Tak reklamowany przez telewizję polską i inne polskojęzyczne mass
media film Rafała Wieczyńskiego pt. „Popiełuszko – wolność jest w nas”
okazał się, jak można się było spodziewać ładnie podanym widzowi wyrobem
patriotycznopodobnym (za życia ks. Jerzego mówiono w podobny sposób o
wyrobie mającym przypominać dziecku prawdziwą czekoladę).
Film zrobiony sprawnie aczkolwiek brak ciągłości akcji nie wywołuje w
widzu głębszego wzruszenia czy refleksji. Sceny przesuwają się jak w
animowanym filmie; tu strajk w hucie, tam spotkanie księdza z aktorami,
sala sądowa, demonstracja. Dobrze się to ogląda (szczególnie tym, którzy
te czasy pamiętają z autopsji), ale akcji czy budowania stopniowego
napięcia nie ma w filmie prawie żadnego.
Największym atutem tego filmu jest rola Adama Woronowicza odtwarzającego
w sposób bardzo wiarygodny osobę księdza Jerzego Popiełuszki - jego
zachowania, gesty, nawet sposób mówienia.
Ci, którzy znali Księdza potwierdzają, iż z ekranu patrzył na nich ten
sam człowiek, którego osobę już na zawsze zachowają w swych sercach. Ale
nie to jest najważniejsze w filmie. Jaki cel miało nakręcenie tego
obrazu? Czy tylko przypomnienie i upamiętnienie życia i męczeńskiej
śmierci księdza Jerzego? Być może, ale w formie nie do końca prawdziwej i
promującej fałszywą wizję śmierci kapłana. Scena porwania, pobicia,
związania i wrzucenia księdza do Wisły (aczkolwiek bardzo realnie
ukazana) w świetle obecnych badań i śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej
nie powinna mieć w filmie miejsca. Przecież na film „Popiełuszko” szli
ludzie tą sprawą zainteresowani, tak starsi jak i młodsi. Wmawianie im,
że ksiądz Jerzy zginął 19 października 1984 roku, zamordowany w tym
samym dniu przez ekipę, która dokonała porwania jest, co najmniej nie na
miejscu, jeżeli nie użyć mocniejszego słowa. Śledztwo i fakty mówią, że
owszem ksiądz Jerzy Popiełuszko został zamęczony, ale nie w dniu
porwania, ale 6 dni później i to na terenie jednej z baz wojskowych
„bratniego” nam w owym czasie państwa „robotniczo-chłopskiego”. O tym
nie ma w filmie ani drobnej wzmianki.
Lansuje i propaguje się za to wersję oficjalną (wersję kiszczakowską). Komu na tym zależy? Czy aby nie tylko w tym celu powstał ten film? Kiedy zostaną ujawnieni prawdziwi sprawcy tego okrutnego morderstwa?