STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

piątek, 30 lipca 2021

O prawdziwych intencjach Franciszka w świetle najnowszego dokumentu „Traditionis custodes”

 

                   W ubiegły piątek, 16 lipca, w święto Matki Bożej Szkaplerznej (Najśw. Maryi Panny z Góry Karmel) dotarła do nas bardzo radosna informacja (niektórzy pisali o "smutnej informacji", ale smutna może ona być tylko dla konserwatystów Novus Ordo, zwolenników modernistycznego Neokościoła, którzy chcieli uznawać Benedykta XVI i Bergoglio za prawowitych papieży, i cieszyć się przywilejami swobodnego "odprawiania" [przez nieważnie wyświęconych duchownych Novus Ordo] "mszy trydenckiej" w parafii, czyli tzw. indultu, tradi-przebieraństwa, muzealnictwa i birytualizmu – czyli w skrócie, „teatrzyku tradycji”, jaki był możliwy po ogłoszonym w 2007 r. przez x. Józefa Ratzingera „Summorum Pontificum”).  

Bergoglio vel. Franciszek ukrócił nareszcie ten proceder, i przywrócił stan prawny "mszy trydenckiej" w Neokościele sprzed 7 lipca 2007 r., nawet nieco go zaostrzając (zakaz "mszy trydenckiej" w kościołach parafialnych, zakaz tworzenia nowych grup, czy obowiązek konsultowania przez "biskupa miejsca" decyzji o zezwoleniu nowo "wyświęconym" duchownym na "celebrowanie" w starym rycie z Watykanem). Niektórzy twierdzą wręcz, że ta regulacja cofa stan prawny jeszcze dalej, do czasu sprzed ogłoszonego przez bp. Karola Wojtyłę 18 lipca 1988 r. mottu proprio „Ecclesia Dei”, praktycznie spychając "mszę trydencką" na całkowity margines neokościoła, jak to było w pierwotnym założeniu Montiniego vel. Pawła VI po wprowadzeniu Novus Ordo Missae, która w praktyce miała całkowicie zastąpić stary ryt, i tak było to zastosowane w praktyce latach 70'tych, kiedy nie udzielano praktycznie żadnych zezwoleń na stosowanie starego rytu, poza nielicznymi wyjątkami starszych i schorowanych kapłanów, którzy mieli niedługo umrzeć. 

Bergoglio zresztą jasno wyraził się w najnowszym dokumencie, że jedyną formą rytu rzymskiego jest, jego zdaniem, Novus Ordo Missae, wprowadzony w 1969 r. przez Montiniego. Nowy ryt jest „wyłącznym wyrazem lex orandi rytu rzymskiego”. Nie ma więc już żadnego podziału na formę zwyczajną i nadzwyczajną, Bergoglio nie używa tych fałszywych i mylących sformułowań, zamiast tego mówi o "Mszale z 1962 r.". Jest to logiczną i naturalną konsekwencją modernistycznej rewolucji, którą kontynuuje pan Bergoglio. Tak jak napisałem w komentarzu pisanym na bieżąco, w chwili kiedy dotarła do mnie ta informacja (byłem akurat w autobusie do Zakopanego, więc nie mogłem sobie pozwolić na napisanie dłuższego tekstu): „Sprawa wreszcie z powrotem stała się jasna i klarowna - nowa religia może mieć tylko jeden - nowy kult. Współistnienie w modernistyczno-protestanckiej sekcie novus ordo nowego, neoprotestanckiego obrządku, wraz z rytem tradycyjnym, było niemożliwą do pogodzenia sprzecznością. Właśnie prysł mit o "dwóch formach tego samego rytu". Bergoglio jasno podkreślił, że ryt rzymski może mieć tylko jedną, zwyczajną formę.”. Jak napisał na swoim profilu na Facebooku x. Ugo Carandino IMBC: „Wraz z tym dokumentem kruszą się „majestatyczne ołtarze” oparte na piasku uznania Benedykta XVI, a następnie Bergoglio jako prawowitych papieży i nowej mszy jako zwyczajnego rytu Kościoła. [...] W tej chwili wiele dusz jest straconych z powodu motu proprio oszalałego „miłosiernego”. Cóż, muszą medytować nad słowami Naszego Pana: nie możesz służyć dwóm panom.”. 

