Czyli notka o soborowych „kanonizacjach” i o tych dawnych
Dla tych, którzy nie rozwiązali jeszcze w
sposób satysfakcjonujący (ani tym bardziej spójny) problemu dotyczącego
tożsamości „kościoła soborowego” i jego „hierarchów” nadchodząca
prędkimi krokami „kanonizacja” Jana Pawła II nie jest rzeczą błahą. Była
jednak czymś łatwym do przewidzenia dla każdego, i to niezależnie od
jego stosunku wobec wojtyliańskich „cudów”.
Nauczanie Kościoła w sprawie teologicznej
wartości kanonizacji dokonywanych przez Papieży jest znane chyba
wszystkim. Warto jednak przytoczyć najwyższy w tej kwestii autorytet,
jakim jest kardynał Prosper Lambertini, późniejszy Papież Benedykt XIV. W
istocie niczego nowego nie naucza, a idzie tylko za opinią powszechną
teologów (ze św. Tomaszem z Akwinu włącznie), kanonistów, dokumentów
papieskich.
Benedykt XIV, w swym monumentalnym dziele De servorum Dei beatificatione et beatorum canonizatione, stwierdza, że nieomylność papieska w kanonizowaniu świętych przynależy do przedmiotu wiary Boskiej (de fide divina) i każdy, kto ją odrzuca jest heretykiem. Dopuszcza jednak również opinię łagodniejszą, a mianowicie:
„tego, który ośmieliłby
się twierdzić, że Papież zbłądził w tej, lub innej kanonizacji, czy że
ten, lub inny święty przezeń kanonizowany nie ma być czczony kultem
dulii: jak to twierdzą także ci, którzy nauczają, że de fide nie jest to, że Papież jest nieomylny w kanonizowaniu świętych i że de fide
nie jest to, że ten lub inny kanonizowany jest świętym, nazywamy jeśli
nie heretykiem (co jest opinią Benedykta XIV – przyp. PA), to jednak
zuchwałym, przynoszącym zgorszenie całemu Kościołowi, obraźliwym wobec
świętych, sprzyjającym heretykom odrzucającym autorytet Kościoła w
kanonizowaniu świętych, pachnącym herezją, wręcz torującym drogę
niewiernym, by naśmiewali się z wiernych, przyjmującym błędne
twierdzenie oraz podlegającym najcięższym karom”.
„si non haereticum,
temerarium tamen, scandalum toti Ecclesiae afferentem, in Sanctos
iniuriosum, faventem Haereticis negantibus auctoritatem Ecclesiae in
canonizatione Sanctorum, sapientem haeresim, utpote viam sternentem
infidelibus ad irridendum Fideles, assertorem erroneae propositionis, et
gravissimis poenis obnoxium dicemus eum, qui auderet asserere
Pontificem in hac, aut illa Canonizatione errasse, hunque, aut illum
Sanctum ab eo canonizatum non esse cultu duliae colendum: quemadmodum
assentiuntur etiam illi, qui docent, de fide non esse Papam esse
infallibilem in Canonizatione Sanctorum, nec de fide esse, hunc aut
illum Canonizatum esse Sanctum”.
(De servorum Dei beatificatione et beatorum canonizatione, ks. I, roz. XLV, nr 29, por. ibid, roz. XLIII-XLV)
Kanonizacja oznacza, że święty
praktykował cnoty w sposób heroiczny, stąd ma być brany za wzór przez
wszystkich wiernych oraz że cieszy się chwałą niebieską. Dlatego też
autorytety kościelne opierają swe przekonanie o nieomylności Papieża w
wynoszeniu na ołtarze na dwóch prawdach wiary wyrażanych tym aktem
najwyższej wagi: kulcie świętych i ich obcowaniu (por. Credo)*.
Tak więc się ma katolickie nauczanie w
kwestii nieomylności Papieża (czyli Kościoła) w kanonizacjach. Sama zaś
precyzyjna procedura prowadząca do ogłoszenia katolika wielebnym,
błogosławionym, wreszcie świętym, podlegała rozmaitym zmianom w historii
Kościoła. Przez wieki wymagano przynajmniej dwóch cudów oraz pilnie
pracującego Promotora wiary (Promotor fidei), zwanego także
„adwokatem diabła”, zanim dopuszczono kogokolwiek do zaszczytów ołtarzy.
Moderniści zupełnie pozbawili tegoż „adwokata” pracy i ogólnie
uprościli procedury. Skrócili także czas wymagany po śmierci osoby.
Procedura procedurą, jednakże o pewnej oczywistości wielu dzisiejszych
pseudotradycjonalistów zapomina lub nie dopuszcza jej do świadomości.
Papież, jako widzialna głowa Kościoła
katolickiego jest jednocześnie jego Najwyższym Prawodawcą. Jest to po
prostu jeden z tytułów Biskupów Rzymu. Wszelkie ustalenia czy dekrety
soborów czy poszczególnych dykasterii rzymskich mają moc prawną tylko i
wyłącznie za jego, choćby domyślną lub pośrednią, aprobatą. Samego
natomiast Papieża nikt „nie kontroluje”. Wyraża to znany powszechnie
aksjomat „prima sedes a nemine iudicatur” (kan. 1556) i oznacza po
prostu tyle, że Papieża nie ma prawa sądzić żaden biskup, sobór, czy
doczesny hierarcha. Od jego decyzji nie ma żadnego odwołania. Nie można
mu stawiać oporu (polecam w temacie komentarz do św. Bellarmina autorstwa x. Cekady).
