W Ogrodzie Oliwnym
Anna Katarzyna Emmerich w przejmującym opisie męki Zbawiciela, którą dane jej było ujrzeć, ukazuje ze szczegółami wszystkie cierpienia fizyczne i duchowe, jakie znosił Pan Jezus. Modlitwa, osamotnienie i konanie w Ogrodzie Oliwnym rozpoczynają bolesne pasmo cierpień, które przyjął na siebie Zbawiciel dla naszego Odkupienia. Oto przejmujące fragmenty opisujące cierpienie Pana Jezusa w Getsemani, jakie widziała bł. Anna Katarzyna Emmerich. Niech rozważanie agonii Zbawiciela w Ogrodzie Oliwnym stanie się wstępem dla naszych rozważań tajemnic Męki, Śmierci i Zmartwychwstania naszego Pana w czasie świętego Triduum Paschalnego i oczekiwania na poranek Zmartwychwstania.
Getsemani
Z
jedenastoma apostołami opuścił Jezus wieczernik i poprowadził ich (...)
ku Górze Oliwnej. Księżyc wychylał właśnie swą jasną tarczę spoza gór; a
było to przed pełnią. Duszę Jezusa już zaczynał ogarniać smutek,
zwiększający się coraz bardziej. Idąc przez dolinę Jozafata, rzekł Jezus
do apostołów: Tutaj przyjdę kiedyś
znowu, w owym ostatnim dniu, nie tak ubogi i opuszczony jak teraz,
sądzić cały świat; wtenczas to wielu wołać będzie w trwodze: góry
przykryjcie nas!
Była mniej więcej godzina dziewiąta, gdy
Jezus przybył z uczniami do Getsemani. Niebo zalane było światłem
księżycowym, ale tu w dole panował posępny mrok. Jezus też smutniał
coraz bardziej, a i apostołów zdjął niepokój, gdy im oznajmił, że zbliża
się już chwila niebezpieczeństwa. Zatrzymawszy się w ogrodzie
getsemańskim, koło altanki z gałęzi, kazał tu zostać ośmiu apostołom
(...).
Wziąwszy zaś z sobą Piotra, Jana i Jakuba Starszego, przeszedł
przez drogę, oddzielającą jeden ogród od drugiego, i szedł (...) w głąb
Ogrodu Oliwnego. Nieopisany smutek napełniał serce Jego; czuł
zbliżającą się trwogę i pokusy(...). Rozglądnąwszy się wkoło, ujrzał
Jezus zbliżające się ze wszech stron strachy i pokusy, jakby kłęby
chmur, pełne strasznych mar; wtedy to rzekł do trzech towarzyszy: Zostańcie tu, czuwajcie ze Mną i módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie! (...)
Ofiara całopalna Jezusa
Gdy
Jezus odszedł od apostołów, zwiększało się i ścieśniało coraz bardziej
tłumne koło straszliwych mar wokół Niego. Serce Pana napełniało się
coraz bardziej smutkiem i trwogą. (...)
By zadośćuczynić za zaczątek i
rozwój wszystkich grzechów i złych żądz, przyjął najmiłosierniejszy
Jezus z miłości ku nam grzesznikom w swe Serce pierwiastki wszelkiego
oczyszczającego pojednania i mąk zbawczych; dozwolił, by Jego
nieskończone męki, stanowiące zadośćuczynienie za nasze nieskończone
grzechy, przeniknęły i przerosły jak drzewo boleści o tysięcznych
konarach, każdy członek Jego świętego Ciała, każdą cząstkę Jego świętej
Duszy. Tak to, oddany samemu owemu Człowieczeństwu, upadł Jezus twarzą
na ziemię, wznosząc w swym nieskończonym smutku i trwodze gorące modły
do Boga. Przed sobą widział w niezliczonych obrazach grzechy całego
świata w całej ich wewnętrznej ohydzie i przyjmował je wszystkie na
siebie; w modłach swych ofiarował się zadośćuczynić przez swe cierpienia
sprawiedliwości Ojca niebieskiego za wszystkie te winy. (...)