W liście do "biskupów" Novus Ordo, dołączonym do mottu proprio Bergoglio wprost zdradza swoje prawdziwe intencje, pisząc że jego ostatecznym pragnieniem jest, aby "msza trydencka" po prostu zniknęła, aby ci którzy na nią uczęszczają, stopniowo "powrócili" do praktyk liturgicznych zgodnych z reformą Bugniniego i Motniniego (NOM), nie ma mowy oczywiście o żadnej "reformie reformy", czy "wzajemnym ubogaceniu się obydwu form", bo jak nie raz już jasno podkreślał Bergolgio "reforma jest nieodwracalna" (brzmi to wręcz jak slogany propagandowe każdej rewolucji, która też miała być "nieodwracalna", a kontrrewolucjoniści traktowani byli zawsze jak najgorsze zło, wrogowie ludu, "zaplute karły reakcji" etc. Pan Bergoglio świetnie wpisuje się w ten marksistowski styl narracji...). Bergoglio również nie ukrywa, że jego intencją było po prostu zniesienie wszelkich przywilejów, jakie "tradycjonaliści" otrzymali od jego poprzedników (mówi więc zarówno o BXVI, jak też JPII). Upadły więc wszelkie mity pseudo-tradycjonalistów, stworzone przez Józefa Ratzingera i ludzi jego pokroju (Roberta Saraha, Raymonda Leona Burke, czy Atanazego Schneidera) powtarzane jak mantra przez konserwatystów Novus Ordo w ciągu ostatnich 14 lat, i wróciła stara posoborowa rzeczywistość lat 70'tych i 80'tych. Już teraz dochodzą liczne sygnały o odwoływaniu "mszy trydenckich" i rozwiązywaniu całych środowisk i "parafii personalnych", zarówno na zachodzie, jak i w Polsce (np. w Józefowie p. Warszawą czy w Tychach).

Bergoglio nie chce, aby "msza trydencka" była obecna w nowym, posoborowym "kościele". Jak już wyżej napisałem, jest to całkowicie logiczne i zrozumiałe, bo ona tam po prostu nie pasuje. My katolicy także nie chcemy, aby moderniści w sutannach parodiowali katolicki kult, i zwodzili naiwnych, łatwowiernych ludzi, którym wystarcza "msza po łacinie" (nota bene, w Tychach wczoraj zamiast indultowej "mszy trydenckiej", odbył się ponoć NOM po łacinie i ze śpiewem gregoriańskim [zapewne również na starym ołtarzu zamiast na stole, i w starych szatach liturgicznych, z liczną asystą świeckich w koronkach i sutannach z kolorowymi frędzlami, i kadzidłem]. Dla większości tradi-przebierańców i konserwatystów Novus Ordo to pewnie w zupełności wystarczy, i być może tak właśnie skończą wszystkie dotychczasowe "indulty" w kościołach parafialnych). 

Bergoglio dał jasno do zrozumienia, że jest niemożliwe to, co wmawiali nam od wielu lat konserwatyści Novus Ordo, że możliwym jest jednocześnie pozostać w strukturach modernistycznego neokościoła, i zachować oraz wyznawać integralnie Wiarę Apostolską, a więc pozostać katolikiem (czy raczej, zachować zewnętrzne pozory bycia katolikiem). Jest bowiem niemożliwe bycie w strukturach Novus Ordo, a jednocześnie odrzucenie i nie akceptowanie ohydy spustoszenia – potworności Soboru Watykańskiego II i rytu Pawła VI, traktowanie ich tak, jakby nie istniały. Nie da się zjeść ciastka i dalej mieć ciastka... Ostatecznie padł wreszcie mit "soboru" wyłącznie duszpasterskiego, który można traktować w praktyce tak, jakby w ogóle się nie odbył, czy "nadzwyczajnej formy", którą można traktować na równi ze "zwyczajną", w praktyce całkowicie rezygnując z tej drugiej. Bergoglio stwierdził wyraźnie że to niemożliwe, i nie będzie  tolerował takich zachowań w swoim "kościele". Runął jak domek z kart ten wygodny światek indultowców, w którym mogli oni jednocześnie być w "oficjalnych strukturach", a przy tym mieć dalej swoją "mszę trydencką" (bynajmniej nie Mszę świętych Papieży - św. Piusa V i Piusa X, jaka była odprawiana do końca pontyfikatu Piusa XII, tylko mszę Roncalliego z 1962 r., ze zmianami w częściach stałych, w tym w najświętszym miejscu, bo w samym Kanonie Rzymskim [dodanie św. Józefa], wraz z późniejszymi zmianami, jak usunięcie modlitwy o nawrócenie żydów przez Ratzingera w 2008 r.), tradycyjne sakramenty, brewiarz, nabożeństwa, katechizmy i przedsoborowe nauczanie. 

