STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

wtorek, 19 stycznia 2016

"Dialog" ekumeniczny – priorytetowe narzędzie modernistów - Ks. Kevin Vaillancourt

 
   Przed wiekami starożytni filozofowie greccy mieli ciekawy sposób rozstrzygania powstających między nimi sporów – był nim dialog. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że kiedy Platon pisał swoje Dialogi, to nie był to zapis jego mów bądź rozmów z Sokratesem czy innymi filozofami. Była to raczej nowa forma literacka o charakterze oratorskim i instruktażowym. Między Platonem i odbiorcami jego utworu istniała domyślna różnica zdań, a Dialogi miały pomóc w rozstrzygnięciu tego konfliktu.

Począwszy od Vaticanum II termin dialog zakradł się do słownictwa współczesnych katolików, lecz nie należy go mylić ze znaczeniem, jakie miał dla starożytnych Greków. W przeszłości filozofowie "prowadzili dialog" na temat różnic interpretacji dokonywanych w procesie "poszukiwania mądrości", moderniści natomiast używają tego określenia w całkiem nowym sensie. Dzisiaj używa się go w rozumieniu ekumenicznym, tzn. zachęca się katolików do "prowadzenia dialogu" z członkami innych religii, co ma być środkiem służącym do "całkowitego przezwyciężenia wszelakich napięć" poprzez uznanie "wspólnie podzielanych religijnych wartości oraz lojalne uszanowanie różnic". Innymi słowy, modernistyczny "dialog" nie dotyczy kwestii spornych (z czym w przeszłości mieliśmy do czynienia w różnych doktrynach filozoficznych), lecz ma on wypracować "równowagę" – dzięki której katolicy nauczą się kłaść nacisk na te punkty wiary, które są wspólne z innymi religiami ("wspólne" zgodnie z bardzo szerokim rozumieniem tego terminu), a równocześnie bagatelizować wszelkie doktrynalne różnice, jakie mogą istnieć między nami.

Taka ekumeniczna interpretacja dialogu (którą można znaleźć w takich dokumentach Vaticanum II, jak np.: Nostra aetate i Lumen gentium) nie ma żadnej racji bytu w słowniku prawdziwego naśladowcy Jezusa Chrystusa i lojalnego członka Kościoła rzymskokatolickiego. "Wspólne" poglądy religijne, które moderniści tak usilnie starają się podkreślać, są tak naprawdę, w większości wypadków, sprzeczne z naszą apostolską tradycją i powinny być zaliczone nie do "różnic" w poglądach, lecz do różnic w dogmatycznej wierze.


Poruszenie, jakie wywołało przemówienie Benedykta XVI z 12 września 2006 roku na Uniwersytecie w Regensburgu, spowodowały przytoczone przez niego słowa starożytnego cesarza bizantyjskiego Manuela II Paleologa na temat nieodłącznego zła zawartego w naukach i praktykach Mahometa. Najwidoczniej była to część "starego" katolickiego sposobu myślenia o islamie, jako że gdy tylko wokół tych słów wybuchła ogólnoświatowa wrzawa, Benedykt XVI pospiesznie się z nich wycofał, zapewniając muzułmanów całego świata, że był to tylko "akademicki cytat" i że on sam osobiście nie myśli w ten sposób. Wydarzenie to wykorzystał natomiast do zwołania międzywyznaniowego spotkania swoich ludzi z paroma reprezentantami islamu w celu "zaleczenia rany" spowodowanej "błędną interpretacją" przemówienia i przywrócenia "dialogu" między tymi dwoma "wielkimi religiami".