Wtem
od strony nieba (...) spłynął ku Jezusowi wąski pas światła, a po nim
spuścił się ku Niemu szereg aniołów, pokrzepiając i umacniając Jezusa,
upadającego pod brzemieniem smutku i trwogi. Reszta groty wypełniona
była (...) strasznymi obrazami grzechu, a złe duchy napadały ze wszech
stron z szyderstwem i złością. Jezus przyjmował wszystko na siebie, choć
brzemię to było olbrzymie. Serce Jego, jedyne ze wszystkich serc,
przepełnione było doskonałą miłością Boga i ludzi, więc ten bezmiar
ohydy, ta obrzydliwość i ciężar wszystkich grzechów przejmowały to serce
przerażeniem i smutkiem bez miary.(...)
Szatańskie ataki
Gdy
już cały ten bezmiar winy i grzechów ludzkich (...) przesunął się przed
duszą Jezusa, a On za to wszystko zgodził się być ofiarą przebłagalną i
sam błagał o zesłanie na Niego wszelkich mąk i kar, zaczął szatan
trapić Go różnymi pokusami, jak niegdyś na pustyni. (...) I przy tym
rozwijał różne wymyślone na Jezusa cyrografy i z piekielną bezczelnością
podsuwał Mu je przed oczy. Przypisywał Mu wszystkie błędy Jego uczniów,
wszystkie zgorszenia, jakie innym dali, obwiniał Go o wywołanie
zamieszania i nieporządku przez wprowadzanie na świat jakichś nowości i
odstępowanie od starych, tradycją uświęconych zwyczajów. Jak
najwytrawniejszy, najpodstępniejszy faryzeusz umiał szatan wynajdywać
coraz nowe zarzuty, coraz cięższe, rzekome przewinienia Jezusa. (...)
Oddal ode mnie ten kielich.
Z
początku klęczał Jezus spokojnie, pogrążony w modlitwie, lecz powoli,
na widok takiego mnóstwa i ohydy grzechów i niewdzięczności ludzi
względem Boga, lękać się zaczęła dusza Jego, serce Jego pękało prawie
pod brzemieniem smutku i trwogi, aż wreszcie ze drżeniem i lękiem wołać
począł do Boga: Abba Ojcze! Jeśli to
możliwe, niech ominie Mnie ten kielich goryczy! Mój Ojcze! Dla Ciebie
wszystko jest możliwe. Oddal ten kielich ode Mnie! A ochłonąwszy trochę, dodał: Lecz Ojcze, nie Moja, ale Twoja niech się stanie wola!
Wprawdzie wola Jego jedno była z wolą Ojca, ale że Jezus więcej czuł
teraz człowieczeństwem, dlatego też jako człowiek drżał przed mękami i
śmiercią.(...)
I drżał Pan na całym ciele, a pot trwogi występował na
Niego (...). Zmienił się prawie nie do poznania, wargi miał zsiniałe, a
włosy zjeżone. Było około pół do jedenastej, gdy wstał cały skąpany w
pocie, i chwiejąc się i potykając ciągle, wyczołgał się raczej, niż
wyszedł z groty. (...)
Śpiący apostołowie
...Jezus
szedł do apostołów, wiedząc że i ich dręczą pokusy i trwoga. A
straszliwe mary szły wszędzie za Nim (...). Ujrzawszy apostołów
śpiących, załamał Jezus ręce, osunął się przy nich na ziemię ze znużenia
i zawołał: Szymonie, czy śpisz? Ocknęli się na te słowa śpiący i
zerwali z ziemi, a Jezus, czując to opuszczenie od wszystkich, rzekł im:
A więc nawet przez godzinę nie mogliście czuwać ze Mną?
Teraz dopiero zauważyli apostołowie, jak okropnie Jezus jest zmieniony,
blady, przemokły potem, (...) drży na całym ciele i ledwo głosu może
dobyć. Gdyby nie otaczała Go znana im aureola świetlista, nie byliby Go
poznali.(...)
Wróciwszy do groty z nieodstępnymi swymi strachami i
smutkami, upadł Jezus na twarz, rozkrzyżował ręce i pogrążył się w
modlitwie do Ojca niebieskiego. Lecz już zaczęła się dla duszy Jego nowa
walka, która trwała trzy kwadranse (...)
Cierpienia Kościoła
Przed
duszą Jezusa stanęły jak żywe wszystkie przyszłe cierpienia Jego
apostołów, uczniów i przyjaciół; widział jak małym będzie z początku
Kościół, jak później z jego wzrostem pojawią się zaraz kacerstwa i
schizmy, w których przez pychę i nieposłuszeństwo (...), powtórzy się
historia upadku grzechowego. Widział chytrość, przewrotność i złość
mnóstwa chrześcijan, różne rodzaje kłamstwa i oszukańczych wykrętów
dumnych nauczycieli; widział wszystkie świętokradzkie zbrodnie
występnych kapłanów i straszne następstwa tego; widział ohydne
spustoszenia w Królestwie Bożym na ziemi, w tej świętości, czynione
przez ludzkość niewdzięczną, którą właśnie zamierzał odkupić i umocnić
własną Krwią (...).