Dla tych trzech wielkich katolickich Papieży (w tym dwóch Świętych) 
również istniała tylko jedna forma lex orandi Rytu Rzymskiego.

Widać tu doskonale różnice wizji "kościoła" jaką miał Józef Ratzinger, a jaką ma i konsekwentnie realizuje od początku Jerzy Bergoglio. Wizja Ratzingera była na wzór "kościoła" anglikańskiego, gdzie funkcjonuje tzw. "niski kościoł" (ang. Low Church) i "wysoki Kościół" (High Church). W modernistycznym neokościele miały to być odpowiednio "forma zwyczajna" i "forma nadzwyczajna", które miały rzeczywiście funkcjonowania na równych zasadach, przenikać się i uzupełniać. Miała to być ekumeniczna "pojednana różnorodność", w myśl zasady "hermeneutyki ciągłości". Oczywiście w tej wizji było miejsce tak samo dla całego dorobku "posoborowia", któremu Ratzinger w żaden sposób nie sprzeciwiał się. Ratzinger dał jasno do zrozumienia, że zwyczajnym rytem "kościoła" jest NOM. Warunkiem swobodnego korzystania z "formy nadzwyczajnej" było uznawanie nauczania Vaticanum II, posoborowych "papieży" oraz ważności i prawowitości NOM. Pod tym akurat względu, nic nie uległo, przynajmniej oficjalnie, żadnej zasadniczej zmianie. Wizja Bergoglio jest natomiast zupełnie inna. W jego ekumenicznym, braterskim zborze jest miejsce dla absolutnie wszystkiego i wszystkich, z wyjątkiem tzw. "tradycjonalistów" (zwłaszcza tych, którzy pozostają w "oficjalnych strukturach", w przeciwieństwie do np. lefebrystów, wobec których nie ukrywa sympatii, ale o tym będzie jeszcze za chwilę), którymi jak widać gardzi oraz "mszy trydenckiej", której on, jak się wydaje, niczym Luter, szczerze nienawidzi.

Dokument Bergoglio można jednak pararadoksalnie określić mianem bardzo konserwatywnego, wręcz "tradycjonalistycznego" w swej wymowie i treści. Jest on napisany w stylu autorytarnym, właściwym dla urzędu, jaki pan Bergoglio rzekomo "piastuje". Styl ten był charakteryczny dla Papieży aż do Piusa XII włącznie, natomiast w szczątkowej formie zachował się jeszcze do czasów JPII, całkowicie natomiast zanikając u Ratzingera. Bergoglio wyraźnie zaznaczył, że ma prawo znieść to wszystko, co jego poprzednicy wcześniej ustanowili, bo ma identyczną władzę nad "kościołem". Zrezygnował tutaj całkowicie ze swojego dotychczasowego stylu zarządzania (droga synodalna, decentralizacja). Przywrócił właściwą władzę "biskupom miejsca" w ich "diecezjach" (normalnie to biskup decyduje o publicznym kulcie na terenie swojej diecezji, a msza nie jest osobistą czynnością danego kapłana, tylko kultem publicznym, tak samo jak brewiarz etc., nawet jeśli kapłan odmawia go prywatnie), oraz w szczególnie ważnej kwestii, jaką jest sprawowanie świętej liturgii, nakazał konsultacje z Watykanem. Samo w sobie dobre jest też dążenie do ujednolicenia Rytu Rzymskiego, zamiast bredzenia o "dwóch formach tego samego rytu" (które zresztą są całkowicie sprzeczne ze sobą i wzajemnie się wykluczają, jedna wyraża bowiem teologię katolicką, a druga protestancką. Nie ma się więc co dziwić, że trwanie przy jednej formie, musi w konsekwencji oznaczać odrzucenie drugiej, a także całej stojącej za nią teologii. W końcu lex orandi = lex credendi [no chyba że ktoś jest pedantem, któremu zależy tylko na błyskotkach]). 

