By
poznać istotę pychy, trzeba najpierw zauważyć, że jest ona grzechem
duchowym, który sam w sobie jest mniej haniebny, mniej poniżający, lecz
cięższy – zdaniem św. Tomasza – niż grzechy cielesne, gdyż odwraca nas
bardziej od Boga. Grzechów cielesnych nie ma szatan, który zgubił się
bezpowrotnie przez pychę. Pismo święte wielokrotnie mówi, że “pycha jest
początkiem grzechu każdego” (Ekli 10,15), gdyż odrzuca pokorne poddanie
się i posłuszeństwo stworzenia wobec Boga. Pierwszy grzech pierwszego
człowieka był grzechem pychy: pragnieniem wiadomości dobrego i złego
(Rdz 3,5n), by móc sobą kierować bez posłuszeństwa. Dla św. Tomasza
pycha jest czymś więcej niż jednym z grzechów głównych, jest ona źródłem
grzechów głównych, a zwłaszcza próżności, która jest jednym z jej
pierwszych skutków.
Wielu
ludzi myli się przynajmniej w praktyce co do prawdziwej natury pychy i
wskutek tego mogą mimo woli ulec fałszywej pokorze – jednej z form
ukrytej pychy, niebezpieczniejszej niż ta, która się objawia i staje się
śmieszną.
Trudność
w ścisłym określeniu pychy pochodzi stąd, że przeciwstawia się ona nie
tylko pokorze, ale i wielkoduszności, którą czasem myli się z pychą.
Winniśmy uważać, by w praktyce nie mylić wielkoduszności innych z pychą
ani naszej małoduszności lub bojaźliwości z prawdziwą pokorą. A czasem
trzeba natchnienia daru rady, aby w praktyce dobrze odróżnić te rzeczy,
aby zobaczyć, jak dusza prawdziwie pokorna powinna być wielkoduszną i w
czym fałszywa pokora różni się od prawdziwej. Janseniści widzieli brak
pokory w pragnieniu częstej Komunii świętej.
św.
Tomasz, który był bardzo pokorny i wielkoduszny, sprecyzował doskonale
dokładne definicje tych dwóch cnót, które powinny się łączyć, i wad,
które się im przeciwstawiają. Określa on pychę: nieuporządkowane
umiłowanie własnej wyższości. Pyszny chce istotnie wydawać się wyższym,
niż jest rzeczywiście. Jest fałsz w jego życiu. To nieuporządkowane
umiłowanie własnej wyższości jest w tej części uczuciowości, która nosi
nazwę popędliwej (irascibilis), gdy zwraca się ku dobrom zmysłowym, np. u
tego, kto pyszni się siłą fizyczną. Jest ono w woli, gdy zwraca się ku
dobrom porządku nadzmysłowego, jak pycha umysłowa i pycha duchowa. Ta
wada woli zakłada, że umysł nasz zastanawia się bardziej niż trzeba nad
naszymi własnymi zasługami i brakami innych, które wyolbrzymia, aby się
nad nie wywyższyć.
To
umiłowanie naszej własnej wyższości jest nieuporządkowane w tym
znaczeniu, że jest sprzeczne z prawym rozumem i z nakazem Bożym.
Sprzeciwia się ono bezpośrednio pokornemu poddaniu się ułomnego i
upadającego stworzenia wielkości Boga. Różni się bardzo od słusznego
pragnienia wielkich rzeczy zgodnych z naszym powołaniem. Wielkoduszny
żołnierz może i powinien pragnąć zwycięstwa dla swojego kraju i w tym
nie ma pychy. Podczas gdy pyszałek pragnie nieumiarkowanie swego
własnego wywyższenia, wielkoduszny poświęca się wielkiej sprawie,
wyższej od niego i z góry przyjmuje wszystkie upokorzenia, byle dojść do
tego, co jest dla niego spełnieniem wielkiego obowiązku.
Pycha
więc przeciwstawia się bardziej bezpośrednio pokorze niż
wielkoduszności; małoduszność natomiast przeciwstawia się bardziej
bezpośrednio wielkoduszności.
Ponadto
pokora i wielkoduszność są związanymi z sobą cnotami, które się
uzupełniają i równoważą jak dwie części ostrołuku, natomiast pycha i
małoduszność są wadami przeciwstawiającymi się tamtym cnotom jako
zuchwalstwo i tchórzostwo.