Tak przeciągały przed duszą bolejącego Jezusa w
niezliczonych rzędach obrazów zgorszenia i występki wszystkich stuleci
aż po nasze czasy i dalej, aż do skończenia świata, we wszystkich
przejawach chorobliwego obłąkania, pysznego fałszu, zagorzałstwa
zaciekłego, fałszywego proroctwa, heretyckiej zatwardziałości i
złośliwości. Wszyscy odszczepieńcy, samozwańcy, fałszywi nauczyciele,
obłudni naprawiacze, uwodziciele i uwiedzeni, wszyscy szydzili zeń i
dręczyli Go, że nie jest przybity do krzyża odpowiednio i dogodnie dla
ich pożądliwości i wytłumaczenia ich pychy; więc darli i rozdzierali
między siebie całodzienną szatę Kościoła Jego. Tłumy ich zniewalały Go,
wyszydzały i zapierały się Go. Tłumy znów przechodziły obok Niego,
dumnie wzruszając ramionami i wstrząsając głową, chociaż wyciągał ku nim
zbawcze ramiona, i szły prosto ku przepaści, pochłaniającej ich.
Mnóstwo wreszcie było takich, którzy nie śmieli jawnie zaprzeć się Go;
ale ze wstrętem milczeniem pomijali rany Kościoła, które sami pomagali
rozdzierać, omijali Kościół, jak lewita owego nieszczęśliwego, który
wpadł między zbójców. Odłączali się od Jego poranionej Oblubienicy,
Kościoła, jak niewierne, tchórzliwe dzieci opuszczają w nocy matkę,
napadniętą przez zbójców i morderców, którzy weszli przez wrota,
nienależycie przez nich strzeżone. I musiał z bólem patrzeć Jezus, że
zamiast bronić tę Matkę, Jego Oblubienicę, szli za opryszkami,
unoszącymi zdobycz na pustynię, za złotymi naczyniami i porozrywanymi
klejnotami (...).
Znieważenia Najświętszego Sakramentu
Rozpoznałam
wśród tych Jego wrogów wszelkiego rodzaju znieważających Go w
Najświętszym Sakramencie,(...) począwszy od zaniedbania, nieuszanowania,
opuszczenia, aż do wyraźnej pogardy, nadużycia i najohydniejszego
świętokradztwa; począwszy od zwrócenia się ku bożyszczom światowym, ku
pysze i fałszywej wiedzy, aż do błędnych nauk, niewiary, zaciekłego
fanatyzmu, nienawiści i krwawych prześladowań. W tłumie tym znaleźć
można było wszelkiego rodzaju osoby (...). Ślepych, którzy nie chcieli
widzieć prawdy; chromych, którzy, widząc ją, nie chcieli przez lenistwo
iść za nią; głuchych, którzy nie chcieli słuchać przestróg Pana i gróźb
Jego; niemych, którzy nawet mieczem słowa nie chcieli walczyć za Niego;
wreszcie dzieci w towarzystwie światowych, zapominających o Bogu
rodziców i nauczycieli, przesyconych rozkoszami świata, otumanionych
czczym mędrkowaniem, ze wstrętem odwracających się od rzeczy Boskich, a
ginących na zawsze z powodu ich braku. Widok dzieci w tym tłumie
największą mi sprawiał przykrość, bo przecież Jezus dzieci tak kochał.