Podczas swego przemówienia 25 września 2006 roku Benedykt XVI przypomniał o "szacunku", jaki ciągle żywi wobec "muzułmańskich wyznawców" oraz (powołując się na Nostra aetate – dokument, w którego powstaniu sam uczestniczył podczas Vaticanum II – a który, jak stwierdził, jest oficjalnym wyrazem nauczania Kościoła w tej kwestii) o "należytym uznaniu" odczuwanym przez katolików dla muzułmanów "czczących jedynego Boga". Jeżeli jest to teraz częścią oficjalnego nauczania współczesnego kościoła, to jest to groźny błąd (herezja), gdyż od Objawienia Jezusa Chrystusa katolicy oddają cześć Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu, podczas gdy muzułmanie czczą "jednego boga" przez siebie sfabrykowanego. Mówimy, że oddajemy cześć "w duchu i prawdzie" (co jest prawdą), dlatego nie możemy nawet nieoficjalnie odczuwać szacunku i uznania dla tych, którzy czczą innego niż my boga. Nie możemy wdawać się w "dialog" z niewiernymi, ani nie wolno nam także stawiać ich religii na jednym poziomie z naszą – gdyż będzie to zanegowaniem podstawowych zasad naszej Świętej Wiary.

Właśnie w świetle tych wydarzeń nabiera dla nas znaczenia zapoznanie się z niniejszym artykułem. Tak samo, jak każdy obserwator wydarzeń w Regensburgu z łatwością zauważy "przesunięcie kwantowe" w postrzeganiu wyznawców islamu (radykalnych propagatorów "świętej wojny" czy też tych "bardziej spolegliwych"), to tak samo tego typu zmianę stanowiska – czego dowodzi sytuacja przed i po Vaticanum II – można również dostrzec w stosunku współczesnego katolika (duchownego lub świeckiego) wobec członków innych religii. "Duch ekumenizmu" skłania tych ludzi do "prowadzenia dialogu" według zasady bagatelizowania naszych różnic doktrynalnych z jednoczesnym akcentowaniem naszych "wspólnych" poglądów religijnych. Przed Vaticanum II katolicki Kościół nigdy nie stosował takiej praktyki – i to jeszcze mniej niż 10 lat przed tym fałszywym soborem. Jednakże moderniści nie ustawali w wysiłkach zmierzających do wpłynięcia na postawę katolików poprzez zachęcanie ich do włączenia się w dialog ekumeniczny (w jego dzisiejszym rozumieniu). W latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku zaczęły się mnożyć liczne artykuły, konferencje, referaty i tym podobne działania mające na celu przełamanie katolickiego oporu wobec zmian zaplanowanych przez modernistów, które miałyby zmanipulować oficjalne nauczanie Kościoła zgodnie z ich własnymi zapatrywaniami. Wielu dobrych katolików – co zasługuje na nasze uznanie – zajęło twarde stanowisko, wiernie trwając przy apostolskim nauczaniu Kościoła i słuchając orzeczeń wydawanych przez Rzym na temat modernistycznych błędów dotyczących fałszywego ekumenizmu. Jednakże wciąż rosnąca liczba katolików pozwoliła sobie na poddanie się oddziaływaniu modernistycznego "syreniego śpiewu" i zaczęła realizować "ekumenizm" i "dialog", traktując je jako ścieżkę, którą "duch" wytyczył współczesnemu człowiekowi. Zaczęli głosić tę nową doktrynę i oczerniać "surowość" tych, którzy ciągle wierzyli i praktykowali według "starych" wzorów. Zanosili modły w intencji "oświecenia", aby ci "rygorystyczni" katolicy porzucili "stare" wzorce, a przyjęli nowe.

Poniżej przedstawiam artykuł będący reakcją na wysiłki księdza, który znalazł się pod przemożnym wpływem modernistów w kwestiach dotyczących dialogu i fałszywego ekumenizmu. Artykuł ten ukazał się w 1954 roku, we wrześniowym numerze American Ecclesiastical Review. Jego autor – ks. Francis J. Connell CSsR – zdemaskował stanowisko udającego zatroskanie modernisty, ks. Elmera O'Brien'a SJ, który analizując pisma Papieży oraz Świętego Oficjum (z okresu poprzedzającego Vaticanum II) próbujące zatamować falę "dialogu" i fałszywego ekumenizmu, określił je mianem "mniej zachęcającego" papieskiego nauczania. Ks. Connell (który m.in. napisał rozszerzoną wersję Baltimore Catechism) zwraca szczególną uwagę na użyte tam sformułowanie: "mniej zachęcające" papieskie nauczanie – i tłumaczy, w jaki sposób "obawy" ks. O'Brien'a są niespójne z tradycyjnym nauczaniem Kościoła odnoszącym się do Jego jedności i udzielonej Mu przez Boga misji przyprowadzenia wszystkich ludzi do Jego owczarni. Jest to odkrywcze studium, gdyż ukazuje, że byli wówczas dobrzy kapłani podejmujący odważne wysiłki, mające na celu przestrzeganie prawdziwej nauki Kościoła rzymskokatolickiego, lecz ich wysiłki bardziej przypominały wysiłki małego chłopca próbującego ratować sytuację, wtykając palec w małą dziurkę tamy powstrzymującej napierające wody powodziowe. Modernizm został tylko na krótko powstrzymany potępieniem dokonanym przez Papieża św. Piusa X w encyklice Pascendi. Moderniści zmienili sposób oddziaływania na poglądy religijne katolików, stosując subtelniejsze – i jednocześnie bardzo skuteczne – środki, którymi stały się (m.in.) publikacje czytane wówczas przez duchowieństwo oraz osoby zakonne.