Po
tym, co powiedzieliśmy, łatwo zrozumieć, że pycha jest zasłoną,
przepaską na oczach ducha. Przeszkadza nam ona widzieć prawdę, zwłaszcza
dotyczącą wielkości Boga i wyższości tych, którzy nas przerastają.
Wzbrania nam chętnie przyjmować pouczenia od innych i skłania nas do
dyskutowania nad otrzymanymi wskazówkami. Pycha psuje więc nasze życie,
tak jak można popsuć sprężynę. Przeszkadza nam prosić o światło Boga,
który ukrywa swoją prawdę przed pysznymi. Wskutek tego odciąga nas od
uczuciowego poznania prawdy Bożej, od kontemplacji, do której,
przeciwnie, usposabia pokora. Dlatego też Zbawiciel mówi: “Wysławiam
Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, żeś te rzeczy zakrył przed mądrymi i
przewidującymi, a objawiłeś je maluczkim”. Od kontemplacji rzeczy Bożych
odwraca najbardziej pycha umysłu. W tym znaczeniu św. Paweł powiedział:
“Scientia inflat, caritas autem aedificat – Wiedza nadyma, a miłość
buduje”.
Różne formy pychy
św.
Grzegorz wylicza różne stopnie pychy: uważać, że się ma z siebie samego
to, co się otrzymało od Boga; uważać, że się zasłużyło na to, co się
otrzymało bez zasługi; przypisywać sobie dobro, którego się nie ma, np.
wielką wiedzę, której się nie posiada; chcieć być stawianym ponad innych
i pomniejszać ich wartość.
Przyznajemy
w teorii, że Bóg jest naszą pierwszą przyczyną, że On tylko jest wielki
i że należy Mu się posłuszeństwo. Ale w praktyce zdarza się, że cenimy
siebie nadmiernie, tak jakbyśmy byli sprawcami naszych zalet; zdarza
się, że mamy w nich upodobanie, zapominając o naszej zależności od Tego,
który jest sprawcą wszelkiego dobra przyrodzonego i nadprzyrodzonego.
Nieraz zdarza się rodzaj praktycznego pelagianizmu u ludzi, którzy nie
są wcale pelagianami w teorii. Wyolbrzymiamy nasze zalety osobiste,
zamykając oczy na nasze wady, i dochodzimy do tego, że uważamy sobie za
zaletę to nawet, co jest pewnym brakiem duchowym; np. ktoś sądzi, iż ma
umysł szeroki dlatego, że mało się troszczy o drobne codzienne
obowiązki, a zapomina, że aby być wiernym w rzeczach wielkich, trzeba
zacząć od małych, gdyż dzień składa się z godzin, godziny z minut, a
minuty z sekund.
W
ten sposób dochodzi się do tego, że niesłusznie stawia się siebie ponad
innych, że się ich poniża, siebie uważa się za lepszych od niektórych
ludzi, w rzeczywistości górujących nad nami.
Te
grzechy pychy, często powszednie, mogą stać się śmiertelnymi, jeśli nas
popychają do czynów bardzo nagannych. św. Bernard wylicza także wiele
przejawów pychy według ich wzmagających się ciężkości: ciekawość,
lekkomyślność, głupia i niestosowna wesołość, chełpliwość, dziwaczność,
arogancja, zarozumiałość, nieuznawanie swoich win, ukrywanie grzechów na
spowiedzi, bunt. niepohamowana swoboda, nałóg grzeszenia nawet ze
wzgardą Boga.
***
Można
też rozpatrywać różne formy pychy w związku z różnymi dobrami, zależnie
od tego, czy ktoś pyszni się swoim urodzeniem, bogactwem, zaletami
fizycznymi, nauką, pobożnością lub rzekomą pobożnością.
Pycha
intelektualna skłania niektórych uczonych do tego, że nie przyjmują
tradycyjnej interpretacji dogmatów, lecz je osłabiają lub
zniekształcają, by je uzgodnić z tym, co nazywają wymaganiami umysłu. U
innych pycha ta przejawia się w szczególnym przywiązaniu do swego sądu
tak dalece, że nie chcą nawet wysłuchać racji – nieraz mocniejszych –
strony przeciwnej. Niektórzy wreszcie, będąc teoretycznie w prawdzie, są
tak zadowoleni, że mają rację, tak pełni swojej wiedzy, która ich tyle
kosztowała, że dusza ich jest jakby nią nasycona i nie jest już pokornie
otwarta na przyjęcie światła wyższego, jakie otrzymaliby od Boga na
modlitwie.
św.