Między nimi najwięcej było źle wychowanych i niewłaściwie nauczanych,
nieuczciwych ministrantów służących do Mszy Świętej, którzy nie czcili
należycie Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Wina ich spadała w części
na nauczycieli i niebacznych pasterzy świątyń. Wreszcie z przerażeniem
ujrzałam, że do znieważania Jezusa w Najświętszym Sakramencie
przyczyniało się także wielu kapłanów rozmaitych stopni hierarchii
kościelnej, nawet takich, którzy sami mieli się za wierzących i
pobożnych. Z wielu tych nieszczęśliwców wspomnę jeden tylko rodzaj. Byli
to tacy, którzy wierzyli w obecność żywego Boga w Najświętszym
Sakramencie, czcili Go i stosownie do tego nauczali lud, lecz z tej
obecności Boga na ołtarzu niewiele sobie robili, a mianowicie nie
starali się i nie dbali o pałac, tron, namiot, siedzibę i strój
królewski tego Króla nieba i ziemi, tj. nie starali się utrzymać w
porządku i schludności kościoła, ołtarza, tabernakulum, monstrancji
żywego Boga, a także wszystkich naczyń, sprzętów, ozdób, strojów,
wszystkich w ogóle przyborów i rzeczy kościoła, domu Bożego. (...) Nie
było to zaś przyczyną rzeczywistego ubóstwa, tylko ospałości uczuć,
gnuśności, niedbalstwa, oddania się marnym rzeczom doczesnym, nieraz
także samolubstwa i wewnętrznej śmierci duchowej; a zaniedbanie takie
widziałam nawet w kościołach zamożnych i dostatnich. Wielu było takich,
którzy zamiłowani w okazałości światowej, pousuwali najwspanialsze i
najczcigodniejsze pamiątki dawnych pobożniejszych czasów, a zastąpili je
czczym blichtrem. (...)
Letni słudzy
Jakież
udręczenie sprawiali Mu tu, w Ogrójcu, ci wszyscy niedbali Jego słudzy!
(...) Taka opieszałość stała się nieraz powodem zgorszenia dla słabych
na duchu, przez to świątynie ulegały nieraz znieważaniu, a kościoły
stały pustką; kapłani tacy popadali w pogardę, więc wnet też i w sercach
wiernych Kościoła zagnieżdżał się brud i opieszałość. Widząc, w jakim
zaniedbaniu pozostawiają kapłani tabernakulum na ołtarzu, i oni nie
oczyszczali z brudu przybytku swego serca na przyjęcie weń Boga żywego.
Ci więc niedbali, nierozumni kapłani byli przyczyną, że Chrystus musiał
wchodzić do brudnych, grzechem skażonych serc. Gdy chodziło o
przypochlebienie się książętom i dostojnikom świata, o zaspokojenie ich
zachcianek i światowych planów, to tacy kapłani znaleźli zawsze czas
zająć się tym gorliwie, a tymczasem Król nieba i ziemi leżał jak Łazarz
przed drzwiami, łaknąc nadaremnie okruchów miłości, bo i tego Mu nie
podano.(...)
Widziałam między nimi niegodne sługi Kościoła wszystkich
stuleci, lekkomyślnych, grzesznych kapłanów, niegodnie sprawujących
Mszę Świętą i udzielających Najświętszego Sakramentu, a zarazem tłumy
takich, którzy obojętnie, lub niegodnie przyjmowali Najświętszy
Sakrament. Mnóstwo było takich, dla których źródło wszelkiego
błogosławieństwa, tajemnica Boga żywego, stała się słowem przysięgi lub
przekleństwa w złości. Byli dalej zaciekli żołdacy i słudzy szatana,
którzy rozsypywali Najświętsze Dobro, zanieczyszczali święte naczynia,
poniewierali haniebnie, a nawet bezcześcili w strasznej szatańskiej
służbie bożyszcz (...). Było więc wielu takich, którzy przez zły
przykład i zdradliwe nauki stracili wiarę w obietnicę obecności Jezusa w
Najświętszym Sakramencie, więc też przestali czcić z pokorą obecnego
tam Zbawiciela. Między nimi sporo widziałam grzesznych nauczycieli,
zbłąkanych z drogi prawdy. Walczyli oni z początku ze sobą, lecz w końcu
wspólnymi siłami uderzyli na Jezusa w Najświętszym Sakramencie Kościoła
Chrystusowego. Widziałam, jak heretycy (...) pogardą obrzucali
kapłaństwo Kościoła, stawiali w wątpliwość (...) obecność Jezusa w
tajemnicy Najświętszego Sakramentu (...). A przez swe krętackie wywody
odrywali od Serca Jezusa mnóstwo ludzi, za których przelał Krew swoją.
(...) Przed oczyma miałam Kościół jako Ciało Jezusa, którego pojedyncze
członki złączone były gorzkimi Jego cierpieniami. A od Ciała tego żywego
odrywały się całe kawały, boleśnie poranione i poćwiartowane; były to
wszystkie owe kacerskie sekty i rodziny, i ich potomstwo, odpadłe od
społeczności Kościoła. (...)