Każdy kto uznaje Bergoglio za prawowitego Papieża, musi bezwzględnie zaakceptować i podporządkować się jego decyzjom. Tu nie ma żadnej dyskusji. Niestety, zamiast  tego, wielu indultowców przechodzi teraz na pozycję R&R, a niektórzy zaczęli nawet wprost negować Monarchiczny  ustrój Kościoła, którym obdarzył Go jego Boski Założyciel, nasz Pan Jezus Chrystus. Odezwały się bardzo głośne tendencje neo-gallikańskie, starokatolickie i wyraźnie anty-papieskie, stawiające tzw. "tradycję" ponad Papiestwo. Powołują się przy tym na cytaty różnych skrajnych modernistów, jak np. x. Blachnickiego. Negują nawet wprost Dogmat o Nieomylności Papieskiej, pisząc że "niepotrzebnie został on w ogóle zdefiniowany", i powołując się na opinię znanego konwertyty z anglikanizmu, Jana Henryka kard. Newmana (który został, co ciekawe, "beatyfikowany" przez Ratzingera, ciekawe czy właśnie za negowanie Dogmatu Wiary?). Zamiast uznać prosty i logiczny, wynikający wprost z Wiary katolickiej wniosek i obiektywny fakt, że Bergoglio nie może być i nie jest Papieżem Kościoła Świętego, ponieważ nie jest katolikiem (nie może być Głową ktoś kto w ogóle nie jest członkiem Ciała), wolą oni jawnie odrzucać Boski, hierarchiczny ustrój Kościoła, Prymat Papieski i Dogmat o Nieomylności, popadając przez to w formalną herezję i schizmę. Wbrew ich fałszywej, zniekształconej modernistycznej eklezjologii, Kościół katolicki jest Monarchią, a Papież jest "Ojcem wszystkich książąt i królów, władcą świata, Wikariuszem Pana naszego Jezusa Chrystusa, którego jest cześć i chwała na wieki wieków. Amen!" (fragment formuły koronacji Papieskiej). To ustanowiony przez Chrystusa Urząd Prymatu Piotrowego – Jego ziemski namiestnik i Wikariusz, definiuje co to jest i jak należy interpretować Tradycję, Pismo Św. i Magisterium Kościoła. W Kościele katolickim nie ma demokracji, pluralizmu, rządów ludu czy innych, demoliberalnych i modernistycznych wymysłów. Katolicy są poddani i winni bezwzględne posłuszeństwo, w sprawach Wiary i moralności, Papieżowi Rzymskiemu, który jest nieomylną Opoką i fundamentem Kościoła Świętego, a jego głos jest głosem Boga. Jest nieomylną Prawdą Wiary, że posłuszeństwo Papieżowi jest konieczne do zbawienia (patrz m.in. Bulla "Unam Sanctam" Papieża Bonifacego VIII). "Nikt nie może być uważany za katolika, kto nie zgadza się z Kościołem Rzymskim." - Dictatus Papae (kanon 26) - św. Grzegorz VII, papież. 

Tymczasem wśród indultowców i konserwatystów Novus Ordo zaczęły pojawiać się teraz takie kwiatki (czy raczej chwasty) neo-gallikańskie, liberalno-modernistyczne:

No cóż, sola scriptura, niczym u Lutra... Pan "ksiądz" zapomniał,
że od wykładania Pisma Św. i Tradycji jest Magisterium Kościoła, 
czyli Urząd Nauczycielski, a Jego Głową jest Papież.

Nowy autorytet "tradycjonalistów", skrajny niemiecki modernista
 i progresista - "kardynał" Novus Ordo Gerard Muller
(były prefekt "kongregacji zniekształcania wiary")

I absolutna wisienka na torcie - x. Blachnicki, znany modernista,
przyjaciel bp. Wojtyły, założyciel "Ruchu Światło-Życie"
(de facto negujący nie tylko Boski ustrój Kościoła Świętego,
ale przy okazji samo Bóstwo Chrystusa, który jest
Współistotny [a więc równy w Bóstwie] Bogu Ojcu)...