Przedstawiam tu przedruk w/w artykułu, abyśmy mogli zapoznać się z mającymi doniosłe znaczenie naukami Kościoła przeciw fałszywemu ekumenizmowi i w ten sposób pomogli zrozumieć współczesnym katolikom, którzy bez ograniczeń czerpią wody ze studni fałszywego ekumenizmu, że chłoną napój z toksycznego źródła, którego wody zalały widzialny Kościół już przed wieloma laty. Dokonana przez ks. Connell'a prezentacja tych prawd ukazuje wyraźną dychotomię między nauczaniem modernistów a doktrynami Prawdziwego Kościoła Jezusa Chrystusa.
––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––

Czy istnieją "mniej zachęcające" wypowiedzi papieskie?

KS. FRANCIS O'CONNELL CSSR

 American Ecclesiastical Review, wrzesień 1954

Ks. Elmer O'Brien SJ w artykule zatytułowanym "Review of Theology", który ukazał się w wiosennej edycji czasopisma Thought z 1954 roku, w następujący sposób skomentował Catholic Ecumenism (Katolicki ekumenizm) – pracę doktorską ks. Edwarda Hanahoe SA obronioną na Catholic University of America:

"Zbyt łatwo zdarza się katolikom – czytającym tego typu prace [niektóre protestanckie opracowania o ekumenizmie] – wybuchać zniecierpliwieniem skierowanym jednocześnie w wielu różnych kierunkach. Obawiam się, że dość często czyni to także ks. Hanahoe w swoim dziele, będącym swego rodzaju antologią mniej zachęcających papieskich wypowiedzi na temat, za który wszyscy musimy być wdzięczni" (Thought, XXIX, n. 112 (Spring, 1954), 133).

Można zakwestionować stwierdzenie, jakoby ojciec Hanahoe w swojej dysertacji często eksplodował zniecierpliwieniem. Jego praca jest obiektywna, wolna od tego, co mogłoby słusznie zostać nazwane "częstymi wybuchami zniecierpliwienia". Ponadto nazwanie Catholic Ecumenism "antologią papieskich orzeczeń" trudno uznać za precyzyjny opis pracy. Kiedy mówimy o antologii, to generalnie mamy na myśli pracę, która praktycznie w całości składa się z cytatów. Tu natomiast przeważająca część pracy ojca Hanahoe to jego własne komentarze i wnioski. Oczywiście prawdą jest – ponieważ doktorska dysertacja to praca badawcza – że cytaty z papieskich wypowiedzi odnoszących się do tego tematu stanowią najważniejszą część jego badań, jak również bazę dla własnych odkryć autora; jednakże z pewnością nie są główną częścią książki. Na szerszy komentarz zasługuje inny zwrot użyty przez księdza O'Brien'a w jego krótkiej recenzji, a to z powodu poważnych implikacji, jakie pociąga za sobą oraz dlatego, że odnosi się nie do osobistych stwierdzeń ojca Hanahoe, lecz do wypowiedzi osób zasiadających w ubiegłym wieku na Tronie Piotrowym. Chodzi tu o frazę: "mniej zachęcające wypowiedzi papieskie". Ksiądz O'Brien nie wyjaśnia zbyt obszernie tego sformułowania, ale nie można mieć wątpliwości co do znaczenia tych słów. Papieskie wypowiedzi, do których się odnosi, to orzeczenia wydane przez Papieży (albo przez Święte Oficjum zgodnie z papieskimi instrukcjami), począwszy od Piusa IX aż po Piusa XII włącznie, dotyczące ruchów zmierzających do połączenia w jeden organizm wszystkich ludzi uznających się za chrześcijan, gdyż to właśnie jest  celem "ekumenizmu". Temat, który jest stale i konsekwentnie przypominany w tych wypowiedziach, sprowadza się do tego, że istnieje tylko jeden prawdziwy Kościół i że jedyna droga prowadząca do zjednoczenia chrześcijan – zgodnie z wolą Bożą – prowadzi poprzez bezwarunkową akceptację przez wszystkich chrześcijan nauczania i rozstrzygającej władzy tego Kościoła – Kościoła katolickiego. I tak Papież Leon XIII stwierdził jednoznacznie: "Kościół Chrystusa jest więc jedyny i wieczny; ci, którzy chodzą osobno, odstępują od woli i przykazania Chrystusa Pana, porzuciwszy zaś drogę zbawienia, idą na zgubę" (Satis Cognitum). Papież Pius XII wyraził tę samą prawdę w następujących słowach:

