HUMANIZM. Prawdopodobnie najbardziej rozpowszechniony współcześnie
zabobon. Zgodnie z rozpowszechnionymi poglądami wolno być czymkolwiek
kto chce, tylko nie wolno nie być humanistą. Humanizm jest wspólnym
wierzeniem większości kaznodziei, polityków, filozofów, dziennikarzy i
tym podobnych. Kto się do niego nie przyznaje, uchodzi za podłego
barbarzyńcę. A jednak humanizm jest kompromitującym zabobonem.
Samo
słowo “humanizm” ma kilka znaczeń. To, o które tu chodzi, można
określić następująco: każdy człowiek bez wyjątku jest czymś istotnie,
zasadniczo różnym od innych stworzeń, w szczególności od zwierząt.
Człowiek żyje wprawdzie w przyrodzie, ale do przyrody nie należy. Jest
czymś wyniesionym ponad wszystko inne, w wielu wypadkach po prostu czymś
świętym. Człowiek to “wielka rzecz” mówi się, przy czym często chodzi o
rodzaj bałwochwalstwa.
Istnieją
co prawda odmiany tak rozumianego humanizmu, które nie są zabobonami.
Takim jest przede wszystkim humanizm intuicyjny, a więc wierzenie, że
człowiek jest czymś znakomitym itd., oparte na jakimś bezpośrednim
wglądzie we własną istotę. Kto taki przyjemny wgląd w samego siebie ma i
rzeczywiście widzi, że jest czymś wyniesionym ponad całą przyrodę, ten
ma oczywiście prawo być humanistą. Co prawda taki humanizm wydaje się
już dlatego podejrzany, że zbyt schlebia podmiotowi. Gdyby krokodyle
mogły filozofować, utworzyłyby zapewne krokodylizm, bo to przecież tak
przyjemnie uważać się za coś bardzo wzniosłego. Drugi rodzaj
dopuszczalnego humanizmu, to humanizm religijny. Jeśli ktoś wierzy, że
Bóg w Swojej niepojętej dla nas mądrości wybrał to szczególnie okrutne
zwierzę, jakim jest człowiek, i uczynił go Swoim przyjacielem, ten ma
oczywiście prawo przyznawać się do humanizmu.
Ale nikt nie ma
prawa powoływać się przy tym na rozum, doświadczenie czy naukę. Bo one
wszystkie jednym głosem twierdzą, że człowiek nie jest czymś szczególnym
w świecie, ale po prostu częścią przyrody.
Najpierw, żaden z
argumentów wysuwanych przez humanistów na rzecz rzekomej zasadniczej
wyższości człowieka, nie jest przekonywający w świetle tego, co wiemy.
Człowiek jest wprawdzie istotą stosunkowo znacznie bardziej złożoną, a
zatem stosunkowo znacznie “wyższą” niż np. pies albo małpa, ale
twierdzenie, że on sam posiada pewne cechy obce wszystkim innym istotom,
jest gołosłowne. Jako takie wymienia się m.in. mowę, rozum, technikę,
kulturę, tzw. ideację (zdolność tworzenia pojęć oderwanych), wreszcie
ostatnio trwogę. Mówi się więc, że człowiek i tylko człowiek posiada te
cechy, albo niektóre spośród nich. Otóż wiadomo dziś, że to nieprawda i
że wiele wyższych zwierząt posiada je także, choć zwykle w stopniu
niższym niż my.
Aby zacząć od mowy, nieprawdą jest, by zwierzęta
były nieme. Mają swoją własną mowę, której część jest nawet nabyta przez
wychowanie, np. pewne ptaki uczą się od rodziców pewnego rodzaju
śpiewów, za pomocą których porozumiewają się ze sobą. Naukowcy potrafili
już zredagować prawdziwe słowniki mowy niektórych zwierząt, obejmujące
czasem do paruset znaków. Prawda, że są to mowy biedniejsze od naszych,
ale twierdzić, że wyższe zwierzęta nie mają w ogóle mowy, może tylko
ktoś, kto niczego nie wie o tej dziedzinie.
Podobnie jest z
rozumem. Raz jeszcze, rozum psów czy słoni jest na pewno niższy od
ludzkiego, ale jakiś rozum te bydlęta przecież mają, potrafią rozumować w
pewien sposób, przystosowywać środki do celów itd. Wyniki
przeprowadzonych ostatnio w tej dziedzinie badań są najzupełniej jasne:
przynajmniej wyższe zwierzęta nie są wcale pozbawione rozumu.