Jak dalece odeszli oni od nauki świętych, m.in. św. Ignacego Loyoli:
Tak dalece winniśmy być zgodni z Kościołem katolickim, ażeby uznać za czarne to, co naszym oczom wydaje się białe, jeśliby Kościół określił to jako czarne...”
św. Ignacy Loyola ES 365

Jakie są jednak intencje Bergoglio wobec różnych stowarzyszeń kapłańskich w Neokościele, posługujących się dotąd "formą nadzwyczajną", oraz wobec stojącego od 50 lat w rozkroku pomiędzy rzymskim katolicyzmem a jego parodią po Vaticanum II, FSSPX. Niektórzy są bardzo zdziwieni obecnym krokiem Franciszka, bowiem wcześniej wydawał się on przychylnie nastawiony wobec FSSPX, udzielając im m.in. swojej osobistej "jurysdykcji" na udzielanie rozgrzeszeń oraz błogosławienie małżeństw, wykonywał też inne przychylne gesty, w praktyce stanowiące wręcz uregulowanie statusu kanonicznego FSSPX w neokościele, jednak bez oficjalnego potwierdzenia. Trzeba jednak mieć na uwadze, że nic w tej postawie pana Bergoglio się nie zmieniło. Jego obecny krok nie jest przecież wymierzony przeciwko FSSPX, wręcz przeciwnie. Bractwo najwięcej na tym zyskuje, spodziewać się należy ogromnego odpływu z dotychczasowych środowisk indultowych zarówno wiernych, jak i duchownych Novus Ordo, zwłaszcza tych młodych, którzy ukończyli seminaria w czasach Ratzingera, po 2007 r., i praktycznie od początku "odprawiali" wg. Summorum Pontificum, oraz tych, którzy przeszli praktycznie wyłącznie na "nadzwyczajną formę", porzucając przy tym całkowicie NOM (a takich znam sporo, nie tylko "słynni" [neo]salezjanie - Bałemba etc., ale także sporo "księży" diecezjalnych, m.in. w "diecezji" gliwickiej "ksiądz" Jarosław Steczkowski (który tak przynajmniej deklarował w rozmowach ze mną, przy świadkach). Teraz wielu z nich przejdzie zapewne do FSSPX, bo w ich diecezjach zakażą im odprawiania "mszy trydenckiej", pod pretekstem odrzucania przez nich reformy liturgicznej lat 1969-70. I rzeczywiście, liczba tych "księży" w FSSPX może z czasem nawet przekroczyć liczbę tych ważnie (aczkolwiek niegodziwie!) wyświęconych przez biskupów FSSPX.

FSSPX wciąż pozostanie przy swojej schizofrenicznej postawie "uznawania, ale sprzeciwiania się". Bardzo możliwe zresztą że ten krok Bergoglio był celowy (można go uznać wręcz za prezent dla FSSPX, ale po części także i dla nas, integralnych katolików, bo może choć kilka osób przejrzy na oczy, i nawróci się na Wiarę katolicką całą i nieskalaną, odrzucając jakiekolwiek kompromisy czy pozostawanie w jedności z wrogami Chrystusa i Jego Kościoła). Myślę, że Franciszkowi chodzi o to żeby FSSPX zyskało teraz xięży i wiernych pragnących stabilności, umocniło się, a później w całości zostanie wchłonięte, i będzie jedyną dopuszczoną, oficjalną "tradycją". Bergoglio nada im teraz "status kanoniczny" w posoborowym "kościele" bez stawiania żadnych warunków doktrynalnych, tak jak już teraz, bezwarunkowo udzielił im swojej "jurysdykcji" do spowiadania i udzielania małżeństw. Metoda "dziel i rządź"... Pozostałe instytuty "tradycyjne" (IDP, FSSP etc.) będą mogły albo dokonać samorozwiązania i wrócić do FSSPX, albo przejść na NOM, albo zostaną rozwiązane (podobnie skończą jak "Franciszkanie Niepokalanej"). Taką jedną, dużą i zwartą organizacją znacznie łatwiej rządzić, niż małymi, rozproszonymi po całym świecie grupkami. Ci co teraz się spodziewają ponownej ekskomuniki na FSSPX bardzo się zdziwią... Bergoglio nie jest raczej aż taki głupi, doskonale wie że spowodowało by to schizmę na ogromną skalę, a jemu chodzi aby stworzyć z FSSPX takie jedno duże getto, w ramach Neokościoła, które nie będzie zbytnio oddziaływać na resztę, tylko we własnym gronie będzie mogło kontynuować stare obrzędy (mając docelowo "monopol" na starą liturgię, która poza FSSPX zostanie całkowicie wyeliminowana z neokościoła), coś na zasadach takiego skansenu czy rezerwatu... 