"Jeżeli Kościół jest nieugięty wobec wszystkiego, co posiadałoby choćby pozór kompromisu, czy też wobec wszelkiego dopasowywania wiary katolickiej do innych wyznań, bądź w stosunku do mieszania jej z nimi, to dzieje się tak dlatego, ponieważ wie On, że zawsze była i zawsze będzie jedna, jedyna nieomylna i pewna opoka całej prawdy oraz pełni łaski przychodzącej do Niego od Chrystusa i że tą skałą, zgodnie z wyraźną wolą Boskiego Założyciela, jest po prostu On sam" (L'Osservatore Romano, 9 listopada 1948).

Właśnie to często powtarzane przez Papieży przesłanie nazywane jest "mniej zachęcającym". Dla katolików nie jest ono chyba "mniej zachęcające", lecz raczej ośmielające i podnoszące na duchu, ponieważ utwierdza ich w przeświadczeniu, że są członkami jednego, prawdziwego Kościoła Jezusa Chrystusa, instytucji pochodzącej z Boskiego ustanowienia jako konieczny środek dla osiągnięcia zbawienia wiecznego. A zatem wypowiedzi te muszą być "mniej zachęcające" dla niekatolików. Papieskich deklaracji na temat "ekumenizmu" nie można nazwać "mniej zachęcającymi" w znaczeniu, jakoby miały być przykre i złośliwe. Wprost przeciwnie, nieustannie manifestuje się tu duch chrześcijańskiego miłosierdzia, szczerej miłości do dusz odłączonych od katolickiej jedności. Papież Pius IX przynaglając odłączonych chrześcijan do szybkiego powrotu do jednej owczarni Chrystusa, oświadczył, że jak dobry pasterz musi on "kochać z ojcowską miłością i obejmować w swoim miłosierdziu wszystkich ludzi" (Jam vos omnes). Papież Pius XII zapewnił, że to "z serca przepełnionego miłością" płynęła do wszystkich niekatolików jego prośba o "wydobycie się ze stanu, w którym pewności o swym własnym zbawieniu wiecznym mieć nie mogą" (Mystici Corporis, 1943, 243). Dekret Świętego Oficjum De motione oecumenica stwierdza, że Kościół obejmuje "z prawdziwie macierzyńskim uczuciem" tych, którzy powracają na Jego łono (AAS, XLII (1950), 142).

A zatem z powyższego wynikałoby, że "mniej zachęcającą" cechą papieskich wypowiedzi jest fakt, że bezkompromisowo prezentują doktrynę głoszącą, iż jedyną drogę do osiągnięcia kościelnej jedności można odnaleźć w całkowitym przyjęciu nauk Kościoła oraz zupełnym poddaniu się Jego jurysdykcji.

