STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

niedziela, 23 sierpnia 2015

Żywot świętego Filipa Benicjusza, Wyznawcy


 
   Pod koniec roku 1233 przybyło dwóch kapłanów zakonu Serwitów do domu szlacheckiej rodziny Benizi we Florencji, prosząc o jałmużnę. Pani domu, piastująca pięciomiesięczne dzieciątko na ręku, ociągała się jakoś; wtem odezwie się niemowlę: "Wszakże to służebnicy Maryi, przeto wesprzyj ich, matko!". Dziecięciem tym był późniejszy sługa Jezusa i Maryi, słynny święty Filip (żył około roku Pańskiego 1285).
Wykształconego i starannie wychowanego w domu syna wysłali rodzice na uniwersytet do Paryża, gdzie pilnie uczył się teologii i filozofii. Potem udał się do Padwy studiować sztukę lekarską, nie tyle jednak ze skłonności do medycyny, ile raczej z posłuszeństwa rodzicom. Złożywszy egzamin doktorski, wrócił do domu jako dwudziestoletni, nader urodziwy młodzian. Piękniejsza jednak była jego dusza, która pokonywała wielkie pokusy i niebezpieczeństwa.
We Włoszech walczyły wtedy z sobą dwa potężne stronnictwa Gwelfów i Gibellinów, szerząc mord i spustoszenie. Szlachetny Filip gorzko opłakiwał okrucieństwa, których się dopuszczały obie strony, sam jednak nie mieszał się do spraw politycznych, lecz zatapiał się w ćwiczeniach pobożnych. Najchętniej przebywał w małym kościółku, modląc się gorąco do Chrystusa i Najświętszej Panny o pokój dla ojczyzny.

Pewnego dnia zatopiony w nabożeństwie przy Mszy w kościele Serwitów, wysłuchawszy Epistoły, opisującej spotkanie diakona Filipa ze skarbnikiem królewny etiopskiej, uczuł niezwykłe wzruszenie pod wpływem słów: I rzekł duch Filipowi, przystąp, a przyłącz się do wozu tego (Dz. Ap. 8,29), jak gdyby do niego samego były wyrzeczone. Ujrzał się jakoby na straszliwej, stromymi skałami i głębokimi przepaściami otoczonej puszczy, w której pełno było jadowitych gadzin. Drżąc, wzniósł ramiona i oczy w niebo i ujrzał złoty powóz, w którym siedziała Matka Boża opromieniona blaskiem nadziemskim, trzymając w ręku habit Serwitów i wołając: "Filipie, pójdź i zbliż się do wozu!". W tym objawieniu poznał Filip, iż Bóg wzywa go do porzucenia świata i wstąpienia do zakonu Serwitów. Zataiwszy swe wykształcenie, wstąpił jako prosty braciszek do klasztoru i chętnie pełnił najniższe posługi w kuchni i w ogrodzie. Po roku wysłano go na wysoką górę Senario, gdzie zamieszkał w jaskini. Następnie poruczono mu ważny urząd magistra nowicjuszów w klasztorze miasta Sieny, chociaż był prostym braciszkiem i liczył dopiero dwadzieścia cztery lata. Idąc do Sieny spotkał dwóch dominikanów, którzy wciągnęli go w długą rozmowę o stanie i położeniu Kościoła. Filip okazał w niej tyle wykształcenia i roztropności, że zakonnicy, nie mogąc wyjść z podziwu, opowiedzieli w Sienie, co ich w drodze spotkało. Niedługo potem nakłoniono Filipa do przyjęcia święceń kapłańskich i do przyjęcia godności generała Serwitów. Obowiązki tego urzędu pełnił z taką łagodnością i roztropnością, że więcej zdziałał przykładem aniżeli powagą i więcej zachęcał do naśladowania aniżeli do posłuszeństwa. Był uprzejmy i dobrotliwy dla wszystkich, a surowy dla siebie. On też nadał zakonowi stałą regułę, którą wszyscy członkowie chętnie przyjęli.
Gdy uporządkował zarząd zakonu, zwołał generalną kapitułę, aby złożyć urząd, a za powód ustąpienia podał chęć spędzenia reszty życia w samotności. Zasmucili się bardzo zakonnicy i jednogłośnie oświadczyli, że z urzędu go nie zwolnią. Filip jednak, podtrzymując swe postanowienie, udał się z tym do papieża, bawiącego podówczas w mieście Viterbo. Spotkał go zawód, gdyż Ojciec św. nie przychylił się do jego prośby. Po śmierci papieża chcieli kardynałowie wynieść na Stolicę Apostolską Filipa, lecz on krył się przez trzy miesiące w lesie seneńskim, dopóki nie wybrano Grzegorza X, po czym dopiero wrócił do swoich i niezwłocznie rozpoczął wizytację klasztorów we Włoszech, Francji i Niemczech. Podczas wizytacji zdziałał wiele dobrego dla Kościoła, nawracając grzeszników i usuwając niezgodę po wsiach i miastach. Zdarzało się, że nie poznano się na jego dobrych chęciach, a źli ludzie dopuszczali się względem niego rozmaitych zniewag, ale jego nadzwyczajna cierpliwość wszystko przezwyciężała. W mieście Forli napadło go kilku opryszków i srodze go zbili. On zniósł to z taką cierpliwością i łagodnością, że jeden z nich odegnał towarzyszy i prosił rannego o przyjęcie do zakonu, po czym poszedł z nim i rozpoczął pokutę, w której dokonał żywota.

