Kilka słów o Wstępie do książki ks. A. Cekady
Dwa lata temu sprowadziłem z USA drugie wydanie książki „Work of Human Hands: A Theological Critique of the Mass of Paul VI”. Praca ta zbierała wysokie oceny, nawet wśród recenzentów związanych z tzw. kościołem soborowym. I słusznie. Dzieło ks. Cekady, choć na pewno niełatwe do przyjęcia dla piewców rewolucji liturgicznej, jest wynikiem wielu lat solidnych badań, pracy ze źródłami, wnikliwych obserwacji i doświadczenia duszpasterskiego.
Niedawno otrzymałem od wydawnictwa 3DOM polską edycję tejże książki zatytułowaną „Praca rąk ludzkich: teologiczna krytyka Novus Ordo Missae”. Jestem wydawnictwu bardzo wdzięczny za tę pozycję, tak potrzebną polskim katolikom.
O ile z wielkim zadowoleniem odbieram polskie wydanie (pomimo pewnych mankamentów, takich jak brak niezwykle użytecznego skorowidza z wersji oryginalnej), konsternację moją wzbudził Wstęp pióra p. red. Pawła Lisickiego. Pan redaktor od paru lat dość zdecydowanie opowiada się po stronie katolickiej Tradycji i ma w swoim dorobku kilka pozycji nawiązujących do tej tematyki. Nie można odmówić mu też szlachetnych intencji, tym niemniej dołączenie do „Pracy rąk ludzkich” rzeczonego Wstępu budzi niejedno zastrzeżenie.
Pierwsze z nich, najmniej może istotne, tyczy się pewnego porządku wobec godności. Jeśli autorem książki jest Kapłan, to wstęp do niej generalnie również powinna napisać osoba duchowna, a już zwłaszcza, gdy wprowadzenie niepotrzebnie kwestionuje system teologiczny przyjmowany przez Autora.
Drugim zastrzeżeniem jest zarówno forma wstępu (który stanowi raczej coś w rodzaju pobieżnej recenzji z elementami osądu stanowiska doktrynalnego), jak i jego treść: Czytelnik spodziewałby się raczej, że postać czcigodnego Autora zostanie przedstawiona, wraz z pewną historią jego drogi kapłańskiej i zaprezentowaniem jego dorobku naukowego/literackiego. Tymczasem ni stąd, ni zowąd, już na samym początku przedstawiony jest inny duchowny (Alcuin Reid, zwolennik „reformy reformy” postulowanej przez J. Ratzingera) i tejże osobie – luźno, o ile w ogóle – związanej z autorem książki poświęcone jest więcej miejsca[1] niż samemu Księdzu Cekadzie! Pewien niesmak wzbudza też cytowanie, już na samym początku i bez podania kontekstu, wspomnianego A. Reida, który stwierdza, że „ojciec Cekada znajduje się w sytuacji pod względem kanonicznym niejasnej i do tego jest sedewakantystą”, komentując zarazem, że „to sprawy w wielkim stopniu godne pożałowania”.
Jak rozumiem, zabieg ten ma na celu przekonanie uprzedzonych czytelników do przeczytania książki, pomimo – jak za Dom Reidem uważa p. redaktor – błędnego stanowiska doktrynalnego przyjętego przez Autora. Uznając dobrą wolę zarówno ze strony Dom Reida, jak i p. red. Lisickiego, sądzę jednak, że obranie takiej strategii jest czymś niefortunnym. Nie ma sensu podkreślanie i uwypuklanie podziałów, które choć są nieuchronnymi ze względu na wagę poruszanych spraw, stanowią jednak dopuszczalne opinie co do stanowisk względem sytuacji po tzw. II Soborze Watykańskim. Wstęp z zasady nie jest tym samym, co recenzja i powinien przyjmować postawę neutralną (na co miejscami zdobywa się p. redaktor) albo przychylną stanowisku Autora. Postawa antagonistyczna (którą autor Wstępu obiera) niech ma swoje ujście w recenzjach i polemikach.
Przy okazji podzielę się pewną obserwacją poczynioną dzięki kontaktom z różnymi „sektorami” wiernych Tradycji, reprezentującymi przeciwstawne nurty, odmienne diagnozy i różne systemy teologiczne. Choć generalizacja niemal nigdy nie jest dokładna, ogółem wyodrębnić można trzy „sektory” Tradycji, funkcjonujące w ramach:
- struktur kontrolowanych przez Watykan;
- pewnej niezależności od Watykanu, reprezentujących jednak stanowisko sedeplenistyczne wraz ze stawianiem oporu osobom uznawanym za Papieży;
- zupełnej niezależności od Watykanu, ze względu na uznanie wakatu na Stolicy Apostolskiej, a nierzadko też odrębności ontologicznej tzw. kościoła soborowego.
