu tego słowa, jakie ma ono w politycznych, a nawet religijnych sferach. Nie jest także "tradycjonalistą" według tych samych standardów. Wydaje się, że musimy zdefiniować pojęcia "konserwatywny" i "tradycyjny" zgodnie z powszechnym religijnym (nie politycznym) rozumieniem tych terminów, aby nie pogubić się próbując zrozumieć ogromną ilość pochwał, jakimi media zarówno świeckie, jak i kościelne obsypały nowego lidera neokościoła. Musimy zdefiniować te słowa właściwie, podkreślam to z naciskiem, ponieważ sam fakt, że w kółko powtarza się je, by bardziej łatwowierni wchłonęli je w siebie, podpowiada mi, że wkrótce wielu raczej naiwnych katolików uwierzy we wszystko, co słyszy i następnie wpadnie w niezwykle przemyślną pułapkę zastawioną przez modernistów – pułapkę, która uwięzi ich w modernistycznym kościele, daleko poza Kościołem rzymskokatolickim.


Definicja terminów

Jeżeli chodzi o używanie przez środki masowego przekazu pojęć "konserwatysta" i "tradycjonalista" wobec nowego Benedykta XVI, to dość łatwo określić, w jakim rozumieniu funkcjonują one w powszechnej świadomości. Jednakże fakt, że możemy powiedzieć, w jakim sensie powszechnie funkcjonuje definicja tych terminów ukuta przez środki masowego przekazu, to jeszcze nie oznacza to, że doszliśmy do ich właściwej definicji, gdyż użycie słów "konserwatysta" i "tradycjonalista" różni się od tego, jakie zwykle bywa stosowane w kołach religijnych. Świeckie media, pozostające pod wpływem modernistów, z którymi przeprowadzają wywiady, nigdy nie mogą przedstawić poprawnej, nie-politycznej, nie-modernistycznej definicji tych terminów i jest to w wielkiej mierze spowodowane tym, że są świeckie i przykładają mało uwagi do spraw religii. Na przykład, kiedy słyszymy słowo tradycyjny przywołane w kontekście życia kardynała Ratzingera i doktryn przez niego głoszonych, to środki masowego przekazu twierdzą, że jest on "tradycjonalistą", ponieważ opowiada się "za życiem": w znaczeniu, że jest przeciwny przerywaniu ciąży i eutanazji, a nawet karze śmierci. Włączają także w tę definicję jego publiczne stanowisko wobec takich problemów jak homoseksualizm, "małżeństwa homoseksualne", a nawet święcenia kobiet. Mówi się nam, że jest on reprezentantem "twardej linii" (myślę, że można by tu użyć słowa konserwatywnej) pozostając w opozycji do "liberałów" neokościoła, co wywołuje spekulacje, że będzie, być może, "silnym papieżem" w stylu Jana Pawła II. I jeżeli czytelnik myśli, że Jan Paweł II był "konserwatystą" albo "tradycjonalistą", to znaczy, że uległ złym wpływom świeckich mediów i nie zna zbyt dobrze tradycyjnych doktryn Kościoła rzymskokatolickiego.
Mamy teraz taką sytuację, że im częściej słyszymy, jak osobowości medialne oraz ich goście używają terminu tradycjonalista w powyższym sensie, to tym bardziej przeciętna osoba utwierdza się w przeświadczeniu, że jest to jedyna uprawniona definicja tego terminu. W rzeczywistości na skutek istnego zalewu modernistycznych błędów atakujących ze wszystkich stron, przeciętny katolicki słuchacz do tego stopnia obniżył swoje standardy religijnych oczekiwań, że z ufnością wierzy i przyjmuje minimalne standardy, jakie świeckie media nadały określeniu "tradycyjny" – nazywam je minimalnymi, ponieważ są zwykłym wyrażeniem zasad prawa naturalnego, których każdy człowiek powinien przestrzegać. Katolicy godzą się na "twarde stanowisko" w kwestiach społecznych i naturalnych, a poddają się w obszarach dotykających destrukcji ich świętej Wiary. Przejęcie się "moralnym relatywizmem" to nie wszystko; musimy także strzec się "relatywizmu doktrynalnego" narzucanego nam przez "konserwatywne" i "tradycyjne" elementy neokościoła. Na skutek tej luźnej definicji pojęć, najbardziej protestanccy pastorzy, a nawet muzułmańscy mułłowie też są określani jako "konserwatyści" i "tradycjonaliści", ponieważ głoszą te same prawdy, co Benedykt XVI, z wyjątkiem tematów typowo katolickich, jak np.: "święcenia" kobiet, "komunia na rękę" itd. Stanowczo trzeba tu wyrazić nasz sprzeciw, musimy obalić mit, że Benedykt XVI jest zarówno "konserwatystą", jak i "tradycjonalistą" – we właściwym rozumieniu tych terminów – i ukazać katolikom tego nowego współczesnego lidera takim, jakim on jest naprawdę w świetle tradycyjnej rzymskokatolickiej nauki – nauki opartej na Depozycie Wiary przekazanej Apostołom przez Jezusa Chrystusa.
 