Dźwigając jeszcze długie lata brzemię generalskiej godności ku pożytkowi zakonu i Kościoła, zaczął Filip z powodu nadmiaru pracy upadać na siłach i nareszcie uprosił braci, aby go zwolnili z urzędu. Pozbywszy się ciężkiego zaszczytu niezwłocznie udał się do Todi, dokąd przybył 14 sierpnia. Noc całą strawił na modlitwach, a w uroczystość Wniebowzięcia Matki Boskiej wygłosił ostatnie na Jej cześć kazanie z tak porywającą wymową, że wszyscy słuchali go jak Świętego. Po kazaniu zaniemógł ciężko, a przyjąwszy ostatnie Sakramenta upadł w odrętwienie, tak że wszyscy mieli go za umarłego. Obudziwszy się, opowiadał, że przebył ciężką walkę z szatanem, który mu ukazał wszystkie jego grzechy, ale Matka Boska broniła go i pocieszała. Napomniawszy braci, skłonił głowę i rzekł cicho: "Gdzie moja książka? Podajcie mi książkę!". Podano mu kilka, ale on żadnej nie chciał wziąć. Spostrzeżono wtedy, że oczy ma zwrócone ku krucyfiksowi. Z głębokim rozrzewnieniem przyciskając krzyż do piersi i ust, zasnął Filip w Panu dnia 22 sierpnia 1285 roku, a papież Klemens X zaliczył go do Świętych w roku 1671.

Nauka moralna

Święty Filip Benicjusz od najwcześniejszej młodości ćwiczył się w miłości i dobroci wobec wszystkich bliźnich, wobec siebie samego natomiast starał się o jak największą doskonałość w pokucie i umartwieniach. Książką, z której ten Święty czerpał ową mądrość, był krzyż z wizerunkiem rozpiętego na nim Zbawiciela. Słusznie też twierdzić można, że żadna księga nie głosi tak wymownie dwu najprzedniejszych cnót Chrystusowych, tj. Jego miłosierdzia wobec wszystkich ludzi i sprawiedliwości względem samego siebie.
1) Pan Jezus znosił na krzyżu niewymowne męki z miłosierdzia i litości nad trojaką nędzą gnębiącą cały rodzaj ludzki. Ulitował się bowiem nad:
a) naszą przewrotnością moralną i niemocą, tamującą nam drogę do szczęścia wiecznego. Dlatego też zostawił nam niewyczerpany skarb prawdy i łaski, ułatwiający w ten sposób dostąpienie zbawienia. Ulitował się:
b) nad naszą skłonnością do grzechu. Ponieważ jako dzieci Adama utraciliśmy prawo do szczęścia wiecznego, Zbawiciel poniósł śmierć bolesną i oswobodził wszystkich wierzących w Niego od grzechu pierworodnego. Ulitował się wreszcie nad:
c) śmiertelnością naszą. Jako dzieci pierwszych rodziców podlegamy różnym utrapieniom, mozołom i śmierci. Pan Jezus jednakże otworzył tym, którzy są w stanie łaski Niebo i powierzył klucze Niebios Piotrowi. Jak nieprzebrany przeto skarb miłosierdzia widzimy w głębokich Jego ranach, rozpostartych ramionach, konających ustach i otwartym boku!
2) Pan Jezus cierpiał niesłychane męki na krzyżu dla miłości Boga, przyjął na siebie grzechy świata całego, aby przebłagać Boga za wyrządzoną Mu obrazę i przywrócić Mu cześć przynależną. Boska Jego miłość nie zniosła bowiem, aby obraza i hańba po trzykroć Ojcu niebieskiemu przez stworzenie Jego zadana, nie została odpokutowana. Należny ten dług oddał Zbawiciel, pełniąc przez 33 lata wolę Ojca przedwiecznego, krzewiąc sławę Jego Imienia i czyniąc ofiarę z życia swego, oddając się na przybicie do krzyża.
Pomnąc więc na zasługi Jednorodzonego Syna Twego, spraw miłościwy i dobry Boże, aby krucyfiks i dla nas był otwartą księgą i abyśmy w tej książce podobnie jak święty Filip czytać umieli.

Modlitwa

Boże, który w św. Filipie, Wyznawcy Twoim, głębokiej pokory wzór nam pozostawiłeś, daj nam sługom Twoim, za jego przykładem doczesnymi dobrami gardzić, a o niebieskie zawsze się starać. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.


Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937 r.