Otóż jedną z bolączek ogólnie pojętego ruchu Tradycji jest łatwe uleganie pewnym mitom, bez dostatecznego oparcia się na katolickiej teologii. Co gorsza, niektóre osoby i środowiska związane z Tradycją (i to, jak mniemam, występujące w każdym z sektorów) uczyniły z takich mitów coś w rodzaju dogmatów, i bez opamiętania atakują zajmujących stanowiska odmienne, nawet jeśli mowa o sprawach, gdzie jest miejsce na niemałe wątpliwości.
Dochodziło i dochodzi nawet do takich sytuacji, że niektórych katolików Tradycji (czy to świeckich, czy duchownych) formuje się w sposób przypominający nieco tresurę, tak aby wywołać w ich świadomości pewne określone reakcje, przywodzące na myśl odruch Pawłowa. Jeśli ktoś bez zbadania sprawy alergicznie reaguje na pewne słowa-klucze, takie jak „sedewakantyzm” albo „święcenia warunkowe”, albo nazwę tego czy innego Bractwa (czy innej organizacji związanej z Tradycją), to znaczyć może, że uległ stereotypom, które prowadzą do „walk plemiennych” i uniemożliwiają spokojne, rzetelne pochylenie się nad problematyką kryzysu po tzw. II Soborze Watykańskim.
Co do krytyki stanowiska sedewakantystycznego przedłożonej przez p. Lisickiego, wydaje się ona być nie na miejscu i trudno się oprzeć wrażeniu, że pomimo licznych pochwał względem samej książki (traktującej przecież o Novus Ordo Missae, a nie statusie „soborowych papieży”), przedstawiona we Wstępie ocena dyskredytuje ks. Cekadę, nierzetelnie przedstawiając obrane przez niego stanowisko teologiczne i insynuując, że w tej materii pobłądził. Wstęp lapidarnie można podsumować: „ksiądz Cekada napisał niezłą książkę, szkoda jednak, że błądził będąc sedewakantystą“.
Co jednak, gdyby się okazało, że to nie ks. Cekada, a p. red. Lisicki jest w błędzie, przyjmując stanowisko sedeplenistyczne? Przypominam, że poruszamy się na gruncie opinii / wniosków teologicznych, a nie spraw, które są definitywnie rozstrzygnięte i które wszyscy zobowiązani są przyjąć. Ks. Cekada swoje stanowisko solidnie uargumentował i to przy niejednej okazji, p. Lisicki w swoim tekście tego nie robi[2], prezentując jednak ks. Cekadę jako zwolennika „osobliwej, a w polskich warunkach wręcz obrazoburczej tezy, że Stolica Apostolska jest od czasów Soboru Watykańskiego II pusta“. Owszem, p. redaktor czyni ten (kolejny już) zabieg, ponieważ, jak podaje, „samo już zetknięcie się z takim stanowiskiem może sprawić, że nie będzie się chciało czytać i badać słuszności tez ks. Cekady”. To, że znajdą się niedojrzali czy intelektualnie leniwi ludzie, którym ze względu na własne uprzedzenia „nie będzie chciało się czytać”, nie jest powodem, by traktować tak ogół Czytelników, a tym bardziej by przez powtarzanie niekorzystnych epitetów narażać na szwank wizerunek Autora.
Jeśli zaś idzie o zaprezentowanie przez p. Lisickiego stanowiska sedewakantystycznego, poważnym błędem jest sprowadzanie problematyki obsadzenia Stolicy Apostolskiej do procedury czysto legalnej i to w ujęciu charakterystycznym dla społeczeństw naturalnych i świeckich, tak jakby to, czy ktoś faktycznie wyznaje wiarę katolicką nie miało żadnego wpływu na posiadanie przez niego Autorytetu w Kościele. Pan redaktor pisze, że ks. Cekada „w tym jednym punkcie, co się tyczy ważności wyboru papieży posoborowych, mógł się mylić”, by nieco dalej dość kategorycznie twierdzić: „Nie da się, moim zdaniem, podważyć legalności wyborów poszczególnych papieży, nawet jeśli widać popełnione przez nich błędy. Nie istnieją żadne poważne wątpliwości co do tego, że po kolei wszyscy następcy Piusa XII zostali wybrani nieważnie. Kto tak robi, przyczynia się do pogłębienia chaosu”. W ten sposób p. Lisicki, w ułożonym przez siebie wstępie do książki, oskarża śp. ks. Cekadę o „pogłębianie chaosu”! Tymczasem zamęt zwiększają właśnie ci, którzy zabierają głos bez zapoznania się z teologicznymi argumentami na rzecz stanowiska sedewakantystycznego (a w ramach tychże, ci co pomijają nauczanie Kościoła względem Papiestwa, nieomylności i niezniszczalności Kościoła, a skupiają się tylko na czysto administracyjnym podejściu do władzy w Kościele).