Paweł pisał do Koryntian: “Jam saturati estis – Jużeście nasyceni!” (l
Kor 4,8). Widząc ich pewność siebie, można by powiedzieć, że doszli już
do pełni królowania mesjańskiego, w którym wierni będą wprowadzeni w
szczęśliwość wieczną.
Jeśli
ktoś jest pełen siebie, jakżeż ma przyjąć dary wyższe, które Pan mógłby
i chciałby mu dać, aby mógł dobrze czynić duszom i je zbawiać? Dlatego
też łatwo zrozumieć, że pycha intelektualna nawet u tych, którzy
teoretycznie mają rację, jest olbrzymią przeszkodą dla łaski
kontemplacji i zjednoczenia z Bogiem. To jest prawdziwe zaślepienie
umysłu.
***
Pycha
duchowa jest nie mniejszą przeszkodą. Sw. Jan od Krzyża zauważa w Nocy
ciemnej, ks. I, rozdz. II, mówiąc o początkujących: “Początkujący,
czując się pełnymi zapału i gorliwości w rzeczach duchowych i w
pobożnych ćwiczeniach właśnie z powodu tego ulegają pewnej ukrytej
pysze, rodzącej się z zadowolenia z nich samych i z czynów, jakie
wykonują… Dusze te jednak są tutaj niedoskonałe. Z tego źródła wypływają
próżne chęci, czasem bardzo zarażone pychą, rozmów o rzeczach duchowych
z innymi. Często w tym celu, by innych nauczać, niż uczyć się od nich.
Gdy zaś napotykają inny rodzaj pobożności niż ich własny, osądzają go
ujemnie w swoim sercu, a nawet i zewnętrznie w słowach. I stają się
podobni do owego faryzeusza, który chełpił się przed Bogiem ze swych
czynów i pogardzał celnikiem (Łk 18,11-12)… widząc źdźbło w oku
bliźniego, a nie dostrzegając belki w swym własnym.
Gdy
mistrzowie duchowni, spowiednicy lub przełożeni nie pochwalają ich
ducha i postępowania… sądzą te dusze, że nie rozumieją oni sposobu ich
postępowania, są mało duchowymi… Dla uzyskania u innych uznania i
pochwały dla swej pobożności posługują się różnymi objawami
zewnętrznymi, jak ułożenie ciała, wzdychanie itp. ceremonie. Wiele z
tych dusz usiłuje zaimponować swym spowiednikom, a nawet nimi kierować,
stąd powstają rozliczne zazdrości i niepokoje. Z trudnością wyznają
szczerze swe grzechy, by nie stracić dobrej opinii u spowiednika.
Osłaniają je, by nie wydawać się tak złymi, a spowiedź ich jest wtedy
raczej usprawiedliwianiem się niż oskarżaniem. Niejednokrotnie też
szukają innego dla wyznania swych [cięższych] upadków, by pierwszy
sądził, że nie ma w nich [tzn. oskarżających się] nic złego, lecz samo
tylko dobro… Niektóre z tych dusz za nic sobie mają swe błędy i upadki
lub też zbytnio się smucą, że w nie popadły. W mniemaniu, że już powinny
być święte, zżymają się przeciwko sobie, że jeszcze ulegają
niedoskonałościom, a to właśnie jeszcze bardziej jest niedoskonałe”.
Wady, które rodzą się z pychy
Główne wady pochodzące z pychy to: zarozumiałość, ambicja, próżność.
Zarozumiałość
jest to pragnienie i nieuporządkowana ufność, że dokona się rzeczy,
które są ponad własne siły. Człowiek zarozumiały uważa się za zdolnego
do studiowania i rozwiązania najtrudniejszych kwestii, rozstrzyga ze
zbytnim pośpiechem zagadnienia najbardziej zawiłe. Wyobraża sobie, że ma
dość światła, by kierować sobą bez rady kierownika duchowego. Zamiast
budować swoje życie na pokorze, wyrzeczeniu, wierności obowiązkowi
chwili obecnej nawet w najdrobniejszych rzeczach, mówi przede wszystkim o
wielkoduszności, gorliwości apostolskiej albo też pnie się zbyt szybko
do wyższych stopni modlitwy, przeskakując etapy pośrednie i zapominając,
że jest jeszcze w początkach i że ma wolę jeszcze słabą i pełną
egoizmu. Jest jeszcze pełen siebie i trzeba, aby się w nim uczyniła
wielka próżnia, by dusza mogła kiedyś napełnić się Bogiem i dawać Go
innym. Stąd płynie ambicja w tej lub innej formie: ceni się nadmiernie
swoje siły i uważa się siebie za wyższego od innych, chce się nimi
rządzić, narzucać im swoje poglądy w dziedzinie naukowej lub kierować
nimi. Sw. Tomasz mówi, że ambicja przejawia się w szukaniu zaszczytnych
funkcji, na które się nie zasługuje, w szukaniu ich dla siebie, a nie
dla chwały Bożej lub dobra innych. Ileż jest zabiegów, tajemnych starań,
intryg we wszystkich środowiskach przez ambicję!