FSSPX jest już zapewne przygotowane na ten scenariusz, dlatego też teraz zachowują dyplomatyczne milczenie w tej sprawie. Oczywiście w głębi duszy cieszą się z tej decyzji, bo wiedzą co ona dla nich oznacza, ale będą starali się zachować pozory, mówić o skandalu, bezprawiu czy terrorze, ale jednocześnie nie zbyt głośno i dosadnie, aby zbytnio nie podpaść modernistom. Oczywiście ewentualna decyzja o nadaniu bractwu "statusu kanonicznego" nie nastąpi zbyt szybko, musi najpierw upłynąć trochę czasu, bractwo musi umocnić się, spora część oburzonych musi przejść do FSSPX z własnej, nieprzymuszonej woli. Wówczas decyzja ta będzie oficjalnie ogłoszona, a wówczas przejdą do FSSPX ci, którzy obawiali się "braku uregulowanej sytuacji kanonicznej". Następnie wszyscy oporni zostaną po prostu zmuszeni do wstąpienia do FSSPX lub przejścia na NOM. Oczywiście sytuacja bractwa zmieni się tylko teoretycznie. Będzie ono zapewne mieć statut "prałatury personalnej" lub czegoś takiego, podlegać będzie bezpośrednio pod Watykan, a nie pod "biskupów miejsca", a co za tym idzie nie będzie mieć oczywiście wstępu do kościołów diecezjalnych, a jedynymi miejscami celebracji "mszy trydenckich" (una cum z heretykami) będą przeoraty, kościoły i kaplice FSSPX. Inne miejsca przestaną istnieć, co jest jasno wyrażoną wolą Bergoglio w jego "liście do biskupów". Oczywiście FSSPX również otrzyma zalecenie, aby nie zakładać nowych miejsc celebracji, i być może na tym polu będzie w przyszłości dochodzić do konfliktów na linii Watykan-Metzingen, gdyż bractwo za pewne nie będzie za bardzo chciało rezygnować z rozszerzenia swojej działalności. Ta kwestia będzie pewnie wymagała kolejnych regulacji, ale można spodziewać się dyplomacji i dobrej woli z obu stron.

Bardzo możliwe też, że ten plan Bergoglio nie do końca się powiedzie. Nie ma co prawda co liczyć na to, żeby FSSPX odrzuciło jego "propozycję nie do odrzucenia", czy tym bardziej aby wreszcie nawróciło się na integralnie katolickie stanowisko teologiczne, i zaczęło mówić tym samym co my językiem. Bractwo jest kontrolowaną opozycją, V kolumną modernistycznego Neokościoła, którego celem od zarania było posiadanie "statusu kanonicznego" i działanie w ramach "oficjalnych struktur", oraz posiadanie niejako monopolu na "tradycję". W czasach Józefa Ratzingera było to niemożliwe, bo Ratzinger jako wytrawny modernistyczny teolog stawiał kwestie teologiczne na pierwszym miejscu, żądał zaakceptowania przez FSSPX Vaticanum II "w świetle tradycji" (w duchu "hermeneutyki ciągłości"), natomiast Bergoglio myśli bardziej praktycznie i "duszpastersko". Oczywiście wierni neokościoła muszą bezwzględnie akceptować rewolucję Vaticanum II oraz "reformę liturgiczną" Montiniego, ale FSSPX będzie mogło być tym wyjątkiem, skansenem, rezerwatem, gdzie będzie mogło być "po staremu". To oczywiście dualizm, duchowa schizofrenia i wewnętrzna sprzeczność modernizmu, ale na tym on przecież właśnie polega...