PRAWDZIWE PAPIESKIE NAUCZANIE NA UŻYTEK RELIGIJNEGO "DIALOGU"

"...Oczywistym jest, że Stolica Apostolska nie może w żadnym razie uczestniczyć w ich zjazdach, ani też nie wolno wiernym popierać lub wspomagać podobnych poczynań. Gdyby to uczynili, udzieliliby poparcia fałszywej religii chrześcijańskiej, różniącej się zupełnie od jedynego Kościoła Chrystusowego. Czyż możemy pozwolić na to – a byłoby to rzeczą niesłuszną i niesprawiedliwą, – by prawda, a mianowicie prawda przez Boga objawiona, stała się przedmiotem układów?... Zdawać by się mogło, że wszechchrześcijanie (panchristiani), dążąc do połączenia wszystkich Kościołów, zmierzają ku wzniosłemu celowi, jakim jest pomnożenie miłości wśród wszystkich chrześcijan. Jakżeż jednak byłoby rzeczą możliwą, by po zniszczeniu wiary zakwitła miłość?... Jasną rzeczą więc jest, Czcigodni Bracia, dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich. Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli".

Papież Pius XI

Mortalium Animos
26 stycznia 1928


Prawdą jest z kolei, że dla niekatolika porzucenie swych religijnych afiliacji i dołączenie do katolickiego Kościoła jest często czynem wymagającym wielkiej ofiary. Ale czyż zachętę do dokonania tej ofiary można nazwać "mniej zachęcającą", gdy otwiera ona drogę do szczęścia wiecznego? Nasz Przenajświętszy Pan obwieścił ciężkie dla ludzkiej natury powinności, mówiąc: "...kto nie uwierzy, będzie potępiony" (Mk 16, 16) oraz "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, i weźmie krzyż swój, a naśladuje Mnie" (Mt. 16, 24). Absurdalnym byłoby uznać taki nakaz Naszego Boskiego Zbawiciela za "mniej zachęcający". Czemuż zatem mielibyśmy stosować to wyrażenie do proklamacji Kościoła – mówiącej o tym, że wszyscy są zobowiązani do poszukiwania łączności z Nim – gdy tymi słowy powtarza On tylko nauczanie Samego Chrystusa? Przywołując słowa Papieża Leona XIII:

"Zamierzający powrócić do ukochanej Matki, czy to niepoznanej jeszcze właściwie, czy opuszczonej niegodziwie, mają przed sobą trud i wysiłek wprawdzie nie tak wielki, jak krew, którą Jezus Chrystus złożył jako okup – lecz dostrzegą oni przynajmniej, że ciężar ten nie pochodzi od woli ludzkiej, ale z nakazu i polecenia Bożego..." (Satis cognitum).

Co więcej, gdzież to mamy szukać "bardziej zachęcających" papieskich wypowiedzi – stwierdzeń łagodzących doktryny o niezbędności Kościoła dla zbawienia i o obowiązku wszystkich ludzi do stania się katolikami? Z całą pewnością nie było żadnego Papieża, który by podał pobłażliwszą interpretację tych doktryn, niż te zacytowane przez ojca Hanahoe, jako że doktryny, o których tu mowa, są częścią depozytu Boskiego Objawienia. Oczywiste jest, że Papieże nie powtarzają tych doktryn za każdym razem, gdy zwracają się do niekatolików. I tak na przykład, Papież Pius XII, w swoim przemówieniu na Boże Narodzenie w 1948 roku, wezwał niekatolików do zjednoczenia wysiłków na rzecz utrzymania pokoju (AAS, XLI (1949), 14), nic nie wspominając o ich obowiązku powrotu do katolickiego Kościoła. Lecz bezsprzecznie fakt ten nie implikuje żadnej zmiany odnośnie do "mniej zachęcających" doktryn. Okoliczność, w jakiej wygłosił swoje orędzie, nie wymagała przypominania tych nauk, które Papieże już wystarczająco przedstawili, wypowiadając się na temat "ekumenizmu".