Czterdzieści lat progresywnej myśli

Ratzinger oficjalnie pojawił się w Rzymie podczas Drugiego Soboru Watykańskiego. Działał wtedy jako peritus (teologiczny "ekspert") przy boku niemieckiego kardynała Josefa Fringsa z Kolonii. Liczni autorzy wspominają o jego wpływach podczas Vaticanum II, przejawiających się w sterowaniu kierunkami publicznych dyskusji, jak również samych dokumentów soborowych. John Mallon, pisząc w internetowym wydaniu Inside The Vatican z 18 kwietnia 2005 roku, dokonuje następującej obserwacji:




"Można spotkać ludzi, którzy twierdzą, że Jan Paweł II i kardynał Joseph Ratzinger "zahamowali" "otwartość" "zapoczątkowaną przez Sobór". To także jest nonsens. Młody biskup Wojtyła i młody ksiądz Ratzinger byli jednymi z architektów Soboru, a Wojtyła miał niemały wkład w napisanie dokumentów Vaticanum II".
Może to posłużyć jako wprowadzenie do zrozumienia stanu "umysłu" Ratzingera odnośnie do natury Kościoła, jego stosunku wobec innych "kościelnych wspólnot" i jego hierarchicznej struktury, a także co do sposobu, w jaki modernistyczne poglądy na te kwestie utorowały sobie drogę i znalazły wyraz w nauczaniu Vaticanum II. Młody ks. Ratzinger był owładnięty ideą kolegialności: błędnym poglądem, że Kościół jest kierowany w jednakowym stopniu przez papieża, jak też biskupów całego świata. Pisząc do czasopisma Concilium w 1965 roku, rozwinął tę myśl w swoim artykule Pastoralne implikacje doktryny kolegialności biskupów:



"Biskupi są następcami Apostołów, a zatem są właściwie ukonstytuowani kolegialnie jako kolegium biskupów oraz jako sukcesorzy kolegium apostolskiego... Prymatu Papieża nie należy rozumieć na wzór monarchii absolutnej, jak gdyby Biskup Rzymu był niczym nieograniczonym monarchą nadprzyrodzonego wspólnotowego bytu, Kościoła nie posiadającego centralnej konstytucji".
Kłopot w tym stwierdzeniu polega na tym, że Jezus Chrystus założył na Piotrze Swój Kościół jako absolutną monarchiczną społeczność i Tradycja uczy, że Apostołowie w praktyce uznali ten fakt. Co więcej, zarówno Sobór Florencki, jak i Sobór Watykański z 1870 zawyrokowały, że prawda o monarchicznej strukturze Kościoła jest doktryną de fide – tj. nauką wiary (Denzinger 694 & 1822). Ratzingerowska "doktryna" "kolegialności" jest sprzeczna z dogmatem naszej Wiary, a zatem jest heretycka. Jednakże właśnie to ratzingerowskie pojęcie "kolegialności" dominuje w nauczaniu Vaticanum II oraz dzisiejszego neokościoła. Przechodząc do późniejszego okresu, gdy kardynał Ratzinger przewodniczył Kongregacji Nauki Wiary (dawne Święte Oficjum), zauważamy, że wykorzystał on okazję, by jeszcze wyraźniej zademonstrować swoje modernistyczne, postępowe inklinacje:

• 28 maja 1992 roku Kongregacja Nauki Wiary wydała oficjalny komunikat, ogłoszony z rozporządzenia Jana Pawła II, potwierdzający (błędną) "teologię Wcielenia", która została rozwinięta przez soborowe dokumenty Lumen Gentium i Gaudium et Spes, a później została wyłożona w pierwszej encyklice Jana Pawła II Redemptor Hominis. "Teologia Wcielenia" uczy, że cały ród ludzki, niezależnie od jego stanu duszy, pozostaje w niewidzialnej wspólnocie z Ojcem, przez Chrystusa i w Duchu Świętym. Do tej "niewidzialnej łączności" dochodzi dlatego, że wszyscy, którzy posiadają ludzkie ciało, są zjednoczeni z Chrystusem na mocy faktu, że sam Chrystus przybrał ludzkie ciało w momencie Wcielenia. Wynikiem tego jest, że wszyscy ludzie są "nosicielami boskiej natury", czegoś, co ustala "związek między niewidzialnymi i widzialnymi elementami kościelnej wspólnoty". W Liście do biskupów Kościoła Katolickiego o niektórych aspektach Kościoła pojętego jako komunia w 7 paragrafie kardynał Ratzinger definiuje Kościół Chrystusa w taki sposób: "Kościół Chrystusowy, który w Symbolu Apostolskim wyznajemy jako jeden, święty, katolicki i apostolski, jest powszechnym Kościołem, tzn. ogólnoświatową wspólnotą uczniów Pana, uobecniającą się i działającą pośród różnych osób, grup, czasów i miejsc". A w paragrafie 9 mówi się nam, że "Kościół powszechny jest więc ciałem kościołów". A zatem dokument ten nie utożsamia Kościoła powszechnego wyłącznie z Kościołem rzymskokatolickim, lecz uważa go za pewien rodzaj "super-kościoła", do którego należą wszystkie inne, wśród których jedne posiadają więcej prawdy niż inne. Właśnie tę doktrynę wykorzystano do usprawiedliwienia (w 11 paragrafie) poglądu, że ta "jedność" kościołów jest "zakorzeniona w eucharystii" nawet, jeśli odnajdujemy ją tylko w "połowicznym" kształcie w niekatolickich kościołach. Sugerowałbym moim czytelnikom, by zapoznali się z prawdziwą doktryną Mistycznego Ciała Chrystusa, studiując encyklikę Papieża Piusa XII o tym samym tytule, aby nie paść ofiarą modernistycznych błędów.
• W sierpniu 2000 roku ta sama kongregacja wydała dokument Dominus Jesus, który do dzisiaj jest uznawany za przykład "tradycyjnego" stanowiska Ratzingera, że katolicki Kościół jest jedynym środkiem zbawienia. W rzeczywistości dokument ten wykłada nowoczesną wersję "teorii kościołów siostrzanych" ("branch theory"): "Kościoły partykularne, choć odseparowane od siebie, są jednym z uwagi na wspólną relację do jedynego, prawdziwego Kościoła lub Mistycznego Ciała Chrystusa i przez ich związek z nim". Święte Oficjum, 16 września 1864 roku, zakazało katolikom brania udziału we wszelkich organizacjach promujących tę herezję. Deklaracja Dominus Jesus wyjaśnia nową teorię następująco: "Kościół ten (uniwersalny "super-kościół" opisany powyżej – przyp. ks. KV), ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako społeczność, trwa w (subsistit in) Kościele katolickim, rządzonym przez następcę św. Piotra i przez biskupów pozostających z nim we wspólnocie" (podkreślenie – ks. KV). Deklaracja Dominus Jesus definiuje Kościół jako zwykłą organizację, w której Kościół Chrystusa trwa, podobnie jak gałąź drzewa żyje, ponieważ istnieje wraz z pniem całego drzewa. Zapomnij o wszystkim, cokolwiek jeszcze mógłbyś w tym dokumencie przeczytać, a co mogłoby się wydawać "konserwatywne" i "tradycyjne"; tego do głębi błędnego nauczania Dominus Jesus o Kościele Chrystusowym nie da się objaśnić za pomocą tradycyjnych katolickich pojęć. Z tej przyczyny prawdziwy katolik musi go całkowicie odrzucić jako niemający żadnej wartości.
• 20 lipca 2001 roku ta sama kongregacja wydała dokument zatytułowany Wytyczne dla dopuszczenia do eucharystii pomiędzy kościołem chaldejskim a kościołem wschodnim asyryjskim. Można tutaj przeczytać, że kardynał Ratzinger, z pełną aprobatą Jana Pawła II, uznaje za ważną "liturgię" asyryjskiego (nestoriańskiego) kościoła i stwierdza, że Chaldejczycy (unici, którzy opuścili kościół nestoriański) mogą teraz brać udział w tej "liturgii", pomimo tego, że przez wieki była ona uznawana za nieważną, ponieważ nie zawierała w swojej anaforze (kanonie) żadnego odniesienia do słów Konsekracji. To pogwałcenie wszelkich elementów tradycyjnej teologii sakramentalnej usunęło doktrynalną naukę o tym, co jako minimum jest konieczne dla sprawowania Świętej Eucharystii. To orzeczenie nie zostało uchylone.
20 kwietnia 2005 Ratzinger (jako Benedykt XVI) zapewnił wszystkich kardynałów obecnych przy pierwszej "eucharystii" po jego wyborze, że nie jest "tradycjonalistą", a przynajmniej nie w rozumieniu właściwego przestrzegania tradycji Kościoła, jaka była głoszona od czasów apostolskich. Zamiast tego obwieścił:




"Pragnę mocno potwierdzić moją determinację, by kontynuować zaangażowanie we wprowadzanie w życie postanowień Drugiego Soboru Watykańskiego wzorem moich Poprzedników i w wiernej ciągłości 2000-letniej tradycji Kościoła (!?). W tym roku przypada 40. rocznica zakończenia sesji soborowych. Z upływem lat dokumenty soborowe nie utraciły swojej aktualności; wręcz przeciwnie, nauki w nich zawarte okazują się szczególnie adekwatne w stosunku do nowych potrzeb Kościoła i obecnego zglobalizowanego społeczeństwa".
Pewnie dlatego w internetowym wydaniu dziennika Haaretz Daily, z 20 kwietnia 2005 roku, rabin David Rosen wyraził nadzieję, że Benedykt XVI będzie kontynuował budowę ekumenicznych relacji z Żydami, tak jak to czynił Jan Paweł II. W dokumencie przygotowanym po nawiązaniu przez Watykan stosunków dyplomatycznych z Izraelem, kardynał Ratzinger usiłował "zmagać się z żydowską odmową akceptacji Jezusa jako Mesjasza oraz stanowiskiem judaizmu polegającym na obstawaniu przy poglądzie, że mesjasz jeszcze nie przyszedł. On (Ratzinger) dowodził, że ta postawa jest także częścią boskiego planu" – wyjaśnia Rosen, który obecnie stoi na czele Departamentu Międzyreligijnych Stosunków przy Amerykańskim Komitecie Żydowskim – "i faktu, że Żydzi nie przyjmują Jezusa, nie można traktować za czyn odrzucenia Boga, ale jako część boskiego planu przypomnienia światu, że pokój i zbawienie dla całej ludzkości jeszcze nie nadeszło. Jest to zdumiewające. Wychodząc od czegoś, co stanowiło główne źródło potępienia judaizmu i żydów na przestrzeni wieków, przekształcił to w coś, co posiada pozytywną teologiczną naturę".
Jakie zatem słowa będą nam opisywać Benedykta XVI? Czyż o wiele bardziej adekwatne nie będą: "modernista", "postępowiec" i "deprawator Wiary milionów"?
 

Ks. Kevin Vaillancourt
 
P.S.

Czy krytykowanie jest niewłaściwe?
 

The Catholic Voice otrzymało wiele sygnałów od czytelników, proszących o wyrażenie naszej opinii na temat, jaki wpływ będą miały rządy Benedykta XVI na Tradycję i przywrócenie łacińskiej Mszy na świecie. Niektóre publikacje zdecydowanie wskazują na problemy podobne do tych, które naszkicowaliśmy w niniejszym artykule. Inne zalecają, by tradycyjni rzymscy katolicy nie "krytykowali" otwarcie Benedykta XVI, obawiając się zapewne, że zwracanie uwagi na fakty świadczące o tym, jakim to rzekomo Ratzinger był wielkim "Obrońcą Wiary", rozgniewa zarówno jego, jak i "watykańską machinę", a przez to stracimy grunt w bitwie o Tradycję. Prawda jest taka, że jeżeli jako katolicy nie będziemy umieli zidentyfikować błędu bez względu na to, gdzie by on nie był i przez kogo by nie był głoszony, to wtedy narażamy na niebezpieczeństwo nasze własne zbawienie, a jednocześnie dajemy gorszący przykład słabym, którzy naprawdę pragną znać tradycyjne katolickie stanowisko wobec takich zagadnień. Czyniąc tak, nie "krytykujemy" po to, by wzbudzać niepokój; lecz raczej jesteśmy uczciwymi ludźmi, którzy pragną trwać u boku Chrystusa i nauki Jego Kościoła. 
 
Ks. Kevin Vaillancourt 


Artykuł powyższy po raz pierwszy ukazał się w "The Catholic Voice" z czerwca 2005 r., OLG Press, 3914 N. Lidgerwood St., Spokane, Washington 99201-1731 USA. (www.thecatholicvoice.org)

Tłumaczył Mirosław Salawa

Za: www.ultramontes.pl