Odstępstwa narodów chrześcijańskich
W
ten sposób całe narody odrywały się od serca Jezusa, tracąc
uczestnictwo w całej skarbnicy łask, pozostawionych Kościołowi. Jakże
przykro było patrzeć, jak najpierw nieliczne jednostki oddzielały się od
Ciała Jezusa i szły precz, a potem wrogo usposobione wracały,
wzmocnione już jako całe narody; wszyscy ci odpadli od Kościoła,
zdziczali i rozwściekleni w niewierze, zabobonach, błędnych zasadach,
pysze i fałszywej umiejętności światowej, poróżnieni w najświętszych
uczuciach, stawali wpierw wrogo naprzeciw siebie, lecz wnet, złączeni w
niezliczone hordy, rzucali się z szałem na Kościół; a wśród nich uwijał
się wąż, pobudzał do nowej wściekłości i między nimi samymi szerzył
spustoszenie. Jezus zaś odczuwał to tak boleśnie, jakby własne Jego
Ciało darto w niezliczone strzępki (...).
Maryja współcierpiąca
Tymczasem
Najświętsza Panna (...) upadła na kolana na płycie kamiennej, a
skupiwszy się w sobie i zapomniawszy o całym otoczeniu, widziała tylko i
czuła cierpienia swego Boskiego Syna. Już przedtem wysłała ludzi dla
zasięgnięcia wiadomości o Nim, lecz nie mogąc się ich doczekać, wyszła
teraz sama z Magdaleną i Salome, i w trwodze wielkiej chodziła po
dolinie Jozafata. Na twarzy miała zasłonę, a idąc co chwilę wyciągała
ręce ku Górze Oliwnej; widziała bowiem w duchu Jezusa krwią się pocącego
ze smutku i trwogi, więc chciała niejako otrzeć Mu oblicze rękami
swymi. Dusza Jej rwała się gwałtownie ku ukochanemu Synowi, a On
odczuwał tę Jej troskę, bo w pewnych chwilach także spoglądał w tę
stronę, jakby szukając u Niej ratunku w dusznej swej trwodze.(...)
Pociecha
Jezus
powróciwszy do groty, rozpoczął na nowo modły. Przezwyciężył już odrazę
swej natury ludzkiej do mąk, ale znużony bardzo walką i strwożony, tak
się modlił: Ojcze Mój, jeśli jest wola Twoja, oddal ten kielich ode Mnie, lecz nie Moja, ale Twoja wola niech się stanie!
Wtem
rozstąpiła się przed Nim ziemia, w której głąb po smudze świetlistej
wiodły schody do otchłani. W niej ukazali Mu się Adam, Ewa, wszyscy
Patriarchowie i sprawiedliwi, rodzice Matki Jego i Jan Chrzciciel, a
wszyscy czekali z utęsknieniem Jego przybycia i wyzwolenia ich. Serce
Jego przeto, miłością gorejące, wzmocniło się i pokrzepiło tym widokiem,
gdyż On to przecież miał tym duszom, tęskniącym za niebem, otworzyć je
przez swą śmierć. On miał je wyprowadzić z więzienia tęsknoty do
wiecznej szczęśliwości. Po tych nieba dziedzicach Starego Zakonu(...),
przeprowadzili przed Nim aniołowie orszak wszystkich przyszłych
błogosławionych, którzy, łącząc swe walki duchowo z zasługami mąk
Chrystusa, przez Niego mieli połączyć się z Ojcem niebieskim. Był to
nieopisanie piękny, pokrzepiający na duchu widok, przywodzący Jezusowi
na pamięć najskrytszą a niewyczerpaną moc zbawczą i uświęcającą
czekającej Go śmierci odkupienia (...). Szli więc apostołowie,
uczniowie, dziewice i niewiasty, wszyscy męczennicy, pustelnicy i
wyznawcy, papieże i biskupi, wszyscy przyszli zakonnicy i w ogóle
wszyscy, którzy mieli być zbawieni. Przystrojeni byli oni w zwycięskie
wieńce swych cierpień i umartwień; rozmaitość kwiatów w wieńcach,
kształt tychże, barwa, zapach i siła wynikała z różności ich cierpień i
walk zwycięskich za życia, w których zdobyli sobie chwałę niebieską.
Lecz wszystko, ich życie i działalność, całe znaczenie i siła ich walk i
zwycięstw, cały blask i świetność ich tryumfu, opierały się jedynie na
połączeniu ich zasług z zasługami Jezusa Chrystusa. (...)