Co
za tym idzie, nie są także pozbawione techniki. Małpa używa kija, aby
strącić banany, a niektóre ptaki łamią skorupę jaj za pomocą kamienia
przyniesionego w dziobie. Bobry budują dość skomplikowane sztuczne tamy.
Jakąś prostą, prymitywną technikę, ale przecież technikę spotykamy więc
także u zwierząt. Nie jest ona zatem wyłącznie właściwością człowieka.
To
samo wypada powiedzieć o kulturze. Nie tylko ludzie ale i ptaki umieją
śpiewać, wiele zwierząt tańczy w sposób złożony. Niektórzy uczeni
twierdzą nawet, że u pewnych termitów spotkali coś, co bardzo wygląda na
obrzędy religijne. Innymi słowami spotykamy jakieś zaczątki kultury
także u zwierząt. A jeśli chodzi o moralność, to ludzie mogliby się
często od zwierząt uczyć. Kiedy filozof angielski Hobbes powiedział, że
człowiek człowiekowi wilkiem, zauważono słusznie, że jest to obelga dla
wilków - jako że żaden wilk nie jest nigdy dla drugiego wilka tak
okrutny, jak ludzie są często źli wobec innych ludzi.
To samo
wreszcie da się powiedzieć i o ideacji i o trwodze. Po prostu nie ma
najmniejszego dowodu na to, że zwierzęta ich nie znają.
Tak więc
wszystkie argumenty wysuwane na rzecz rzekomo zasadniczej różnicy między
człowiekiem a zwierzętami są niesprawne i nieprzekonywające.
Zarazem
istnieje szereg racji, które każą myśleć, że nie ma żadnej zasadniczej
różnicy między ludźmi a wyższymi zwierzętami. Stwierdzamy więc najpierw,
że człowiek i pod względem budowy, i jeśli chodzi o zachowanie należy
do świata zwierzęcego. Posiada np. ręce i nogi, wątrobę, mózg itd.
Posiada także instynkty stadne, samozachowawcze, płciowe i tym podobne.
Zachowanie człowieka jest wprawdzie nieraz znacznie bardziej złożone,
bardziej wyrafinowane niż zachowanie zwierząt, ale w zasadzie chodzi o
to samo. Wystarczy przypatrzeć się bliżej, powiedzmy, urzędnikowi
bankowemu, który rano wstaje, przeciąga się, myje, je śniadanie i idzie
do pracy (na polowanie), aby zrozumieć, że chodzi w zasadzie o coś
bardzo podobnego do zachowania się, powiedzmy, dzikiego psa czy hieny.
To
jedno. Po drugie dzisiejsza biologia uczy, że człowiek nie pochodzi
wprawdzie od małpy, jak dawniej sądzono, ale przecież od jakiegoś
zwierzęcia, że rozwinął się, osiągnął obecny poziom przez długą
ewolucję. Teoria ewolucji jest dziś tak dobrze uzasadniona, że
niepodobna rozumnie ją odrzucić.
Wreszcie, po trzecie, astronomia
uczy nas, że świat jest nieprawdopodobnie wielki. W samej naszej
mgławicy (drodze mlecznej) mają być miliardy gwiazd, a mgławic jest
przecież wiele być może miliardy. Otóż wśród owych miliardów słońc na
pewno jest wiele takich, które posiadają planety, jak nasze słońce;
wiemy to z obserwacji, jeśli chodzi o parę gwiazd nam najbliższych.
Wobec tego ogromu jest w najwyższym stopniu prawdopodobne, że życie, a z
nim i coś w rodzaju człowieka, istnieje także, i to w wielu wypadkach,
gdzie indziej we wszechświecie. Twierdzić wobec tego, że człowiek,
mieszkaniec owego pyłku kosmicznego, jakim jest Ziemia, i on tylko jest
czymś wyjątkowym, wydaje się niemal niedorzecznością.
Tak więc
humanizm “naukowy” to tyle, co żelazne drewno albo kwadratowe koło. Cała
nauka przemawia jednym głosem nie za, ale przeciw temu zabobonowi.
A
kiedy pytamy, skąd pochodzi i dlaczego zyskał sobie dzisiaj tylu
zwolenników, odpowiedź brzmi, że powodem jest szukanie przez ludzi
czegoś, co mogliby uważać za święte i godne uwielbienia. Człowiek
wygląda na zwierzę potrzebujące jakiejś religii. Skoro więc nie wierzy w
Boga, zaczyna sobie tworzyć bożka w postaci Człowieka pisanego przez
wielkie “C”, staje się humanistą. Ale to już jest całkiem oczywiste bałwochwalstwo.