Wenanty pomagał w kłopotach finansowych, ale także uzdrawiał z wielu
schorzeń i poważniejszych kłopotów zdrowotnych. Jego przyjaciel, o.
Maksymilian Kolbe namawiał zakonników oraz osoby, które powierzały mu
swoje problemy: módlcie się do Wenantego!
(...) Być może najlepiej widać to w przypadku „Rycerza Niepokalanej”, który
nigdy by nie powstał i się nie rozwinął, gdyby nie o. Wenanty: nie
byłoby ani pisma, ani potęgi imperium medialnego o. Maksymiliana. To o.
Wenanty wspierał „Rycerza Niepokalanej” w jego najtrudniejszych
początkach, on wyciągał Kolbego z długów i wspierał za każdym razem, gdy
wydawało się, że wszystko – z powodu zaległości finansowych albo innych
problemów – runie i po-grzebie pod sobą nie tylko o. Maksymiliana, ale
też polską prowincję franciszkanów.
Jego wstawiennictwo przydało się także, gdy po przeniesieniu
do Grodna redaktor „Rycerza Niepokalanej” postanowił zbudować własną
drukarnię. Ponownie zwrócił się o pomoc do niezawodnego niebiańskiego
wstawiennika. I jak zwykle o. Wenanty nie zawiódł. Tak było później
jeszcze wielokrotnie. Gdy tylko brakowało pieniędzy albo sprzętu,
natychmiast do akcji wkraczał Wenanty Katarzyniec.
Ojciec Maksymilian od samego początku odwdzięczał się swojemu
przyjacielowi i propagował jego kult w „Rycerzu Niepokalanej”, a także
wydając święte obrazki z podobizną zmarłego zakonnika czy przyczyniając
się do spisania jego pierwszej biografii. To właśnie za sprawą tych
działań postać Wenantego zaczęła zyskiwać popularność. Do „Rycerza
Niepokalanej” i „Pochodni Serafickiej” zaczęły napływać dziesiątki
świadectw opowiadających o większych i mniejszych cudach dokonujących
się za wstawiennictwem Wenantego Katarzyńca. Często były to rzeczy małe,
drobne uzdrowienia, pomoc w konkretnych sytuacjach, choćby takich, jaką
opisywała już w roku 1922 Wiktoria z miejscowości Sucha, która
uzdrowiona przez franciszkanina, napisała:
(…) otrzymałam, o co prosiłam, nie
używając żadnej pomocy lekarskiej: na trzeci dzień mogłam już swobodnie
chodzić. Jak dobry jest ten o. Wenanty. Odtąd na całe życie polecam sie
jego opiece – niech to będzie na większa chwałę Pana Jezusa i Matuchny
Jego!
Cudownego uzdrowienia za sprawą Wenantego doświadczyła także
Władysława Dąbrowska, której pomógł on w leczeniu dokuczliwej choroby
skórnej.
Wenanty Katarzyniec był zresztą specjalistą od takich drobnych,
codziennych uzdrowień. Wielu ze świadków wstawiennictwa zakonnika
opowiada o tego typu sytuacjach. Znaczna ich część zdarzała się wśród
franciszkanów. Tak było, gdy pewien brat zakonny z Niepokalanowa, który
wiele razy słuchał o cnotach i zasługach o. Wenantego, cierpiał z powodu
ogromnego bólu wywołanego wcześniejszą pracą – nie mógł nawet chodzić. I
właśnie w takiej sytuacji, niemal wyjąc z bólu, odwołał się do o.
Katarzyńca. „Ojcze Wenanty, tyle mi o tobie naopowiadali, że cię już
uważam za świętego. Jeżeli jesteś naprawdę w niebie, to proszę cie,
wstaw sie za mną!” – wyrzucił z siebie. Rano był już zupełnie zdrowy.
Jeszcze bardziej spektakularne było zdarzenie podczas przeprowadzki
klasztoru o. Maksymiliana z Grodna do Niepokalanowa. Jeden z braci
przedźwigał się i zaczął odczuwać ogromny ból w łopatce. Diagnoza
lekarska była piorunująca: „Obojczyk oberwany, wywiązała sie gruźlica i
zajęła obydwa płuca”. Brata odsunięto od pracy i nakazano mu odpoczywać,
ale to nie pomogło. Widać było, że zakonnik słabnie, pojawiły się
krwotoki, aż wreszcie doradzono przeniesienie chorego do szpitala, by
tam spokojnie umarł. Jednak brat odmówił i postanowił poprosić
Niepokalaną, by Ona wskazała świętego, za wstawiennictwem którego będzie
mógł prosić o łaskę uzdrowienia. Podczas jednej z takich modlitw wezwał
Maryję, a potem otworzył modlitewnik na obrazku z Wenantym. I to
właśnie do niego rozpoczął nowennę. Po ośmiu dniach nie było żadnej
poprawy, jednak… dziewiątego dnia rano zakonnik poczuł się zupełnie
zdrowy i wstał. Wy-rzucił z celi wszystkie lekarstwa, zszedł na
śniadanie, po raz pierwszy od wielu miesięcy je zjadł, a potem poszedł
do przełożonego i spokojnym głosem oznajmił: „Proszę ojca, jestem
zdrowy. Ojciec Wenanty mnie wyleczył!”.
Takich historii, opowieści, wzmianek dotyczących małych i wielkich
cudów za wstawiennictwem o. Wenantego Katarzyńca ukazało się w okresie
międzywojennym tylko w „Rycerzu Niepokalanej” ponad trzysta! Po wojnie
kult Wenantego Katarzyńca powoli zaczął zanikać. Młodziutki
franciszkanin, jeden z fundamentów potęgi mediów i dzieł o.
Maksymiliana, był zapominany. Ale do czasu!
Za: http://telewizjarepublika.pl/to-dobry-czas-bys-poznal-cuda-jakie-dokonuje-polski-quotpolski-szarbel-czyli-ojciec-wenanty,62732.html