Niestety, oskarżenia względem ks. Cekady nie kończą się na tym. Pan redaktor dokonuje nawet oceny: „w stanowisku księdza Cekady dostrzegam swego rodzaju niebezpieczeństwo papolatrii a rebours“ (pisownia oryg.). Po tym następuje lista pozornie błyskotliwych pytań, mających stanowić jakoby dowody przeciwko sedewakantyzmowi – tymczasem na wszystkie te pytania już dawno temu odpowiedziano i jedynie ktoś nie podejmujący na poważnie tej tematyki mógłby być pod wrażeniem tych quasi-zarzutów.
Podsumowujące stwierdzenie: „czym innym jest wierne trwanie przy Tradycji nawet wbrew rozkazom suwerena, jakim jest papież, a czym innym odrzucenie jego władzy jako takiej i zakwestionowanie w ogóle jego autorytetu“ jest typowym błędem powielanym przez przeciwników wniosku teologicznego o wakacie. Błąd ten polega na nierozróżnieniu pomiędzy urzędem Papieża jako takim (tj. Papiestwem), a tym czy dana, konkretna osoba jest Papieżem.
Sedewakantyści kwestionują tzw. Franciszka nie dlatego, że kwestionują autorytet Papieży, ale dlatego, że twierdzą, że J. Bergoglio (pomimo pewnych pozorów) NIE jest Papieżem. A na to, że nie może nim być przedstawiają argumenty teologiczne, bazując na Magisterium Kościoła i przytaczając uznanych przez Kościół auctores probati. Czy ta argumentacja jest słuszną, to jeszcze inna sprawa: ale błędem jest twierdzić (jak robi to p. Lisicki), że sedewakantyści odrzucają władzę Papieża jako taką i kwestionują papieski autorytet. Jest to zupełną nieprawdą. Sedewakantyści to katolicy, którzy uznają Papieża za suwerena, więcej nawet, za samego Wikariusza Chrystusowego i całkowicie uznają jego autorytet. Powtórzmy: uznają Papieża, po prostu nie uważają, że (dajmy na to) J. Bergoglio faktycznie mógłby nim być.
Tymczasem p. Lisicki, reprezentując stanowisko przeciwne, zakłada z góry, że dana osoba, przykładowo J. Bergoglio, jest Papieżem – a tymczasem właśnie to jest sednem sporu „z sedewakantyzmem” (czy ta a ta osoba jest faktycznie Papieżem). Niezrozumienie tego, że sedewakantyzm nie jest ani „osobliwą” czy „obrazoburczą” tezą, ani herezją, ani nawet błędem teologicznym, a po prostu stanowiskiem teologicznym (które może być prawdziwe lub nie w zależności od stanu faktycznego) dyskwalifikuje wywody przedstawiane w tej materii. Tym więcej nietaktownym jest, że ten przejaw ignorancji, ubrany w szereg sofizmatów, służy do podważania prestiżu Autora książki. Zastanawiać może również to, że problematyka ta jest podnoszona, gdy spór o sedewakantyzm nie jest przedmiotem książki (o czym p. Lisicki doskonale wie) i ks. Cekada starannie unika tej kwestii, m.in. pewnie po to, by nie posłużyła banalizacji tych spraw przez dyletantów (ks. Cekada napisał szereg solidnych artykułów teologicznych na temat stanowiska sedewakantystycznego[3], nie wydaje się jednak, by p. redaktor się z nimi zapoznał).
Ks. Cekada był generalnie rzetelnym badaczem, a zarazem najbardziej płodnym autorem traktującym o zagadnieniu wakatu na Stolicy Apostolskiej. Dziwną sprawą jest, że stanowisko przyjęte i szeroko uargumentowane na przestrzeni lat przez duchownego z blisko 50-letnim stażem, będącego autorem kilkudziesięciu artykułów teologicznych jest oceniane przez świeckiego publicystę nie posiadającego wykształcenia teologicznego, a wykazującego (przynajmniej w tematyce wniosku o wakacie na Stolicy Apostolskiej) pewną ignorancję (z całym szacunkiem i sympatią dla p. redaktora).