Należy się obawiać, że wśród katolików są i tacy, którzy unikają "mniej zachęcającego" podejścia do niekatolików, którzy – dążąc do pozyskania względów wyznawców innych religii, a być może nawet usiłując doprowadzić ich do Kościoła – maskują bądź ukrywają doktryny tak stanowczo głoszone przez Papieży w ich wypowiedziach na temat jedności chrześcijańskiej. Katolicy ci mają skłonność do akcentowania elementów zgodności między wiarą katolicką a innymi wyznaniami i niedostrzegania istniejących różnic. Fakt, że w ostatnich czasach niektórzy katolicy ujawnili taką tendencję, staje się ewidentny, gdy zapozna się ze szczegółowymi regułami wyłożonymi w Instrukcji Świętego Oficjum poświęconej "ruchowi ekumenicznemu", wydanej 20 grudnia 1949 roku:

"[Biskupi] powinni być czujni, ażeby pod fałszywym pretekstem – iż trzeba raczej kłaść nacisk na te sprawy, które nas jednoczą niż na te, które nas dzielą – nie rozprzestrzeniał się niebezpieczny indyferentyzm... Powinni także dać odpór niebezpiecznej manierze wypowiedzi rodzącej fałszywe opinie i próżne nadzieje, które nigdy nie mogą zostać spełnione – jaką może być na przykład twierdzenie, iż nie należy zbyt wielce poważać orzeczeń zawartych w encyklikach rzymskich Papieży na temat powrotu odszczepieńców do Kościoła, konstytucji Kościoła czy Mistycznego Ciała Chrystusa... Przeto ma być głoszona i objaśniana cała katolicka doktryna; w żaden sposób nie może być przemilczane bądź w dwuznacznych wypowiedziach ukrywane to, co zawiera katolicka prawda odnośnie do prawdziwej natury usprawiedliwienia i drogi do niego wiodącej, konstytucji Kościoła, prymatu jurysdykcji rzymskiego Papieża oraz jedynej, prawdziwej jedności mogącej się dokonać poprzez powrót odszczepieńców do jednego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego" (AAS, XLII (1950), 144).

Kapłani szczególnie powinni sobie wziąć do serca te napomnienia Stolicy Apostolskiej, pouczając zarówno katolików, jak i niekatolików. Oczywiście mogą zdarzyć się sytuacje, kiedy objaśnienie stosunku Kościoła do "ekumenizmu" nie jest pożądane i może nawet być nieodpowiednie. Tak więc, jeżeli protestant – szczerze przeświadczony o słuszności swojej religii – zbliża się do kresu życia i on [kapłan] zda sobie sprawę, że argumenty o boskości katolickiego Kościoła nie zostałyby zrozumiane lub docenione, to może zaniechać takiego objaśnienia i zachęcić umierającego człowieka do poczynienia zasadniczych aktów wiary i skruchy. Jednak takie sytuacje należy traktować jako wyjątkowe i bardzo rzadkie. W zwyczajnej praktyce kapłan próbujący wyjaśnić doktryny religii katolickiej powinien wyraźnie zawrzeć w swym objaśnieniu prawdy o konieczności i jedności Kościoła oraz prymacie Biskupa Rzymu.

Fakt, że niektórzy niekatolicy mogą wyrazić zaskoczenie albo nawet oburzenie, słysząc te doktryny, nie powinien powstrzymywać kapłana przed ich objaśnianiem, gdy okoliczności będą tego wymagać. Listy i artykuły ukazujące się czasem w dzisiejszych czasopismach skłaniają do wniosku, że niektórzy niekatolicy w naszym kraju uważają, iż kiedy katolik obstaje stanowczo przy zdaniu, że tylko katolicki Kościół jest prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa, to wyraża on raczej własną opinię, a nie powszechne przekonanie wszystkich katolików. Czy możliwe jest, aby taka postawa wynikała z faktu, że katolicy okazują niezdecydowanie przy prezentacji tej doktryny podczas dyskusji religijnych z przedstawicielami innych wyznań?


Modlitwa o Jedność Kościoła

(Do odmawiania we wszystkie dni Oktawy, 18-25 stycznia)

ANTYFONA: Aby wszyscy byli jedno, jako ty, Ojcze, we mnie, a ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby uwierzył świat, że ty mię posłałeś. (J 17, 21).
V. A ja tobie powiadam, że ty jesteś opoka,
R. A na tej opoce zbuduję Kościół mój.