Pycha
skłania również do próżności, czyli do pragnienia, aby być cenionym dla
siebie samego, nie kierując tej czci ku Bogu, źródłu wszelkiego dobra, a
czasem do pragnienia, aby być cenionym za rzeczy błahe. Taki bywa
pedant, który lubi obnosić się ze swoją nauką, zmuszając siebie i innych
do zajmowania się drobiazgami.
Z
próżności pochodzi wiele wad: chełpliwość lub pyszałkowatość, która z
łatwością ośmiesza; obłuda, która pod pozorami cnoty kryje grzechy,
upór, swarliwość lub zaciętość w bronieniu swego zdania, co powoduje
niezgodę, a także nieposłuszeństwo, zjadliwe krytyki przełożonych.
Widać
z tego, że nie opanowywana pycha powoduje czasem skutki katastrofalne.
Ileż sporów, nienawiści i wojen rodzi się z pychy! Słusznie powiedziano,
że jest ona wielkim wrogiem doskonałości, gdyż jest źródłem licznych
grzechów i pozbawia nas wielu łask i zasług. “Bóg – mówi Pismo święte –
pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje” (Jk 4,6). A Pan Jezus
mówi o faryzeuszach, którzy się modlą i dają jałmużnę dla oczu ludzkich:
“Wzięli nagrodę swoją” (Mt 6,2); nie mogą jej oczekiwać od Ojca
niebieskiego, gdyż czynili to dla siebie, nie dla Niego. Ostatecznie
życie opanowane przez pychę jest przygnębiająco bezpłodne i każe
przewidywać zgubę, jeśli się jej rychło nie zaradzi.
Jak leczyć pychę?
Niezawodnym
lekarstwem na pychę jest uznanie w praktyce wielkości Boga. Jak mówi
św. Michał Archanioł: “Quis ut Deus? – Któż jak Bóg?” On jeden wielki;
On jest źródłem wszelkiego dobra przyrodzonego i nadprzyrodzonego. “Beze
Mnie – mówi Pan Jezus – nic uczynić nie możecie” w porządku zbawienia
(J 15,5). Sw. Paweł dodaje: “Bo któż cię rozsądzi? I cóż masz, czego byś nie
otrzymał?” (l Kor 4,7). “Nie jakobyśmy zdolni byli pomyśleć co sami z
siebie, jako z siebie, ale zdolność nasza z Boga jest” (2 Kor 3,5).
Sw.
Tomasz mówi także: “Ponieważ miłość Boga do nas jest przyczyną
wszelkiego dobra, nikt nie byłby lepszy od drugiego, gdyby nie był
bardziej miłowany przez Boga”. A wobec tego dlaczego pysznić się z dobra
przyrodzonego lub nadprzyrodzonego, które w nas jest, jakbyśmy go nie
otrzymali, lecz jakby ono było naszą własnością i nie było przeznaczone
do uwielbienia Boga, źródła wszelkiego dobra? “Bóg jest tym, który w was
wywołuje chęć i sprawia wykonanie” (Flp 2,13).
Lekarstwem
na pychę jest powiedzenie sobie, że nie jesteśmy sami z siebie, że
zostaliśmy stworzeni z niczego przez miłość niezasłużoną Boga, który z
własnej woli zachowuje nas w dalszym ciągu w istnieniu, bez czego
obrócilibyśmy się w nicość. A jeśli jest w nas łaska, to dlatego, że
Jezus Chrystus odkupił nas swoją krwią.
Lekarstwem
na pychę jest również powiedzenie sobie, że jest w nas coś niższego niż
sama nicość: nieporządek grzechu i jego skutki. Jako grzesznicy
zasługujemy na wzgardę i wszelkie upokorzenia; tak myśleli święci i z
pewnością sąd ich był lepszy od naszego.