Tak z
jednej strony patrzył Jezus na dusze sprawiedliwych w otchłani, z
drugiej przesuwał się przed oczyma Jego duszy cały Kościół przyszłych
świętych; z jednej strony widział tęsknotę Patriarchów, z drugiej
zwycięski pochód przyszłych błogosławionych, a oba te widzenia
uzupełniały się nawzajem (...), otaczając jakby jedną wielką koroną
zwycięską tchnące miłością Serce Zbawiciela. Dusza Jezusa, przyjąwszy na
siebie wszelkie ludzkie cierpienia, czerpała z tego wzruszającego
widoku moc i pokrzepienie. Ach! tak dalece miłował Jezus swych braci,
swe stworzenia, że za cenę jednej jedynej duszy byłby chętnie całą mękę
wycierpiał! (...)
Widzenie męki
Lecz
znikło w końcu to pocieszające widzenie, a nowe katusze zaczęły się dla
Jezusa. W grocie pojawiła się wielka liczba aniołów i ci zaczęli Mu
przedstawiać całą Jego mękę, począwszy od pocałunku Judasza aż do
ostatniego słowa na krzyżu: (...) zdrada Judasza, ucieczka uczniów,
szyderstwa i zniewagi przed Annaszem i Kajfaszem, zaparcie się Piotra,
wyrok Piłata, wyszydzenie przez Heroda, biczowanie i cierniem
ukoronowanie, wyrok śmierci, upadki pod ciężarem krzyża, spotkanie
Najświętszej Panny i Jej omdlenie, wyszydzenie Jej przez oprawców,
okrutne przybijanie do krzyża, podniesienie krzyża, szyderstwa
faryzeuszów, boleść Marii Magdaleny i Jana, przebicie boku, słowem
wszystko(...) Z lękiem i wzruszeniem Jezus (...) słyszał wymawiane słowa
i odczuwał wszystko. Brał jednak chętnie te męki na siebie, poddawał
się im chętnie z miłości ku ludziom. Najbardziej zasmucała Go
konieczność sromotnego obnażenia na krzyżu, by zmazać nieczystości
ludzi. (...)
Tymczasem Najświętsza Panna chodziła wciąż jeszcze z
dwiema świętymi niewiastami po dolinie Jozafata, wespół odczuwając w
duchu żywo trwogę i smutek Syna swego w Ogrójcu. A Jezus nawzajem
widział i czuł tę boleść i smutek Matki swej Najświętszej.
Po
ukończeniu przedstawiania męki, znikli aniołowie, znikły i obrazy, a
Jezus upadł jak konający na twarz. Krwawy pot gwałtowniej jeszcze niż
przedtem spływał z Niego, przeciekając nawet w niektórych miejscach
przez żółtą szatę, w którą był ubrany. (...)
Twoja wola niech się stanie.
Wtem
spłynął w powietrzu ku Jezusowi anioł, większy, o wyraźniejszych
kształtach i bardziej do zwykłego człowieka podobny, niż aniołowie
poprzedni.(...)
Jezus więc wychylił dobrowolnie kielich swych
cierpień i otrzymał wzmocnienie na duchu, po czym pozostał jeszcze kilka
minut w grocie na modlitwie dziękczynnej. Smutny był wprawdzie, ale już
tak dalece nadnaturalnie wzmocniony, że bez trwogi i niepokoju mógł
śmiałym krokiem pójść do uczniów. (...) Chustką od potu osuszył Jezus
twarz i otarł nią głowę; włosy mokre jeszcze były od potu i krwi, i
pozlepiane w kosmyki.(...)
Zbliżywszy się do apostołów, zastał ich Jezus jak za pierwszym razem śpiących na tarasie (...). Wtedy rzekł Jezus do nich: Nie
czas teraz spać; wstańcie i módlcie się, gdyż zbliża się godzina, w
której Syn Człowieczy wydany będzie w ręce grzeszników. Wstańcie i
chodźmy naprzeciw! Patrzcie, zbliża się zdrajca.(...) Spokojnie mówił Jezus jeszcze chwilę z apostołami, powtórnie polecił im pocieszyć Najświętszą Pannę, a wreszcie rzekł: Czas już iść naprzeciw; chcę bez oporu oddać się w ręce nieprzyjaciół. (...)
Fragmenty opisów Męki Pańskiej za: Żywot
i bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego
Maryi według widzeń Świątobliwej Anny Katarzyny Emmerich, 1927 r.