Módlmy się: Panie Jezu Chryste, któryś powiedział Swoim Apostołom, pokój zostawiam wam, pokój Mój wam daję, nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę Swojego Kościoła, racz go według Swej woli obdarzać pokojem i umacniać w jedności, Który żyjesz i królujesz Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.

300 dni odpustu, każdego dnia Oktawy.


W związku z powyższym na uwagę zasługuje niedawna wypowiedź wybitnego członka hierarchii Stanów Zjednoczonych, a to z powodu jasnego i niedwuznacznego sposobu, w jaki przedstawił doktrynę katolickiej Jedności. Mam tu na myśli list pasterski z 29 czerwca 1954 roku Jego Eminencji kardynała Stritch'a skierowany do duchowieństwa i świeckich archidiecezji Chicago. Kardynał Stritch wskazując – że katolicy będą chętnie współpracować ze wszystkimi rodakami w celu promowania publicznego i społecznego dobrobytu naszego kraju i wyeliminowania zła przeciwnego naszemu duchowi demokracji – jednocześnie stanowczo stwierdza, że katolicki Kościół nie może uważać, iż jego sytuacja jest taka sama, jak innych religijnych organizmów:

"Katolicki Kościół nie bierze udziału w tych organizacjach czy też ich zgromadzeniach lub konferencjach. Nie przystępuje do żadnej organizacji, której delegaci z wielu sekt spotykają się na naradach lub konferencjach, by debatować o naturze Kościoła Chrystusowego lub o naturze Jego jedności bądź też proponują dyskusję nad tym, jak doprowadzić do jedności chrześcijaństwa. Kościół nie zezwala swoim dzieciom na angażowanie się w działalność jakiejkolwiek konferencji czy też dyskusji opartej na fałszywym założeniu, że również rzymscy katolicy poszukują prawdy Chrystusowej. Takie działanie byłoby przyznaniem, że Kościół jest tylko jedną z wielu form, w jakich prawdziwy Kościół Chrystusowy może istnieć, że nie przechowuje On w Sobie jedności wiary, rządu i kultu – czego pragnął dla Swojego Kościoła nasz Pan – że nie zna On prawdziwego znaczenia i natury tej jedności i innych przez Boga udzielonych własności, które Go wyróżniają, nie tylko jako jeden, lecz również jako święty, katolicki i apostolski Kościół założony przez Naszego Błogosławionego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Kościół nigdy nie może się dopuścić wypowiedzenia takiego twierdzenia, ponieważ jest On teraz, tak jak zawsze Nią był, jedną i jedyną Oblubienicą Chrystusa, jednym i jedynym Mistycznym Ciałem Chrystusa, jednym i jedynym Kościołem Chrystusowym" (Wiadomości N.C.W.C, 8 lipca 1954).

Wypełniając swój Nauczycielski urząd, Nasz Pan, godny wszelkiej czci, przede wszystkim troszczył się o przekazanie prawdy bez żadnych dwuznaczności czy niejasności. Nawet wtedy, gdy ludzie uskarżali się, że Jego słowa są "twardą mową", nie uciekał się On do dwuznaczności lub kompromisu w przekazie Swego przesłania. Ten sam duch ożywiał Kościół przez stulecia: i powinien on charakteryzować kapłanów, którzy są uprzywilejowani do przekazywania prawdy Objawienia Bożego swym bliźnim. Jeżeli niektórym z naszych słuchaczy doktryny o konieczności Kościoła do zbawienia i jedności Kościoła wydają się być twardą mową, musimy być chętni do udźwignięcia ich zarzutów i uraz jako współtowarzysze tych, którzy zostali oddelegowani przez Kościół do wypełnienia nakazu Jego Założyciela: "Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody... nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem" (Mt. 28, 20). (1)


Artykuł powyższy ukazał się w czasopiśmie "The Catholic Voice" z grudnia 2006 r., OLG Press, 3914 N. Lidgerwood St., Spokane, Washington 99201-1731 USA. (www.thecatholicvoice.org)

Tłumaczył Mirosław Salawa


Przypisy:
(1) Zob. Papież Pius XI, Encyklika Mortalium animos. O popieraniu prawdziwej jedności religii. (Przyp. red. Ultra montes).

   Za: www.ultramontes.pl