Nie ma nad nim żadnego ludzkiego ciała prawodawczego, jest tylko sam
Chrystus Pan, prawdziwa Głowa Kościoła, który jest Jego Ciałem
Mistycznym, którego z kolei Papież jest tylko sługą.
Stąd też to Biskup Rzymu ustala reguły i
prawa kościelne jak też zasady kanonizacji. Może również określać od
nich wyjątki i samemu pomijać procedury wcześniej ustalone. Stoi on
przeto ponad prawem kanonicznym. Nawet przepisy uroczyście zatwierdzone
przez poprzedników na tronie papieskim, włącznie z tymi, które są „na
wieczność”, może zmienić. Nad Papieżem nie ma nikogo, ale nad tym
jedynym właśnie panującym. Dlatego też na przykład Najwyżsi Pasterze
przez wieki dokonywali drobnych zmian w rubrykach mszalnych czy nawet w
samych tekstach liturgicznych, pomimo zabezpieczeń Konstytucji
Apostolskiej Quo primum. Mają do tego jak najświętsze prawo przysługujące wspartym asystencją Ducha Św. Wikariuszom Chrystusa na ziemi.
Dlatego też każdy katolik z łatwością
zrozumie historyczne zmiany w procedurze prowadzącej do wyniesienia na
ołtarze osoby przedstawianej jako wzór chrześcijańskich cnót. Nieraz
przecież w historii Kościoła Papieże skracali okres wymagany przez
przepisy i zmieniali szczegóły procedur.
W związku z tym, ludzi zowiących się
katolikami tradycyjnymi „soborowe kanonizacje” stawiają „wobec
tragicznej konieczności wyboru”. Albo bowiem należy uznać je za
obowiązujące wszystkich katolików, a osoby wyniesione do godności
soborowych stołów za wzory życia chrześcijańskiego, albo należy odrzucić
całkowicie fałszywy autorytet tych, którzy podstępnie podają nam
apostatów za wzorce świętości chrześcijańskiej.
Natomiast, stosowanie reguły przesiewania
kanonizacji, czyli wybierania sobie „świętych”, którzy odpowiadają
subiektywnym kryteriom, sprowadza się do negowania nauczania Kościoła w
sprawie kanonizacji świętych oraz w kwestii prymatu jurysdykcyjnego
Papieża. Jest to uzurpacja prerogatyw należnych samemu tylko
(prawdziwemu) Papieżowi.
Uprościwszy reguły, soborowi „Papieże”,
zwłaszcza Jan Paweł II, dokonali niezliczonej liczby „kanonizacji”. Aby
zachować jeszcze jakieś pozory prawdziwej religii trafiły się im i
prawdziwie święte osoby pośród różnych „czcicieli człowieka”,
religijnych indyferentystów czy ekumenistów (jak na przykład Matka
Teresa z Kalkuty czy x. Józef Maria Escriva de Balaguer). Problem jednak
pozostaje ten sam: jeśli należy się im tytuł Najwyższego Prawodawcy,
ich kanonizacje są wszystkie nieomylne i mamy obowiązek je wszystkie
uznawać. Skoro x. Karol Stehlin nie waha się uznawać tych samych
soborowych kanonizacji w odniesieniu do choćby o. Maksymiliana Kolbego
czy o. Pio z Petrelciny, można przypuszczać, że nie omieszka się uznać i
nadchodzącej kwietniowej kanonizaji Jana Pawła II. Gdyby ją odrzucił,
stałby się przecież „jeśli nie heretykiem”, to co najmniej „zuchwałym,
przynoszącym zgorszenie całemu Kościołowi, obraźliwym wobec świętych,
sprzyjającym heretykom odrzucającym autorytet Kościoła w kanonizowaniu
świętych, pachnącym herezją, wręcz torującym drogę niewiernym, by
naśmiewali się z Wiernych, przyjmującym błędne twierdzenie oraz
podlegającym najcięższym karom”.
Nie wiadomo jeszcze, jak to będzie, ale
można przypuszczać, że po 27 kwietnia bieżącego roku usłyszymy w
przeoratach i kaplicach Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X wykłady pod
tytułem „Ideał św. Jana Pawła II zbawieniem dla dusz”. Z pewnością mało
kogo to zdziwi, skoro dziś mało kto jest zaniepokojony przebieraniem
„papieskiego” magisterium i „papieskich” kanonizacji przez FSSPX.
Pelagiusz z Asturii
* Por. Enciclopedia Cattolica, s.v. Nieomylność, cyt. w: „Sodalitium”, nr 54 z lipca 2002, s. 30.
Za: http://pelagiusasturiensis.wordpress.com/2014/03/13/ideal-sw-jana-pawla-ii/#more-4111