Możliwe jednak że w FSSPX dojdzie do kolejnego, jeszcze większego podziału, który wzmocni Ruch Oporu bp. Williamsona. Bardzo wielu duchownych FSSPX może nie zaakceptować jakiegokolwiek porozumienia, nawet bezwarunkowego, i odejść do szeregów Ruchu Oporu, czyli tzw. "FSSPX ścisłej obserwancji" czy też "Inicjatywy św. Marcelego". Można zakładać, że w wyniku takiego podziału, Ruch Oporu znacznie powiększy swe szeregi, i będzie przynajmniej tak liczny, jak oficjalne FSSPX mniej więcej 25 lat temu, gdy zaczynali swoją działalność w Polsce.  Już teraz Ruch oporu liczy więcej biskupów, niż ma oficjalne FSSPX, a jego biskupi starzeją się. Ciekawe jak będzie z kolejnymi konsekracjami biskupimi, zwłaszcza po ewentualnym uregulowaniu "statusu kanonicznego". Czy Bergoglio da pozwolenie na nowe sakry, czy skończy się jednak kolejnym podziałem i "ekskomuniką"?

Jest także bardzo prawdopodobne, że zaczną powstawać liczne nowe grupy o nieuregulowanym statusie, nie mające nic wspólnego z FSSPX, ale wyznające podobną "teologię" i zasady praktyczne (R&R). W Polsce mamy już wielu duchownych Novus Ordo, którzy określają się "naśladowcami abp. Lefebvre". Można wymienić m.in. pana Piotra Natanka, Romana Kneblewskiego, Jana Pawła Lengę, Jacka Bałembę czy Michała Woźnickiego. Wszystkich ich łączy niechęć do Bergoglio i ogólnie współczesnej hierarchii oraz szeroko rozumianego "posoborowia". Mogą więc z czasem zebrać szyki, i stworzyć własną, nową organizację, powołać seminarium duchowne i rozszerzać działalność. Łączy ich bowiem pewna nieufność wobec FSSPX jako bytu obcego, niepolskiego, oraz nie wyrosłego, jak oni, w ramach struktur Novus Ordo, lecz poza oficjalnymi strukturami. Bardzo możliwe, że będą próbowali oni stworzyć coś własnego, co może spaść w Polsce na dość podatny, konserwatywny grunt, i zdobyć bardzo wielu zwolenników, z czasem przewyższając znacząco liczbę wiernych FSSPX w Polsce...

Wreszcie miejmy nadzieję, że wielu ludzi, tak świeckich jak też duchownych, zarówno z Novus Ordo, jak też z FSSPX, Ruchu Oporu i ruchów pokrewnych, przejrzy wreszcie na oczy, i przyjmie integralnie (czyli w pełni) katolickie, jedyne logiczne stanowisko teologiczne jakim jest sedewakantyzm. Niedawno w Ameryce trzech duchownych Novus Ordo przeszło do rzymskokatolickiego apostolatu J. Exc. x. Bp. Donalda H. Sanborna, obecnie są oni w seminarium i studiują, a następnie otrzymają sub conditione święcenia prezbiteratu, zostaną więc, jak Bóg da, katolickimi Kapłanami. Oby coraz więcej duchownych, w tym również w Polsce, miało taką odwagę, aby zaufać bezgranicznie Bogu, nie patrząc na względy ludzkie! Módlmy się za nich wszystkich, o łaskę nawrócenia i darów Ducha Świętego, aby odwróciwszy się wreszcie od herezji neo-modernizmu, doszli do wyznawania Wiary katolickiej całej i nieskalanej, w jedności z całym Kościołem Świętym, ze wszystkimi Świętymi, Papieżami i Doktorami Kościoła, którzy w ciągu wieków głosili tą samą, zdrową naukę świętej Wiary! Módlmy się za tych wszystkich biednych ludzi, za powrót prawdziwego, katolickiego Papieża i wywyższenie Świętej Matki Kościoła!

Michał Mikłaszewski, redaktor naczelny

Za:  http://tenetetraditiones.blogspot.com/2021/07/o-prawdziwych-intencjach-franciszka-w.html