Innego rodzaju mankamentem, tym razem tyczącym się zakresu książki, jest dość bezkrytyczne bazowanie na recenzjach innych osób, w tym wypadku – recenzji napisanej przez ulubieńca p. Lisickiego: „Jak zauważył słusznie w recenzji Dom Reid, ks. Cekada całkowicie pomija pytanie o rolę Piusa XII – przecież to za jego czasów zaczęła działać komisja do spraw reformy rytów i za jego czasów karierę zaczął robić w niej osławiony później arcybiskup Annibale Bugnini, główny architekt reformy”. Po tym stwierdzeniu p. redaktora zastanawiam się, czy czytaliśmy tę samą książkę. Ks. Cekada nie tylko nie pomija pytania o rolę Piusa XII, ale usiłuje nawet wytłumaczyć, w jaki sposób mogło dojść do rewolucji niejako pod jego okiem (s. 106-108 w polskim wydaniu; co zaś rzeczywiście napisał Alcuin Reid można sprawdzić[4]). Podobnie, w obliczu dość szczegółowo przedstawionej w książce historii zmian liturgii poprzedzających wprowadzenie Novus Ordo Missae (cały rozdział 3, „Liturgiczne zmiany w latach 1948-1969”), trudno twierdzić jakoby postać abp. Bugniniego nie była dostatecznie zaakcentowana. Notabene, Bugnini jest wspominany w „Pracy rąk ludzkich” ponad 80 razy!
Dzieląc się tymi wszystkimi spostrzeżeniami, bynajmniej nie twierdzę, że prace takich autorów jak ks. Cekada nie podlegają krytyce. Jak najbardziej podlegają, jednakże krytyka powinna być merytoryczna, obiektywna, wobec właściwego przedmiotu i wyrażana przez osoby kompetentne w danej materii (a szczególnie wymagającej, jak spekulacje teologiczne i delikatnej, jak kwestia wakatu na Stolicy Apostolskiej). Można polemizować z niejedną tezą ks. Cekady, jednak wstęp do książki traktującej na inny temat, gdzie błędnie przedstawia się stanowisko jej autora, nie jest na to właściwym miejscem. Szczerze wątpię, że śp. ks. Cekada życzyłby sobie takiego wprowadzenia do pracy, która uchodzi za dzieło jego życia.
Michał Rzepka,
2 kwietnia 2023
– – – – –
[1] Okazuje się także, że niejeden fragment Wstępu pochodzi po prostu z innego artykułu P. Lisickiego (https://dorzeczy.pl/religia/308785/dom-alcuin-reid-jak-rzym-franciszka-zwalcza-tradycjonalistow.html [dostęp: 30.03.2023]), tak jakby do artykułu o Reid’zie dokooptowano ks. Cekadę.
[2] Wśród nielicznych stwierdzeń mających pewne znamiona argumentów znalazło się i takie kuriozum: „Papieże, pokazuje to także historia, mogą szkodzić Kościołowi, niekiedy nawet jak Liberiusz czy Honoriusz popadać w herezję”. Otóż rzetelne zapoznanie się z historią (a nie tylko z propagandą przeciwników dogmatu nieomylności papieskiej, zdefiniowanego na Soborze Watykańskim) pozwala zorientować się, że zarzuty o herezję wobec Papieży są nieuzasadnionymi. Zob. chociażby opracowanie „RZEKOME BŁĘDY I SPRZECZNOŚCI PAPIEŻY” kard. Hergenröthera. (https://www.ultramontes.pl/hergenroether_rzekome_bledy_papiezy.htm [dostęp: 30.03.2023]).
[3] Niech pole do popisu dla krytyków stanowi choćby zmierzenie się z artykułem Traditionalists, Infallibility and the Pope (http://www.traditionalmass.org/images/articles/TradsInfall.pdf [dostęp: 30.03.2023]). Jest też dostępne tłumaczenie na j. polski (https://www.ultramontes.pl/Tradycjonalisci.htm [dostęp: 30.03.2023]).
[4] https://www.newliturgicalmovement.org/2011/07/book-review-work-of-human-hands.html [dostęp: 30.03.2023].
Za: https://sacerdoshyacinthus.com/2023/04/04/michal-rzepka-kilka-slow-o-wstepie-do-ksiazki-ks-a-cekady/
OD REDAKCJI: Bardzo ciekawa polemika Pana Michała Rzepki ze Wstępem red. Pawła Lisickiego jednakże można odebrać ją w pewnym momencie w świetle opinionizmu. Na poparcie tego wniosku zacytuję Autora: "Niezrozumienie
tego, że sedewakantyzm nie jest ani „osobliwą” czy „obrazoburczą” tezą,
ani herezją, ani nawet błędem teologicznym, a po prostu stanowiskiem
teologicznym (które może być prawdziwe lub nie w zależności od stanu
faktycznego) dyskwalifikuje wywody przedstawiane w tej materii". Magisterium Kościoła Katolickiego jasno precyzuje stan faktyczny Kościoła w obecnych czasach - mamy okres sedevacante. Żadne inne stanowisko teologiczne nie ukazuje obecnego stanu Kościoła po rzetelnym przestudiowaniu Jego nieomylnego nauczania.