STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

sobota, 16 kwietnia 2016

Język liturgiczny Kościoła



 
     Język łaciński – starożytny język Kościoła katolickiego, tak w dzisiejszych czasach zapomniany i niedoceniany, mimo iż jest językiem tzw. martwym, to jest jednym z trzech języków (oprócz języka greckiego i hebrajskiego) nazywanych przez Kościół językami „świętymi”. A właśnie może dlatego, że jest językiem martwym, tkwi w nim jego wielkość. Używanie tego języka w liturgii świętej, niebędącego językiem „codzienności”, ma uzmysłowić zwykłemu człowiekowi, iż bierze on udział w czymś niecodziennym, w ceremonii, która nie może być odprawiona w języku, jakim posługujemy się na co dzień, przeznaczonym dla rzeczy codziennego użytku. Możemy uzasadnić to słowami: Dlatego używa się języka zarezerwowanego dla sfery sakralnej, po to, by tajemnicy Bożej niby tajemnicy serca strzec jak świętości przed bezceremonialnym wścibstwem niepowołanych. Argumentem przemawiającym za przytoczonym stwierdzeniem jest to, aby poprzez tłumaczenia z języka łacińskiego na języki narodowe uniknąć błędów i przeinaczeń, co niestety obecnymi czasy ma miejsce, szczególnie w przekładach Pisma Świętego i mszału w państwach Europy Zachodniej. 

Zarzut, jaki jest stawiany, jest tego rodzaju, że język łaciński jest językiem niezrozumiałym dla współczesnego człowieka. Można zgodzić się z tą opinią, ale zarazem należy dodać, iż uczestnicząc we Mszy św., nie musimy wszystkich modlitw rozumieć ani słyszeć. Zadajmy sobie pytanie, czy używając języka narodowego, tak dobrze orientujemy się, co w danej chwili dzieje się na ołtarzu? Zacytuję w tym miejscu ks. Maessena: Proszę spytać wiernych, którzy od dwudziestu czy trzydziestu lat uczestniczą we mszy w języku ojczystym, czym jest św. Ofiara mszy. Ogromna większość nie zna prawidłowej lub jasnej odpowiedzi na to pytanie, nie wie, co się dzieje na ołtarzu podczas sprawowania Mszy św., choć dzięki językowi ojczystemu wydaje im się, że wszystko rozumieją. Tymczasem każdy wierny, uczestniczący w tradycyjnej liturgii mszy i wychowany w wierze katolickiej dokładnie rozumie, co się dzieje na ołtarzu; towarzyszy on sercem świętym obrzędom i pojmuje więcej z ich tajemnicy, niż oświecony katolik ostatnich lat, któremu wydaje się, że wszystko dokładnie rozumie. 

Kolejnym argumentem za zachowaniem języka łacińskiego w Kościele katolickim jest to, iż ten język jest zewnętrznym znakiem jedności Kościoła. Te same modlitwy i ofiara eucharystyczna jest składana w tym samym języku we wszystkich narodach we wszystkich czasach. Śmierć łaciny we Mszy św. niszczy jedność kultu, a to prowadzi do zniszczenia jedności wiary. W ten sposób Msza św. ulega zmianom w różnych miejscach i czasie. Naruszono jedność Kościoła, co sprawia, że każdy kraj ma inną mszę, inny kult, co doprowadzić może w szybkim czasie do powstania kościołów narodowych. Mówienie do ludzi w zwykłym języku narodowym sprawia, że Msza św. odprawiana w takim języku także staje się zwykłą i banalną. W ten sposób wierni tracą sens wartości i wielkości Mszy św. i tracą także respekt, uwielbienie oraz cześć wobec ofiarującego się bezkrwawo na ołtarzu Chrystusa. W obronie łaciny możemy przytoczyć m.in. orzeczenie Soboru Trydenckiego: Jeśli ktoś twierdzi, że obrzęd Kościoła rzymskiego, w którym część kanonu i słowa konsekracji wymawiane są po cichu, należy potępić; lub że mszę można sprawować tylko w języku miejscowym – niech na niego będzie anatema. Oczywiście niektóre części liturgii mające charakter pouczający (czytania i Ewangelia) można sprawować w języku narodowym, ale całościowo Kościół powinien pozostać przy specjalnym języku kultu. Należy również dodać, iż język łaciński nigdy nie został zniesiony przez Antysobór Watykański II, a jego uczestnicy dopuszczali używanie języka krajowego w liturgii tylko w wyjątkowych przypadkach. Jak sami widzimy, w obecnych czasach wyjątek stał się normą, a język łaciński powoli zniknął z życia Kościoła i jego liturgii. Neokościoła, oczywiście.

Joannes Jesuita