Jakżeż
wreszcie chlubić się naszymi zasługami, jak gdyby pochodziły one
wyłącznie od nas? Bez łaski habitualnej i uczynkowej bylibyśmy
absolutnie niezdolni do najmniejszego aktu zasługującego. Sw. Augustyn
mówi: “Bóg wieńcząc nasze zasługi, wieńczy swoje dary”. Trzeba jednak,
by to przekonanie nie było tylko teoretyczne, ale aby było ono
praktyczne i wpływało na nasze czyny.
Jak
mówi Naśladowanie, ks. I, rozdz. II: “Zaprawdę lepszy jest pokorny
kmiotek, który Bogu służy, niźli pyszny filozof, który zaniedbawszy
samego siebie, śledzi biegi gwiazd… Kto dobrze zna siebie samego, ten
czuje całą nikczemność swoją, a nie kocha się w pochwałach ludzkich…
Uczeni radzi chcą, aby ich widziano i za mądrych miano… Jeśli chcesz
uczyć się i umieć z pożytkiem, pragnij być nieznanym i za nic mianym…
Gdybyś widział, że ktoś jawnie grzeszy i ciężkich nawet dopuszcza się
grzechów, nie powinien byś jednak mieć się za lepszego, bo nie wiesz,
jak długo w dobrym wytrwać potrafisz. Wszyscy jesteśmy ułomni, ale ty
nie sądź, aby ktokolwiek był ułomniejszy od ciebie”.
Czytamy
w tej samej księdze, I, rozdz. VII: “Nie wstydź się służyć drugim dla
miłości Jezusa Chrystusa i uchodzić za ubogiego na tym świecie… Nie
powierzaj się ani swej umiejętności… ale raczej łasce Boga, który
pokornych wspiera, a dumnych poniża… Nie miej się za lepszego od
drugich, a obawiaj się, byś się nie wydał gorszym przed Bogiem… któremu
często się nie podoba to, co się ludziom podoba… W sercu pokornego pokój
nieprzebrany, a w sercu pysznego często zazdrość i zagniewanie”.
Tamże,
ks. II, rozdz. II: “Bóg pokornego broni i oswobadza; pokornego miłuje i
pociesza; ku pokornemu się skłania; pokornego obdarza łaską wielką…
Pokornemu objawia tajemnice swoje i ku sobie słodko pociąga i wzywa”.
Aby
dojść do tej pokory ducha i serca, trzeba głębokiego oczyszczenia; to,
które sami sobie nakładamy, nie wystarcza; trzeba oczyszczenia biernego
przez światło darów Ducha świętego, co sprawia, że opada z naszych oczu
przepaska pychy, otwierają się oczy, że ukazuje się do dna kruchość i
nędza, które w nas są, pożytek przeciwności i upokorzenia i w końcu
mówimy do Boga: “Dobrze dla mnie, żeś mnie uniżył, abym się nauczył
ustaw Twoich – Bonum mihi ąuia humiliasti me: ut discam justificationes
tuas” (Ps 118,71). “Dobrze to jest, że doświadczamy niekiedy przykrości i
przeciwności… i że źle i opacznie sądzeni bywamy… albowiem to nas
częstokroć pobudza do pokory, a broni od próżnej chwały” (Naśladowanie,
ks. I, rozdz. XII). W przeciwnościach możemy poznać, czym jesteśmy w
rzeczywistości i jak nieskończenie potrzeba nam pomocy Boga: “Kto nie
jest kuszony, cóż wie?” (Ekli 34,9).
Po
tym oczyszczeniu będzie się coraz mniej odczuwało pychę i jej
następstwa. Zamiast odczuwać zazdrość wobec tych, którzy mają więcej
zalet przyrodzonych lub nadprzyrodzonych, mówimy sobie wtedy za św.
Pawłem, że ręka nie powinna zazdrościć oku, przeciwnie, powinna być
szczęśliwa, że oko widzi i ona z tego korzysta. Podobnie w Ciele
Mistycznym Chrystusa dusze nie tylko nie powinny pozwalać sobie na
zazdrość, ale powinny święcie się radować z zalet, które znajdują u
bliźniego; choć nie mają ich same, korzystają z nich i powinny być
szczęśliwe ze wszystkiego, co przyczynia się do chwały Bożej i dobra
dusz. Wtedy zasłona pychy opada i spojrzenie duszy odzyskuje prostotę
oraz przenikliwość, które pozwalają jej stopniowo wchodzić w życie
wewnętrzne Boga.
Reginald Garrigou Lagrange OP